ZAGAR Matej
Słowenia www.matejzagarracing.net  


Urodzony 3 kwietnia 1983 roku w Ljublianie (Słowenia)

Ten jeden z nielicznych słoweńskich żużlowców, którzy z powodzeniem ściga się nie tylko na słoweńskich, ale również na światowych torach.
Matej oprócz tego, że ściga się na motocyklach jest również zatrudniony na etacie w wojsku, co rodzi różnego rodzaju historie, jakoby Matej był komandosem.
Jest to jednak zbyt daleko idąca nadinterpretacja, bowiem w Słowenii wielu sportowców łączy swoją pasję z zatrudnieniem w armii, która tym samym daje swoim zawodnikom utrzymanie.

Starty na żużlowym owalu rozpoczął w roku 2000. Jednak z polską ligą związał się po raz pierwszy dopiero w roku 2006 podpisując kontrakt w Częstochowie.  Działacze częstochowscy niezbyt często zapraszali Słoweńca na spotkania ligowe, stąd trudno ocenić jego skuteczność w polskiej lidze, ale w innych ligach i w pozostałych rozgrywkach zwłaszcza w GP, Zagar radził sobie całkiem przyzwoicie.
W sezonie 2007 zawodnik trafia do zespołu z Torunia, gdzie ma stanowić uzupełnienie składu po odejściu Bjarne Pedersena.
Zarówno kibice jak i działacze obdarzyli Słoweńca dużym kredytem zaufania i pokładali nadzieje, że zawodnik obok Wiesława Jagusia i Ryana Sullivna będzie trzecim liderem zespołu. Niestety Matej zawiódł oczekiwania wszystkich. Tak naprawdę z uwagi na liczne kontuzje innych zawodników miał miejsce w toruńskim ligowym
składzie. Czarę goryczy dopełnił beznadziejny występ w finale ligi, kiedy to Unibax właśnie przez katastrofalnie słabą jazdę Zagara przegrał złoty medal DMP. Również promotor Reading w lidze angielskiej w pewnym momencie przestał akceptować u zawodnika totalne nieprzygotowanie do sezonu i podziękował mu za współpracę.
W zaistniałej sytuacji nikt z działaczy nawet nie myślał o złożeniu Słoweńcowi propozycji startów w roku 2008, dlatego menadżerowie zawodnika znaleźli mu nowego pracodawcę, a była nim Marma Rzeszów. Matej w podkarpackim teamie podniósł co prawda swoją średnią biegową, jednak nie uchronił rzeszowian przed ligowym spadkiem. Dlatego w sezonie 2009 chcąc rywalizować z najlepszymi w Polsce znajduje angaż w gorzowskiej Stali, gdzie stanowił solidne uzupełnienie pary w kolejnych sezonach walnie przyczyniając się do brązowego i srebrnego medalu dla lubuskiej drużyny. Po latach swój wyznał, że swój angaż w Stali zawdzięczał Tomaszowi Gollobowi: "Kiedyś jechaliśmy mecz w Szwecji. Po zakończeniu poszedłem do niego i poprosiłem, żeby dał mi swoją czapeczkę i się na niej podpisał. Myślał, że sobie żartuję, ale wyjaśniłem Tomkowi, że jest moim idolem. Nawet mu powiedziałem, że chciałbym z nim jeździć w jednym zespole i za rok trafiłem do Stali Gorzów, gdzie był Gollob"
Sezon 2012 oprócz wyśmienitych ligowych występów był ważny dla Mateja jeszcze z innego powodu. Oto bowiem po latach wywalczył ponowny awans do cyklu GP i w sezonie 2013 walczył o najwyższe laury na świcie. W całym cyklu Matej spisał się na tyle dobrze, że zagwarantował sobie starty również w roku 2014. Niestety zawodnik przed sezonem zdecydował się na zmianę klubowych barw i zasilił szeregi beniaminka ekstraligi Startu Gniezno. Dla drużyny z pierwszej stolicy Polski był to bardzo dobry kontrakt, jednak kompani z zespołu nie dostroili się poziomem do Słoweńca i po roku gnieźnianie powrócili do pierwszej ligi.
W roku 2014 Matej nie był zainteresowany startami na zapleczu ekstraligi i powrócił do gorzowskiej Stali, z którą wywalczył pierwsze w karierze złoto DMP. Również w Grand Prix Słoweniec walczył do ostatniej rundy o pierwszy medal IMŚ dla Słowenii, ale ostatecznie skończyło się na piątej lokacie. W trakcie sezonu objawił się jednak nieco krewki charakter zawodnika, bowiem co jakiś czas raczyło on swoich kibiców utarczkami z innymi zawodnikami. Na szczęście nieporozumienia i czasem ostra wymiana zdań pozostawała w parkingu, a poza nim Słoweniec był ciągle sympatycznym człowiekiem, stawiającym sobie najwyższe cele sportowe.

W roku 2015 rzecz jasna pozostał w mistrzowskim teamie. Niestety zarówno Zagar jak i pozostali zawodnicy poza liderem zespołu - Bartkiem Zmarzlikiem obniżyli loty i Stal zamiast bronić tytułu walczyła o utrzymanie. Postawa Mateja była jednak tak nieprzewidywalna i wręcz beznadziejna, że działacze znad Wisłoka, w pewnym memencie stracili cierpliwość i ukarali zawodnika zawieszeniem. Na szczęście zawodnik odnalazł formę i w drugiej części sezonu ponownie stanowił o sile uderzeniowej Drużynowego Mistrza Polski, który utrzymał ekstraligowy byt. O dziwo w Grand Prix Słoweniec radził sobie bardzo dobrze i zajmując szóste miejsce na finiszu całego cyklu, zapewnił sobie starty w żużlowej elicie na kolejny rok. Niestety w trakcie rywalizacji o światowy championat cała Polska widziała, jak Zagar uderzył swojego mechanika w trakcie gorzowskiej rundy Grand Prix: "Zachowałeś się jak ostatni cham" napisał wówczas w mediach społecznościowych Przemysław Kłos, mechanik Chrisa Holdera. Mechanik Zagara nie zostawił sprawy i pozwał pracodawcę o naruszenie dóbr osobistych oraz nietykalności i godności osobistej. Proces zakończył się ugodą. Panowie podali sobie ręce. Zagar zapłacił byłemu mechanikowi 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Przeprosił go, tłumacząc, że jego zachowanie było spowodowane stresem po biegu. Uderzenie miało być odruchem bezwarunkowym zawodnika, który był obolały po kraksie. Niestety nie był to pierwszy przypadek kiedy Matej zachował się delikatnie mówiąc niestosownie, bo któż nie pamiętał słynnej awantury z Nickim Pedersenem, którą Słoweniec skwitował stwierdzeniem: "Mam dość tego kutxxx" i dostał brawa, bo opinia publiczna była po jego stronie. Albo, gdy po karambolu z Jasonem Doylem ten ostatni trafił z przebitym płucem do szpitala i gdy leżał podłączony do aparatury, Zagar został zapytany przez dziennikarza o karambol z Australijczykiem i kompletnie się nie popisał, mówiąc "Najlepsze życzenia dla mojego syna Felixa, który ma dzisiaj urodziny. Tyle mam do powiedzenia na ten temat". Zatem jako sportowiec Zagar potrafił wspinać się na wyżyny, ale w sferze szacunku dla rywali szorował po moralnym dnie.

Na działaczach z Gorzowa sceny z Grand Prix nie zrobiły jednak wrażenia, bowiem przerabiali takie zachowanie zawodnika na co dzień i mieli długą listę spraw z Zagarem w roli głównej, które trzeba było zamiatać pod dywan. Gonił ich, popychał, nazywał kłamczuchami, ale na kolejny sezon szybko doszli do porozumienia ze Słoweńcem, który podpisał kontrakty również w Szwecji: Smederna Eskilstuna, Anglii: Belle Vue Aces, Czechach: Zlata Prilba Pardubice, czekały go również straty w Słowenii i rozlicznych zawodach towarzyskich. To wiązało się z wyczerpującymi podróżami z Polski przez Wielką Brytanie do kraju Trzech Koron. Nic więc dziwnego, że wielu zadawało sobie pytanie, czy Matej w trakcie sezonu nie straci na swej sportowej wartości i czy jego organizm wytrzyma trudy zobowiązań podjętych przed sezonem 2016. Niestety dla zawodnika obawy te okazały się uzasadnione, bowiem obniżył bardzo swoją sportową wartość i w lidze choć jego Stal sięgnęła o tytuł mistrzowski spisywał się przeciętnie. Również w w cyklu Grand Prix zawodnik spisywała się "w kratkę", bowiem potrafił trzy razy awansować do finału, ale również zdarzały mu się turnieje w których zdobywał po 3-4 punkty. To spowodowało, że uplasował się na dziewiątym miejscu, które nie premiowało startami w sezonie 2017 i musiał liczyć na stałą dziką kartę na kolejny rok. To wszystko spowodowało, że po sezonie Stal Gorzów nie była zainteresowana przedłużeniem kontaktu ze Słoweńcem i w jego miejsce zakontraktowali Martia Vaculikia, który miał być gwarantem większej stabilizacji punktowej niż Matej. Tym samym zawodnik musiał szukać nowego klubu w Polsce na sezon 2017 i zasilił Włókniarza Częstochowa, gdzie ma być motorem napędowym beniaminka Ekstraligi. Pod Jasną Górą działacze mieli nadzieję, że waleczny trzydziestotrzylatek będzie autorem ciekawych widowisk, na co bez wątpienia pozwalał częstochowski tor. I działacze spod Jasnej Góry oraz kibice nie zawiedli się na Słoweńcu. Włókniarz Częstochowa zajął piąte miejsce w Ekstralidze i do ostatniej kolejki rundy zasadniczej liczył się w walce o play-offy. Według Mateja Zagara, Lwy mogły mieć nawet medal, gdyby on sam pojechał lepiej w kilku meczach. Był już taki moment w trakcie sezonu, że kibice z Częstochowy zaczynali mieć dość Mateja Zagara. Słoweniec słabo jechał zwłaszcza na wyjazdach. Winy odkupił w końcówce rozgrywek, gdy bardzo dobrze spisał się w Toruniu i rewelacyjnie przeciwko Sparcie Wrocław, gdy kapitalnym manewrem przedarł się z ostatniej pozycji na pierwszą i przypieczętował sukces Lwów w tej rywalizacji i pofrunął w powietrze podrzucany przez resztę częstochowskiej ekipy. Zawodnik przełamał jednak swoją niemoc, zwłaszcza sprzętową i w drugiej części sezonu był w niesłychanym sztosie. Wygrał dwie rundy Grand Prix z rzędu, co zdarzyło mu się po raz pierwszy w karierze. Ponadto kapitalnie spisywał się w barwach Eskilstuny Smederny, z którą sięgnął po mistrzostwo szwedzkiej Elitserien. A na konferencji prasowej poprzedzającej Turniej o Puchar Prezydenta Miasta Częstochowa, stwierdził: "Jakbym pojechał cały sezon tak jak ostatnie półtora miesiąca to wydaje mi się, że minimum mielibyśmy jakiś medal. Cóż, zajęliśmy piąte miejsce, które nie jest złe. Ciut zabrakło nam do tych play-offów, ale przed nami następny sezon. Osobiście wolę zakończyć bieżący rok mocno, niż ze słabymi wynikami. Chciałbym podziękować wszystkim, z którymi współpracowałem w tym sezonie we Włókniarzu. Mam tu na myśli np. trenera i prezesa. Cieszę się i powtarzam, że bardzo dobrze czuje się w tym klubie".

I w tej wypowiedzi niektórzy doszukali się deklaracji, że Matej zamierza również w roku 2018 ścigać się z Lwem na plastronie i tak też się stało, bowiem zawodnik nie zamierzał zmieniać co roku otoczenia, bo szukał sportowej stabilizacji. I można powiedzieć kolejny sezon pokazał, że na Słoweńca można liczyć, bowiem okazał się być najbardziej stabilnym zawodnikiem Ekstraligi ostatnich trzech sezonów. Ponadto w klubie chwalono go, za ugodowy charakter i łatwość w nawiązywaniu porozumienia. Było to o tyle zaskakujące, bo w kontaktach z mechanikami, Matej uchodził za "nerwusa", który nie przebierał w słowach i środkach. Niestety bilans trzech sezonów nieco został zaburzony w roku 2018, bo z całą pewnością zawodnika było stać na dużo lepsze rezultaty. Co prawda, był on trzecim jeźdźcem w talii Marka Cieślaka i w Częstochowie często mecze kończył z dwucyfrowym dorobkiem, to miewał kłopoty na wyjazdach i zdecydowanie nad tym aspektem powinien popracować. Nie zniechęcało to jednak działaczy spod Jasnej Góry do kontynuowania współpracy z Matejem w kolejnym roku i ponownie bardzo szybko strony doszły do porozumienia, a prezes Włókniarza Michał Świącik jeszcze przed rozpoczęciem ostatniego meczu ligowego ogłosił, że reprezentant Słowenii w dalszym ciągu ścigać się będzie z lwem na piersi.
W okresie transferowym okazało się jednak, że prezesowska deklaracja nie była taka oczywista, bo wielu kibiców wyobrażało sobie wzmocnienie formacji seniorskiej kosztem Zagara. Życzył sobie tego też Marek Cieślak, który chciał w swojej drużynie Martina Vaculika. Żądania Słowaka okazały się jednak za wysokie dla Włókniarza, dlatego zarząd zdecydował się mimo wszystko zaproponować dalszą współpracę Zagarowi. Sam zawodnik również chciał tej współpracy i jego akcje u władz klubu znacznie wzrosły, gdy kuszony przez szukającego wzmocnień beniaminka z Lublina, dotrzymał danego częstochowskim działaczom słowa i parafował kontrakt na rok 2019.

Niestety początek sezony nie był udany dla Słoweńca. Zawodził w nie tylko w najważniejszych momentach, ale na całej linii. W drugiej części sezonu wziął się jednak w garść i od razu ekipa Lwów odżyła, bo Matej zaczął punktować na oczekiwanym poziomie. Najpierw w niezwykle istotnych starciach zdobył 11 punktów i bonus w Lublinie, a w później sięgnął po 12 "oczek" z bonusem w arcyważnej potyczce z GKM-em Grudziądz. To spowodowało, że biało-zieloni na kolejkę przed końcem rundy zasadniczej zapewnili sobie udział w fazie play-off. Za tak wielką metamorfozą Słoweńca stał wychowanek Włókniarza, Sebastian Ułamek: "Pragnę podziękować Sebastianowi Ułamkowi. Od jakiegoś czasu współpracujemy. Doradzał mi w wielu rzeczach i naprawdę bardzo serdecznie mu za to dziękuję. Poprawiłem starty i to jest klucz co sukcesu. Bez startów jest ciężko". Jednak mimo przemiany w końcówce sezonu i całkiem dobrej jazdy w Grand Prix działacze z Częstochowy uznali ostatecznie, że Žagar odjechał kolejny przeciętny sezon w Ekstralidze, a mało brakowało, że w ogóle miałby problemy z utrzymaniem miejsca w składzie "Lwów". Nic więc dziwnego, że mający mistrzowskie aspiracje władze Włókniarza szybko zdecydowały, że nie zamierzają przedłużyć z nim współpracy i rozglądały się za następcą. Gdy wydawało się, że zawodnik nie będzie miał problemu ze znalezieniem pracodawcy z uwagi na wąski rynek transferowy, o Słoweńca wcale nie rozpoczęła się wielka licytacja. Skorzystali na tym działacze Motoru Lublin. Jednak i oni bardzo szybko zorientowali się, że Słoweniec nie ma zbyt wielu ofert z innych zespołów i nie musieli podbijać ceny za kontrakt. Nikłe zainteresowanie usługami Mateja, było efektem niezbyt dobrej opinii, którą sobie w ostatnich latach wypracował. Nie dość, że na torze prezentował się przeciętnie i raczej w mocnym zespole nie mógł liczyć na roli prowadzącego parę, to dodatkowo dość trudno się z nim współpracowało. Sam zawodnik nie miał w środowisku zbyt wielu przyjaciół, bo niezbyt zależało mu na budowaniu relacji nawet z innymi żużlowcami. A do tego wszystkiego miał już 36 lat. Działaczy z Koziołkiem w herbie to jednak nie zniechęcało, bowiem już przed sezonem 2019 mocno zabiegał o kontrakt z Zagarem, jednak wówczas Częstochowa, była bardziej zdeterminowana i zdołała przebić ofertę od ówczesnego beniaminka. Sternik Motoru nie poddał się i po sezonie ponownie przedstawił ofertę Zagarowi, a ten tym razem nie odmówił. Słoweniec na papierze kreowany był na trzeciego lidera Motoru Lublin i miał zastąpić Andreasa Jonssona, który zakończył karierę. Po podpisaniu umowy zawodnik skomentował swoją decyzję: "bardzo się cieszę, że tu trafiłem. Gdy przyjechałem do Lublina na mecz w barwach Włókniarza, to przekonałem się o kilku rzeczach, które są bardzo ważne. Po pierwsze, że dobrze mi szło na lubelskim torze. Po drugie, że klub nieprzypadkowo otrzymuje wiele pochlebnych opinii. Wreszcie, że kibice Motoru tworzą świetną atmosferę. A jeśli chodzi o szczegóły mojego transferu, to szybko dograliśmy je z prezesem Jakubem Kępą. Kiedy spotyka się dwóch normalnych ludzi, to nie ma żadnych problemów z dogadaniem się. Wiadomo, że liczę na to, że będę dobrze i regularnie punktował od początku do końca sezonu. Mam zamiar przyjechać do Lublina przed rozpoczęciem nowego sezonu, żeby porządnie tu potrenować. W ciągu kilku treningów powinienem zająć się kwestią dopasowania sprzętu do tego toru. W przyszłym roku interesują mnie tylko Grand Prix i Ekstraliga".

Niestety sezon 2020 dla Mateja podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji kontraktów. Ostatecznie sezon wystartował, a Słoweniec spisywał się rewelacyjnie. Po wielu latach wykręcił średnią biegową powyżej 2 pkt. i z nawiązką zastąpił Andreasa Jonssona na Lubelszczyźnie. Wystąpił w 14 meczach swojej drużyny, 72 biegach, w których zdobył 151 pkt z bonusami i ze średnią 2,069 pkt/bieg był 2 zawodnikiem "Koziołków", 9 w całej lidze. Z dobrej strony pokazał się zawodnik w niektórych turniejach GP. Co prawda nie utrzymał się w pierwszej szóstce na kolejny rok, ale uczestnikiem cyklu pozostał po wywalczeniu sobie miejsca w chalangeu. Po tak udanym sezonie wydawało się, że Zagar na dłużej zagości w Motorze. Ta się jednak nie stało, bo zmiana przepisów i wprowadzenie zawodnika do lat 24 w składzie wymusiała na lubelskich działaczach rezygnację z jednego lidera i postawili na Grigorija Łagutę oraz Mikkela Michelsena. Słoweniec nie musiał jednak długo czekać na zatrudnienie, bowiem zgłosił się do niego Falubaz Zielona Góra, który stracił Martina Vaculika i zaproponował Słoweńcowi przejęcie schedy po Słowaku, na co ten przystał mówiąc: "Uważam, że Falubaz to porządny klub. Czuję do niego respekt, bo to wielokrotny mistrz Polski. Ma ciekawą historię, dobrych kibiców. Zawsze byłem po drugiej stronie barykady, słyszałem "ciekawe" gwizdy. Ale ja lubię ludzi z charakterem, więc mi to pasuje. Najważniejsze, by w drużynie byli zawodnicy, z którymi jest normalny kontakt, by byli normalni także poza torem. Atmosfera jest bardzo ważna, co sport już wielokrotnie pokazał. Myślę, że to klucz do sukcesu. Tor w Zielonej Górze zawsze mi odpowiadał, ale nie osiągałem na nim wspaniałych wyników. Choć w dwóch ostatnich sezonach spisałem się nieźle. Treningi i sparingi będą działały na moją korzyść".

Niestety sezon 2021 okazał się dla Zagara kompletnym niewypałem, tak samo jak dla Falubazu. Zawodnik w niczym nie przypominał jeźdźca choćby sprzed roku, a Falubaz spadł do niższej ligi. W tej sytuacji zawodnik postanowił szukać nowej opcji i choć dostał kilka propozycji z najlepszej ligi świata, to postanowił pozostać w pierwszej lidze, ale jego wyborem okazał się nie Falubaz, a Polonia Bydgoszcz. Decyzja ta wynikała z tego, że zawodnik nie chciał kontynuować swojej kariery w miejscu, w którym miał trudny sezon. Pojawienie się Słoweńca w szeregach "Gryfów" miało duży wpływ na układ sił w pierwszej lidze. Z Matejem w składzie bydgoszczanie stali się jednym z faworytów do awansu, ale też wskazywano ich jako największe zagrożenie dla Falubazu w walce o ekstraligę.
Po podpisaniu umowy zawodnik skomentował swoją decyzję: "Z prezesem rozmawiało nam się bardzo dobrze. Dyskutowałem na ten temat nie tylko z panem prezesem, ale z wieloma ludźmi i ten dialog był naprawdę dobry. Ważny był także Tomek Gollob. To wszystko miało znaczenie przy podejmowaniu decyzji. Mogę powiedzieć, że liczyło się w tym wszystkim coś więcej niż finanse. Gdybym patrzył tylko na nie, to zostałbym w Falubazie. Chcę zrobić jak najlepszy wynik dla siebie i mojej nowej drużyny. Poza tym ważne jest pomaganie kolegom i przyjmowanie pomocy z ich strony, tak żebyśmy wygrywali mecze. Wtedy wszystko będzie w porządku. Przygotowania fizyczne do sezonu 2022 będę mógł zacząć w grudniu. Miałem zabieg barku, który zrobiłem od razu po sezonie. Teraz będzie rehabilitacja, bo bark po operacji dojdzie już do siebie. Nie planuję jednak w swoich treningach żadnych wielkich zmian. Wszystko odbędzie się tak, jak odbywało się do tej pory".

Niestety awans nie wyszedł bydgoszczanom, bo nie wjechali do finałowej batalii, a Matej który wystartował w 18 meczach, w 90 biegach zdobył 170 pkt z bonusami, co dało średnią na poziomie 1,889. Gdy wydawało się, że Słoweniec może znaleźć zatrudnienie w Polonii na kolejny rok, okazało się że finansowe oczekiwania zawodnika są nie do zaakceptowania przez bydgoskich działaczy i po sezonie doświadczony zawodnik ostatniego dnia okna transferowego skorzystał z uprzejmości władz Apatora Toruń i podpisał niezobowiązujący kontrakt bez warunków finansowych, by w marcu na własną rękę szukać nowego pracodawcy. "Matej Zagar zwrócił się z prośbą do Adama Krużyńskiego, a my nie widzieliśmy żadnego problemu, by pomóc temu zawodnikowi. Podpisaliśmy z nim umowę, ale to jedyne, co wiąże go z naszym klubem, a ten żużlowiec nie będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu na sparingi, a tym bardziej ligowe mecze naszej drużyny" - komentowała prezes toruńskiego klubu, Ilona Termińska.
W kwietniu wydawało się, że 600.000 zł za podpis będzie sporą zaporą do potencjalnych klubów za angaż zawodnika, który miał najlepsze lata za sobą. Jednak w dużej potrzebie był Krzysztof Mrozek z Rybnika, który zaskoczył wszystkich i zatrudnił dość drogiego zawodnika, który zdał sobie sprawę, że sezon ucieka i nieco spuścił z finansowego tonu. Dla rybniczan transfer ten oznaczał, że klub dołączy do grona kandydatów do awansu, a z szeroką i mocną kadrą rybniczanie zaczęli myśleć nawet o walce o zwycięstwo w lidze. I było bardzo blisko, bo Rekiny dojechały, aż do finału, a Słoweniec w 20 meczach zaprezentował się w 96 biegach w których zdobył 154 pkt i 13 bonusów, co dało średnią na poziomie 1,740 pkt/bieg i 25 miejsce na liście sklasyfikowanych żużlowców na ekstraligowym zapleczu. Nie brakowało opinii, że możliwości byłego uczestnika cyklu Grand Prix były znacznie większe i górnośląscy działacze w kolejnym roku podziękowali Matejowi za współpracę. Niestety Słoweniec ciągle oczekiwał niemałych pieniędzy, a przy tym nie godził się na starty w najniższej lidze lub rolę walczącego o miejsce w składzie, o czym mówił w wywiadzie: "Były propozycje, ale nie było konkretów i nie były na tyle interesujące, żeby od razu się z kim wiązać kontraktem. Ja od razu powiedziałem, że Krajowa Liga Żużlowa (dawna 2. Liga - dop. red.) kompletnie mnie nie interesuje. Nawet niech nie dzwonią do mnie, bo ja tam swoich butów nie postawię". To sprawiło, że po sezonie otwierał listę zawodników, którym groziło bezrobocie w polskich rozgrywkach. Ostatecznie z końcem okienka transferowego podpisał kontrakt warszawski ze swoim byłym klubem Motorem Lublin: "Ja nie mam pewności, że na 100 procent ktoś zadzwoni i znajdę klub w Polsce, bo zaraz będą mnie łapać za słowa, a tak mówił, a tak nie było. Mówię tylko, że znam dobrze te żużlowe realia po tylu latach i zwykle tak jest. Ale jak nikt nie zadzwoni i nie znajdę klubu, to świat się dla mnie nie skończy".
Sezon 2024 Zagar planował jednak rozpocząć nieco inaczej bowiem podpisał kontrakt w lidze duńskiej oraz zabiegał o występy w Wielkiej Brytanii.

Czy regularne starty od początku sezonu sprawią, że w sezonie 2024 znajdzie się w Polsce klub klub chętny na jego usługi i zawodnik zakotwicz w nim na dłużej?
Czas pokaże.

Poza ligą polską słoweński jeździec startował w:
   
(Vargarna Norrkoping, Kaparna Goeteborg,
Smederna Eskilstuna),
       
(Reading Buldogs,
Belle Vue Aces),
           
(Zlata Prilba Pardubice).
               
(AMTK Ljubljana),

                   (Slangerup Speedway
),
Ponadto w swojej ojczyźnie
był Indywidualnym Mistrzem Słowenii
(2002, 2003, 2004, 2005, 2007), a także
drużynowym mistrzem w turnieju trzech narodów
(Austria, Chorwacja, Słowenia).

Należy wspomnieć również o sukcesach Zagara na arenie międzynarodowej, gdzie jako junior w 2004 zajął najniższy stopień podium oraz na arenie europejskiej, na której sięgał po mistrzowskie tytuły w IMEJ oraz IME.

Osiągnięcia

DMP

2007/2; 2011/3; 2012/2; 2014/1; 2016/1; 2019/3
IMME 2014/6; 2015/11; 2020/7
SGP - IMŚ 2004/27(DK); 2005/16(DK); 2006/7; 2007/14; 2008/20(DK); 2009/19(DK); 2011/19DK; 2013/7; 2014/5;
2015/6; 2016/9; 2017/7; 2018/10; 2019/9; 2020/11; 2021/13; 2022/
DK18; 2023/DK26
SGP2 - IMŚJ 2001/6; 2003/5; 2004/3
SEC - IME 2002/15; 2003/4; 2004/1; 2006/17; 2008/1
IMEJ U-19 2000/11; 2002/1
MEP 2005/3; 2006/2; 2009/7
KPE 2003 (rep. klub z Lubljany) /3; 2004 (rep. klub z Lubljany) /3
WSL 2014/1(rep. klub z Motali); 2015/2(rep. klub z Gorzowa)

Kluby w lidze polskiej
2007 2008 2009-
-2012
2013 2014-
-2016
2017-
-2019
2020 2021 2022 2023

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon mecze biegi punkty bonusy Średnia
biegowa
Miejsce w
ligowym rankingu
2007 17 80 99 20 1,488 35

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt