KNIAŹ Jerzy


Urodzony w 3 stycznia 1948 roku w Gnieźnie.

Z zawodu tokarz, w okresie kariery zatrudniony w zakładzie Predom-Metron w dziale narzędziowni.
Będąc czynnym zawodnikiem jako zamiłowanie wymieniał automobilizm.

Swoją karierę rozpoczął w Gnieźnie, ale najlepiej wspominany jest w Toruniu i Bydgoszczy. Po zakończeniu startów zajął się pracą szkoleniową i wychował wielu znanych zawodników.
 

Jako dziecko cudem przeżył zasadzkę Gestapo. Wybrał sport, by zapomnieć o traumie i w pierwszej stolicy Polski połknął żużlowego bakcyla. Od dziecka uwielbiał motocykle i jako nastolatek trafił do szkółki. Były to jednak czasy, gdy w naborach zgłaszały się setki dzieciaków marzących o tym, by zostać żużlowcem. Trzeba było mieć talent albo szczęście. Kniaź miał oba te atrybuty. Na treningach dwoił się i troił, by tylko poprawić swoje umiejętności. Licencję uzyskał w 1966 roku i szybko zadebiutował w rozgrywkach młodzieżowych. Tam prezentował się na tyle dobrze, że dostał szansę w lidze. Dla drugoligowego Startu ścigał się do 1972 roku. Lepsze występy przeplatał słabszymi, ale był solidnym punktem zespołu. Postanowił jednak zmienić klub. Trafił do Stali Rzeszów i decyzja ta była strzałem w dziesiątkę. Na Podkarpaciu wyrósł na jednego z najlepszych zawodników II ligi. Był liderem Stali, w której spędził trzy lata. Świetna jazda zaowocowała transferem do innej Stali z Torunia, tuż po awansie do I ligi. W klubie pojawił się wówczas pomysł, by wzmocnić zespół i a sprawą kierownika sekcji Mieczysława Mikołajewicza do ówczesnej Stali trafiły nowe osoby. Byli to trener Florian Kapała i zawodnicy Zbigniew Marcinkowski oraz właśnie Jerzy Kniaź.

W pierwszym sezonie startów w klubie z Torunia zawodnik przeżył chwile grozy. Pechowym był mecz w Częstochowie. Przy pierwszym podejściu doszło do tragicznej kraksy, w wyniku której życie stracił Kazimierz Araszewicz. Mecz został przełożony na inny termin. Za drugim podejściem podczas podróży do Częstochowy doszło do kolejnego wypadku, w którym brał udział samochód prowadzony przez Kniazia, a Eugeniusz Miastkowski, który był pasażerem tak wspominał w książce "Od dirt-tracku do Motoareny. Opowieść o toruńskim żużlu": "W drodze na mecze zawsze lubiłem spać, więc i teraz przysypiałem. Nagle usłyszałem tylko krzyk Kniazia: "Co on robi?". Patrzę, a tu z naprzeciwka jedzie na nas wielki pojazd, jakiś jelcz. Wyprzedzał, zjechał na drugi pas, i poszły mu hamulce. Jechał prosto na nas. Widząc, co się dzieje, schowałem się tylko pod siedzenie. Pierwsze uderzenie poszło na przód i na Jurka. Ten wóz pchał nas ze 30 metrów. Już po tym wszystkim, gdy wszystko stanęło, wokół była tylko kupa kurzu. Najbardziej ucierpiał wtedy Jurek. We trzech wysiedliśmy, a Jurka wyciągano, bo był zakleszczony w aucie. Karetki w końcu pozabierały kolegów, a ja siedziałem w rowie i czekałem. Nagle podjechał samochodem jakiś gościu i pytał, co tu się stało. Ja mu powiedziałem, że chyba widać, a on na to zaczął dopytywać, gdzie są koledzy. Powiedział, że jest księdzem i chce im dać ostatnie namaszczenie. Miałem mało włosów, ale aż mi poszły do góry. On natomiast nie wierzył, że wszyscy przeżyli taki wypadek". Ów ksiądz był z Torunia i poinformował klub w Częstochowie o wypadku. Spotkanie znów nie doszło do skutku. Torunianie ostatecznie nie chcieli kusić losu i oddali to spotkanie walkowerem.

W czasie kariery, którą zakończył w barwach toruńskich w roku 1981 Jerzy Kniaź święcił też radosne chwile, jak choćby występ w finałach mistrzostw Polski. W roku 1975 był rezerwowym w finale IMP, natomiast w roku 1976 w finale MPPK wspólnie z Januszem Plewińskim zajął siódme miejsce. W dwa lata później ponownie wystartował w finałowej parze MPPK tym razem z Wojciechem Żabiałowiczem, ale ta para również nie potrafiła pokonać choćby jednego z rywali i zajęła ponownie siódmą lokatę. W lidze też nie zawodził. Przez sześć lat ścigał się dla Aniołów i pojechał w 68 meczach. Robił swoje i był solidnym ligowcem, może bez wielkich sukcesów indywidualnych, ale jako doświadczony zawodnik był ważną postacią w pierwszoligowym toruńskim zespole. Szczególnie udany był jego pierwszy sezon w Toruniu, gdy osiągnął średnią prawie 2 punkty na bieg.

Po latach czas pokazał, że dla Apatora nawet więcej zrobił jako trener. Bardzo solidnie szkolił młodzież. Miał swój styl pracy. Przygotowywał adeptom trudny tor, dzięki czemu więcej mogli się nauczyć. Jako trener racował też w Stali Gorzów, Starcie Gniezno i Polonii Bydgoszcz. Największe sukcesy odnosił na przełomie wieków własnie w Bydgoszczy, gdzie drużyna oparta na braciach Gollobach Polonia była w ligowej czołówce.

W pewnym momencie słuch po Jerzym Kniaziu w żużlowym światku zaginął i niestety 17 sierpnia 2009 roku jak grom z jasnego nieba spadła informacja o jego nagłej śmierci.
Miał 61 lat.

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon mecze biegi punkty bonusy Średnia
biegowa
Miejsce w
ligowym rankingu
1976 11 55 101 8 1,98 12
1977 18 89 142 8 1,69 44
1978 17 94 140 10 1,70 27
1979 7 30 48 6 1,80 32
1980 14 50 45 6 1,02 95
1981 1 2 1 1 1,00 78

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt