2018-05-05 runda zasadnicza
ZKŻ Falubaz Zielona Góra - KS Get Well Toruń
     
Po obu stronach po czterech kolejkach spotkań, próżno było szukać szczególnego podekscytowania. Wszystko za sprawą wyników.

Co prawda sezon dopiero się rozkręcał i za wcześnie było na wyciąganie jednoznacznych wniosków i wieszczenie czarnych scenariuszy, ale toruńscy i zielonogórscy kibice mieli przed startem ligowych rozgrywek nieco większe apetyty. Mocno przebudowana toruńska drużyna miała przede wszystkim odzyskać atut własnego toru, a poza tym kąsać rywali na wyjazdach. Dotychczasowe mecze na MotoArenie przyniosły jednak niższe triumfy niż można było się spodziewać. Zwycięstwa przełożyły się jednak na punkty do ligowej tabeli, co w zeszłym sezonie nie było takie oczywiste. Z tego względu domowych meczów torunian nie można było rozpatrywać w kategorii nieudanych, ale zostawiły one lekki niedosyt. Tym bardziej, że mecze wyjazdowe z ligową czołówką torunianie mieli dopiero przed sobą, a drużyna, która chciał bić się o medale, musiała wykazać większą skuteczność na swoim terenie, toczyć wyrównaną walkę na obczyźnie, a od czasu do czasu urwać punkty gospodarzom.

O wiele gorzej wygląda dyspozycja żółto-niebiesko-białych na wyjazdach, bowiem na torach rywali nie osiągnęli jeszcze do granicy 40 punktów. Zielonogórzanie zdawali sobie sprawę, że w sezonie 2018 kluczem do korzystnego wyniku będą przede wszystkim mecze przed własną publicznością. Zimą drużyna spod znaku "Myszki Miki" uległa sporej, choć nie do końca planowanej przebudowie. Odeszli Jason Doyle i Jarosław Hampel oraz trener Marek Cieślak. W ekspresowym tempie trzeba było posiłkować się nowymi ogniwami. Po stracie liderów, którzy w zasadzie nie pomogli drużynie wrócić na szczyt, nie udało się pozyskać tak imponujących na papierze osobistości. Czyli można powiedzieć, że drużyna lubuska znalazła się w podobnej sytuacji jak torunianie przed sezonem 2017. To jednak nie oznaczało, że w zielonogórskich szeregach próżno szukać potencjału i woli walki. Podopieczni Adama Skórnickiego obiecująco rozpoczęli sezon. Najpierw ponieśli niewielkich rozmiarów porażkę w Tarnowie, co stawia ich w korzystnym świetle w kontekście walki o bonus, a następnie rozprawili się z głodnymi wyjazdowych triumfów grudziądzanami. Jednak ostatnie dwie kolejki wlały w serca kibiców spod znaku Myszki Mickey sporo niepokoju. Przede wszystkim spowodowała to minimalna domowa porażka z częstochowianami, która odebrała cenne punkty. Drużyna kiepsko zaprezentowała się też w wyjazdowym meczu w Lesznie, gdzie uzbierała 34 punkty, a w ich szeregach ponownie brakowało punktujących na wysokim poziomie liderów.

Nic więc dziwnego, że obie drużyny przystąpiły do rywalizacji na punktowym głodzie. Falubaz nie mógł sobie pozwolić na drugą przegraną z rzędu na swoim terenie, a trzecią w sezonie. Torunianie natomiast uporczywie wypatrywali szansy na odniesienie w końcu wyjazdowego zwycięstwa, które zwiększyłoby ich szanse na skuteczną walkę o play-off, bo niestety porażka w Tarnowie spowodowała, że margines błędu dla Get Well na wyjazdach został poważnie zawężony. Dodatkowym poza sportowym smaczkiem był powrót na stare śmieci Jacka Frątczaka, dla którego był to wyjątkowy moment. Jego ekscytacja mieszała się z profesjonalizmem. Po raz pierwszy w życiu bowiem poprowadził toruńską drużynę (drużynę z którą próbował pogrążyć po finale w roku 2013) na terenie, który przez całe życie był jego żużlową ostoją. To w Zielonej Górze toruński menago zdobywał żużlowe szlify, to tu pełnił różne klubowe funkcje - był między innymi członkiem zarządu, wiceprezesem ds. sportowych, kierownikiem drużyny, a następnie menedżerem zespołu, dokładając cegiełki do wielu sportowych sukcesów, między innymi trzech mistrzostw Polski. Frątczak jednak po raz ostatni pracował w Falubazie w 2015 roku, gdy prowadził zielonogórską drużynę wspólnie ze Sławomirem Dudkiem. Sezon ten zakończył się piątym miejscem w Ekstralidze i fatalną kontuzją Darcy'ego Warda. Swoją drogą Frątczak wielokrotnie podkreślał, że mocno przeżył dramat Australijczyka. Po sezonie 2015 Falubaz rozstał się z Frątczakiem. Menedżerskie stery w drużynie objęli wówczas powracający do Winnego Grodu Marek Cieślak, a także Tomasz Walczak. Frątczak zapowiadał wówczas, że chce zrobić sobie przerwę od czarnego sportu, choć przyznawał, że nigdy nie można kategorycznie niczego przesądzać i jeśli pojawi się ciekawy projekt, to być może z niego skorzysta. Przez sezonem 2016 dostał oferty z klubów Ekstraligi, chciał go między innymi ROW Rybnik, jednak Frątczak grzecznie odmawiał. Ograniczył się do roli eksperta, przy okazji prowadził też zespół eport2000.pl w trzech turniejach Speedway Best Pairs.
Jednak w lipcu 2017 roku Frątczak wrócił do żużla pełną gębą, stając się kołem ratunkowym zawodzącego Get Well Toruń. Zielonogórzanin w toruńskim klubie zastąpił Jacka Gajewskiego, pod którego sterami Anioły brnęły w kierunku spadku z Ekstraligi. Choć początkowo Frątczak nie zakładał dłużej współpracy z toruńskim klubem, zdecydował się na kolejny rok w Get Well. Zbudował mocną na papierze drużynę, na czele z mistrzem świata Jasonem Doyle'em, jednak zespół zawodził mając na swoim koncie dwie wygrane i dwie porażki i mecz na doskonale znanym mu terenie miał odmienić ten obraz. A pomóc mieli mu w tym zawodnicy z przeszłością zielonogórską, bo w Falubazie oprócz Doyle’a jeździli też Holta i Iversen. Jednak to nie byli ci sami zawodnicy co przed laty i zastanawiano się po której stronie wystrzelą potężniejsze armaty. A wiele wskazywało na to, że to zielone kule będą kąsać nisko latające Anioły, bo licząc od ostatniego triumfu torunian w Winnym Grodzie, który miał miejsce w rundzie zasadniczej sezonu 2013 (46:43 po podwójnej wygranej Tomasza Golloba i Darcy'ego Warda w 15. biegu), a pomijając słynny walkower w finale tego samego sezonu, gdy Anioły wyjeżdżały na tor przy Wrocławskiej 69, to jeździły w kratkę, i wygrać z Falubazem nie potrafiły, choć najczęściej dzielenie walczyły do końca. W spotkaniach fazy zasadniczej w sezonach 2014, 2016 i 2017, Toruń zdobywał w Zielonej Górze kolejno: 37, 37 i 36 punktów. W 2015 i półfinale play-off zgromadził dwukrotnie po 43 "oczka". Ta matematyczna zależność wskazywała, że w niedzielę nadszedł czas na lepszy występ, choć minimalna przegrana z pewnością GetWellowców nie satysfakcjonowała.

Należy dodać, że rywalizacja zielonogórsko-toruńska była jedną z dłuższych w historii polskiej ligi. Oba kluby mają za sobą już 106 bezpośrednich starć, ale lepszym bilansem legitymuje się Myszka Miki, która wygrała nieco więcej niż połowę z nich.
Widząc dokonania swoich podopiecznych i znając powagę sytuacji, obaj menadżerowie zamieszali w swoich składach z ustawieniem par. Menedżer Get Well Toruń w pierwszej parze ustawił Jasona Doyle'a i Nielsa Kristiana Iversena, natomiast do drugiego duetu desygnował Chrisa Holdera i Pawła Przedpełskiego. Z juniorami ponownie miał jechać Rune Holta. Z kolei Adam Skórnicki, przesunął Piotra Protasiewicza pod numer 12 i tym samym uczynił go doparowym dla Michaela Jepsena Jensena.

Mecz rozpoczął się od torowego spaceru i próby toru do której wyjechali Niels Kristian Iversen, Jack Holder po stronie gości oraz Michael Jepsen Jensen i Sebastian Niedźwiedź po stronie gospodarzy. W Get Well dobór zawodników do przedmeczowych prób wydawał się uzasadniony, bowiem od Iversena toruński menadżer oczekiwał przebudzenia, a Jack Holder, który miał wejść w rytm meczowy po pierwszej lub następnych seriach startów otrzymał szansę dopasowania motocykla do zielonogórskiej nawierzchni. Prawdziwe ściganie rozpoczęło się od zestawienia zapisanego w programie i w pierwszym biegu, Zengota zdecydowanie wygrał moment startowy. Po pierwszym łuku wydawało się, że na prostej przeciwległej do startu Doyle upora się z zielonogórzaninem, jednak Australijczykowi podniosło przednie koło i nie był w stanie zagrozić Zengocie. Na domiar złego w trakcie biegu, jadący na drugiej pozycji Doyle nie dowiózł dwóch punktów do mety, bowiem pod koniec trzeciego okrążenia zanotował defekt sprzętu i bieg zakończył się wygraną 4:2 dla gospodarzy. Starty Torunia z pierwszej gonitwy odrobili juniorzy, bowiem prowadził w biegu Kaczmarek po dobrym starcie, ale jadący za nim Niedźwiedź na drugim wirażu upadł na tor i choć szybko zszedł na murawę to punktów nie zdobył. Tym samym do pewnych trzech punktów Kaczmarka, jeden dołożył Kopeć-Sobczyński i w meczu był remis.
Niestety kolejne dwa biegi po porażki Aniołów 4:2, bowiem najpierw Jensen, a później Dudek uporali się z dwoma rywalami, a ich partnerzy z pary w osobach Protasiewicza i Zgardzińskiego pozostawili w pokonanym polu Holdera i Kopcia-Spbczyńskiego. Zaskakująca była zwłaszcza ostatnia pozycja Chrisa Holdera, który jechał przed Protasiewiczem na trzeciej pozycji, ale popełnił błąd i doświadczony kapitan zielonogórzan uporał się Australijczykiem, który wyścigiem tym pokazał, że na wyjazdach nie był tak skuteczny jak na MotoArenie.
Druga seria rozpoczęła się od biegowego zwycięstwa Doyla. Przez chwilę próbował atakować go Protasiewicz, ale zakopał się pod bandą i Dyle odskoczył od całej stawki zawodników dowożąc 3 pkt. Niestety Iversen nie był w stanie pokonać żadnego z rywali i w biegu piątym zanotowano remis 3:3. W kolejnej odsłonie show dał ponownie Dudek, który pewnie prowadził po torze Przedpełskiego i Holdera, który pasywną jazdą w której nieco przeszkadzał Przedpełskiemu, potrafił pokonać tylko juniora gospodarzy. Wyścig numer siedem to ponowny biegowy remis, bowiem Holta nie dał szans Zengocie i Thorsselowi. Co prawda przez chwilę Kaczmarek miał za plecami obcokrajowca z Zielonej Góry, ale pojechał niewłaściwą ścieżką i Szwed uporał się z toruńskim juniorem i w meczu gospodarze wygrywali czterema punktami 23 : 19.
Ósmy bieg to oczekiwana z GetWell zmiana. W miejsce Iversena, menadżer Jacek Frątczak desygnował do walki rezerwowego Jacka Holdera, ale ten wspólnie ze swoim krajanem nie był w stanie zagrozić Patrykowi Dudkowi, który wygrywając swój drugi bieg nie pozwolił Aniołom odrobić meczowych strat. Drugi bieg trzeciej serii to drugie biegowe zwycięstwo gości. Po doskonałym starcie Chris Holder na pierwszym łuku objechał Jackoba Thorssella, którego przez trzy okrążenia gonił Przedpełski, za którego plecami rozpędzał się Zengota. Niestety dla ostatniego zielonogórzanina, zakopał się on pod bandą i po pewnym triumfie Holdera, Anioły odrobiły dwa punkty w meczu. Niestety w kolejnym biegu Falubaz ponownie wygrał 4:2 i odskoczył Aniołom na 4 pkt. W biegu tym od startu do mety prowadził, ten który zdobywał punkty przed rokiem dla Torunia czyli Michael Jepsen Jensen. Jednak za jego plecami przez trzy okrążenia toczyła się zacięta walka pomiędzy Holtą, a Protasiewiczem, który po tym jak uporał się z toruńskim juniorem nieustępliwie atakował Norwega z polskim paszportem, ale ostatecznie nie znalazł recepty na doskonale broniącego się Anioła, który uratował swoją drużynę przed podwójną biegową porażką.
Po równaniu toru wszyscy spodziewali się zmiany w której Jack Holder miał zastąpić Iversena. Jednak Jacek Frątczak zadecydował inaczej i się nie pomylił, bowiem Duńczyk odpłacił menadżerowi desygnowanie do boju biegową trójką. Niestety dla Aniołów mimo nieustannych ataków na Thorssella, ponownie na czwartej pozycji przyjechał starszy z braci Holderów i Anioły nie odrobiły meczowych strat. W biegu dwunastym po starcie wydawało się, że GetWell w końcu pomknie po 5 pkt biegowych. Niestety Doyle zostawił miejsce przy krawężniku, które wykorzystał Jensen i wysforował się na prowadzenie. Australijczyk widząc co się dzieje pomknął za nim, ale nie opanował motocykla i upadł na tor. Co prawda pozbierał się szybko z toru, ale do mety nie dojechał, bowiem po tym jak Jensen, Kaczmarek i Niedźwiedź minęli metę, na ostatnim okrążeniu zjechał do parku maszyn. Przegrana 4:2 zwiększyła przewagę gospodarzy do sześciu punktów i sztab toruński zyskał możliwość manewrów taktycznych. Jednak Jacek Frątczak miał spory ból głowy i nie zdecydował się na roszady, bowiem w biegu kolejnym po stronie Falubazu na starcie mieli stanąć Zengota z Protasiewiczem, a w GetWell straty mieli odrabiać nie najgorzej punktujący Holta z Przedpełskim. W pierwszym podejściu do wyścigu Zengota na dojeździe do pierwszego łuku zderzył się z Holtą i upadł na tor. Sędzia Krzysztof Meyze przerwał bieg i po obejrzeniu powtórek zarządził ponowny start w pełnej obsadzie. A w tej pewnie wygrał Przedpełski, który przez chwilę walczył z Zengotą. Z ich plecami jechał Protasiewicz, który kontrolował jadącego za nim Holtę. Spolonizowany Norweg nie był w stanie znaleźć sposobu na "PePe", a po ukończonym biegu sygnalizował również problemy z motocyklem. Nie było to zbyt optymistyczne, bowiem przed biegami nominowanymi żółto-niebiesko-biali przegrywali sześcioma oczkami i aby myśleć o wygranej musieli wygrać dwie ostatnie gonitwy podwójnie. Niestety w ekipie przyjezdnej nie było wyraźnych liderów, którzy mogliby dokonać tej sztuki, dlatego Jacek Frątczak w biegach nominowanych desygnował zawodników zgodnie z regulaminem i zdobyczami punktowymi.
To spowodowało, że w czternastej gonitwie spotkały się pary, które rywalizowały w pierwszym biegu i ponownie bieg zakończył się takim samym rezultatem czyli wygrał Zengota, przed Iversenem, Thorselem i Doylem. To oznaczało, że dwa meczowe punkty zostaną w Zielonej Górze, ale Anioły walczyły o jak najlepszy wynik przed rewanżem w którym do zdobycia był punkt bonusowy.
Niestety ostatnia gonitwa tak jak i całe spotkanie nie poukładała się korzystnie dla toruńczyków, bowiem na pierwszym okrążeniu zdefektował Holta, a po atomowym starcie pewnie tryumfował Dudek. Za jego plecami toczyła się jednak walka Przedpełskiego z Jensenem, ale górą był toruński wychowanek, ale sam Przedpełski to zbyt mało, aby wygrać spotkanie z drużyną, która nie była uznawana za ekstraligowego potentata.

Podsumowując. Get Well Toruń w Zielonej Górze nie wyglądał na drużynę, która w tym sezonie miał bić się o najwyższe cele. A przecież właśnie rywalizacja o medale była w sezonie 2018 misją torunian, którzy podczas okresu transferowego ściągnęli między innymi mistrza świata Jasona Doyle'a i byłego medalistę IMŚ Nielsa Kristiana Iversena. Anioły w starciu z Falubazem Zielona Góra drużynowo wygrały tylko dwa wyścigi, a na 15 możliwych do przywiezienia zer (uwzględniając defekty, upadki itd.), zawodnicy Get Well zdobyli 11 z nich. Fatalnie przy Wrocławskiej 69 pojechał Jason Doyle. Słabe wyścigi przydarzały się też niemal wszystkim pozostałym żużlowcom Get Well, z wyjątkiem Pawła Przedpełskiego. Kapitan Aniołów spisał się nadspodziewanie dobrze, gromadząc przy swoim nazwisku 10 punktów.

Nic więc dziwnego, że po spotkaniu w Zielonej Górze toruńscy kibice byli wściekli, na zespół i Jacka Frątczaka skandując z trybun - Co to jest? Gdzie jest Frątczak? Jacek, tłumacz się! Menedżer Get Well długo nie reagował. A gdy już podszedł pod "klatkę", po chwili udał się na konferencję prasową. I było to chyba najlepsze wyjście z sytuacji, bo toruński menedżer w Winnym Grodzie nie miał łatwego zadania. Oprócz Przedpełskiego, praktycznie nie miał w drużynie żadnego pewnego ogniwa, jednak imo wszystko, zaledwie jedna zmiana, dawała do myślenia.
Dwojako można było też interpretować zachowanie kibiców Get Well wobec Michaela Jepsena Jensena. Duńczyk, który przed rokiem zdobywał punkty dla Aniołów, a przed sezonem trafił do Falubazu, po niedzielnym spotkaniu zbijał piątki z toruńskimi fanami. Ci z kolei głośno skandowali jego nazwisko. Z jednej strony chcieli mu podziękować za starty w barwach Get Well, a z drugiej, być może pragnęli zasygnalizować szefostwu toruńskiego klubu, że są rozczarowani postawą nowo zakontraktowanych żużlowców, którzy są przecież następcami Jepsena Jensena, który zdobył więcej punktów, niż każdy z zawodników Get Well.

Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński
- właściciel klubu z Torunia - wypowiedź z portalu społecznościowego - Gratulacje dla ZG. To był wasz dzień. Wygrał lepszy. W rewanżu postaramy się Wam odwdzięczyć. Dziękuje za dobre widowisko. Ps. A co do toruńskich liderów - to nie "umililiście" mi wieczoru. Oby w kolejnych meczach szło Wam lepiej. Z mojej strony wyróżnienie dla Pawła Przedpełskiego.

Jacek Frątczak - menadżer z Torunia - Gratuluję gospodarzom, bo odjechali dobre spotkanie. U nas był taki rollercoaster. W dalszym ciągu brakuje punktów liderów. Ciężko się jeździ w Zielonej Górze. Jeśli trudno się wyprzedza, to też trudno się jeździ parą. Każdy chce dopaść do odpowiedniej ścieżki. 11 zer? To odpowiedź na pytanie, dlaczego przegraliśmy ten mecz. Ponadto trzy zera zapisaliśmy obok mistrza świata. Problem polegał na tym, że w pierwszym wyścigu, gdy Jason miał dużą szybkość i był zagrożeniem dla Grzegorza Zengoty, rozleciał mu się kompletnie nowy silnik. Od tego momentu wszystko zaczęło się sypać. Po takiej awarii zawsze jest problem psychiczny. Potem u Australijczyka zadziałało pierwsze pole, wygrał ten wyścig, ale to już nie było tej szybkości. Później znowu się przewrócił. Patrząc po punktach można powiedzieć, że Doyle zawalił mecz, natomiast analizując stronę warsztatową jest tak, że jeśli rozlatuje się ten najlepszy silnik, to później jest problem, by się pozbierać. Gdyby wyścig kończył się po starcie, miałby 10 punktów.
Zawodzą nas jeszcze największe transfery: Doyle i Iversen. W Zielonej Górze nie zrobili punktów, choć Duńczyk w drugiej fazie meczu zaczął jechać coraz lepiej, ale to też nie było to czego od niego oczekujemy.
Z drugiej strony chciałbym wyróżnić Pawła. W Toruniu mam taką sytuację, że muszę zarządzać poprzez konflikt. Nie będę o tym więcej mówił, ale tak rzeczywiście jest. Widać, że jeśli mocniej kogoś przyciskamy, to są punkty. Paweł pojechał bardzo dobre spotkanie, choć startował z numerem "4".

Paweł Przedpełski - Toruń - Przyjechaliśmy z myślą, że będzie to ciężkie spotkanie. Wiemy, że Ekstraliga ma bardzo wyrównane drużyny i mówię o tym w każdym wywiadzie. Zielonogórzanie byli szybcy na torze i lepsi, co widać po wyniku. W pewnym momencie liczyłem, że uda nam się przełamać. Przegrywaliśmy czterema punktami, więc wciąż byliśmy w grze. Nie poddaliśmy się łatwo i w każdym biegu walczyliśmy do końca. Te punkty w całym spotkaniu gdzieś nam uciekały. Każdy z nas coś pogubił w efekcie czego przegraliśmy. Na pewno łatwiej jedzie się kiedy ta przewaga nie jest zbyt duża. Wtedy jest nadzieja na zwycięstwo. Podsumowując - walczyliśmy dając z siebie wszystko, ale się nie udało tym razem. Mamy przed sobą kolejne spotkania i jedziemy do przodu.

Jack Holder - Toruń - Jeśli o mnie chodzi, to nie było najgorzej. Problemem jest to, że na ten moment nie tworzymy drużyny. Zmieniłem Nielsa Kristiana Iversena i on wyraźnie był tym faktem oburzony, a przecież miał wcześniej dwie okazje do pokazania się. Wielu punktów nie przywiózł. Menedżer spróbował opcji ze mną i widać było, że radzę sobie lepiej, podobnie jak w Toruniu. Jak będziemy się na siebie obrażać i nie popracujemy nad tym, to według mnie porażki staną się codziennością.

Chris Holder - Toruń - W pierwszym wyścigu przyjąłem na siebie sporo nawierzchni, a w kolejnym nie do złapania był Patryk Dudek. Trzeci bieg w moim wykonaniu był zdecydowanie najlepszy. Zmieniłem motocykl i dobrze zabrałem się ze startu. Szkoda tego ostatniego, gdzie wyniosło mnie po pierwszym łuku, co po raz kolejny poskutkowało szprycą i utratą widoczności. Nie można sobie pozwalać na takie błędy, gdyż natychmiast są one wykorzystywane. Przyznaję, że jestem odrobinę sfrustrowany, ale taki jest ten sport. Za chwilę będzie lepiej. Trzeba przyznać, że mieliśmy sporo pecha w kilku wyścigach. Przez całe zawody trzymaliśmy się blisko rywala, ale zabrakło detali w poszczególnych biegach. Porażka dziesięcioma punktami nie jest czymś tragicznym, jeśli spojrzymy na walkę o punkt bonusowy. Nie jesteśmy szczęśliwi, ale spokojnie możemy zrobić coś dobrego w rewanżu.

Rune Holta - Toruń - Tak jak pozostali - miałem ogromne problemy z polem numer trzy. Tego dnia to był prawdziwy koszmar. To trochę frustrujące, bo kompletnie nic nie można było z tym zrobić. Robiłem co mogłem, zaliczyłem trzy udane biegi, ale potem przyszło dwukrotnie to nieszczęsne pole. Mieliśmy też trochę pecha. Nie da się wygrać tak trudnych meczów, gdy przychodzą takie losowe sytuacje jak chociażby z Jasonem Doylem. Nie poddajemy się. Ciężka praca i cały czas możemy w tym dwumeczu zgarnąć bonus.

Adam Skórnicki - trener z Zielonej Góry - Duże słowa uznania dla zawodników. Znowu wyszło nieco inaczej niż byliśmy przygotowani i wytrenowani. Cieszę się więc, że udało się nam szybko rozwiązać ten problem. Usłyszałem, że jest coś innego. Na szczęście zawodnicy szybko pozbierali się i odczytali nawierzchnię tak jak należy. Tor wymaga dosypania pewnych elementów, więc w najbliższym czasie musimy to zrobić. Mam nadzieję, że każdy z nas unie liczyć już do pięciu i zdajemy sobie sprawę, że piątki i czwórki wygrywają mecze. Co do nieoficjalnych newsów co do zmiany na piedestale kapitana - na ten moment w naszej drużyny nie ma takiej funkcji. Pieczę nad ekipą sprawują zarówno nieco zagubiony Piotr Protasiewicz, jak i Patryk Dudek. Kto wie, może za jakiś czas dołączy do nich inny zawodnik. Tym zabiegiem chcemy pomóc Piotrowi skupić się na samorealizacji oraz rozwiązywaniu swoich kłopotów

Patryk Dudek - Zielona Góra - Cieszę się, że udało nam się wygrać ten mecz. Na pewno dalej możemy tylko żałować, że pogubiliśmy punkty we wcześniejszych spotkaniach. Musimy jednak o tym zapomnieć i patrzeć przed siebie. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, by szczególnie na własnym torze wygrywać z każdą drużyną. Fajnie, że pojechaliśmy jako drużyna.

Piotr Protasiewicz - Zielona Góra - Zrezygnowałem z funkcji kapitana i został nim Patryk Dudek, ale to chyba nie jest teraz najważniejsze. Najważniejszy jest poziom sportowy i walka o punkty. To priorytet. Liczą się dwa punkty. Resztę przedyskutujemy w gronie klubowym. Ten triumf jest piekielnie ważny, zwłaszcza po tym, jak pogubiliśmy punkty w ostatnich dwóch spotkaniach. Szczególnie bolała nas porażka z Włókniarzem. Teraz bardzo potrzebujemy ligowych punktów i ciężko na nie pracujemy jako drużyna.

Michael Jepsen Jensen - Zielona Góra - Praktycznie wszystko zagrało. Łatwo oczywiście nie było, bo Get Well dysponuje bardzo mocnym składem, ale po prostu byliśmy od torunian lepszą drużyną. Właśnie dlatego wygraliśmy. Chcę też podkreślić, że tor był o wiele lepszy, niż podczas ostatnich zawodów. Dzięki temu dobrze czułem się na motocyklu i miałem odpowiednią prędkość. Cieszę się, że udowodniłem, że stać mnie na bardzo dobre występy. Jestem usatysfakcjonowany, choć mój wynik mógł być jeszcze lepszy. Popełniłem jednak trochę błędów, obierałem złe ścieżki, przez co kilka punktów uciekło. Tak było choćby w ostatnim wyścigu, w którym chociaż byłem bardzo szybki, nie mogłem odpowiednio wykorzystać prędkości w motocyklu.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt