ZAWADZKI Marcin
dziennikarz, spiker żużlowy, komentator hokeja na lodzie


Speedwayem zainteresował się pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego tysiąclecia, gdy zespół Stali Apatora walczył o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, aż tu nagle Jego ulubiona drużyna zajęła czwarte miejsce i ocierając się o ligowe podium w 1979 roku. To wydarzenie wywarł na młodym wówczas Marcinie niesamowite wrażenie, a Wojciech Żabiałowicz stał się najważniejszym idolem sportowym. Przez lata zasiadał na trybunach żużlowej areny przy ulicy Broniewskiego, by w roku 1995 podczas potyczki z Motorem Lublin wejść na wieżyczkę sędziowską w roli spikera zawodów. Do mikrofonu zaprosił Go wówczas Janusz Kaczmarek, ówczesny spiker toruński, wcześniej kierownik drużyny. Podczas debiutu "nowy stadionowy głos" zapowiadał wyścigi i podawał wyniki na zmianę ze swoim bardziej doświadczonym kolegą. Pan Marcin przez skromność nie ocenia tego występu, ale od tamtego momentu toruńska historia żużlowa pisana jest również głosem Marcina Zawadzkiego.

Chrzest bojowy z "sitkiem" w ręku przeszedł jednak w roku 1994 w radiu Toruń, gdy relacjonował mecz .... a jakże z Lublina. Do współpracy zaprosił Go wówczas Marek Zaborski, w tamtym czasie prezes Radia Toruń, szukał kogoś, kto zrobiłby relację z meczu żużlowego Apatora w Lublinie. Marcin Zawadzki był ściągnięty do radia awaryjnie, bowiem ktoś umówiony wcześniej wypadł i trzeba było znaleźć zastępcę. Był piątek, a mecz jak zwykle w lidze polskiej w niedzielę. Nieopierzony spiker radiowy pojechał do Lublina i od tego momentu jeździł z Radiem Toruń przez kolejne dwa lata. Robił pionierskie relacje  - na telefon - z wyjazdowych spotkań toruńskich żużlowców, ale także hokeistów, którzy wtedy zdobywali medal mistrzostw Polski.

W 1996 roku trafił do działu sportowego "Nowości". Przez wiele lat, zanim nie został edytorem w gazecie, pisałem o różnych dyscyplinach sportowych, ale odpowiadał za hokej. Tak się złożyło, że relacje wyjazdowe prowadził dla radia również inny redaktor "Nowości" - Kuba Pieczatowski, który zaproponował Marcinowi Zawadzkiemu pomoc w przeprowadzeniu relacji hokejowej z turnieju Spengler Cup w Davos i w ten właśnie sposób Marcin Zawadzki trafił do redakcji Eurosportu i co jakiś czas pomaga komentować mecze dla tego kanału.

Wracając jednak do żużla, należy wspomnieć że fani speedwaya cenią Marcina również za to, że nie narzuca im swojego stylu, ale jednocześnie potrafi reagować na to co dzieje się na trybunach. Sam zainteresowany w jednym z wywiadów tak mówi o współpracy z kibicami: Dla mnie w mojej pracy najważniejszy jest obiektywizm. Co innego spiker sprawozdawca, a co innego prezenter wodzirej. Uważam, że spiker nie może sobie pozwolić na kibicowanie, bo ma przekazywać informacje. Co nie znaczy, że nie może od czasu do czasu pozwolić sobie na komentarz. Uważam, że najlepiej wychodzi spontaniczność. Jeśli kibice chcą akurat pokrzyczeć czy zrobić falę, to nie należy im w tym przeszkadzać. Wywoływanie atmosfery na siłę, "robienie fali", gdy kibicom nie chce się wstać, zawsze wypadnie sztucznie.

Przez lata pracy z mikrofonem Pan Marcin przeżył wiele miłych, ale i trudnych chwil. Jako tę najciekawszą wspomina ostatni wyścig słynnego meczu ze Spartą w 1995 roku, czyli tuż na początku kariery spikera. Tak oto wspomina ten moment: 5:0 - po dwóch wykluczeniach rywali - dało wtedy zwycięstwo torunianom 45:44. Dobrze pamiętam, jak sędzia, którym był wtedy Stanisław Pieńkowski, przekazywał mi decyzję o wykluczeniu Tommy Knudsena. To była ta chwila, gdy ja już wiedziałem, a tysiące kibiców na trybunach jeszcze nie i wrzało w oczekiwaniu na informację. Starałem się powiedzieć im o tym jak najbardziej spokojnie, ale emocji trudno było ukryć. Dobrze pamiętam też chwile, gdy torunianie zapewniali sobie tytuły mistrzowskie. Z czasem podchodziłem jednak do takich zdarzeń spokojniej. Niemniej wciąż bardzo denerwuję się na meczach wyjazdowych torunian, gdy spikerem nie jestem i nie muszę starać się być opanowanym.

Toruński spiker prowadził w swoim życiu wiele imprez sportowych z mikrofonem w dłoni, włącznie z IMŚ Grand Prix i jak mówi choć ranga mistrzostw świata w porównaniu choćby z liga jest nieporównywalna, to poza tym, że wyniki trzeba podać w języku angielskim, dla spikera nie ma różnicy w prowadzeniu zawodów, bo żużel jest wciąż ten sam.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt