WALASEK Grzegorz pozyskany z Zielonej Góry
Urodzony 29 sierpnia 1976 r. w Krośnie Odrzańskim.
Spory wpływ na wybór zawodu żużlowca przez Grzegorza miał jego ojciec, który
był kierowcą w Falubazie i woził zawodnik na zgrupowania. Senior rodu znał
zatem żużel od kuchni i choć nie zachęcał syna, to jednak ułatwił podjęcie
decyzji o zapisaniu się do szkółki.
Grzegorz wiedział jednak co to motocykle i od najmłodszych lat z nimi
obcował. Pochodzi bowiem z tej samej miejscowości, co Jarosław Szymkowiak,
który przez wiele lat ścigał się dla Falubazu Zielona Góra. Popołudniami
starszy kolega małego Grześka, trenował na motocrossie w okolicznych lasach
i młody chłopak zaraził się warkotem motocykla. Obserwował, podpytywał z
bliska jak wygląda praca żużlowca i tak zaczęła się przygoda z motocyklami.
Nic więc dziwnego, że żużlowa kariera zawodnika potoczyła się w pewnym
momencie bardzo szybko. Pewnych wakacji pojechałem bowiem na obóz
motocrossowy do Gubina. Zobaczyłem jak wygląda sport od podszewki i krótko
po tym zapisał się do szkółki wspólnie z czterdziestoma innymi chłopakami.
I choć nie miał wcześniej styczności z motocyklem żużlowym treningi
rozpoczął niemal z marszu i z całej rzeczy adeptów żużla wytrwał tylko On.
Po latach tak wspomina swoje żużlowe początki: "czułem satysfakcję z jazdy na motocyklu. Chodziłem na treningi systematycznie, a do Zielonej Góry musiałem dojeżdżać z innej miejscowości. Pociągiem wyjeżdżałem o 5 rano, a wracałem o 22 lub 23 wieczorem. To nie było łatwe. Ale ja mimo to chciałem jeździć. Na nabór przyszło 40 osób, ale ta selekcja trwała dość szybko. Ktoś na przykład miał kolczyk lub dłuższe włosy. Teraz taka sytuacja jest nie do pomyślenia. Przychodzi 5 lub 10 chłopaków przez cały sezon. Inaczej wyglądały też treningi. Zdarzały się takie zajęcia, na których w ogóle nie wyjeżdżałem na tor. Motocykli było o wiele mniej, niż chętnych. Do licencji przystąpiło już tylko pięciu chłopaków, a z tej całej grupy zostałem już tylko ja."
Żużlowe starty rozpoczynała w w
Zielonej Górze, gdzie startował w latach
1993-99. Niestety zaczynając żużlową przygodę trafił na końcówkę okresu
Morawskiego. W klubie nie było wówczas hossy finansowej i brakowało
podstawowych rzeczy. Treningi odbywały się bardzo nieregularnie, a do tego w
klubie pracowało kilku nieodpowiednich ludzi i młody zawodnik dwukrotnie
chciał zrezygnować z uprawiania żużla, ale przetrzymałem i w kolejnych
latach był podporą wielu zespołów w których dane mu było startować.
W roku 2000 przenosi się do
Częstochowy, gdzie przez sześć lat startuje z
lwem na plastronie. To właśnie w klubie spod Jasnej Góry odniósł jak do tej
pory największe swoje sukcesy: został w 2004 roku Indywidualnym Mistrzem
Polski, zdobył 3 medale Drużynowych Mistrzostw Polski oraz wywalczył z
reprezentacją Polski Drużynowe Mistrzostwo Świata. W 2006 roku powrócił do
macierzystego klubu z
Zielonej Góry, który akurat walczył o powrót do
Ekstraligi. Został kapitanem oraz największą gwiazdą drużyny. Udany sezon
przypieczętował srebrnym medalem Indywidualnych Mistrzostw Europy. W 2007
roku po raz pierwszy w karierze wygrał zawody o Złoty Kask. W kolejnych
latach choć był podporą drużyny nie zawsze był "ulubieńcem" działaczy.
Dlatego w roku 2010 trafia do
Bydgoszczy. Mimo spadku Polonistów do niższej
ligi solidarnie bierze odpowiedzialność za wynik zespołu i zostaje nad Brdą
na kolejny sezon. Jednak w związku z problemami finansowo organizacyjnymi
Polonistów, przenosi się na Podkarpacie i w latach 2012-2013 jest podporą
Stali Rzeszów. Reorganizacja ligi i ograniczenie liczby zespołów w
najwyższej lidze, spowodowała, że "Żurawie" musiały opuścić ekstraligowe
szeregi, a zawodnik poszukał przystani w doskonale znanym mu klubie z
Częstochowy. Z Rzeszowa trafił jednak pod Jasną Górę na zasadzie
wypożyczenia. Pierwotnie Walasek miał rozwiązać kontrakt z podkarpackim
zespołem i podpisać nową umowę we Włókniarzu, jednak zabrało na to czasu w
okresie transferowym. W związku oba kluby zdecydowały się na wypożyczenie.
Sezon w wykonaniu zawodnika był średni, ale 29 czerwca 2014 roku przekroczył
próg 2000 punktów zdobytych w trakcie kariery w rozgrywkach najwyższej
polskiej ligi żużlowej. Niestety w trakcie sezonu okazało się, że trzeci
klub, do którego zawitał zielonogórski wychowanek popadł w kłopoty finansowe
i w pewnym momencie zawodnik nawet odmówił startów twierdząc, że doskwierają
mu wcześniejsze urazy barku. W efekcie, czego po sezonie 2014 powraca do
macierzy i ponownie zdobywa punkty dla
Falubazu. Klub wybrał nie
przypadkowo, bowiem po ciężkim sezonie chciał się odbudować w zespole
poukładanym organizacyjnie i finansowo. Niestety porządek w klubie z grodu
Bachusa był pozorny i po sezonie klub z Myszką Mickey okazał się być niemal
bankrutem. Ponadto w 2015 r. na zawodnika spadła plaga kontuzji. Złamane
kości kciuka, nadgarstka, pęknięty obojczyk... los naprawdę nie był dla
niego łaskawy. Aż doszło do tego, że, gdy zawodnik już wyzdrowiał, przestał
punktować, stracił miejsce w meczowym składzie. Po sezonie zadłużony Falubaz
udało się przeprowadzić działaczom przez proces licencyjny, ale zawodnik nie
godził się na obniżenie kontraktu, a przy tym trafnie wyczuł, że w drużynie
zabraknie dla niego miejsca. Falubaz postawił, bowiem na międzynarodowe
towarzystwo. Zakontraktował trzech nowych zagranicznych seniorów, wśród
których znalazł się Duńczyk Kenni Larsen, Australijczyk Jason Doyle oraz
Ukrainiec Andriej Karpov i dla rutyniarza Walaska zabrakło miejsca.
Trzydziestodziewięcioletni wychowanek Falubazu nie czuł żadnego żalu czy
pretensji, dlatego zaczął szukać nowego pracodawcy.
Ofertę startów złożył Walaskowi prezes Witold Skrzydlewski, budujący systematycznie i z
wielką rozwagą żużlową
potęgę w Łodzi. Choć obaj gentelmani byli po słowie
zawodnik zdecydował się podpisać tzw. kontrakt warszawski w
Toruniu.
Kontrakt ten nie gwarantował startów, ale zawodnik mógł cały czas skorzystać
z wypożyczenia do innego klubu, ale też nie zamykał mu drogi do piekielnie
mocnej kadry Aniołów, tym bardziej, że Senator Termiński widział dla
zawodnika miejsce w swojej drużynie i tak komentował jego kontrakt: "w klubie
z Torunia wszyscy zdają sobie sprawę, że kontuzje to nieodłączny element
czarnego sportu. W związku z tym kadra zespołu walczącego o złoty medal musi być
szeroka. Jednym z rozwiązań jest Grzegorz Walasek, który dołączy do zespołu w
roli rezerwowego i wskoczy do składu w przypadku kontuzji któregoś z
podstawowych zawodników. Grzegorz nie otrzymał pieniędzy na przygotowanie do
sezony, ale zaproponowaliśmy mu wysoką tzw. "punktówkę". Ustalamy jednak
szczegóły i aby dać sobie czas na negocjacje podpisaliśmy kontrakt "warszawski".
Jeśli zawodnik uzna, że otrzymał lepszą ofertę nie będziemy robili przeszkód,
aby mógł startować w ramach wypożyczenia w innym klubie."
Ostatecznie zielonogórski wychowanek nie
doszedł do finansowego porozumienia z właścicielem toruńskiego klubu i został
wypożyczony na zaplecze ekstraligi zasilając szeregi
Wandy Kraków,
która borykała się z nierówną postawą formacji seniorskiej. Zespół spod Wawelu
typowany na faworyta ligi, w trzech rozegranych spotkaniach w sezonie 2016
zdobył zaledwie dwa punkty. Szczególnie bolesna okazała się porażka na własnym
torze z Lokomotivem Daugavpils. Sztab szkoleniowy Wandy stwierdził, że niezbędne
są wzmocnienia. Menedżer Get Well Toruń, z uwagi na słaby początek sezonu w
wykonaniu Kacpra Gomólskiego,
próbował namawiać Walaska na starty w Toruniu. Ten jednak nie chciał dłużej
czekać i zdecydował się na inne rozwiązanie, a Jacek Gajewski tak komentował
prowadzone negocjacje "Namawiałem Grzegorza, żeby się jeszcze wstrzymał i
poczekał. Jednak nic na siłę. Niewiele byłem w stanie zrobić. Musiałem uszanować
jego decyzję. Ciężko było mi go ocenić. Przestał jeździć w Anglii. Odjechał
kilka treningów w Polsce. W Toruniu się za bardzo ostatnio nie pokazywał. Miał
zamiar być w czwartek i piątek na treningu, ale doszedł do wniosku, że wybiera
Kraków. Być może wynikało to z tego, że Wanda ma w czwartek zaległy mecz i była
szansa, żeby w nim pojechał. Trudno było mi powiedzieć, w jakiej jest
dyspozycji. Jeździł naprawdę mało, a opinie na podstawie treningów bywają
złudne". Słowa Jacka Gajewskiego okazały się trafne bowiem w środę 27
kwietnia parafował kontrakt przynależności do drużyny krakowskiej, a dzień
później starował już w ligowej potyczce ze Stalą Rzeszów i choć nowy zespół
Indywidualnego mistrza Polski z 2004 roku spotkanie przegrał, były mistrz
zaprezentował się z jak najlepszej strony zdobywając 11 pkt. i był
najskuteczniejszym zawodnikiem meczu. Skuteczność tę zawodnik utrzymał w trakcie
całego sezonu, niejednokrotnie ratując swój zespół przed porażką. W trakcie
sezonu pojawiły się jednak u Grzegorza wątpliwości czy żużel jeszcze go bawi? Na
szczęście przetrzymał mentalny kryzys i w końcówce sezonu znowu cieszył kibiców
swoją jazdą.
Po sezonie nie chciał jednak startować na zapleczu ekstraligi i po
negocjacjach z kilkoma klubami ostatecznie ponownie trafił do Torunia. Dla
wielu osób podpisanie przez Get Well Toruń kontraktu z Grzegorzem Walaskiem było
dużym zaskoczeniem. W okresie transferowym sprawy przybrały nieoczekiwany bieg,
bowiem teoretycznie "dogadany" z klubem
Vaculik opuścił klub i Get Well
postanowił, że to Walasek zastąpi Słowaka. Nie była to oczywiście jedyna opcja,
bo alternatywnie w kadrze Aniołów pojawili się także
Michael Jepsen Jensen i
Jack Holder, ale menedżer
Jacek Gajewski nie ukrywał, że duże nadzieje wiąże z
doświadczonym Polakiem: "Walasek podjął chyba w tym roku złą decyzję odchodząc
do Krakowa. Wydaje mi się, że gdyby się wstrzymał, to pewnie wywalczyłby sobie
miejsce w składzie naszego zespołu. Mógł nawet startować w większości spotkań.
Rozmawiałem z nim bardzo dużo. Grzegorz po rocznej przygodzie w pierwszej lidze
chyba przekonał się, że to nie jest dla niego najlepsze miejsce. On w tej chwili
wie, że rok 2017 zdecyduje o tym, czy będzie nadal jeździć na żużlu. To wcale
nie jest zawodnik wypalony. Ma ogromne doświadczenie i spore umiejętności.
Widzę, jak buduje swoje przygotowania. Chodzi zarówno o sprzęt, jak i jego formę
fizyczną. Bardzo poważnie zaczyna wyglądać również jego team. Uważam, że to może
być dla niego dobry albo i nawet bardzo dobry sezon. Jeśli tak się nie stanie,
to może zrobić to, co po cichu deklarował".
Warto w tym miejscu podkreślić, że w ostatnich latach Walaskowi brakowało
stabilizacji finansowej. Zawodnik często dokonywał złych wyborów i później
musiał martwić się o regularne wypłaty. W Toruniu miał jednak odzyskać w tej
kwestii spokój. I odzyskał!!!
Człowiek spokoju i opanowania,
zawodnik z ćwierćwiecznym doświadczeniem podjął żużlową rywalizację i choć nie
była to rywalizacja na miarę jego najlepszych mistrzowskich lat
to okazał się bardzo ważnym ogniwem w Anielskim
teamie. Ogniwem na tyle ważnym, że po sezonie wielu mówiło, że Get Well Toruń
właśnie dzięki Walaskowi nie zaznał pierwszej w historii goryczy porażki do
niższej klasy rozgrywkowej. Cały sezon czekał na swoją szansę. Owszem można
było od Grzegorza oczekiwać więcej, tym bardziej, że w meczach w
Zielonej Górze i Rybniku (zdobył odpowiednio 10 i 9 punktów)
potrafił pojechać jak za dawnych lat. Niestety miewał też katastrofalne
występy jak te we Wrocławiu czy Częstochowie. Wychowanek Falubazu na pewno
nie zapomniał jak jeździ się na żużlu, ale aby zbudować formę potrzebował
jazdy i zaufania. Znalazł to w końcówce sezonu, gdy do zespołu dołączył w
roli menadżera
Jacek Frątczak oraz na skutek nieszczęścia kontuzjowanych
kolegów.
Niestety dla Grzegorza działacze toruńscy, postanowili jednak zbudować skład na mistrza i ... w
pierwszej koncepcji
decydentów zabrakło miejsca dla zielonogórskiego wychowanka. A szkoda, bowiem
budowa składu w oparciu o armię zaciężną nie zawsze się sprawdzała, a doskonały
rezerwowy mógł być niezłym zabezpieczeniem na wypadek słabszej postawy innych
zawodników czy kontuzji, których przecież w sporcie żużlowym nie brakowało.
Pozostawało jednak pytanie tylko czy zawodnik, który w przeszłości był mistrzem
Polski w kategorii juniorów i seniorów, zgodziłby się na rolę rezerwowego, a
może miał ambicję osiągnąć jeszcze w żużlu osiągnąć coś więcej niż tylko średni poziom
ligowy. Z pytaniem tym zapewne sam zawodnik zmagał się całą zimę i zapewne u
progu rozgrywek ligowych w sezonie 2019. Oto bowiem po podpisaniu kontraktu z
Get Well pod nieobecność zmagającego sie problemami osobistymi i paszportowymi
Chrisa Holdera wskoczył ponownie do toruńskiej ekipy na inauguracyjny mecz w
Gorzowie, by za chwilę stać się zawodnikiem gorzowskim, który miał uzupełnić
lukę po kontuzjowanym Martinie Vaculiku. Zatem można powiedzieć, że Grzegorz
Walasek w sezonie 2019 wystąpił zaledwie w jednym meczu toruńskiego zespołu i ..... został medalistą DMP
z drużyną z Gorzowa.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że wypożyczenie zielonogórskiego
wychowanka, był dobrym ruchem ze strony
zawodnika, ale fatalnym dla Torunia, bo zawodnik spisywał się
znacznie lepiej od Przedpełskiego, a na
domiar złego Toruń znalazł się w trudnej sytuacji, po kontuzji Rune Holty.
Niestety powrotu do Torunia nie było.
Ostatecznie czterdziestodwuletni zawodnik wystąpił w siedemnastu meczach
Ekstraligi w barwach Stali Gorzów. Notował nieco ponad 4 punkty na mecz, a
wygrany mecz z gorzowian z Falubazem Zielona Góra (47:43), był tym spotkaniem w
którym punkty Walaska zaważyły na zwycięstwie zwycięstwie. Oczywiście Grzegorz
notował wpadki, ale generalnie dawał radę. Zwieńczeniem sezonu była wygrana w
Łańcuchu Herbowym, jednym z najstarszych turniejów w Polsce. Oprócz splendoru,
przypadającego zwycięzcy, zawodnik zrozumiał, że potrafi pojechać jeszcze na
twardych torach, które nie zawsze mu pasowały, ale sprzętowo musi pójść w innym
kierunku.
Po sezonie początkowo Stal budując skład w swojej koncepcji miała założenie, że
Walasek będzie zawodnikiem oczekującym, na wypadek kontuzji któregoś z
podstawowych jeźdźców, ale zawodnika taki układ nie interesował: "Polityka
klubów ekstraligowych jest z reguły taka, że nie chcą rezerwowych i nie zależy
im na posiadaniu szóstego zawodnika w kadrze. Jeżeli miałem czekać znowu do
wiosny i liczyć, że komuś się coś wydarzy, czy przyjdzie mi rywalizować z
zawodnikami, którzy już teraz podpisali kontrakty w Ekstralidze, to uznałem, że
lepszym rozwiązaniem jest od razu zejście do niższej ligi. Doszedłem do wniosku,
że korzystniejsze jest podpisanie kontraktu tam, gdzie mnie chcą, a nie - tak
jak to bywało w ostatnich latach - czekanie do wiosny i rywalizowanie o swoją
szansę. Nie zawsze to dobrze wychodzi dla zawodnika. A ja ciągle czuję głód
jazdy. Wystarczyło nam mnie spojrzeć po zwycięstwie w Turnieju o Łańcuch
Herbowy. Widać było jak dużą frajdę mi to sprawiło. Jeszcze chciałbym zaistnieć.
Sukcesów było całkiem sporo, ale czuję się na siłach, by nadal pojeździć na
niezłym poziomie. Co prawda, nie czytam dobrych artykułów o sobie, ale
chciałbym, aby dziennikarze mogli jeszcze o mnie pozytywnie pisać. Liczę, że w
przyszłym sezonie dam powody do dobrego pisania o mojej jeździe, bo skoro waga
jest ok, forma też. co prawda kości czasami już bolą, ale eszcze nie czas, by ze
sceny zejść. Jeszcze ładnych kilka lat pojeżdżę. Uwierzcie mi, że będzie super".
Po takiej deklaracji w kolejce po kontrakt z Walaskiem ustawiły się kluby z
play-offowymi aspiracjami i były to dwa zespoły które jeszcze przed rokiem
ścigały się na drugoligowym froncie. Jako pierwsi ofertę złożyli zawodnikowi
ostrowianie, ale do rozmów szybko włączyła się Stal Rzeszów, która potrzebowała
zawodników, z którymi mogłaby powalczyć o drugi awans z rzędu. Na budowę mocnego
składu naciska Greg Hancock, więc Ireneusz Nawrocki, właściciel i prezes klubu
wpadł na pomysł, żeby ściągnąć Grzegorza Walaska. W środowisku już krążyły
plotki, że Walasek zaszalał i zażądał 450 tysięcy złotych za podpis. W Stali
mówią, że to nieprawda, bo w pierwszej turze rozmów z ust zawodnika nie padła
żadna propozycja. Klub z kolei nakreślił wizję i dał zawodnikowi do zrozumienia,
że na pewno może liczyć na coś więcej niż regulaminowy maks (60 tysięcy za
podpis i 1100 za punkt). Mówiło się, że Walasek miał dostać dodatkowy kontrakt
sponsorski na 100 tysięcy. Jednak ostateczna oferta ma być wypracowana w trakcie
negocjacji.
Jednak po niezbyt przychylnych opiniach na temat właściciela rzeszowskiego
klubu, zawodnik postanowił zaufać działaczom z
Ostrowa i na sezon
2019 w Ociążu parafował kontrakt na sezon 2019. Miejsce podpisania kontraktu
nie było przypadkowe, bo była to siedziba firmy Mercedes Benz Jana i Andrzeja
Garcarków, dzięki który pozyskanie solidnego żużlowca z dużym ekstraligowym
doświadczeniem stało się faktem. A po sezonie można napisać, że Grzegorz niby
nie zawiódł, ale w kilku meczach brakowało indywidualnych zwycięstw. Średnia
biegowa 1,976 i piętnaste miejsce w rankingu pierwszoligowców to wynik średni,
jak na tej klasy zawodnika, bo przecież nazwisko Walasek zobowiązywało. Tym
bardziej, że przez cały sezon "Greg" jechał z numerem 5 lub 13, czyli z
juniorami, a same wygrane nad juniorami to zdecydowanie za mało. Działacze z
Ostrowa postanowili jednak zaufać doświadczeniu Walaska i zaproponowali mu
kontrakt na rok 2020. I gdy wszystko wskazywało na to, że żużlowiec zostanie w
Ostrowie, nikt z działaczy nie spodziewał się, że po deklaracji zawodnika jak
świetnie czuje się w klubie, nagle przedstawi warunki dalszej współpracy na
wręcz ekstraligowym poziomie. Tym samym rozmowy utknęły w martwym punkcie, bo
możliwości klubu z Ostrowa, tak bardzo różniły się od oczekiwań zawodnika, że
trudno było osiągnąć porozumienie. Impas w rozmowach z Ostrovią sprawił, że
zgłosili się do niego działacze Polonii Bydgoszcz i wszystko wskazywało na to,
że były reprezentant Polski powróci do Polonii, której barwy reprezentował w
latach 2010-11. To spowodowało, że ostrowianie wrócili z zawodnikiem do rozmów i
zielonogórski wychowanek drugi sezon z rzędu przywdziewał plastron Ostrovii.
Niestety sezon 2020 dla Grzegorza podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod
znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem,
który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy
orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia
epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać
przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej
decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o
zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania
zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020
r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13
długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych,
renegocjacji kontraktów. Ostatecznie rozgrywki wystartowały, a zawodnik
skorzystał ze zmienionej "instytucji gościa" i podpisał umowę w klubie który go
wychował, ale nie miał okazji wystartować ponownie z plastronem zielonogórskim
na piersi, bo umowa ta miała dla zawodnika inny wymiar: "Falubaz ma silny trzon
drużyny, więc o tym, jaka będzie moja rola, przekonamy się w trakcie sezonu,
który zapowiada się inaczej niż zwykle. Zależało mi na tym, by szybciej wejść w
rytm treningowy, by mieć możliwość szybszego wyjazdu na tor i Falubaz mi ją
dał". W trakcie sezonu okazało się jednak, że wcześniejsze jazdy na niewiele się
zdały, bo sezon 2020 Walasek na pierwszoligowych torach ukończył dopiero na 22
miejscu wśród żużlowców pierwszej ligi ze średnią 1,774 punktu, czyli o 0,2
niższej niż w 2019 roku. O ile do większości występów Grzegorza Walaska na
ostrowskim torze nie można się przyczepić, gdzie notował średnią 2,161, o tyle
na wyjazdach zawodził, jak cała drużyna. Na obcych torach wykręcił średnią o
prawie 0,8 gorszą niż na swoim domowym obiekcie. Wyniki te w zestawieniu ze
zmianą przepisów, które wprowadziły do ligowych składów zawodnika do lat 24
spowodowały, że w bogatej karierze Grzegorza Walaska, jego telefon w okresie
transferowym - milczał. Prezesi szukali w miejsce między innymi
takich doświadczonych żużlowców jak Walasek zawodników do lat 24, którzy byli bardziej perspektywiczni.
Zawodnik nie został jednak bez kontraktu i ponownie podpisał umowę w Ostrowie,
ale bez gwarancji startowych.
Nie zamierzał jednak kończyć kariery i w jednym z wywiadów przed sezonem 2021
mówił: "Żużel przez wiele lat był całym moim życiem. Wszystko kręciło się
wokół tego sportu. Szykuję się do kolejnego sezonu. Kocham ścigać się na żużlu.
Dopóki będzie mnie na to stać, to będę próbował jeździć. Jesienią i zimą miałem
więcej wolnego czasu. Lubiłem pojechać na ryby czy popracować sobie w ogródku.
Prace wokół domu i ogrodzie sprawiały mi przyjemność i traktowałem je jako
hobby. Teraz skupiam się tylko i wyłącznie na żużlu. Speedway pochłania mnie bez
reszty.
Czuję się dobrze wytrenowany. Zmieniłem trochę tok przygotowań. Tym razem więcej biegałem po
lesie. Było mniej siłowni, a więcej ruszania się na świeżym powietrzu. Pod
względem sprzętowym też powinno być wszystko w porządku. Oczywiście nie
pojechaliśmy jeszcze porządnego treningu spod taśmy, a co tu mówić o sparingach.
Za wcześnie, żeby oceniać sprzęt, ale mam nadzieję, że będzie spisywał się bez
zarzutu. W tym miejscu ogromne podziękowania dla panów Jana i Andrzeja Garcarków.
Bez tych sponsorów pewnie by mnie tu już nie było. Ci panowie wiedzą, jakie
myśli krążą mi po głowie. Wspólnie podejmiemy decyzję odnośnie przyszłości".
Ostatecznie zielonogórski wychowanek został w Ostrowie. Wywalczył sobie stałe miejsce w składzie i odjechał znakomity sezon na zapleczu najlepszej ligi świata. Przed sezonem poczuł jednak, że aby sprostać trudom sezonu musi znacznie wcześniej rozpocząć przygotowania. A to okazało się niezwykle trudne. Co prawda treningi były indywidualny mistrz kraju rozpoczął znacznie wcześniej niż zwykle, ale przerwała je choroba, ponieważ zaraził się koronawirusem: "myślałem, że choroba, która panuje nie dopadnie mnie. Stało się inaczej. Po dobrym początku przygotowań, bo dużo szybciej zacząłem treningi. Teraz wracam po chorobie i nie jest różowo u mnie. Jest mi ciężko wrócić na to, co już wypracowałem. Czuję, że jestem w dużo gorszej formie niż jak zaczynałem okres przygotowawczy". Niezwykle doświadczony zawodnik jednak się pozbierał i mimo zaawansowanego wieku, udowodnił, że wciąż potrafi był mocnym punktem zespołu. Kończąc sezon ze średnią 2,103 pkt./bieg. czterdziestopięciolatek z także nie najmłodszym, Tomaszem Gapińskim stworzyli najskuteczniejszą krajową parę rozgrywek, walnie przyczyniając się do powrotu ostrowian do grona najlepszych drużyn w Polsce po dwudziestotrzyletniej absencji.
W trakcie sezonu Grzegorz
zasłynął też ponownie swoją niepokorną naturą, która stawiała kontrę żużlowym
absurdom. Oto bowiem, doskonałe wyniki premiowały zawodnika do startów w
Indywidualnych Mistrzostwach eWinner 1. Ligi. Niestety kibice mogli oglądać
lidera ostrowian na torze niespełna dwie minuty, bo w pierwszym biegu dotknął taśmy i po kilku chwilach wycofał się z dalszej
rywalizacji z powodu złego stanu zdrowia. Nie byłoby w tym nic złego, ale przed
zawodami Walasek wysłał do żużlowej
centrali pismo w którym prosił o zwolnienie z obowiązku startu w tych zawodach,
bowiem odczuwał skutki upadku, który zaliczył podczas półfinałowego meczu
ligowego w Rybniku i chciał się regenerować się przed finałowymi meczami w
których ważyły się losy awansu jego drużyny do Ekstraligi. Żużlowiec otrzymał
jednak odmowną decyzję i aby uniknąć kar - m.in. finansowych musiał stawić się w
Gdańsku.
Niestety żużlowe władze nie akceptowały takiego zachowania i to jednak nie
był koniec problemów doświadczonego zawodnika. Do klubu z Ostrowa
Wielkopolskiego wpłynęło pismo nakazujące stawienie się Walaskowi w czwartek w
Poznaniu na dodatkowych badaniach u lekarza wskazanego przez PZM i o tych wyników uzależniony
był występ byłego Indywidualnego Mistrza Polski w
kolejnym meczu przeciwko Wilkom Krosno. Ostatecznie zawodnik w meczach
finałowych wystartował, ale nie omieszkał przed kamerami w kulturalny, ale
stanowczy sposób skomentować całego zamieszania. To oczywiście nie spodobało się
działaczom w GKSŻ i wszczęto postępowanie dyscyplinarne, w wyniku którego
zawodnik musiał wpłacić 20 tysięcy złotych na rzecz Fundacji Polskiego Związku
Motorowego do 15 października 2021 rok i stało się wiadomym, że tej wojenki
zawodnik nie wygra: "Naświetliłem sprawę, co w tym złego. Jeśli zawodnik
zgłasza niezdolność, to powinno się to rozpatrzyć. A nie zasłaniać się
regulaminem, jechać na zawody i się z nich wycofywać. W sumie obiecałem nawet, że przeproszę, więc przepraszam pana Szymańskiego i
pana Fiałkowskiego, bo też powiedziałem tak z nazwiska. Ale oni muszą zacząć
myśleć w tym kierunku, że coś jest nie tak. Muszą coś zmienić w tej imprezie, w
tych powoływaniach, bo może dojdzie do tragedii. Mogli mnie zgłosić na te badania dużo wcześniej, a nie po fakcie.
Wtedy nie byłoby tematu".
Gdy wydawało się że to już koniec całego zamieszania sprawę w swoje ręce
wzięli ostrowscy kibice i zainicjowali ogólnopolską zbiórkę pieniędzy dla
zawodnika, aby ten mógł zapłacić zasądzoną karę. Grzegorz nie spodziewał się
takiego wsparcia ze strony fanów: "Kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że
ktoś mnie wkręca, że to żart. Dopiero, kiedy wysłano mi link, a tam już była
kwota ponad 1400 złotych, uwierzyłem, że to naprawdę się dzieje". I choć
zbiórka okazała się sukcesem nie tylko finansowym, ale też społecznym, bo
zjednoczyła kibicowskie środowisko, zawodnik postanowił nie skorzystać z tej
pomocy i zapłacił karę z własnych pieniędzy, a zebraną kwotę wspólnie z
inicjatorami przekazał na cel charytatywny: "Od początku wiedziałem, że
pieniądze z tej zrzutki przekażę na szczytny cel. To, co jest między mną, a
Główną Komisją Sportu Żużlowego, to jest osobna sprawa. Dziękuję organizatorom
zrzutki, z którymi wspólnie wybraliśmy szczytny cel. Padło na Dom Dziecka w
Pleszewie. W sobotę tutaj przyjechaliśmy i przekazaliśmy zebrane pieniądze.
Dzieci z pewnością się ucieszą". Zadowolenia z takiego obrotu sprawy nie
kryła też inicjatorka zbiórki Paulina Owczarek: "To było bardzo spontaniczne. Wyszło to samo z siebie. Akcja spotkała się z
dużym odzewem kibiców z całej Polski, nie tylko z Ostrowa. W ciągu trzech dni
zebrane było prawie pięć tysięcy złotych. Fajne jest to, że kibice z różnych
miast podkreślali, że są z Grzegorzem Walaskiem i zjednoczyli się we wspólnym
celu. Całą zbiórkę wsparło ponad 300 osób. Wpłaty były różne. Nawet po 200
złotych. O tym, że pieniądze ze zrzutki zostaną przeznaczone na cel charytatywny
dowiedziałam się podczas telewizyjnego wywiadu. Ucieszyłam się. Fajna sprawa,
pomagać dzieciakom. W Domu Dziecka w Pleszewie na pewno się przydadzą i będą
dobrze spożytkowane".
Gdy opadły emocje związane z
potyczkami słownymi na linii zawodnik - GKSŻ oraz finałową batalią na
ekstraligowym zapleczu, działacze Ostrovii przystąpili do budowania składu na
sezon 2022, który pozwoliłby utrzymać zespół w najwyższej klasie
rozgrywkowej, dłużej niż tylko jeden sezon. Zadanie to okazało się niezwykle
trudne, bowiem jak co roku beniaminek miał problem z przekonaniem do zmiany barw
utytułowanych jeźdźców zaprawionych w Ekstraligowych bojach. Dlatego włodarze
ostrowskiego klubu postanowili, że nie będą na siłę szukać żużlowców chcących
zasilić ich szeregi i dali szansę tym, którzy wywalczyli awans. Tym samym
Grzegorz Walasek miał spędzić w Ostrowie czwarty sezon, a jego partnerem
klubowym został m.in. Chris Holder. To właśnie ta dwójka miała być siłą
pociągową Ostrovii w ciężkiej ekstraligowej walce o punkty w sezonie 2022.
Niestety tak się nie stało, bo pozostałe transfery okazały się zbyt słabe na
rywalizację w najsilniejszej lidze świata.. Grzegorz jednak robił co mógł, aby
wspomóc zespół w ligowych bojach i w 14 meczach wystartował w 50 wyścigach, w
których zdobył 76 pkt z bonusami, co dało na koniec sezonu średnią na poziomie
1,520 pkt/bieg i była to druga średnia w zespole, po Chrisie Holderze. Niestety
los też nie oszczędzał zawodnika, który u progu sezonu w jednym tygodniu
doznał dwóch kontuzji. Doświadczony zawodnik najpierw upadł
podczas treningu na motocrossie, a potem uczestniczył w wypadku na torze
żużlowym.
Za pierwszym razem zawodnik tylko mocno się poobijał, ale za drugim nie miał już
tyle szczęścia i doznał urazu palca, który poważnie utrudnia mu przygotowania do
sezonu, bo musiał odpuścić sparing w Łodzi i istniało zagrożenie, że ostrowianie
inauguracyjne spotkanie z GKM Grudziądz rozegrają bez swojego krajowego lidera.
Presja na Grzegorza Walaska była rosła zatem z każdym dniem, bo dla ostrowian
pierwszy mecz sezonu był zarazem najważniejszym spotkaniem całych rozgrywek, bo
przegrana stawiała jego drużynę w kolejnych meczach w bardzo trudnym położeniu.
Ostatecznie "Greg" wspomógł zespół w trzech biegach i zdobył 3 pkt, ale
beniaminek przegrał pierwsze spotkania na własnym torze, tak jak wszystkie
następne i z hukiem spadł z ekstraligi.
Po sezonie Walasek został jednak w Ostrowie, bowiem czuł się dobrze w
towarzystwie braci Garcarków, którzy wspierali go finansowo i miał pomóc
ostrowianom w szybkim powrocie do elity. I ze swej roli zawodnik się
wywiązywał, ale na wizerunku krewkiego "Grega" pojawiła się kolejna rysa.
Oto w hicie pierwszej ligi żużlowej Falubaz Zielona Góra podejmował na
własnym torze żużlowców z Ostrowa, kontrolując przebieg spotkania i ostatecznie
wygrywając 54:36. W trakcie zawodów doszło jednak do nieprzyjemnego incydentu w
obozie gości. Grzegorz Walasek po zakończeniu dwunastego biegu miał pretensje do
kolegi z zespołu, który wcześniej przeszkodził mu na torze. Doświadczony
żużlowiec najpierw próbował uderzyć Jakuba Krawczyka w kask, a parę chwil
później wykręcił mu głowę. Za to zdarzenie otrzymał od sędziego czerwoną kartkę.
"Trochę źle, że to na torze zrobiłem. To jest kumulacja tego w naszym klubie.
Widzę, że bardzo stawiają na młodzież, ale jest to robione za wszelką cenę.
Kilka razy to się zdarzyło na treningu i dzisiaj się to powtórzyło" - bronił
się później Walasek przed dziennikarzami i twierdził, że jego zachowanie powinno
być potraktowane "szkoleniowo". Doświadczony zawodnik w rozmowie z
przedstawicielami mediów tłumaczył też, że współpraca z trenerem Mariuszem
Staszewskim nie układa się najlepiej, co przekłada się na atmosferę w zespole z
Ostrowa. Czterdziestosześciolatek nie musiał długo czekać na odpowiedź kolegi z
zespołu, bo do dyskusji w mediach społecznościowych włączył się Oliver Berntzon.
"Pozostałych siedmiu zawodników nie ma problemu z atmosferą czy współpracą z
trenerem, więc mamy jeden element układanki, który nie rozmawia, nie pomaga ani
nie dziękuje kibicom po meczach. Ty mi powiedz, co jest nie tak..." -
napisał Szwed, reprezentujący barwy ostrowskiego klubu. Zachowanie Walaska
podczas meczu w Zielonej Górze, a także późniejszy wpis Berntzona były zatem
najlepszym dowodem na to, że w szeregach ostrowian nie działo się najlepiej.
Zespół, który miał walczyć o ekstraligowy awans zawodził na pierwszoligowym
froncie, bo z dziewięcioma punktami zajmował w tamtym czasie szóste miejsce w
tabeli. Po tym incydencie zawodnik przeprosił za swoje zachowanie: "W
związku z wydarzeniami z meczu w Zielonej Górze, chciałbym przeprosić za swoje
zachowanie Jakuba Krawczyka, trenera Mariusza Staszewskiego, sponsorów Jana i
Andrzeja Garcarków, a także kibiców z Ostrowa i Zielonej Góry. Moje zachowanie
było wyrazem frustracji ze słabych wyników, osiąganych przeze mnie w ostatnim
czasie. To nie powinno się wydarzyć. Bardzo tego żałuję. Jeżdżę w Ostrowie już
piąty sezon i wiele wspólnie zrobiliśmy. Nie chciałbym, aby jedna sytuacja z
niedzielnego meczu, miała wszystko przekreślić. Biję się w pierś, bo nie
powinienem tak się zachować i utrzymać nerwy na wodzy. Jeszcze raz przepraszam i
mam nadzieję, że atmosfera przed kolejnymi meczami zostanie oczyszczona i razem
będziemy walczyć o kolejne zwycięstwa drużyny". I atmosfera w szeregach
ostrowskich oczyściła się, a zespół zaczął piąć się w ligowej tabeli, pewnie
awansując do fazy play-off. Niestety półfinały to było maksimum możliwości
ekipy pod wodzą Mariusza Staszewskiego, a po części do takiego wyniku przyczynił
się Walasek, który w kluczowym momencie
sezonu zawiódł, a jego fatalny występ spowodował, że ostrowianie po pierwszym
meczu półfinałowym mieli iluzoryczne szanse na awans do finału i walkę o jazdę
w Ekstralidze. Sezon zawodnik zakończył ze średnią 1,906 pkt na bieg, a uzyskał
ją w 18 meczach i 85 biegach w których zdobył 146 pkt i 16 bonusów. I choć
było to osiemnastym wynikiem w pierwszej lidze i drugim wynikiem w zespole
ostrowskim, dla oczyszczenia atmosfery czterdziestosiedmiolatek postanowił
zmienić otoczenie i pożegnał się z klubem i kibicami obierając kierunek
łódzki. Witold Skrzydlewski właściciel Orła, był rozczarowany sezonem, bo jego
drużyna ledwo utrzymał się w I
lidze, choć przed startem rozgrywek była typowana do czołowych miejsc. Nic więc
dziwnego, że Skrzydlewski postanowił wymienić niemal cały skład, a koncepcja
składu zakładała podpisanie umowy z doświadczonym wychowankiem zielonogórskiego
Falubazu. Ostatecznie strony nie doszły do porozumienia i indywidualny mistrz
Polski z 2004 roku dołączył do ekipy
ROW-u Rybnik,
gdzie na sezon 20204 było zakontraktowanych już sześciu seniorów - Jakub Jamróg, Rohan Tungate,
Brady Kurtz, Norick
Bloedorn oraz Patrick Hansen. Nie oznaczało, to że doświadczony jeździec miał
być zawodnikiem oczekującym, wręcz przeciwnie prezes Krzysztof Mrozek widział
Walaska jako krajowego lidera, a nadmiarowa liczba seniorów w składzie miała związek przede wszystkim ze stanem zdrowia
Hansena, który wracał na tor po poważnej kontuzji kręgosłupa i jego dyspozycja
była jednym wielkim znakiem zapytania.
Czy doświadczonego jeźdźca stać jeszcze na to, aby wprowadzić zespół ponownie do Ekstraligi i jak za dawnych lat liderować swojej drużynie na najwyższym poziomie rywalizacji? Zapewne będzie to trudne, ale "Greg" z całą pewnością na ekstraligowym zapleczu ma szansę być liderem zespołu, a po awansie może być solidną druga linią w walce o ligowe punkty.
Warto też podkreślić, że oprócz występów
ligowych, w swojej dotychczasowej karierze Grzegorz Walsek
walczył o tytuł championa globu w cyklu Grand Prix. W 2001 roku jako drugi
rezerwowy cyklu miał okazję do startów w czterech z sześciu turniejów.
Uzyskane przez niego 16 miejsce było podstawą do przyznaniu mu stałej
dzikiej karty na Grand Prix 2002. Sezon ten zakończył jednak na 21 pozycji i
wypadł z cyklu.
Ponownie w Grand Prix w programie zawodów nazwisko Grzegorz Walasek można
było zobaczyć podczas GP Europy 2004, kiedy to otrzymał dziką kartę. Zajął
wówczas 6 pozycję i w klasyfikacji generalnej został sklasyfikowany na 23
miejscu (wraz z
Nielsem Kristianem Iversenem i Kennethem Bjerre był najwyżej
sklasyfikowanym żużlowcem z dziką kartą).
Jednak cztery lata później 14 września 2008, zajmując drugie miejsce podczas
GP Challenge z dorobkiem 12+2 punktów, awansował do Grand Prix 2009.
Niestety i ten pobyt wśród najlepszych żużlowców globu zakończył się dla
zawodnika po roku, ale zebrał cenne doświadczenie, które przełożyło się na
starty ligowe.
Oprócz indywidualnych występów na arenie międzynarodowej zawodnik był podporą
reprezentacji Polski z którą dwukrotnie stawał na najwyższym stopniu światowego
podium.
Prywatnie "Gregan" słucha polskiego rocka. Jego ulubione zespoły to Dżem ze
swoim "Wehikułem Czasu", ale lubi też Kobranockę. Kapela Ryśka Riedla trochę
przypadkiem stała się jego ulubionym zespołem. A stało się to w czasie
kontuzji biodra, której nabawił się w Anglii. W owym czasie zawodnik nie
specjalnie znał język angielski i leżąc w szpitalu nie miał z kim rozmawiać,
ale posiadał jedną polską płytę Dżemu i przez kilka kolejnych dni słuchał
jej na okrągło i tak już zostało.
Grzegorz po zawodach lubi też zrelaksować się nad wodą, bowiem już za
młodych lat chodził nad Odrę powędkować. Sam jednak swoje wędkarskie zapędy
określa jako spędzenie czasu nad wodą, niż wędkowanie, bowiem nie mam w tym
aspekcie większych dokonań. Z wędkowaniem wiąże się też przygoda, bowiem
pewnego razu Grzegorz zabrał na ryby kolegę z Rzeszowa, chciał mu pokazać,
jakie ryby regionie zielonogórskim można złowić. Połów trwał niecałe 15
minut, bowiem przyjechała straż i okazało się, że panowie mają jedną wędkę
za dużo i zostali potraktowani jak kłusownicy. Nie pomogło nawet to, że co
panowie strażnicy rozpoznali żużlowa i regulamin połowów okazał się
ważniejszy i wszystkie wędki Grzegorz musiał odbierać w siedzibie związku
wędkarskiego.
30 lipca 2007 prezydent Lech Kaczyński za osiągnięcia w polskim sporcie
żużlowym odznaczył Walaska Złotym Krzyżem Zasługi.
Poza ligą polską startował
również w klubach:
Poole
Pirates, Arena Essex Hammers
Team
Svelux Malilla, Lejonen Gislaved, Kaparna Göteborg, Piraterna Motala, Indianerna
Kumla, Hammarby Sztokholm; Rospiggarna Halstavik
Outrup,
Holsted, Munkebo, Ejberg, Slangerup, Grinsted Speedway Club,
Turbina
Bałakowo
PK
Plzen, PDK Mseno, Olymp Praga
MSC
Diederbergen, NOrdstern Stralsund, Wolfshalke Falubaz Berlin
Olimpia
Terenzano, Hellas Verona
Osiągnięcia
2003/1; 2004/3; 2005/3; 2008/3; 2009/1; 2018/2 | |
1993/4 | |
IMP | 2000/16; 2001/14; 2004/1; 2005/9; 2007/8; 2008/3; 2009/4; 2011/4; 2013/8; 2021/16 |
MIMP | 1994/R; 1996/7; 1997/1 |
MPPK | 1994/5; 1999/4; 2001/3; 2002/3; 2003/7; 2004/7; 20008/3; 2009/1; 2010/3; 2011/5; 2012/4; 2017/5; 2019/5 |
MMPPK | 1994/7; 1997/5 |
BK | 1995/3 |
SK | 1995/R; 1994/4; 1997/3 |
ZK | 1997/14; 2000/R; 2003/9; 2004/3; 2005/6; 2006/7; 2007/1; 2008/10; 2011/6; 2012/9; 2014/3 |
IMŚ GP | 2001/R; 2002/21; 2004/DK; 2009/13 |
IMŚJ | 1996/15; 1997/10 |
DPŚ | 2002/4; 2005/1; 2007/1; 2008/2 |
IME | 2006/2 |
KPE | 2004/1(rep. klub z Częstochowy); 2009/1(rep. klub z Równe); 2010/1(rep. klub z Bałakowa); |
Kluby w lidze polskiej
1993- -1999 |
2000- -2005 |
2006- 2009 |
2010- -2011 |
2012- -2013 |
2014 | 2015 | 2016 |
2017- -2018 |
2018 |
2019- -2023 2020 |
2024 |
Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
sezon | mecze | biegi | punkty | bonusy |
średnia biegowa |
miejsce w ligowym rankingu |
2017 (RZ+Brż) |
10 (12) |
42 (52) |
51 (74) |
11 (11) |
1,476 (1,635) |
39 po rundzie zasadniczej |
2018 | 1 | 4 | 4 | 1 |
1,250 średnia w Toruniu |
n.klas |
Biografia powstała na
podstawie
wikipedia
portalu: sportowefakty.pl
książek: Żużlowe ABC