KOŚCIECHA Robert (kostek)


Urodzony w 22 listopada 1977 roku w Grudziądzu.

Pierwszy kontakt z motocyklem miał dzięki ojcu Romanowi, który również z powodzeniem wiele lat bronił barw Stali Toruń. Jednak pierwszym trenerem klubowym zawodnika był Bogdan Kowalski, a potem Jerzy Kniaź.
Licencję żużlową "Kostek" uzyskał w barwach Apatora Toruń w roku 1995. Przez sześć kolejnych sezonów bronił żółto-biało-niebieskich barw, ale po mistrzowskim sezonie zabrakło porozumienia na linii zawodnik- działacze i Robert został odstawiony na boczny tor. Tym samym trafił do Piły, która przeżywała sportowy kryzys i po roku startów przenosi się do Wybrzeża Gdańsk, gdzie startował przez trzy sezony.
Nadmorscy działacze postawili w ciemno na zawodnika, bowiem słabe wyniki sezonu 2002 nie napawały optymizmem. Jednak "Kostek" jak sam podkreślał związał się z Gdańskiem, dlatego aby odbudować się sportowo. Pomóc w tym miała również niższa klasa rozgrywek. Jak się później okazało bliskość morza zadziałała budująco na formę zawodnika i w roku 2003 stał się jednym z liderów zespołu. W kolejnym sezonie postanawia nie zmieniać klimatu i dalej ściga się na pierwszoligowych torach uzyskując trzecią średnią biegową w tej klasie rozgrywkowej. Po tak udanym sezonie o zawodnika zaczęły upominać się kluby ekstraligowe, a najbardziej rodzimy Apator. Zawodnik jednak postanowił zostać w Gdańsku, bo jak twierdził, działacze Wybrzeża podali mu pomocną dłoń na zakręcie jego kariery i ma dług, który chce spłacić skuteczną jazdą w kolejnym sezonie, już na torach ekstraligowych.
Miłość do Gdańska skończyła się dla zawodnika w roku 2006, kiedy to na skutek problemów z uzyskaniem licencji przez gdański klub na starty w ekstralidze, powraca na Pomorze, ale zasila odwiecznego rywala toruńczyków, bydgoską Polonię. Jednak już w kolejnym roku powraca do macierzy i od sezonu 2007 przywdziewa plastron z Aniołem.
Niestety po powrocie do Torunia "Kostek" zaliczył najbardziej pechowy sezon w karierze. Żużlowiec od początku rozgrywek imponował wysoką formą i był jednym z kluczowych zawodników w ekipie Unibaxu. Ale tylko wtedy, gdy akurat nie leczył kontuzji. Pierwszego urazu nabawił się już na początku rozgrywek w lidze szwedzkiej. Wrócił na tor i kilka tygodni później złamał nogę na Węgrzech. Po leczeniu i szybkiej rehabilitacji ponownie zaczął startować i to ze znakomitym skutkiem. Niezbyt długo się jednak cieszył: ponownie w Szwecji został sfaulowany i złamał po raz drugi ramię. Pech był tym większy, że każda z kontuzji została odniesiona nie z winy samego zawodnika, a bezmyślności rywali.
Kontuzje nie przeszkodziły "Kostkowi" w przygotowaniach do kolejnego sezonu i w roku 2008 ponownie skutecznie zdobywa punkty dla miasta słynącego z pierników i astronomów, a uwieńczeniem ciężkiej pracy stał się tytuł DMP i  MPPK w roku 2008.

Rok 2009 miał być przełomowy w ligowej rywalizacji. Jak podkreślał sam zawodnik, do sezonu przygotował się jak nigdy dotąd. Niestety sezonu Robert Kościecha nie zaliczy do udanych. Na początku sezonu wiodło mu się różne. Niestety, później wpisane już chyba w każdy sezon Kostka kontuzje, wybiły go z rytmu. Do tego wszystkiego doszła śmierć ojca. Można chyba powiedzieć, że był to najgorszy rok w karierze tego sympatycznego zawodnika. Sport przez duże "S" ma jednak to do siebie, że nie akceptuje przeciętności i po sezonie Kostek musiał poszukać sobie nowego pracodawcy.
Wybór padł ponownie na bydgoską Polonię, która przy niewielkim budżecie szukała zawodnika tzw. "drugiej linii", który stanowiłby uzupełnienie pary dla Andreasa Jonssona czy Emila Saifutdinowa. Kostek z powierzonej mu roli się wywiązał i choć Polonia, na skutek kontuzji liderów opuściła szeregi ekstraligowe, to w kilku spotkaniach toruński wychowanek pokazał, że wie na czym polega jazda po żużlowym owalu i był wyróżniającą się postacią.
Po sezonie zawodnik mocno rozważał pozostanie w Bydgoszczy, a jego dylematy nie wynikały z tego, że Polonia miała jeździć w niższej klasie rozgrywek, ale były efektem odejścia liderów zespołu, co skazywało bydgoszczan w kolejnych latach na pierwszoligową banicję. Ostatecznie zawodnik pozostał nad Brdą i jeszcze przed zakończeniem sezonu 2011, świętował awans drużyny z Gryfem na plastronie w ekstraligowe szeregi i w kolejnym roku ponownie ściga się na ekstraligowych torach. Jest silnym punktem bydgoskiego teamu, jednak pech w postaci kontuzji ponownie daje znać o sobie oto bowiem w meczu ligi czeskiej pomiędzy AMK ZP Pardubice i AK JAZ Servis Slany doszło do upadku Roberta, po którym został odwieziony do szpitala. Mechanik "Kostka", Tomasz Sulikowski tak opisywał to zdarzenie: Robert jechał na podwójnym prowadzeniu w parze z Adrianem Miedzińskim. Na wyjściu z drugiego łuku Lukas Dryml wszedł pod Kostka, doszło między nimi do kontaktu, wskutek czego Robert uderzył w bandę okalającą tor. Było to około dwóch metrów za zakończeniem dmuchanej bandy. Po przyjeździe przeszedł badania, które wykazały złamanie kości udowej lewej nogi w dwóch miejscach. Po kontakcie z lekarzem Roberta w Polsce podjęto decyzję o operacji w Czechach. Rehabilitacja zawodnika trwała blisko trzy miesiące, ale nie było komplikacji. Z końcem sezonu toruński wychowanek podtrzymał wcześniejsze deklaracje, że sezon 2013 również chce spędzić w bydgoskiej Polonii. Mam stały kontakt z Andrzejem Polkowskim, więc wiem, co dzieje się w klubie. Na konkretne rozmowy w sprawie nowego kontraktu trzeba jednak poczekać. Przede wszystkim nie jest znany regulamin rozgrywek ekstraligi. Tak nie powinno być w połowie października. Kluby i zawodnicy nie mogą czekać tak długo, by poznać zasady gry. W Bydgoszczy czuję się bardzo dobrze, mam blisko do domu, więc nie mam powodów, by szukać innej drużyny. Polonia będzie miała pierwszeństwo w kontraktowych rozmowach. Oczywiście, jeśli będę widziany w składzie zespołu na przyszły sezon. Niestety sezon zakończył się dla Polonii totalną klapą przede wszystkim finanowo-organizacyjną. Zadłużenie klubu znad Brdy spowodowało, że działacze musieli uciekać się do kredytów poręczanych przez miasto. Również sportowa dyspozycja Roberta pozostawiała wiele do życzenia i w tej sytuacji zawodnik zaczął ponownie rozglądać się za pracodawcą na sezon AD 2014. Pozostał jednak w Bydgoszczy i mimo całkiem niezłej postawy Kostka (27 średnia w pierwszej lidze - 1,736 pkt na bieg), Polonia z uwagi na problemy organizacyjne nie nawiązała do swoich dawnych sukcesów. Nie inaczej było w kolejnym sezonie. Kostek ponownie ścigał się nad Brdą, ale jego zespół choć awansował do fazy play-off zakończył sezon nie odgrywając większej roli w towarzystwie zespołów walczących o awans do ekstraligi.
Na finiszu rozgrywek dla Gryfów zatliła się iskierka nadziei. Oto bowiem borykający się z problemami organizacyjnymi i finansowymi klub został kupiony przez Władysława Golloba. Na tę decyzję żużlowe środowisko w Bydgoszczy, ale nie tylko, czekało od dłuższego czasu. Miasto Bydgoszcz dwa razy próbowało sprzedać akcje ŻKS Polonia Bydgoszcz SA, ale dopiero trzecia próba okazała się mieć pozytywne zakończenie. Nowy właściciel z miejsca przystąpił do rozmów z zawodnikami. Niestety "Kostek" nie należał do zawodników z którym nowy właściciel wiązał nadzieje na przyszłość i senior klanu Gollobów odstawił toruńskiego wychowanka od transferowego stołu jeszcze przed rozpoczęciem rozpoczęciem rozmów o kontraktach i Robert musiał szukać nowego pracodawcy.

Nikt nie był zdziwiony, że trzydziestoośmiolatek szybko znalazł nowego pracodawcę, ale wszyscy byli zaskoczeni, że ..... Kostek 21 grudnia 2015 roku zakończył karierę i został trenerem. O fakcie tym toruńscy fani oraz sympatycy zawodnika zostali poinformowani podczas konferencji prasowej na której oprócz nowego trenera zaprezentowano nowych zawodników KS GetWell Toruń na sezon 2016. Do obowiązków Roberta w Toruniu miało należeć prowadzenie młodzieży, ale były już zawodnik miał również pomagać menedżerowi Jackowi Gajewskiemu przy prowadzeniu pierwszego zespołu, jednak wszelkie decyzje w ustalaniu składu i w trakcie zawodów spoczywały na toruńskim menago.
Tak więc po dwudziestu latach kariery żużlowca Robert Kościecha rozpoczął nowy etap w swoim ukochanym sporcie. Oto co powiedział podczas wspomnianej konferencji prasowej: "Dwadzieścia lat zdecydowanie wystarczy. Już w ostatnich latach miałem ciężko. Po bardzo trudnej kontuzji uda trzy lata temu, ale po namowach jeszcze spróbowałem. Z roku na rok coraz bardziej się z tym męczyłem i gdzieś się wypaliłem sportowo. Sytuacja coraz bardziej mnie przerastała, a po tym wypadku Darcy'ego Warda, którego znam od młodych lat, uświadomiłem sobie, że trzeba w końcu zejść ze sceny. Sportowo osiągnąłem to, co miałem osiągnąć. Mam rodzinę i muszę szanować swoje zdrowie. Przede mną nowy rozdział. Jestem bardzo szczęśliwy, że dostałem tak dobrą propozycję, aby trenować toruńską młodzież i mogę pozostać przy żużlu w nieco innej roli. Chciałbym, aby nasza współpraca potrwała dłużej niż rok".
Przed ogłoszeniem nowej funkcji spekulowano, że Kościecha może zostać jeżdżącym trenerem, który wspierałby drużynę w przypadku ewentualnych kontuzji czy czerwonych kartek, ale sam zainteresowany oraz właściciel klubu zdementowali te pogłoski "Nie ma takiej opcji. Motocykle są już sprzedane, zostało mi jeszcze kilka silników do sprzedania, bus także jest wystawiony na sprzedaż. Bycie jeżdżącym trenerem nie miałoby sensu. Pozostali zawodnicy po dwóch miesiącach startów nie daliby mi żadnych szans. Ewentualny występ skończyłby się tym, że zostałbym wygwizdany. Aby uniknąć kompromitacji musiałbym ostro trenować, a to bardzo trudno byłoby pogodzić z równoczesnym trenowaniem juniorów. Poza tym jakby to miało wyglądać? Co tydzień miałbym się denerwować czemu nie jestem w składzie? Nie da rady w ten sposób".
W pierwszym roku pracy, "Kostka" czekało spore wyzwanie, bowiem toruńska szkółka żużlowa poza Pawłem Przedpełskim w ostatnich sezonach nie mogła doczekać się własnych wychowanków i efekty delikatnie mówiąc poprzedników Kościechy były przeciętne. Nowy trener zdawał sobie z tego sprawę i komentował: "Na pewno jest trochę nowych rzeczy, które "siedzą" mi w głowie. Przez dwadzieścia lat sporo się nauczyłem i widziałem różnych trenerów w różnych sytuacjach. Mam nadzieję, że kilka moich pomysłów zostanie wdrożonych i ci młodzi chłopcy będą zadowoleni z naszej współpracy. Pierwszego zespołu się nie tykam, ewentualnie będę mógł dawać swoje sugestie i pomagać w treningach. Jest sporo rzeczy do wprowadzenia, których nie widziałem jeszcze w parku maszyn".
Klub nie zamierzał jednak czekać na efekty nowo zatrudnionego trenera dlatego na sezon 2016 zakontraktował obiecującego Norberta Krakowiaka z Ostrowa, który podobnie jak toruńska szkółka miał być prowadzony przez Roberta.

Nowego szkoleniowca toruńskich juniorów komplementowała legenda klubu z Torunia Wojciech Żabiałowicz, który w jednym z wywiadów stwierdził, że u "Kostka" widać "błysk w oku". I słowa z ust ikony toruńskiego żużla dodawały byłemu juz zawodnikowi otuchy i oddał się pracy z jeszcze większym zapałem. Po roku pracy byłego zawodnika można powiedzieć, że Robert sprawdził się w nowej roli. Toruńscy młodzieżowcy poczynili wyraźne postępy, a Igor Kopeć-Sobczyński wprost wprawiał w zachwyt toruńskich fanów, a trener tak wypowiadał sie o swoich podopiecznych: "Cieszę się, że chłopaki z którymi trenuję chcą pracować, chcą się uczyć i być coraz lepsi. Mamy dobry kontakt. Mam nadzieję, że to się nie zepsuję i że będę miał szanse i czas na to żeby im pomóc. Teraz przyszedł do nas z Leszna Daniel Kaczmarek, chłopak, który jest indywidualnym mistrzem Polski. Poznaliśmy się jeszcze przed rokiem na zapleczu kadry. Wiem, że mam jego zaufanie na 100%, to ważne. Po każdych zawodach przychodzi, rozmawiamy i tak jest w każdym innym przypadku. Norbert Krakowiak z Gniezna, dwóch chłopaków z Torunia. Każdy z nich ma równe szanse i pewnie bym chciał żeby rodowitym torunianom szło najlepiej, ale wszystko zależy od nich i o tego jak mocno będą zmotywowani i jaką ciężką pracę wykonają żeby wywalczyć sobie dobrą pozycję w tym sporcie".

Z początkiem roku 2017 mimo, że zawodnik z toru zjechał prawie dwa lata wstecz, zdołał spełnić swoje ostatnie zawodnicze marzenie, a mianowicie wspólnie z klubem zorganizował swój pożegnalny benefis, którym oficjalnie pożegnał się z kibicami: "Karierę żużlową zakończyłem definitywnie jesienią 2015 roku. Dla mnie to decyzja nieodwracalna. To co miałem zrobić w tym sporcie to już zrobiłem. Zacząłem zupełnie nowy etap, w którym skupiam się przede wszystkim na pracy szkoleniowca. I żeby było jasne nie zakładałem, że tak właśnie będzie, bo wcześniej obiecałem sobie, że po zakończeniu kariery przynajmniej przez dwa lata będę odpoczywał od żużla. Telefon od Jacka Gajewskiego to zmienił. Znowu wszedłem do tego sportu, ale już w innej roli i odpowiada mi to. Jeśli będzie to możliwe chcę to robić tak długo jak się da i chcę to robić w Toruniu.
Moim marzeniem było też zorganizować pożegnanie z torem właśnie w Toruniu. Przed rokiem skoncentrowaliśmy się głównie na turnieju dla Darcego Warda. Nie było czasu, żeby zorganizować jeszcze dodatkowo takie wydarzenie. W tym roku też już prawie nie zdecydowałem się na to ale za namową Jacka Gajewskiego, ale też po rozmowie z Prezes Iloną Termińską i Przemysławem Termińskim doszliśmy do wniosku, że zorganizujemy takie pożegnanie właśnie teraz. Połączymy je z memoriałem Mariana Rose’go . Dla mnie to świetna okazja do pożegnania z kibicami, podziękowania im za wsparcie przez tych 20 lat na torze. To również szansa na podziękowania dla moich sponsorów i przyjaciół".
Po sezonie 2017 namacalnymi efektami pracy Kostka to dwójka licencjonowanych zawodników w osobach Mateusza Adamczewskiego i Aleksa Rydlewskiego. Należało jednak pamiętać, że pod jego czujnym okiem znaczne postępy poczynili zarówno Igor Kopeć-Sobczyński jak i Marcin Kościelski. Młodzieżowy trener doskonale rozumiał się młodymi zawodnikami, bowiem jeszcze niedawno był czynnym zawodnikiem i należał do młodego pokolenia trenerów. W przeszłości jako zawodnik Robert miał okazję podpatrywać pracę niejednego trenera czy menadżera, można było jednak odnieść wrażenie, że współpraca z Jackiem Gajewskim męczyła nie tylko zawodników, ale też otoczenie, w tym Kościechę, który mógł się czuć nieco zniewolony w decyzyjności. Nic więc dziwnego, że po objęciu pierwszego zespołu przez Jacka Frątczaka również z natury wesołego "Kostka" tchnęło nową jakość. Ta współpraca z doświadczonym menadżerem o nieco podobnym usposobieniu miała w przyszłości przynieść tylko pozytywnie efekty, ale przed sezonem AD 2018 klub niespodziewanie rozpisał konkurs na trenera żółto-niebiesko-białych, a rozgoryczony obrotem sprawy Kostek nie stanął do konkursu. Jego miejsce zajął Karol Ząbik, a Robert tak komentował całe trenerskie zamieszanie: "Ja zawsze marzyłem o pracy z młodzieżą w Toruniu. W tej chwili chciałbym podziękować Jackowi Gajewskiemu, że dał mi taką możliwość. Ale było minęło. Kończyła mi się umowa z klubem. Poszedłem do pani prezes spytać o dalszą współpracę. Pani prezes powiedziała, że będzie konkurs ofert na pracę z młodzieżą. Powiedziałem dobrze. Spytałem wtedy czemu akurat konkurs. Powiedziano mi, że nie ma takich wyników jakby klub oczekiwał. A przypomnę, że wtedy zrobiliśmy dwa brązowe medale w rozgrywkach młodzieżowych. Następnego dnia spotkałem się z panią prezes oraz z Jackiem Frątczakiem i Radkiem Smykiem odpowiedzialnym za treningi ogólnorozwojowe. Chciałem przedstawić plan dalszej pracy. Jacek powiedział, że przedstawię ten plan jeśli wygram konkurs. Zrozumiałem wtedy, że ten konkurs był po to, żeby się mnie pozbyć. Po wyjściu wtedy z gabinetu pani prezes powiedziałem Radkowi, że nie będę składał żadnej oferty. Wiedziałem już wtedy, że na moje miejsce jest Karol Ząbik. Tu chciałbym wyjaśnić, że ja nie mam żadnych pretensji do Karola, zresztą wszystko sobie wyjaśniliśmy. Życzę mu jak najlepiej. Do klubu również nie mam i nie miałem żadnych pretensji. Toruń dalej jest mi bliski. To chciałbym podkreślić. Tu spędziłem najlepsze lata swojej kariery. Zawsze będę o tym pamiętał. Po prostu miałem zupełnie inną wizje pracy z młodzieżą w Toruniu niż Jacek Frątczak. Zdecydowanie nie nadawaliśmy na tych samych falach. Praca z młodzieżą jest to proces bardzo długi, kosztowny i wymaga wiele pracy i cierpliwości".

Kostek na trenerskim bezrobociu pozostawał do maja, kiedy to po czwartej kolejce ligowych spotkań, trafił do GKM Grudziądz, który bez dorobku punktowego zajmował ostatnie miejsce w tabeli. O zatrudnieniu Kościechy przez GKM mówiło się już od dłuższego czasu, bowiem jako były trener Get Well Toruń regularnie pojawiał się na treningach żółto-niebieskich. Dodatkowo prowadził żużlową karierę młodzieżowca Denisa Zielińskiego, który zdecydował się zdawać licencję w barwach GKM-u. W nowym klubie miał za zadanie nie tylko prowadzić pierwszy zespół, ale też, a może przede wszystkim miał poprawić wyniki grudziądzkich młodzieżowców, które po raz kolejny pozostawiały wiele do życzenia. Mimo sporych inwestycji w sprzęt, pomocy psychologa i intensywnych treningów, formacja juniorska była w dalszym ciągu bolączką "Gołębi".
I Robert dokonał przemiany grudziądzkich młodzieżowców. Stali się oni solidną podporą drużyny, a Marcin Turowski wywodzący się podobnie jak Kostek z Torunia i podobnie jak Kostek niechciany w "domu", stał się liderem formacji młodzieżowej. W GKM-ie postępy zrobili nie tylko chłopcy jeżdżący w lidze, którzy nie zaczynali trenować pod jego okiem, ale też jego prawdziwi wychowankowie, co było widać po wynikach w DMPJ. Kościecha był dobrym ligowcem i te atuty, które pokazywał jako zawodnik, widać było u jego podopiecznych. Jak chociażby świetne starty. Naprawdę potrafi przekazywać wiedzę i nie krył zadowolenia z postępów swoich podopiecznych: "Przed podjęciem decyzji o pracy w Grudziądzu, odbyłem tylko jedną rozmowę z działaczami GKM-u. Powiedziałem im otwarcie, że jeśli chcą żebym tu pracował, to trzeba mi dać czas a wyniki przyjdą. W rok czy dwa nic nie zrobisz. Dostałem z klubu wolną rękę. Nikt mi się nie wtrąca do mojej pracy. Wiadomo, że np. za trzy lata będę z tego rozliczony. Już w tej chwili widać moim zdaniem znaczne postępy u juniorów. Zobaczcie jeszcze niedawno GKM Grudziądz nie miał juniorów. Przegrywaliśmy wszystko. W tej chwili nawet po kontuzji Rolnickiego robią wynik inny. Mnie to bardzo cieszy i motywuje do dalszej pracy".
Niestety nie wszyscy potrafili uszanować kunszt i zaangażowanie Kościechy w swój fach. Oto bowiem, gdy w roku 2019 podczas konfrontacji derbowej młodzież GKM-u wywalczyła 7 punktów, a ta z Torunia ledwie punkt, Kostek podszedł do sektora przyjezdnych podziękować za doping i spotkało go rozczarowanie, bo pseudokibice Get Well opluli swego niedawnego idola. I tylko pozostał żal, że garstka idiotów nie uszanowała człowieka, który mógłby kiedyś wrócić do klubu i nauczyć toruńską młodzież, jak zdobywać punkty w ekstralidze. Oto co Robert powiedział po tym incydencie: "Po meczu jak zawsze z całą ekipą wyszliśmy do kibiców podziękować za doping. Ja szedłem ze swoimi dziećmi. Zbliżaliśmy się do kibiców toruńskich. Już wtedy słyszałem te wyzwiska. Zaprowadziłem dzieci do żony i chciałem iść i wyjaśnić tę sytuację. Niestety, to był błąd, bo zostałem dalej wyzwany i opluty. Przykro mi z tego powodu, bo wiele zdrowia i kości zostawiłem dla Apatora. Myślę, że teraz za waszym pośrednictwem wszystko wyjaśniłem".
Nową jakość wśród młodzieżowców dostrzegali grudziądzcy decydenci i po sezonie zaproponowali Robertowi Kościesze trzyletnią umowę, w ramach której miał wolną rękę w szukaniu i szkoleniu żużlowych talentów. Były zawodnik podjął wyzwanie i tak komentował swoją decyzję: "Zostałem trenerem młodzieży, a nie menadżerem pierwszego zespołu, bo to trochę tak jak w szkole. Najpierw jest przedszkole, szkoła podstawowa i średnia. Mnie na początku pracę z juniorami zaproponował Jacek Gajewski , ówczesny menedżer Klubu Sportowego Toruń. Po skończeniu kariery sam do końca nie wiedziałem, co dalej będę w życiu robił. Miałem papiery instruktora i trenera, więc Jacek pomyślał o mnie i zatrudnił mnie w toruńskim klubie. Mnie ta praca się spodobała i choć na pewno przyjdzie taka chwila w życiu, że będę chciał zostać menedżerem pierwszego zespołu, to póki co zdecydowałem się na prowadzenie młodzieży w Grudziądzu i zamierzam wywiązać się z niej rzetelnie. Potem będę myślał co dalej".
Choć szkółka robiła postępy, GKM w lidze nie radził sobie tak jak oczekiwali tego kibice. Zespół ciągle walczył o ekstraligowy byt, a to nie sprzyjało wystawieniu wyższych not dla Kościechy, od którego niektórzy oczekiwali cudów. Robert wiedział jednak, że czas pracuje na jego korzyść i jego podopiecznych, a swoje zaangażowanie w pewnym momencie były zawodnik przypłacił zdrowiem. Oto bowiem na zajęciach szkółki, podczas treningowych kółek, jeden z adeptów z dużą prędkością wjechał w trenera Roberta Kościechę. Wszystko wyglądało tragicznie, bo uderzenie przez jadącego zawodnia w stojącego na torze trenera, który wskazywał innemu podopiecznemu, którędy ma jechać, było tak mocne, że Robert został wyrzucony w powietrze i z impetem uderzył o murawę. Na szczęście w "Kostek" miał sporo szczęścia, bo choć pierwsze diagnozy był bardzo poważne i trener natychmiast został przewieziony do szpitala, to ostatecznie uszkodzeniu uległa jedna z kości w nodze i szkoleniowcowi musiał zostać założony gipsowy opatrunek. Całe zdarzenie skomentował Zdzisław Cichoracki: "To wydarzenie pokazuje, że wypadki zdarzają się nie tylko żużlowcom i nie tylko na meczach. Robert Kościecha jak zwykle prowadził zajęcia dla naszych adeptów. Dokładnie pokazywał jednemu z chłopaków, gdzie ten ma pojechać. Niestety, doszło do uślizgu i adept wjechał w lewą kostkę naszego trenera. Efekt był taki, że doszło u niego do złamania. Robert czuje się dobrze i na pewno odczuwa ból. To zresztą całkowicie normalne po takim wydarzeniu. Nie ma jednak powodów do paniki. Trener jest już w domu i wraca do zdrowia. Jako żużlowiec po wszystkich upadkach dochodził do siebie zawsze bardzo szybko. Myślę, że tak samo będzie teraz. Możliwe nawet, że pod koniec przyszłego tygodnia wróci do pracy z naszą młodzieżą".

I jak powiedział członek rady nadzorczej w grudziądzkim klubie tak się stało. Robert szubko wrócił do pracy, a dodatkowo GKSŻ na wniosek trenera żużlowej reprezentacji Polski Rafał Dobruckiego podjęła decyzję o powołaniu trenera – koordynatora dla klasy 250cc i został nim Robert Kościecha. Radości z tego faktu nie krył przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego, Piotr Szymański: "Cieszymy się, bo od dawna widzimy zaangażowanie trenera Kościechy. Uważamy, że taka funkcja i taka osoba w polskim żużlu jest bardzo potrzebna, bo w ślad za tym idą także sukcesy naszych reprezentantów. Mamy coraz więcej imprez, a to wymaga zaangażowania dodatków osób. Grupa młodych chłopców jest naprawdę liczna i musi być pod odpowiednią opieką. Chcemy ją zapewnić, żeby każdy z nich mógł się właściwie rozwijać i odnosić później sukcesy w dorosłym żużlu".

Rok 2023 okazał się przełomowy w trenerskim życiorysie "Kostka". Oto bowiem jego podopieczni z grudziądzkiej szkółki żużlowej szturmem zaatakowali ekstraligę, a rewelacją rozgrywek okazał się wypożyczony do Wrocławia na rundę play-off Kevin Małkiewicz, który bez kompleksów rywalizował jak równy z równym z bardziej doświadczonymi ekstraligowymi seniorami. To przekonało działaczy GKM-u do tego by powierzyć czterdziestopięcioletniemu Robertowi w roku 2024, funkcję trenera pierwszej drużyny. Na stanowisku tym wschodząca gwiazda polskiej żużlowej myśli szkoleniowej zmieniał doświadczonego Janusza Ślączkę i po objęciu nowej posady tak komentował tę decyzję: "Jest nowy trener Robert Kościecha i to jest nowy rozdział dla GKM-u. Nie chcę się do nikogo porównywać, oceniać co było dobre, a co złe. Odcinam to co było i robię swoją robotę tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Nigdy nie pchałem się na pierwszego trenera, czy menedżera zespołu, ale od kilku lat byłem gdzieś obok. Bardzo dobrą naukę miałem w Toruniu pod okiem Jacka Gajewskiego. Cały czas się rozwijam, jestem trenerem, który bardzo lubi nowe wyzwania związane z pracą. Cały czas trenowałem juniorów, wychowałem już paru fajnych juniorów w Grudziądzu i myślę, że przyszedł już ten czas, że trzeba pójść dalej, zrobić kolejny krok, spróbować nowych wyzwań. Po prostu nadszedł już ten moment, chciałem mieć po prostu troszkę więcej możliwości podejmowania decyzji. Były sytuacje, żeby to dobrze zabrzmiało... że z niektórymi rzeczami, które chciałem robić, miałem ręce związane. Nie pozwalano mi na niektóre rzeczy, a dziś tę sytuację będę miał otwartą. To ja będę podejmował decyzje w niektórych kwestiach, które mam nadzieję przełożą się na jeszcze lepszy rozwój naszych juniorów i całego zespołu. Dlatego gdy dostałem propozycję poprowadzenia pierwszego zespołu, byłem bardzo zadowolony. Będę bardzo się starał, żeby zrobić fajną atmosferę i fajny wynik dla Grudziądza. mamy dobry skład. Bardzo się cieszę, że mamy już takich juniorów, którzy będą walczyć w Ekstralidze i pokażą się z dobrej strony. Mam doświadczonego Kacpra Łobodzińskiego, do niego dochodzą Janek Przanowski i Kevin Małkiewicz, którzy będą walczyć dalej. Na zapleczu jest Kacper Warduliński. To najbardziej cieszy, że mamy już swoich juniorów. Jestem zadowolony z tego zespołu. Wyciągnęliśmy wszystko, to co było najlepsze wśród zawodników. Chcieliśmy mieć Jasona Doyle'a i mamy go. Będzie to na pewno jeden z liderów. To mistrz świata, ma dużą wiedzę i mam nadzieję, że będzie pomagał wszystkim chłopakom. Są to naprawdę fajni zawodnicy, których można fajnie zgrać. Dobrze się znajdą. Są kolegami z reprezentacji Australii, do tego jest Wadim, który mocno się zżył z Grudziądzem, więc mamy bardzo fajną ekipę. Byłem bardzo za tym, żeby został Kacper Pludra na U24, bo chłopak się rozwija. Wiążę z nim naprawdę duże nadzieje".

Zatem jak widać trenerska kariera młodego jeszcze trenera zaczyna nabierać rozpędu.
Czy doceniony "Kostek" ze spokojną głową podoła trenerskiemu wyzwaniu i prowadząc pierwszy zespół awansuje do fazy play-off na którą Grudziądz czeka od wielu lat?
Czas pokaże. Ale można być pewnym, że odda on drużynie całe serce i całą wiedzę wyniesioną z toru.

Prywatnie dla Roberta najważniejsza jest rodzina. Swoją dziewczynę Gosie poznał w szkole średniej, jednak wówczas nie zapadli sobie w pamięci. Kilka lat później los jednak zetknął ich ponownie i od wspólnych spotkań przy kawie i długich rozmów, stara znajomość przerodziła się w coś więcej  i jak oboje podkreślają ich związek jest tym na co czekali całe życie. Poza żużlem Kostka interesują wszystkie sporty. Lubi oglądać Redbull X - Fighters, wyścigi Moto GP, Formułę 1 oraz piłkę nożną na światowym poziomie. W przyszłości chciałby skoczyć ze spadochronem, jednak jak przyznaje trochę się boi i musi być przygotowany mentalnie do tego wyczynu. 
Kostka można było też oglądać na szklanym ekranie, kiedy to na zaproszenie wielu stacji telewizyjnych z elokwencją i charakterystycznym dla siebie żartem komentował zawody żużlowe w których startowali jego koledzy z toru.

Obok ligi polskiej, "Kostek" z powodzeniem bronił barw teamów:
    Rospiggarna, Piraterna
       
Kronjylland, Brovst
            AK Slany

Osiągnięcia

DMP

1995/2; 1996/2; 2001/1; 2006/3; 2007/2; 2008/1; 2009/2

MDMP

1998/4
DPP 1997/1; 1998/1; 1999/2
IMP 2000/8; 2003/16; 2004/4; 2005/7, 2008/8; 2010/8
MIMP 1998/7
MPPK 2000/4; 2004/3; 2006/2, 2007/4; 2008/1; 2010/3; 2011/5
MMPPK 1995/3; 1996/6
BK 1995/10
SK 1997/7; 1998/9
ZK 2001/12; 2004/11; 2006/5
IMŚJ 1998/11
IME 2006/13
MEP 2004/3; 2005/1
KPE 2009/2

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
sezon mecze biegi punkty bonusy średnia
biegowa
miejsce w
ligowym rankingu
1995 4 9 6 1 0,778 -
1996 3 5 4 0 0,800 -
1997 21 79 83 12 1,202 55
1998 18 80 107 20 1,588 42
1999 13 56 84 13 1,732 33
2000 20 95 135 19 1,621 28
2001 15 68 93 21 1,676 26
2007 8 40 65 5 1,750 nklas (1)
2008 18 83 122 32 1,855 20
2009 17 71 74 15 1,254 42





   



   


retro derby 2019 

Zdjęcia kolorowe zostały nabyte
na stadionowym stoisku z pamiątkami
Zdjęcia czarno białe
pochodzą z internetowego wydania toruńskich  'Nowości"

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt