WALASEK Grzegorz
pozyskany z Zielonej Góry


Urodzony 29 sierpnia 1976 r. w Krośnie Odrzańskim.

Spory wpływ na wybór zawodu żużlowca przez Grzegorza miał jego ojciec, który był kierowcą w Falubazie i woził zawodnik na zgrupowania. Senior rodu znał zatem żużel od kuchni i choć nie zachęcał syna, to jednak ułatwił podjęcie decyzji o zapisaniu się do szkółki. Grzegorz wiedział jednak co to motocykle i od najmłodszych lat z nimi obcował. Pochodzi bowiem z tej samej miejscowości, co Jarosław Szymkowiak, który przez wiele lat ścigał się dla Falubazu Zielona Góra. Popołudniami starszy kolega małego Grześka, trenował na motocrossie w okolicznych lasach i młody chłopak zaraził się warkotem motocykla. Obserwował, podpytywał z bliska jak wygląda praca żużlowca i tak zaczęła się przygoda z motocyklami.
Nic więc dziwnego, że żużlowa kariera zawodnika potoczyła się w pewnym momencie bardzo szybko. Pewnych wakacji pojechałem bowiem na obóz motocrossowy do Gubina. Zobaczyłem jak wygląda sport od podszewki i krótko po tym zapisał się do szkółki wspólnie z czterdziestoma innymi chłopakami. I choć nie miał wcześniej styczności z motocyklem żużlowym treningi rozpoczął niemal z marszu i z całej rzeczy adeptów żużla wytrwał tylko On.

Po latach tak wspomina swoje żużlowe początki: "czułem satysfakcję z jazdy na motocyklu. Chodziłem na treningi systematycznie, a do Zielonej Góry musiałem dojeżdżać z innej miejscowości. Pociągiem wyjeżdżałem o 5 rano, a wracałem o 22 lub 23 wieczorem. To nie było łatwe. Ale ja mimo to chciałem jeździć. Na nabór przyszło 40 osób, ale ta selekcja trwała dość szybko. Ktoś na przykład miał kolczyk lub dłuższe włosy. Teraz taka sytuacja jest nie do pomyślenia. Przychodzi 5 lub 10 chłopaków przez cały sezon. Inaczej wyglądały też treningi. Zdarzały się takie zajęcia, na których w ogóle nie wyjeżdżałem na tor. Motocykli było o wiele mniej, niż chętnych. Do licencji przystąpiło już tylko pięciu chłopaków, a z tej całej grupy zostałem już tylko ja."

Żużlowe starty rozpoczynała w w Zielonej Górze, gdzie startował w latach 1993-99. Niestety zaczynając żużlową przygodę trafił na końcówkę okresu Morawskiego. W klubie nie było wówczas hossy finansowej i brakowało podstawowych rzeczy. Treningi odbywały się bardzo nieregularnie, a do tego w klubie pracowało kilku nieodpowiednich ludzi i młody zawodnik dwukrotnie chciał zrezygnować z uprawiania żużla, ale przetrzymałem i w kolejnych latach był podporą wielu zespołów w których dane mu było startować.
W roku 2000 przenosi się do Częstochowy, gdzie przez sześć lat startuje z lwem na plastronie. To właśnie w klubie spod Jasnej Góry odniósł jak do tej pory największe swoje sukcesy: został w 2004 roku Indywidualnym Mistrzem Polski, zdobył 3 medale Drużynowych Mistrzostw Polski oraz wywalczył z reprezentacją Polski Drużynowe Mistrzostwo Świata. W 2006 roku powrócił do macierzystego klubu z Zielonej Góry, który akurat walczył o powrót do Ekstraligi. Został kapitanem oraz największą gwiazdą drużyny. Udany sezon przypieczętował srebrnym medalem Indywidualnych Mistrzostw Europy. W 2007 roku po raz pierwszy w karierze wygrał zawody o Złoty Kask. W kolejnych latach choć był podporą drużyny nie zawsze był "ulubieńcem" działaczy. Dlatego w roku 2010 trafia do Bydgoszczy. Mimo spadku Polonistów do niższej ligi solidarnie bierze odpowiedzialność za wynik zespołu i zostaje nad Brdą na kolejny sezon. Jednak w związku z problemami finansowo organizacyjnymi Polonistów, przenosi się na Podkarpacie i w latach 2012-2013 jest podporą Stali Rzeszów. Reorganizacja ligi i ograniczenie liczby zespołów w najwyższej lidze, spowodowała, że "Żurawie" musiały opuścić ekstraligowe szeregi, a zawodnik poszukał przystani w doskonale znanym mu klubie z Częstochowy. Z Rzeszowa trafił jednak pod Jasną Górę na zasadzie wypożyczenia. Pierwotnie Walasek miał rozwiązać kontrakt z podkarpackim zespołem i podpisać nową umowę we Włókniarzu, jednak zabrało na to czasu w okresie transferowym. W związku oba kluby zdecydowały się na wypożyczenie. Sezon w wykonaniu zawodnika był średni, ale 29 czerwca 2014 roku przekroczył próg 2000 punktów zdobytych w trakcie kariery w rozgrywkach najwyższej polskiej ligi żużlowej. Niestety w trakcie sezonu okazało się, że trzeci klub, do którego zawitał zielonogórski wychowanek popadł w kłopoty finansowe i w pewnym momencie zawodnik nawet odmówił startów twierdząc, że doskwierają mu wcześniejsze urazy barku. W efekcie, czego po sezonie 2014 powraca do macierzy i ponownie zdobywa punkty dla Falubazu. Klub wybrał nie przypadkowo, bowiem po ciężkim sezonie chciał się odbudować w zespole poukładanym organizacyjnie i finansowo. Niestety porządek w klubie z grodu Bachusa był pozorny i po sezonie klub z Myszką Mickey okazał się być niemal bankrutem. Ponadto w 2015 r. na zawodnika spadła plaga kontuzji. Złamane kości kciuka, nadgarstka, pęknięty obojczyk... los naprawdę nie był dla niego łaskawy. Aż doszło do tego, że, gdy zawodnik już wyzdrowiał, przestał punktować, stracił miejsce w meczowym składzie. Po sezonie zadłużony Falubaz udało się przeprowadzić działaczom przez proces licencyjny, ale zawodnik nie godził się na obniżenie kontraktu, a przy tym trafnie wyczuł, że w drużynie zabraknie dla niego miejsca. Falubaz postawił, bowiem na międzynarodowe towarzystwo. Zakontraktował trzech nowych zagranicznych seniorów, wśród których znalazł się Duńczyk Kenni Larsen, Australijczyk Jason Doyle oraz Ukrainiec Andriej Karpov i dla rutyniarza Walaska zabrakło miejsca. Trzydziestodziewięcioletni wychowanek Falubazu nie czuł żadnego żalu czy pretensji, dlatego zaczął szukać nowego pracodawcy.
Ofertę startów złożył Walaskowi prezes Witold Skrzydlewski, budujący systematycznie i z wielką rozwagą żużlową potęgę w Łodzi. Choć obaj gentelmani byli po słowie zawodnik zdecydował się podpisać tzw. kontrakt warszawski w Toruniu. Kontrakt ten nie gwarantował startów, ale zawodnik mógł cały czas skorzystać z wypożyczenia do innego klubu, ale też nie zamykał mu drogi do piekielnie mocnej kadry Aniołów, tym bardziej, że Senator Termiński widział dla zawodnika miejsce w swojej drużynie i tak komentował jego kontrakt: "w klubie z Torunia wszyscy zdają sobie sprawę, że kontuzje to nieodłączny element czarnego sportu. W związku z tym kadra zespołu walczącego o złoty medal musi być szeroka. Jednym z rozwiązań jest Grzegorz Walasek, który dołączy do zespołu w roli rezerwowego i wskoczy do składu w przypadku kontuzji któregoś z podstawowych zawodników. Grzegorz nie otrzymał pieniędzy na przygotowanie do sezony, ale zaproponowaliśmy mu wysoką tzw. "punktówkę". Ustalamy jednak szczegóły i aby dać sobie czas na negocjacje podpisaliśmy kontrakt "warszawski". Jeśli zawodnik uzna, że otrzymał lepszą ofertę nie będziemy robili przeszkód, aby mógł startować w ramach wypożyczenia w innym klubie."

Ostatecznie zielonogórski wychowanek nie doszedł do finansowego porozumienia z właścicielem toruńskiego klubu i został wypożyczony na zaplecze ekstraligi zasilając szeregi Wandy Kraków, która borykała się z nierówną postawą formacji seniorskiej. Zespół spod Wawelu typowany na faworyta ligi, w trzech rozegranych spotkaniach w sezonie 2016 zdobył zaledwie dwa punkty. Szczególnie bolesna okazała się porażka na własnym torze z Lokomotivem Daugavpils. Sztab szkoleniowy Wandy stwierdził, że niezbędne są wzmocnienia. Menedżer Get Well Toruń, z uwagi na słaby początek sezonu w wykonaniu Kacpra Gomólskiego, próbował namawiać Walaska na starty w Toruniu. Ten jednak nie chciał dłużej czekać i zdecydował się na inne rozwiązanie, a Jacek Gajewski tak komentował prowadzone negocjacje "Namawiałem Grzegorza, żeby się jeszcze wstrzymał i poczekał. Jednak nic na siłę. Niewiele byłem w stanie zrobić. Musiałem uszanować jego decyzję. Ciężko było mi go ocenić. Przestał jeździć w Anglii. Odjechał kilka treningów w Polsce. W Toruniu się za bardzo ostatnio nie pokazywał. Miał zamiar być w czwartek i piątek na treningu, ale doszedł do wniosku, że wybiera Kraków. Być może wynikało to z tego, że Wanda ma w czwartek zaległy mecz i była szansa, żeby w nim pojechał. Trudno było mi powiedzieć, w jakiej jest dyspozycji. Jeździł naprawdę mało, a opinie na podstawie treningów bywają złudne".  Słowa Jacka Gajewskiego okazały się trafne bowiem w środę 27 kwietnia parafował kontrakt przynależności do drużyny krakowskiej, a dzień później starował już w ligowej potyczce ze Stalą Rzeszów i choć nowy zespół Indywidualnego mistrza Polski z 2004 roku spotkanie przegrał, były mistrz zaprezentował się z jak najlepszej strony zdobywając 11 pkt. i był najskuteczniejszym zawodnikiem meczu. Skuteczność tę zawodnik utrzymał w trakcie całego sezonu, niejednokrotnie ratując swój zespół przed porażką. W trakcie sezonu pojawiły się jednak u Grzegorza wątpliwości czy żużel jeszcze go bawi? Na szczęście przetrzymał mentalny kryzys i w końcówce sezonu znowu cieszył kibiców swoją jazdą.
Po sezonie nie chciał jednak startować na zapleczu ekstraligi i po negocjacjach z kilkoma klubami ostatecznie ponownie trafił do Torunia. Dla wielu osób podpisanie przez Get Well Toruń kontraktu z Grzegorzem Walaskiem było dużym zaskoczeniem. W okresie transferowym sprawy przybrały nieoczekiwany bieg, bowiem teoretycznie "dogadany" z klubem Vaculik opuścił klub i Get Well postanowił, że to Walasek zastąpi Słowaka. Nie była to oczywiście jedyna opcja, bo alternatywnie w kadrze Aniołów pojawili się także Michael Jepsen Jensen i Jack Holder, ale menedżer Jacek Gajewski nie ukrywał, że duże nadzieje wiąże z doświadczonym Polakiem: "Walasek podjął chyba w tym roku złą decyzję odchodząc do Krakowa. Wydaje mi się, że gdyby się wstrzymał, to pewnie wywalczyłby sobie miejsce w składzie naszego zespołu. Mógł nawet startować w większości spotkań. Rozmawiałem z nim bardzo dużo. Grzegorz po rocznej przygodzie w pierwszej lidze chyba przekonał się, że to nie jest dla niego najlepsze miejsce. On w tej chwili wie, że rok 2017 zdecyduje o tym, czy będzie nadal jeździć na żużlu. To wcale nie jest zawodnik wypalony. Ma ogromne doświadczenie i spore umiejętności. Widzę, jak buduje swoje przygotowania. Chodzi zarówno o sprzęt, jak i jego formę fizyczną. Bardzo poważnie zaczyna wyglądać również jego team. Uważam, że to może być dla niego dobry albo i nawet bardzo dobry sezon. Jeśli tak się nie stanie, to może zrobić to, co po cichu deklarował".
Warto w tym miejscu podkreślić, że w ostatnich latach Walaskowi brakowało stabilizacji finansowej. Zawodnik często dokonywał złych wyborów i później musiał martwić się o regularne wypłaty. W Toruniu miał jednak odzyskać w tej kwestii spokój. I odzyskał!!!
Człowiek spokoju i opanowania, zawodnik z ćwierćwiecznym doświadczeniem podjął żużlową rywalizację i choć nie była to rywalizacja na miarę jego najlepszych mistrzowskich lat to okazał się bardzo ważnym ogniwem w Anielskim teamie. Ogniwem na tyle ważnym, że po sezonie wielu mówiło, że Get Well Toruń właśnie dzięki Walaskowi nie zaznał pierwszej w historii goryczy porażki do niższej klasy rozgrywkowej. Cały sezon czekał na swoją szansę. Owszem można było od Grzegorza oczekiwać więcej, tym bardziej, że w meczach w Zielonej Górze i Rybniku (zdobył odpowiednio 10 i 9 punktów) potrafił pojechać jak za dawnych lat. Niestety miewał też katastrofalne występy jak te we Wrocławiu czy Częstochowie. Wychowanek Falubazu na pewno nie zapomniał jak jeździ się na żużlu, ale aby zbudować formę potrzebował jazdy i zaufania. Znalazł to w końcówce sezonu, gdy do zespołu dołączył w roli menadżera Jacek Frątczak oraz na skutek nieszczęścia kontuzjowanych kolegów.
Niestety dla Grzegorza działacze toruńscy, postanowili jednak zbudować skład na mistrza i ... w pierwszej koncepcji decydentów zabrakło miejsca dla zielonogórskiego wychowanka. A szkoda, bowiem budowa składu w oparciu o armię zaciężną nie zawsze się sprawdzała, a doskonały rezerwowy mógł być niezłym zabezpieczeniem na wypadek słabszej postawy innych zawodników czy kontuzji, których przecież w sporcie żużlowym nie brakowało. Pozostawało jednak pytanie tylko czy zawodnik, który w przeszłości był mistrzem Polski w kategorii juniorów i seniorów, zgodziłby się na rolę rezerwowego, a może miał ambicję osiągnąć jeszcze w żużlu osiągnąć coś więcej niż tylko średni poziom ligowy. Z pytaniem tym zapewne sam zawodnik zmagał się całą zimę i zapewne u progu rozgrywek ligowych w sezonie 2019. Oto bowiem po podpisaniu kontraktu z Get Well pod nieobecność zmagającego sie problemami osobistymi i paszportowymi Chrisa Holdera wskoczył ponownie do toruńskiej ekipy na inauguracyjny mecz w Gorzowie, by za chwilę stać się zawodnikiem gorzowskim, który miał uzupełnić lukę po kontuzjowanym Martinie Vaculiku. Zatem można powiedzieć, że Grzegorz Walasek w sezonie 2019 wystąpił zaledwie w jednym meczu toruńskiego zespołu i ..... został medalistą DMP z drużyną z Gorzowa. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że wypożyczenie zielonogórskiego wychowanka, był dobrym ruchem ze strony zawodnika, ale fatalnym dla Torunia, bo zawodnik spisywał się znacznie lepiej od Przedpełskiego, a na domiar złego Toruń znalazł się w trudnej sytuacji, po kontuzji Rune Holty. Niestety powrotu do Torunia nie było.
Ostatecznie czterdziestodwuletni zawodnik wystąpił w siedemnastu meczach Ekstraligi w barwach Stali Gorzów. Notował nieco ponad 4 punkty na mecz, a wygrany mecz z gorzowian z Falubazem Zielona Góra (47:43), był tym spotkaniem w którym punkty Walaska zaważyły na zwycięstwie zwycięstwie. Oczywiście Grzegorz notował wpadki, ale generalnie dawał radę. Zwieńczeniem sezonu była wygrana w Łańcuchu Herbowym, jednym z najstarszych turniejów w Polsce. Oprócz splendoru, przypadającego zwycięzcy, zawodnik zrozumiał, że potrafi pojechać jeszcze na twardych torach, które nie zawsze mu pasowały, ale sprzętowo musi pójść w innym kierunku.
Po sezonie początkowo Stal budując skład w swojej koncepcji miała założenie, że Walasek będzie zawodnikiem oczekującym, na wypadek kontuzji któregoś z podstawowych jeźdźców, ale zawodnika taki układ nie interesował: "Polityka klubów ekstraligowych jest z reguły taka, że nie chcą rezerwowych i nie zależy im na posiadaniu szóstego zawodnika w kadrze. Jeżeli miałem czekać znowu do wiosny i liczyć, że komuś się coś wydarzy, czy przyjdzie mi rywalizować z zawodnikami, którzy już teraz podpisali kontrakty w Ekstralidze, to uznałem, że lepszym rozwiązaniem jest od razu zejście do niższej ligi. Doszedłem do wniosku, że korzystniejsze jest podpisanie kontraktu tam, gdzie mnie chcą, a nie - tak jak to bywało w ostatnich latach - czekanie do wiosny i rywalizowanie o swoją szansę. Nie zawsze to dobrze wychodzi dla zawodnika. A ja ciągle czuję głód jazdy. Wystarczyło nam mnie spojrzeć po zwycięstwie w Turnieju o Łańcuch Herbowy. Widać było jak dużą frajdę mi to sprawiło. Jeszcze chciałbym zaistnieć. Sukcesów było całkiem sporo, ale czuję się na siłach, by nadal pojeździć na niezłym poziomie. Co prawda, nie czytam dobrych artykułów o sobie, ale chciałbym, aby dziennikarze mogli jeszcze o mnie pozytywnie pisać. Liczę, że w przyszłym sezonie dam powody do dobrego pisania o mojej jeździe, bo skoro waga jest ok, forma też. co prawda kości czasami już bolą, ale eszcze nie czas, by ze sceny zejść. Jeszcze ładnych kilka lat pojeżdżę. Uwierzcie mi, że będzie super".
Po takiej deklaracji w kolejce po kontrakt z Walaskiem ustawiły się kluby z play-offowymi aspiracjami i były to dwa zespoły które jeszcze przed rokiem ścigały się na drugoligowym froncie. Jako pierwsi ofertę złożyli zawodnikowi ostrowianie, ale do rozmów szybko włączyła się Stal Rzeszów, która potrzebowała zawodników, z którymi mogłaby powalczyć o drugi awans z rzędu. Na budowę mocnego składu naciska Greg Hancock, więc Ireneusz Nawrocki, właściciel i prezes klubu wpadł na pomysł, żeby ściągnąć Grzegorza Walaska. W środowisku już krążyły plotki, że Walasek zaszalał i zażądał 450 tysięcy złotych za podpis. W Stali mówią, że to nieprawda, bo w pierwszej turze rozmów z ust zawodnika nie padła żadna propozycja. Klub z kolei nakreślił wizję i dał zawodnikowi do zrozumienia, że na pewno może liczyć na coś więcej niż regulaminowy maks (60 tysięcy za podpis i 1100 za punkt). Mówiło się, że Walasek miał dostać dodatkowy kontrakt sponsorski na 100 tysięcy. Jednak ostateczna oferta ma być wypracowana w trakcie negocjacji.
Jednak po niezbyt przychylnych opiniach na temat właściciela rzeszowskiego klubu, zawodnik postanowił zaufać działaczom z Ostrowa i na sezon 2019 w Ociążu parafował kontrakt na sezon 2019. Miejsce podpisania kontraktu nie było przypadkowe, bo była to siedziba firmy Mercedes Benz Jana i Andrzeja Garcarków, dzięki który pozyskanie solidnego żużlowca z dużym ekstraligowym doświadczeniem stało się faktem. A po sezonie można napisać, że Grzegorz niby nie zawiódł, ale w kilku meczach brakowało indywidualnych zwycięstw. Średnia biegowa 1,976 i piętnaste miejsce w rankingu pierwszoligowców to wynik średni, jak na tej klasy zawodnika, bo przecież nazwisko Walasek zobowiązywało. Tym bardziej, że przez cały sezon "Greg" jechał z numerem 5 lub 13, czyli z juniorami, a same wygrane nad juniorami to zdecydowanie za mało. Działacze z Ostrowa postanowili jednak zaufać doświadczeniu Walaska i zaproponowali mu kontrakt na rok 2020. I gdy wszystko wskazywało na to, że żużlowiec zostanie w Ostrowie, nikt z działaczy nie spodziewał się, że po deklaracji zawodnika jak świetnie czuje się w klubie, nagle przedstawi warunki dalszej współpracy na wręcz ekstraligowym poziomie. Tym samym rozmowy utknęły w martwym punkcie, bo możliwości klubu z Ostrowa, tak bardzo różniły się od oczekiwań zawodnika, że trudno było osiągnąć porozumienie. Impas w rozmowach z Ostrovią sprawił, że zgłosili się do niego działacze Polonii Bydgoszcz i wszystko wskazywało na to, że były reprezentant Polski powróci do Polonii, której barwy reprezentował w latach 2010-11. To spowodowało, że ostrowianie wrócili z zawodnikiem do rozmów i zielonogórski wychowanek drugi sezon z rzędu przywdziewał plastron Ostrovii.
Niestety sezon 2020 dla Grzegorza podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem
, który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji kontraktów. Ostatecznie rozgrywki wystartowały, a zawodnik skorzystał ze zmienionej "instytucji gościa" i podpisał umowę w klubie który go wychował, ale nie miał okazji wystartować ponownie z plastronem zielonogórskim na piersi, bo umowa ta miała dla zawodnika inny wymiar: "Falubaz ma silny trzon drużyny, więc o tym, jaka będzie moja rola, przekonamy się w trakcie sezonu, który zapowiada się inaczej niż zwykle. Zależało mi na tym, by szybciej wejść w rytm treningowy, by mieć możliwość szybszego wyjazdu na tor i Falubaz mi ją dał". W trakcie sezonu okazało się jednak, że wcześniejsze jazdy na niewiele się zdały, bo sezon 2020 Walasek na pierwszoligowych torach ukończył dopiero na 22 miejscu wśród żużlowców pierwszej ligi ze średnią 1,774 punktu, czyli o 0,2 niższej niż w 2019 roku. O ile do większości występów Grzegorza Walaska na ostrowskim torze nie można się przyczepić, gdzie notował średnią 2,161, o tyle na wyjazdach zawodził, jak cała drużyna. Na obcych torach wykręcił średnią o prawie 0,8 gorszą niż na swoim domowym obiekcie. Wyniki te w zestawieniu ze zmianą przepisów, które wprowadziły do ligowych składów zawodnika do lat 24 spowodowały, że w bogatej karierze Grzegorza Walaska, jego telefon w okresie transferowym - milczał. Prezesi szukali w miejsce między innymi takich doświadczonych żużlowców jak Walasek zawodników do lat 24, którzy byli bardziej perspektywiczni. Zawodnik nie został jednak bez kontraktu i ponownie podpisał umowę w Ostrowie, ale bez gwarancji startowych.
Nie zamierzał jednak kończyć kariery i w jednym z wywiadów przed sezonem 2021 mówił: "Żużel przez wiele lat był całym moim życiem. Wszystko kręciło się wokół tego sportu. Szykuję się do kolejnego sezonu. Kocham ścigać się na żużlu. Dopóki będzie mnie na to stać, to będę próbował jeździć. Jesienią i zimą miałem więcej wolnego czasu. Lubiłem pojechać na ryby czy popracować sobie w ogródku. Prace wokół domu i ogrodzie sprawiały mi przyjemność i traktowałem je jako hobby. Teraz skupiam się tylko i wyłącznie na żużlu. Speedway pochłania mnie bez reszty. Czuję się dobrze wytrenowany. Zmieniłem trochę tok przygotowań. Tym razem więcej biegałem po lesie. Było mniej siłowni, a więcej ruszania się na świeżym powietrzu. Pod względem sprzętowym też powinno być wszystko w porządku. Oczywiście nie pojechaliśmy jeszcze porządnego treningu spod taśmy, a co tu mówić o sparingach. Za wcześnie, żeby oceniać sprzęt, ale mam nadzieję, że będzie spisywał się bez zarzutu. W tym miejscu ogromne podziękowania dla panów Jana i Andrzeja Garcarków. Bez tych sponsorów pewnie by mnie tu już nie było. Ci panowie wiedzą, jakie myśli krążą mi po głowie. Wspólnie podejmiemy decyzję odnośnie przyszłości".

Ostatecznie zielonogórski wychowanek został w Ostrowie. Wywalczył sobie stałe miejsce w składzie i odjechał znakomity sezon na zapleczu najlepszej ligi świata. Przed sezonem poczuł jednak, że aby sprostać trudom sezonu musi znacznie wcześniej rozpocząć przygotowania. A to okazało się niezwykle trudne. Co prawda treningi były indywidualny mistrz kraju rozpoczął znacznie wcześniej niż zwykle, ale przerwała je choroba, ponieważ zaraził się koronawirusem: "myślałem, że choroba, która panuje nie dopadnie mnie. Stało się inaczej. Po dobrym początku przygotowań, bo dużo szybciej zacząłem treningi. Teraz wracam po chorobie i nie jest różowo u mnie. Jest mi ciężko wrócić na to, co już wypracowałem. Czuję, że jestem w dużo gorszej formie niż jak zaczynałem okres przygotowawczy". Niezwykle doświadczony zawodnik jednak się pozbierał i mimo zaawansowanego wieku, udowodnił, że wciąż potrafi był mocnym punktem zespołu. Kończąc sezon ze średnią 2,103 pkt./bieg. czterdziestopięciolatek z także nie najmłodszym, Tomaszem Gapińskim stworzyli najskuteczniejszą krajową parę rozgrywek, walnie przyczyniając się do powrotu ostrowian do grona najlepszych drużyn w Polsce po dwudziestotrzyletniej absencji.

W trakcie sezonu Grzegorz zasłynął też ponownie swoją niepokorną naturą, która stawiała kontrę żużlowym absurdom. Oto bowiem, doskonałe wyniki premiowały zawodnika do startów w Indywidualnych Mistrzostwach eWinner 1. Ligi. Niestety kibice mogli oglądać lidera ostrowian na torze niespełna dwie minuty, bo w pierwszym biegu dotknął taśmy i po kilku chwilach wycofał się z dalszej rywalizacji z powodu złego stanu zdrowia. Nie byłoby w tym nic złego, ale przed zawodami Walasek wysłał do żużlowej centrali pismo w którym prosił o zwolnienie z obowiązku startu w tych zawodach, bowiem odczuwał skutki upadku, który zaliczył podczas półfinałowego meczu ligowego w Rybniku i chciał się regenerować się przed finałowymi meczami w których ważyły się losy awansu jego drużyny do Ekstraligi. Żużlowiec otrzymał jednak odmowną decyzję i aby uniknąć kar - m.in. finansowych musiał stawić się w Gdańsku.
Niestety żużlowe władze nie akceptowały takiego zachowania i to jednak nie był koniec problemów doświadczonego zawodnika. Do klubu z Ostrowa Wielkopolskiego wpłynęło pismo nakazujące stawienie się Walaskowi w czwartek w Poznaniu na dodatkowych badaniach u lekarza wskazanego przez PZM i o tych wyników uzależniony był występ byłego Indywidualnego Mistrza Polski w kolejnym meczu przeciwko Wilkom Krosno. Ostatecznie zawodnik w meczach finałowych wystartował, ale nie omieszkał przed kamerami w kulturalny, ale stanowczy sposób skomentować całego zamieszania. To oczywiście nie spodobało się działaczom w GKSŻ i wszczęto postępowanie dyscyplinarne, w wyniku którego zawodnik musiał wpłacić 20 tysięcy złotych na rzecz Fundacji Polskiego Związku Motorowego do 15 października 2021 rok i stało się wiadomym, że tej wojenki zawodnik nie wygra: "Naświetliłem sprawę, co w tym złego. Jeśli zawodnik zgłasza niezdolność, to powinno się to rozpatrzyć. A nie zasłaniać się regulaminem, jechać na zawody i się z nich wycofywać. W sumie obiecałem nawet, że przeproszę, więc przepraszam pana Szymańskiego i pana Fiałkowskiego, bo też powiedziałem tak z nazwiska. Ale oni muszą zacząć myśleć w tym kierunku, że coś jest nie tak. Muszą coś zmienić w tej imprezie, w tych powoływaniach, bo może dojdzie do tragedii. Mogli mnie zgłosić na te badania dużo wcześniej, a nie po fakcie. Wtedy nie byłoby tematu".
Gdy wydawało się że to już koniec całego zamieszania sprawę w swoje ręce wzięli ostrowscy kibice i zainicjowali ogólnopolską zbiórkę pieniędzy dla zawodnika, aby ten mógł zapłacić zasądzoną karę. Grzegorz nie spodziewał się takiego wsparcia ze strony fanów: "Kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że ktoś mnie wkręca, że to żart. Dopiero, kiedy wysłano mi link, a tam już była kwota ponad 1400 złotych, uwierzyłem, że to naprawdę się dzieje". I choć zbiórka okazała się sukcesem nie tylko finansowym, ale też społecznym, bo zjednoczyła kibicowskie środowisko, zawodnik postanowił nie skorzystać z tej pomocy i zapłacił karę z własnych pieniędzy, a zebraną kwotę wspólnie z inicjatorami przekazał na cel charytatywny: "Od początku wiedziałem, że pieniądze z tej zrzutki przekażę na szczytny cel. To, co jest między mną, a Główną Komisją Sportu Żużlowego, to jest osobna sprawa. Dziękuję organizatorom zrzutki, z którymi wspólnie wybraliśmy szczytny cel. Padło na Dom Dziecka w Pleszewie. W sobotę tutaj przyjechaliśmy i przekazaliśmy zebrane pieniądze. Dzieci z pewnością się ucieszą". Zadowolenia z takiego obrotu sprawy nie kryła też inicjatorka zbiórki Paulina Owczarek: "To było bardzo spontaniczne. Wyszło to samo z siebie. Akcja spotkała się z dużym odzewem kibiców z całej Polski, nie tylko z Ostrowa. W ciągu trzech dni zebrane było prawie pięć tysięcy złotych. Fajne jest to, że kibice z różnych miast podkreślali, że są z Grzegorzem Walaskiem i zjednoczyli się we wspólnym celu. Całą zbiórkę wsparło ponad 300 osób. Wpłaty były różne. Nawet po 200 złotych. O tym, że pieniądze ze zrzutki zostaną przeznaczone na cel charytatywny dowiedziałam się podczas telewizyjnego wywiadu. Ucieszyłam się. Fajna sprawa, pomagać dzieciakom. W Domu Dziecka w Pleszewie na pewno się przydadzą i będą dobrze spożytkowane".

Gdy opadły emocje związane z potyczkami słownymi na linii zawodnik - GKSŻ oraz finałową batalią na ekstraligowym zapleczu, działacze Ostrovii przystąpili do budowania składu na sezon 2022, który pozwoliłby utrzymać zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej, dłużej niż tylko jeden sezon. Zadanie to okazało się niezwykle trudne, bowiem jak co roku beniaminek miał problem z przekonaniem do zmiany barw utytułowanych jeźdźców zaprawionych w Ekstraligowych bojach. Dlatego włodarze ostrowskiego klubu postanowili, że nie będą na siłę szukać żużlowców chcących zasilić ich szeregi i dali szansę tym, którzy wywalczyli awans. Tym samym Grzegorz Walasek miał spędzić w Ostrowie czwarty sezon, a jego partnerem klubowym został m.in. Chris Holder. To właśnie ta dwójka miała być siłą pociągową Ostrovii w ciężkiej ekstraligowej walce o punkty w sezonie 2022. Niestety tak się nie stało, bo pozostałe transfery okazały się zbyt słabe na rywalizację w najsilniejszej lidze świata.. Grzegorz jednak robił co mógł, aby wspomóc zespół w ligowych bojach i w 14 meczach wystartował w 50 wyścigach, w których zdobył 76 pkt z bonusami, co dało na koniec sezonu średnią na poziomie 1,520 pkt/bieg i była to druga średnia w zespole, po Chrisie Holderze. Niestety los też nie oszczędzał zawodnika, który u progu sezonu w jednym tygodniu doznał dwóch kontuzji. Doświadczony zawodnik najpierw upadł podczas treningu na motocrossie, a potem uczestniczył w wypadku na torze żużlowym. Za pierwszym razem zawodnik tylko mocno się poobijał, ale za drugim nie miał już tyle szczęścia i doznał urazu palca, który poważnie utrudnia mu przygotowania do sezonu, bo musiał odpuścić sparing w Łodzi i istniało zagrożenie, że ostrowianie inauguracyjne spotkanie z GKM Grudziądz rozegrają bez swojego krajowego lidera. Presja na Grzegorza Walaska była rosła zatem z każdym dniem, bo dla ostrowian pierwszy mecz sezonu był zarazem najważniejszym spotkaniem całych rozgrywek, bo przegrana stawiała jego drużynę w kolejnych meczach w bardzo trudnym położeniu. Ostatecznie "Greg" wspomógł zespół w trzech biegach i zdobył 3 pkt, ale beniaminek przegrał pierwsze spotkania na własnym torze, tak jak wszystkie następne i z hukiem spadł z ekstraligi.
Po sezonie Walasek został jednak w Ostrowie, bowiem czuł się dobrze w towarzystwie braci Garcarków, którzy wspierali go finansowo i miał pomóc ostrowianom w szybkim powrocie do elity. I ze swej roli zawodnik się wywiązywał, ale na wizerunku krewkiego "Grega" pojawiła się kolejna rysa. Oto w hicie pierwszej ligi żużlowej  Falubaz Zielona Góra podejmował na własnym torze żużlowców z Ostrowa, kontrolując przebieg spotkania i ostatecznie wygrywając 54:36. W trakcie zawodów doszło jednak do nieprzyjemnego incydentu w obozie gości. Grzegorz Walasek po zakończeniu dwunastego biegu miał pretensje do kolegi z zespołu, który wcześniej przeszkodził mu na torze. Doświadczony żużlowiec najpierw próbował uderzyć Jakuba Krawczyka w kask, a parę chwil później wykręcił mu głowę. Za to zdarzenie otrzymał od sędziego czerwoną kartkę. "Trochę źle, że to na torze zrobiłem. To jest kumulacja tego w naszym klubie. Widzę, że bardzo stawiają na młodzież, ale jest to robione za wszelką cenę. Kilka razy to się zdarzyło na treningu i dzisiaj się to powtórzyło" - bronił się później Walasek przed dziennikarzami i twierdził, że jego zachowanie powinno być potraktowane "szkoleniowo". Doświadczony zawodnik w rozmowie z przedstawicielami mediów tłumaczył też, że współpraca z trenerem Mariuszem Staszewskim nie układa się najlepiej, co przekłada się na atmosferę w zespole z Ostrowa. Czterdziestosześciolatek nie musiał długo czekać na odpowiedź kolegi z zespołu, bo do dyskusji w mediach społecznościowych włączył się Oliver Berntzon. "Pozostałych siedmiu zawodników nie ma problemu z atmosferą czy współpracą z trenerem, więc mamy jeden element układanki, który nie rozmawia, nie pomaga ani nie dziękuje kibicom po meczach. Ty mi powiedz, co jest nie tak..." - napisał Szwed, reprezentujący barwy ostrowskiego klubu. Zachowanie Walaska podczas meczu w Zielonej Górze, a także późniejszy wpis Berntzona były zatem najlepszym dowodem na to, że w szeregach ostrowian nie działo się najlepiej. Zespół, który miał walczyć o ekstraligowy awans zawodził na pierwszoligowym froncie, bo z dziewięcioma punktami zajmował w tamtym czasie szóste miejsce w tabeli. Po tym incydencie zawodnik przeprosił za swoje zachowanie: "W związku z wydarzeniami z meczu w Zielonej Górze, chciałbym przeprosić za swoje zachowanie Jakuba Krawczyka, trenera Mariusza Staszewskiego, sponsorów Jana i Andrzeja Garcarków, a także kibiców z Ostrowa i Zielonej Góry. Moje zachowanie było wyrazem frustracji ze słabych wyników, osiąganych przeze mnie w ostatnim czasie. To nie powinno się wydarzyć. Bardzo tego żałuję. Jeżdżę w Ostrowie już piąty sezon i wiele wspólnie zrobiliśmy. Nie chciałbym, aby jedna sytuacja z niedzielnego meczu, miała wszystko przekreślić. Biję się w pierś, bo nie powinienem tak się zachować i utrzymać nerwy na wodzy. Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że atmosfera przed kolejnymi meczami zostanie oczyszczona i razem będziemy walczyć o kolejne zwycięstwa drużyny". I atmosfera w szeregach ostrowskich oczyściła się, a zespół zaczął piąć się w ligowej tabeli, pewnie awansując do fazy play-off. Niestety półfinały to było maksimum możliwości ekipy pod wodzą Mariusza Staszewskiego, a po części do takiego wyniku przyczynił się Walasek, który w kluczowym momencie sezonu zawiódł, a jego fatalny występ spowodował, że ostrowianie po pierwszym meczu półfinałowym mieli iluzoryczne szanse na awans do finału i walkę o jazdę w Ekstralidze. Sezon zawodnik zakończył ze średnią 1,906 pkt na bieg, a uzyskał ją w 18 meczach i 85 biegach w których zdobył  146 pkt i 16 bonusów. I choć było to osiemnastym wynikiem w pierwszej lidze i drugim wynikiem w zespole ostrowskim, dla oczyszczenia atmosfery czterdziestosiedmiolatek postanowił zmienić otoczenie i pożegnał się z klubem i kibicami  obierając kierunek łódzki. Witold Skrzydlewski właściciel Orła, był rozczarowany sezonem, bo jego drużyna ledwo utrzymał się w I lidze, choć przed startem rozgrywek była typowana do czołowych miejsc. Nic więc dziwnego, że Skrzydlewski postanowił wymienić niemal cały skład, a koncepcja składu zakładała podpisanie umowy z doświadczonym wychowankiem zielonogórskiego Falubazu. Ostatecznie strony nie doszły do porozumienia i indywidualny mistrz Polski z 2004 roku dołączył do ekipy ROW-u Rybnik, gdzie na sezon 20204 było zakontraktowanych już sześciu seniorów - Jakub Jamróg, Rohan Tungate, Brady Kurtz, Norick Bloedorn oraz Patrick Hansen. Nie oznaczało, to że doświadczony jeździec miał być zawodnikiem oczekującym, wręcz przeciwnie prezes Krzysztof Mrozek widział Walaska jako krajowego lidera, a nadmiarowa liczba seniorów w składzie miała związek przede wszystkim ze stanem zdrowia Hansena, który wracał na tor po poważnej kontuzji kręgosłupa i jego dyspozycja była jednym wielkim znakiem zapytania.

Czy doświadczonego jeźdźca stać jeszcze na to, aby wprowadzić zespół ponownie do Ekstraligi i jak za dawnych lat liderować swojej drużynie na najwyższym poziomie rywalizacji? Zapewne będzie to trudne, ale "Greg" z całą pewnością na ekstraligowym zapleczu ma szansę być liderem zespołu, a po awansie może być solidną druga linią w walce o ligowe punkty.

Warto też podkreślić, że oprócz występów ligowych, w swojej dotychczasowej karierze Grzegorz Walsek walczył o tytuł championa globu w cyklu Grand Prix. W 2001 roku jako drugi rezerwowy cyklu miał okazję do startów w czterech z sześciu turniejów. Uzyskane przez niego 16 miejsce było podstawą do przyznaniu mu stałej dzikiej karty na Grand Prix 2002. Sezon ten zakończył jednak na 21 pozycji i wypadł z cyklu. Ponownie w Grand Prix w programie zawodów nazwisko Grzegorz Walasek można było zobaczyć podczas GP Europy 2004, kiedy to otrzymał dziką kartę. Zajął wówczas 6 pozycję i w klasyfikacji generalnej został sklasyfikowany na 23 miejscu (wraz z Nielsem Kristianem Iversenem i Kennethem Bjerre był najwyżej sklasyfikowanym żużlowcem z dziką kartą). Jednak cztery lata później 14 września 2008, zajmując drugie miejsce podczas GP Challenge z dorobkiem 12+2 punktów, awansował do Grand Prix 2009. Niestety i ten pobyt wśród najlepszych żużlowców globu zakończył się dla zawodnika po roku, ale zebrał cenne doświadczenie, które przełożyło się na starty ligowe.
Oprócz indywidualnych występów na arenie międzynarodowej zawodnik był podporą reprezentacji Polski z którą dwukrotnie stawał na najwyższym stopniu światowego podium.

Prywatnie "Gregan" słucha polskiego rocka. Jego ulubione zespoły to Dżem ze swoim "Wehikułem Czasu", ale lubi też Kobranockę. Kapela Ryśka Riedla trochę przypadkiem stała się jego ulubionym zespołem. A stało się to w czasie kontuzji biodra, której nabawił się w Anglii. W owym czasie zawodnik nie specjalnie znał język angielski i leżąc w szpitalu nie miał z kim rozmawiać, ale posiadał jedną polską płytę Dżemu i przez kilka kolejnych dni słuchał jej na okrągło i tak już zostało.
Grzegorz po zawodach lubi też zrelaksować się nad wodą, bowiem już za młodych lat chodził nad Odrę powędkować. Sam jednak swoje wędkarskie zapędy określa jako spędzenie czasu nad wodą, niż wędkowanie, bowiem nie mam w tym aspekcie większych dokonań. Z wędkowaniem wiąże się też przygoda, bowiem pewnego razu Grzegorz zabrał na ryby kolegę z Rzeszowa, chciał mu pokazać, jakie ryby regionie zielonogórskim można złowić. Połów trwał niecałe 15 minut, bowiem przyjechała straż i okazało się, że panowie mają jedną wędkę za dużo i zostali potraktowani jak kłusownicy. Nie pomogło nawet to, że co panowie strażnicy rozpoznali żużlowa i regulamin połowów okazał się ważniejszy i wszystkie wędki Grzegorz musiał odbierać w siedzibie związku wędkarskiego.
30 lipca 2007 prezydent Lech Kaczyński za osiągnięcia w polskim sporcie żużlowym odznaczył Walaska Złotym Krzyżem Zasługi.

Poza ligą polską startował również w klubach:
   
Poole Pirates, Arena Essex Hammers
       
Team Svelux Malilla, Lejonen Gislaved, Kaparna Göteborg, Piraterna Motala, Indianerna Kumla, Hammarby Sztokholm; Rospiggarna Halstavik
            Outrup, Holsted, Munkebo, Ejberg, Slangerup, Grinsted Speedway Club,
                Turbina Bałakowo
            PK Plzen, PDK Mseno, Olymp Praga
        MSC Diederbergen, NOrdstern Stralsund, Wolfshalke Falubaz Berlin
    Olimpia Terenzano, Hellas Verona

Osiągnięcia

DMP

2003/1; 2004/3; 2005/3; 2008/3; 2009/1; 2018/2

MDMP

1993/4
IMP 2000/16; 2001/14; 2004/1; 2005/9; 2007/8; 2008/3; 2009/4; 2011/4; 2013/8; 2021/16
MIMP 1994/R; 1996/7; 1997/1
MPPK 1994/5; 1999/4; 2001/3; 2002/3; 2003/7; 2004/7; 20008/3; 2009/1; 2010/3; 2011/5; 2012/4; 2017/5; 2019/5
MMPPK 1994/7; 1997/5
BK 1995/3
SK 1995/R; 1994/4; 1997/3
ZK 1997/14; 2000/R; 2003/9; 2004/3; 2005/6; 2006/7; 2007/1; 2008/10; 2011/6; 2012/9; 2014/3
IMŚ GP 2001/R; 2002/21; 2004/DK; 2009/13
IMŚJ 1996/15; 1997/10
DPŚ 2002/4; 2005/1; 2007/1; 2008/2
IME 2006/2
KPE 2004/1(rep. klub z Częstochowy); 2009/1(rep. klub z Równe); 2010/1(rep. klub z Bałakowa);

Kluby w lidze polskiej
1993-
-1999
2000-
-2005
2006-
2009
2010-
-2011
2012-
-2013
2014 2015 2016 2017-
-2018
2018 2019-
-2023

2020
2024

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
sezon mecze biegi punkty bonusy średnia
biegowa
miejsce w
ligowym rankingu
2017
(RZ+Brż)
10
(12)
42
(52)
51
(74)
11
(11)
1,476
(1,635)
39
po rundzie zasadniczej
2018 1 4 4 1 1,250
średnia w Toruniu
n.klas

Biografia powstała na podstawie
wikipedia
portalu: sportowefakty.pl
książek: Żużlowe ABC

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt