Urodzony 20 czerwca 1982 w Esbjerg.
Jego zasadą życiową jest maksyma - Jeśli masz w sobie na tyle determinacji, aby osiągać zakładany cel, to masz równie dużo talentu i umiejętności, aby to zrealizować.
Pseudonim PUK przylgnął do zawodnika w wieku
5 lat. W latach osiemdziesiątych duńska telewizja emitowała świąteczną bajkę
dla dzieci w której pewien chłopiec miał właśnie takie imię, a mały Niels był
uderzająco podobny do bajkowego bohatera i koledzy zaczęli wołać do niego Puk.
Zanim Duńczyk trafił do żużla, w szkole zapowiadał się na niezłego piłkarza. Nie
było to zaskoczeniem bowiem jego ojciec w latach siedemdziesiątych zawodowo
uprawiał piłkę nożną grając w najwyższej klasie rozgrywkowej w Danii. Jak
twierdzi Niels nie miał tyle talentu co ojciec, ale kopanie piłki uważa za dobrą
zabawę i traktuje jako element poprawiający jego sprawność ogólną.
Do ścigania na motocyklach trafił w w roku 1994 roku, kiedy to zaczął ścigać się na motocyklach o pojemności 50 ccm. W miejscowości z której się wywodzi Esbjerg znajdował się mały tor na który poprzychodził z kolegami po szkole. Początkowo korzystał z motocykli kolegów, ale z czasem rodzice widząc jego smykałkę do ścigania kupili mu używany motocykl i na dobre połknął bakcyla zwanego speedwayem. Niels jak mówi w jednym z wywiadów prawdziwy smak rywalizacji poczuł w roku 1996, gdy przesiał się na większe pojemności motocykli tj. 80 ccm. Wystartował wówczas w lidze "osiemdziesiątek" i po dwóch latach przesiał się na "dorosłą żużlówkę". W tamtym czasie wzorem do naśladowania był jego rodak Hans Nielsen.
W polskiej lidze zadebiutował w barwach
WTS-u Wrocław, a było to w 2004 roku.
Pomimo zdobycia medalu z epiką z dolnego śląska w
kolejnym roku nie znalazł zatrudnienia w WTSie i przenosi się do niższej
ligi, by zdobywać punkty dla
Rybnika. Średnia 2,138 pkt. na bieg zwróciła
uwagę działaczy toruńskiego Apatora, którzy na rok 2006 postanowili podpisać kontrakt z
Duńczykiem,
który znalazł także uznanie w oczach działaczy zarządzających miejscami w IMŚ GP,
bowiem przyznano mu stały numer wśród najlepszych żużlowców globu na sezon 2006.
W cyklu co prawda Iversen się nie utrzymał, jednak po rocznej absencji w roku
2008 ponownie pojawi się w gronie żużlowców walczących o medale IMŚ.
W toruńskim teamie wypadł średnio, bowiem dopiero końcówka sezonu pokazała, że
"Puk" był stałym uczestnikiem GP. Działacze z grodu Kopernika zastanawiali
się czy przedłużyć kontrakt z Duńczykiem, jednak zawodnik postanowił nie czekać
na decyzję torunian i podpisał kontrakt z beniaminkiem ekstraligi
zielonogórskim ZKŻ-etem.
W trakcie sezonu "Puk" miewał lepsze i gorsze występy, jednak znacząco
przyczynił się do utrzymania ekstraligi dla Zielonej Góry. Obok niezłych
startów w lidze
polskiej, Puk również pokazał się z dobrej strony na arenie międzynarodowej. W eliminacjach do IMŚ GP zwyciężył w GP Chalange i stał się ponownie pełnoprawnym uczestnikiem GP.
Ponadto z drużyną Danii wywalczył na torze w Lesznie tytuł wicemistrzowski. Ze
swoim teamem w Anglii wywalczył wicemistrzostwo, a złoto z drużyną duńskiego
Holsted. Tak udane występy skutkowały tym, że zawodnik po przeanalizowaniu propozycji startów złożonej
przez zarząd klubu z Grodu Bachusa, postanowił zakładać plastron w Myszką Mickey również w latach 2008-2010,
dokładając skromne cegiełki do medalowych pozycji zielonogórzan na zakończenie
ligowych rozgrywek.
Niestety po awansie do GP 2008, Niels nie potrafił nawiązać równorzędnej
walki z rywalami i ostatecznie zajął dwunastą lokatę. Zawodnikowi nie udał się
też powrót do GP 2009 poprzez eliminacje, bowiem w GP Chalange rozegranym na doskonale znanym
mu torze w Zielonej Górze zajął wysokie czwarte miejsce, ale awansem
premiowane były tylko trzy pierwsze miejsca. Słabe występy w GP nie
przeszkodziły w powołaniu Iversena do duńskiej kadry, z którą wywalczył w 2008 roku złoto w DPŚ.
W sezonie 2011 przenosi się do klubu
gorzowskiego,
gdzie stratował Mistrz Świata Tomasz Gollob,
a Bartosz Zmarzlik oczekiwał na ukończenie szesnastego roku życia, by móc
zadebiutować w lidze. Duńczyk do żółto-niebieskich nie trafił jako gwiazda, ale
stał się nią właśnie w Stali. Ciekawostką było to to, że w 2011 więcej
oczekiwano od Hansa Andersena, który na rzecz gorzowian opuścił Unibax Toruń.
Okazał się on jednak kompletnym niewypałem i właściwie wtedy zaczął się jego
zjazd z formą i wynikami. Stal mogła jednak nie mieć Iversena, bowiem w
negocjacjach jedną nogą był już w Częstochowie. Biedny w tamtym czasie Włókniarz
nie mógł jednak mierzyć się z propozycją aspirującej do medali Stali Gorzów. Po
wielu latach niecierpliwych prób wdrapania się na podium DMP, w końcu ta sztuka
się udała. Gorzowianie zajęli trzecie miejsce, a w w kolejnym sezonie było
jeszcze lepiej. Zarówno dla Stali, jak i samego Iversena. To właśnie od 2012
roku reprezentant Danii zaczął jechać jak zupełnie inny zawodnik. O klasę lepszy
od poprzedniego Iversena, który niekiedy męczył się by wywalczyć po 5-6 punków w
meczu. Nagle z zawodnika ze średnią na poziomie 1,6 pkt na bieg stał się liderem
z prawdziwego zdarzenia, notując ponad 2,3 pkt/bieg. Oczywiście taki skok
jakościowy odczuła Stal, która sięgnęła po wicemistrzostwo kraju. Iversen
natomiast dostał się do cyklu Grand Prix. Co było powodem takiej metamorfozy
Duńczyka? On upierał się, że to zasługa atmosfery i szans na regularną jazdę w
Stali. Sukcesu nie byłoby jednak bez zmiany tunera, co najdobitniej pokazały
kolejne lata.
W 2013 roku na ekstraligowych torach Iversen przeobraził się w potężnego potwora
z ogromnym apetytem, który pożerał kolejnych rywali jak przekąski. Średnia
biegowa Duńczyka w najlepszej lidze świata sięgnęła wtedy poziomu 2,510. Z kolei
z cyklu Grand Prix urządził sobie sytą ucztę. Został trzecim zawodnikiem na
świecie. Sekret wybornej dyspozycji Iversena tkwił m.in. w sprzęcie, który
przygotowywał mu bawarski tuner, Anton Nischler. Pobawił się on prądem,
pokombinował z regulacją alternatora. Wszystko po to, aby sprzęt przy nowych
tłumikach osiągał odpowiednie obroty. To był strzał w dziesiątkę.
W 2014 roku Stal Gorzów sięgnęła ponownie po tytuł najlepszej ekipy w kraju
po 31 latach. Iversen przyzwyczaił już do tego, że był czołową postacią
drużyny, ale w decydującej rozgrywce, czyli w fazie play-off nie mógł wesprzeć
zespołu prowadzonego wtedy przez Piotra Palucha. Wszystko przez fatalną kontuzję
kolana, której nabawił się podczas Grand Prix Polski na torze w... Gorzowie.
Trybuny w głównej mierze wypełnione lokalną publicznością zamarły widząc
karambol i śledząc wydarzenia zaraz po nim. Wsparcie dla Duńczyka było ogromne.
Bez cienia wątpliwości zakładano, że zostanie on w Stali na następny sezon. Tak
też się stało. Można było mieć przecież wątpliwości co do dyspozycji wracającego
po skomplikowanej kontuzji zawodnika. Duńczyk faktycznie nie był tak skuteczny
jak w trzech poprzednich sezonach, ale i tak punktował na solidnym poziomie.
Gorzej szło mu na wyjazdach. Gorzowska drużyna przechodziła natomiast trudne
chwile. Mistrzowie kraju mieli kłopoty z wygrywaniem meczów i awaryjnie na
stanowisko szkoleniowca ponownie zatrudniono Stanisława Chomskiego, a jednym z
tych, którym większa krytyka się nie należała, był Iversen. Choć trzeba
przyznać, że początek sezonu w jego wykonaniu nie był najlepszy i działacze
zawiesili go w prawach zawodnika. Na szczęście Niels odnalazł formę sprzed
kontuzji i w drugiej części sezonu ponownie stanowił o sile uderzeniowej
Drużynowego Mistrza Polski. Niestety poza Bartkiem Zmarzlikiem
pozostali zawodnicy Stali, nie poprawili swoich osiągnięć, ale ubiegłoroczny
tryumfator ligi zdołał utrzymać status ekstraligowca.
Nieco słabsze występy w lidze polskiej zawodnik zrekompensował sobie na gruncie
międzynarodowym. Choć nie należał do faworytów
światowej rywalizacji o indywidualny championat w końcowym rozrachunku uplasował się tuż za podium, a
receptą na zajęcie tak wysokiego miejsca było systematyczne gromadzenie punktów,
w każdej odsłonie cyklu Grand Prix. Duńczyk wystartował również ponownie w Pucharze
Świata, gdzie z reprezentacyjnymi kolegami uległ tylko drużynie szwedzkiej. Po sezonie działacze z
Gorzowa i sam zawodnik nie mieli wątpliwości czy przedłużyć kontrakt na rok 2016
i strony szybko doszły do porozumienia. Nic więc dziwnego, że ponownie zdobył
zaufanie działaczy i szósty sezon Iversen miał ponownie spędzić w Stali i
ponownie jechał jak z nut, dokładają ogromną cegiełkę do drugiego w tym okresie
mistrzostwa kraju. Po zdobyciu tego mistrzostwa okazało się, że Duńczyk
potrzebował siedmiu lat, by zostać najbardziej utytułowanym obcokrajowcem Stali
Gorzów. Zdobył bowiem 2 złote, 1 srebrny i 2 brązowe medale.
Pisząc o sezonie 2016 warto również
wspomnieć, że z zawodnikiem związane było dziwne zdarzenie, a mianowicie trakcie
sezonu w lidze Angielskiej skuteczność jeźdźca z kraju Hamleta w pewnym momencie
mocno osłabła, a przyczyna leżała w .... gąbkach. O sprawie zrobiło się
głośno przed meczem Elite League pomiędzy Coventry Bees a King's Lynn Stars,
kiedy to w baku motocykla Nielsa znaleziono gąbki. Z tej samej maszyny Duńczyk
korzystał w trakcie Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff, gdzie nie poszło mu
najlepiej. "PUK" ukończył zawody na Millenium Stadium z 5 punktami na koncie.
Sprawa gąbek była szeroko komentowana przez kibiców w mediach społecznościowych.
Sam zainteresowany stara się o niej zapomnieć: "To jest coś co siedzi w
głowie, ale trudno mi cokolwiek powiedzieć. Naprawdę, nie wiem jak te gąbki się
tam znalazły i kiedy. Gdy wyłowiłem je z baku, zastanawiałem się co one tam
robią. Mój mechanik nic o tym nie wiedział. Motocykla w którym znaleźliśmy gąbki
używałem tylko w Wielkiej Brytanii, a następnie postanowiłem skorzystać z niego
w Cardiff podczas Grand Prix. Gąbki były tylko w jednym motocyklu. Sprawdziłem
kolejną maszynę i nic nie znalazłem. Nie mogę powiedzieć jak długo startowałem z
gąbkami w baku. Nie wiem czy to miało jakiś wpływ na wydajność motocykla. Nie
wiem co powiedzieć, ale nie mogę kogokolwiek oskarżać o wrzucenie gąbek do baku,
bo nie wiem kiedy do tego doszło. Mogły tam być przez kilka miesięcy".
Przed sezonem 2017 Iversen chciał zmienić otoczenie, bowiem klub
gorzowski zalegał mu znaczną część wynagrodzenia za punkty. Zawodnik otrzymał propozycję z Get Well Toruń, który musiał znaleźć kogoś w miejsce
Martina Vaculika, który
wybrał .... Gorzów. Duńczyk rozważał wszystkie za i przeciw, ale ostatecznie
uznał, że aby odzyskać swoje pieniądze, lepszym rozwiązaniem będą dalsze występy w Gorzowie.
Tym
samym siódmy sezon z rzędu Duńczyk startował w zespole znad Warty. I ponownie
okazał się pewnym punktem drużyny, bowiem
po czternastu meczach rundy zasadniczej legitymował się drugą średnią w zespole
po Bartoszu Zmarzliku. Najlepiej żużlowiec spisał się w czwartej kolejce, gdy
zdobył 14 punktów w niezwykle zaciętym pojedynku ze Spartą, ale dla przeciwwagi
w kolejnej rundzie w meczu z Unią Leszno zanotował swój najsłabszy start, bo
wywalczył sześć "oczek". To nie był jednak żaden powód do wylewania łez, gdyż
jeden wyścig Duńczyk wygrał. Niestety ciężka kontuzja Indywidualnego Mistrza
Danii, podczas spotkania Stali Gorzów z częstochowskim Włókniarzem, kiedy to
doznał ciężkiego złamania guzka większego kości ramiennej, spowodowała, że
wypadł on ze składu Stali na najważniejsze mecze w sezonie. Stal mogła jedynie
tego żałować, bowiem z Puk-iem w składzie gorzowianie pewnie wjechaliby do
finału. Jego zmiennik Linus Sundstroem nie był w stanie go godnie zastąpić w
najważniejszych meczach fazy play-off. Stal o tym wiedziała i bardzo chciała
zatrzymać Iversena w swoich szeregach. Sam zawodnik też zastanawiał się nad
zmianą, bowiem nie należał do zawodników zmieniających kluby jak rękawiczki. W
Gorzowie spędził 7 sezonów i stał się obcokrajowcem z jednym z dłuższych
kontraktów w jednym klubie w Polsce. W tym czasie został też najlepszym
zagranicznym zawodnikiem w historii Stali, a przecież niegdyś punkty dla tego
klubu zdobywali Billy Hamill, Jason
Crump czy Tony
Rickardsson. Tkwiła w nim jednak przedsezonowa zadra związana z zaległym
wynagrodzeniem i postanowił zmienić otoczenie. Czuł, że nadszedł czas, w którym
była konieczna zmiana, aby dalej się rozwijać. Wybór padł na ...
Get Well Toruń, w którym zastąpić miał
Grega Hancocka. Kibice liczyli na to, że
powracający "nowy nabytek" szybko pokaże klasę i udowodni swoją
przydatność do zespołu. Niels jednak w historii występów na Motoarenie radził
sobie różnie, ale sama zmiana napawała go optymizmem i wierzył, że jeśli na
drodze do dobrych wyników nie staną mu kontuzje, rywale będą musieli na niego
uważać, bowiem powracał do składu Aniołów jako zupełni inny jeździec niż ten
który przywiewał toruński plastron w roku 2006.
W sezonie 2018 zawodnik miał mieć jednak jeszcze jeden ważny atut a mianowicie
to, że w klasyfikacji generalnej cyklu GP musiał z powodu wspomnianej kontuzji
odpuścić, aż pięć rund i w klasyfikacji generalnej znalazł się poza ósemką
premiowaną walką o tytuł IMŚ w kolejnym roku. Nie otrzymał on również
zaproszenia w postaci dzikiej karty, bowiem przyznano ją m.in. jego rodakowi
Nikiemu Pedersenowi. Była to dziwna decyzja, bo za Iversenem przemawiały wyniki z ostatnich lat. Od sezonu 2013,
kiedy to powrócił on do regularnych startów w SGP, zdobywał on średnio 9,06
punktów w zawodach i był to lepszy wynik niż w przypadku Pedersena, który
otrzymał jednak "dziką kartę". Średni wynik Pedersena od 2013 roku to 8,56
punktów na turniej.
Na pocieszenie, duńskiemu żużlowcowi pozostała rola pierwszego rezerwowego w SGP
2018. Brak stałych startów w mistrzowskiej rywalizacji, była dla zawodnika indywidualnie sporym
problemem, bowiem walka o mistrzostwo świata zawsze dodawała prestiżu i splendoru.
Ale dla klubu, w którym startował oznaczało to, że zawodnik będzie bardziej
dyspozycyjny niż jeźdźcu poświęcający dwanaście weekendów, w krótkim żużlowym
sezonie na Grand Prix.
Oto co zawodnik powiedział po zamknięcia okienka transferowego w Polsce na
temat decyzji jakie podjął przed nowym sezonem:
"Czułem, że nadszedł czas, aby przejść do nowego środowiska. Gorzów zawsze był
dla mnie dobrym miejscem i świetnie się tam bawiłem. Ale czuję, że nadszedł czas
dla mnie, by dokonać zmian i zdobyć trochę świeżej motywacji.
Teraz czuję się naprawdę dobrze. Nadal pracuję nad moją rehabilitacją, ale
jestem mocno zmotywowany. Na pewno będę w pełni gotowy, kiedy zacznie się sezon
2018. Oczywiście już poczyniłem pewne przygotowania pod kątem współpracy ze
sponsorami, czy też w kwestiach sprzętowych.
Jestem jednak rozczarowany tym, że nie będę startował w GP.
Przeczytałem to, co Torben Olsen powiedział mediom. Dla mnie to brzmi jak
bzdura, kiedy mówi się, że powinienem przystąpić do kwalifikacji w tym sezonie.
Utrzymywałem się w cyklu Grand Prix przez ostatnie pięć lat. Wcześniej
przechodziłem GP Challenge trzykrotnie, w tym zwyciężając dwa razy. Biorąc to
pod uwagę, brakiem ambicji z mojej strony byłby start w kwalifikacjach, po
rezultatach z ostatnich lat. Cóż, nie będę płakać. Zostałem nominowany do
pierwszej rezerwy i kiedy tylko otrzymam szansę, to z niej skorzystam. Teraz
jednak skupiam się na byciu tak dobrym, jak to tylko możliwe w moich
wszystkich klubach. Możliwe, że będę mógł dać więcej moim zespołom, gdy nie będę
startował w Grand Prix. Z drugiej strony zawsze wiedziałem, że jestem
wystarczająco profesjonalny, aby robić wiele zarówno w lidze, jak i
indywidualnie w cyklu. Dawałem 100 procent wszędzie gdzie startowałem".
W trakcie sezonu w pewnym momencie okazało się, że dwuletni kontrakt z
Duńczykiem może toruńskiemu klubowi odbić się czkawką, bo zawodnik wracał do ścigania, po bardzo ciężkiej
kontuzji i można powiedzieć, że do połowy rundy zasadniczej "PUK" praktycznie nie istniał.
Jednak po meczu siódmej kolejki zawodnik zaskoczył wszystkich, poddając się
niby planowanej operacji mającej doleczyć ubiegłoroczne urazy. Na pierwszy rzut
oka sytuacja ta wydawała się jakby zrozumiała, ale niestety w klubie nikt
nie wiedział o planowanych zabiegach medycznych. Świadczyło to nie
najlepiej, nie tylko o zawodniku, ale również o menadżerze, który nie do
końca zgłębił stan zdrowia zawodnika po przebytej kontuzji.
Na szczęście Iversen, po udanej interwencji chirurga, zaczął jechać jak z
nut. Drużyna mogła liczyć na jego dwucyfrowe wyniki niemal w każdym meczu i
Duńczyk zaczął spłacać zaufanie jakim go obdarzono przed sezonem, stając się
jednym liderów zespołu, a po sezonie tak mówił o swojej dyspozycji: "sezon
był jednym z najtrudniejszych w mojej karierze. Zaczął się naprawdę źle, a
ogólne statystyki z moich występów też nie wyglądały zbyt dobrze. To było
strasznie frustrujące, ale na szczęście udało nam się ostatecznie wypracować
jakieś wyjście z tych problemów. Od końca czerwca moja forma znacznie się
poprawiła, bo poddałem się operacji, ale nie była to bezpośrednia przyczyna
mojej złej formy na początku sezonu. Było to spowodowane wieloma drobiazgami, z
którymi się uporałem i byłem zadowolony przede wszystkim z moich motocykli, a to
sprawiło, że mogłem cieszyć się ze swojej jazdy. Aktualnie jestem w dużo lepszej sytuacji, w porównaniu do
początku mijającego roku. To
będzie miało pozytywny wpływ na moje przygotowania. Wciąż jest sporo pracy
przede mną, ale czuję, że wszystko będzie dobrze. W miarę upływu czasu znalazłem
swoje miejsce w Toruniu".
Nic więc dziwnego, że w Toruniu zaczęto wiązać z zawodnikiem dalekosiężne
plany i wierzono, że dyspozycja zawodnika w sezonie 2019 się zmieni. Jednak
nawet doskonała dyspozycja mogła brać górę nad priorytetami, bowiem Puk powrócił do
walki o tytuł IMŚ i musiał bardzo mocno popracować nad logistyką i sportową
świeżością po wyczerpujących turniejach Grand Prix. Sam zawodnik wiedział, że
wyzwanie związane z walką o tytuł championa globu nie będzie łatwym zdaniem:
"W roku 2018 pojechałem w kilku turniejach. Ostatnie dwie rundy sezonu 2018
były dla mnie satysfakcjonujące. Muszę iść dalej tą drogą. Wiem, że wciąż mogę
być w czołówce. To daje mi ogromną motywację i wierzę, że znalazłem się w
odpowiednim miejscu. W sezonie 2019 chcę po prostu jeździć w GP najlepiej jak
potrafię. Nie myślę o punktach czy medalach. Patrzę z zawodów na zawody.
Pierwsza runda odbędzie się w Warszawie 18 maja. Pojadę tam, żeby powalczyć o
zwycięstwo. Muszę się skupić. Jestem gotowy na wyzwanie. Jeśli się odpowiednio
zmotywuję, przygotuję mentalnie i skoncentruję, to jestem przekonany, że stać
mnie na wygrywanie turniejów".
Niestety po sezonie okazało się, że zaufanie względem Iversena w kolejnym
roku było na wyrost, bowiem
Puk to zawodnik, który zawiódł najbardziej oczekiwania kibiców i toruńskich
włodarzy w sezonie 2019. Obok Doyla miał być jednym z liderów zespołu, ale nie podołał tej
roli. W zasadzie można powiedzieć, że na miarę oczekiwań wyszedł mu tylko
mecz w Częstochowie. Przyczyny takiego stanu rzeczy należało upatrywać w
sprzęcie, który pochodził od jednego tunera, a zawodnik dopiero w Lesznie
zaczął szukać innych rozwiązań sprzętowych. Efektem tego był mocno
rozczarowujący sezon, którego mało eleganckim dopełnieniem była radość z
przegranej Jacka Holdera, po tym jak menadżer nie desygnował Duńczyka do
biegów nominowanych, kosztem Kangura. Swoją niemoc sportową zawodnik
pokazywał również w
Grand Prix, gdzie zgodnie ze swoimi zapowiedziami pojechał tylko w trzech
turniejach uzyskując awans do biegu finałowego. Ostatecznie w mistrzostwach
świata zajął dopiero dziesiąte miejsce, ale utrzymał się w stawce na kolejny
rok, bowiem wystartował w eliminacjach i w Grand Prix Chalange zajął drugie
miejsce premiowane awansem do cyklu w roku 2020.
Po sezonie klub co prawda złożył Duńczykowi propozycję startów w pierwszej
lidze, ale była to propozycja mało atrakcyjna, bo Duńczyk miał swoich fanów
wśród działaczy gorzowskich, gdzie powrócił na sezon 2020, a gorzowski
prezes tak komentował tę decyzję: "Zdecydowaliśmy się na powrót Nielsa z
kilku powodów. Przede wszystkim czujemy z nim więź. Ma w Gorzowie wielu fanów i
największe sukcesy w ostatnich latach osiągaliśmy, kiedy był w naszym składzie.
Zawsze tworzył dobry klimat w drużynie. Uważamy, że wróci do formy, czego
zapowiedzią było ostatnie Grand Prix w Toruniu. Po trzecie ten zawodnik idealnie
pasuje swoim charakterem do naszej układanki.
Niestety sezon 2020 dla Nielsa podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod
znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym
świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy
orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia
epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać
przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej
decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o
zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania
zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020
r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13
długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych,
renegocjacji kontraktów. Ostatecznie sezon wystartował, a Duńczyk zaliczył
kolejny fatalny rok startów w lidze polskiej. Doskwierały mu ponownie
kontuzje i nawet wypadł z gorzowskiego składu. Co ciekawe w Szwecji był drugim
najskuteczniejszym zawodnikiem całej ligi. Najważniejsza w okresie pandemicznym
była jednak liga polska, a w tej jeszcze słabiej od Nielsa spisywał się Krzysztof Kasprzak i trener Stanisław Chomski nie mając pola
manewru starał się ponownie odbudować formę Iversena. Sztuka ta nie udała się.
Puk nie tylko był zastępowany w meczach ligowych, ale też wypadł z GP, a po sezonie na domiar złego zaraził się koronawirusem.
Zdesperowany tak komentował mijający okres: "Bez żadnej wątpliwości, to jest
kompletnie stracony sezon. Kontuzje i słabe występy – to wszystko nie napawa
optymistycznie. Pozytywny w minionym sezonie dla mnie, był tylko test na koronawirusa.
Teraz myślę sobie, że tak naprawdę nawet przez moment nie byłem w strefie
komfortu, która jest niezbędna do osiągania dobrych wyników na torze. Od samego
początku do końca pod względem fizycznym pozostawałem w tyle, a to bardzo szybko
zaczęło przekładać się również na moją psychikę. Teraz najważniejsze jest, aby
uporządkować sprawy ze zdrowiem. Przebywam w mieszkaniu w Gorzowie, w którym tak
naprawdę mieszkam od pół roku. Podróżowanie do Anglii, gdzie mieszkam, ze
względu na pandemię było uciążliwe. Trzy miesiące była ze mną rodzina, ale
wrócili do Anglii, bo córka zaczynała szkołę. Jeśli chodzi o koronawirusa, to on
przychodzi i odchodzi. Raz czuję się lepiej, a raz gorzej. Miałem w miniony
weekend gorączkę i kaszel, ale to nic poważnego. Oczywiście jestem w izolacji,
oglądam seriale i zajmuję się papierkową robotą. Gdy poukładam już te tematy, to
zamierzam zamknąć drzwi do sezonu 2020, w którym nie wydarzyło się dla mnie nic
dobrego. Trzeba zostawić to daleko za sobą. Później będę myśleć tylko o tym,
żeby znowu wrócić do gry. Zamierzam zrobić wszystko, by tak się stało. Wcześniej
potrzebuję jednak na chwilę się wyłączyć. Zarówno pod względem mentalnym, jak i
fizycznym. Moja głowa i ciało potrzebują trochę czasu, żeby wrócić do
odpowiedniego stanu. W przyszłym roku chcę być zupełnie nową wersją samego
siebie. Czy mi się to uda? Uważam, że tak, bo w przeszłości z dobrym skutkiem
przechodziłem podobną drogę. Teraz muszę to tylko powtórzyć".
Mimo, że zawodnik miał świadomość, że zawiódł i planował odbudowanie
swojej formy nie przekonał działaczy gorzowskich do złożenia mu oferty na
kolejny sezon. Sytuacji w tym przypadku nie ułatwiał również przepis
wprowadzający do składu zawodnika do lat 24. W zaistniałych okolicznościach Puk
postanowił zejść szczebel niżej i rozpoczął negocjacje z zespołem z Gdańska,
Bydgoszczy, ale ostatecznie trafił do
Tarnowa, dla
którego pozyskanie zawodnika tej klasy było transferowym priorytetem. Niestety
wejście w sezon miało najgorszy scenariusz jaki zawodnikowi mógł zgotować
przekorny los. Oto bowiem w pierwszej kolejce spotkań Jaskółki podejmowały na
własnym torze zespół Wybrzeża Gdańsk. Już w pierwszym wyścigu spotkania "Puk"
przez niemal cztery okrążenia odpierał ataki znacznie szybszego Jakuba Jamroga.
Na ostatnim łuku ten drugi znalazł sposób na wyprzedzenie Iversena. Duńczyk
jednak do końca próbował blokować Jamroga, nie zostawiając mu miejsca pod bandą.
Efektem tego było sczepienie się motocykli i upadek obu zawodników już po
przekroczeniu linii mety. O ile Jamróg kontynuował zawody, o tyle Iversen był
niezdolny do dalszego uczestnictwa w meczu. Duński żużlowiec został
przetransportowany do szpitala, gdzie przeprowadzono szczegółowe badania, w
których rentgen wykazał pękniętą w dwóch miejscach łopatkę. Duńczyka czekała
zatem kilkutygodniowa przerwa w startach, a kibice zadawali sobie pytanie czy
kolejna kontuzja w krótkim czasie nie wpłynie na decyzję o zakończeniu kariery.
Po powrocie na tor Puk nie był tak skuteczny jak od niego oczekiwano, ale
rozkręcał się w miarę upływu czasu. Niestety w meczu ROW-em Rybnik ponownie
zanotował upadek i mógł aspirować do miana największego pechowca sezonu
2021, bo ponownie trafił do Wojewódzkiego Szpitala
Specjalistycznego nr 3 w Rybniku: "Zostałem nieco dłużej w szpitalu z powodu
silnego uderzenia w klatkę piersiową, które spowodowało pewne problemy z moim
prawym płucem. Ten temat jest jednak już rozwiązany. Złamałem
też kilka kręgów w górnej części pleców. To wszystko wyleczy się bez operacji.
Chcę podziękować wszystkim za zainteresowanie, wsparcie i wszelkie wiadomości.
To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dziękuję prezesowi Mrozkowi z Rybnika za
opiekę nad moją osobą i moim zespołem w trakcie pobytu w szpitalu. Do zobaczenia
wkrótce".
Kontuzja Duńczyka
była fatalna wiadomość nie tylko dla zawodnika, ale też dla tarnowskiej Unii, która przegrała dziewięć
spotkań z rzędu w pierwszej lidze, tym samym zamykała tabelę z zerowym dorobkiem
punktowym i "Jaskółki" leciały do drugiej ligi. Iversen po
fatalnym wypadku mimo, że pojawiły się takie opinie, nie zamierzał kończyć
kariery i powrócił na tor w całkiem niezłej dyspozycji, a przeciwnikiem który
podjął tarnowian z Pukiem w składzie był łódzki Orzeł. I ..... Jaskółki wygrały
pierwszy mecz w sezonie, a 8 punktów i 2 bonusy w wykonaniu rekonwalescenta było
bardzo dobrym rezultatem. Było to ważne zarówno dla klubu, jak i dla
tarnowskich kibiców, ale Niels choć świętował zwycięstwo nie był zadowolony ze
swojej dyspozycji, bo odczuwał brak jazdy. W tej sytuacjo do końca sezonu
startował wszędzie, gdzie tylko mógł. W sukurs przyszła liga szwedzka i całe
mnóstwo treningów, a całą sytuację zawodnik skomentował w jednym z wywiadów:
"W Rybniku upadek był bardzo poważny. To jednak nie
była moja wina, ja nie spowodowałem tej kontuzji. Oczywiście miałem bardzo dużo
pecha. Czasami, jeśli sam popełniam jakiś błąd i chcę zrobić więcej, niż jestem
w stanie osiągnąć, przez co upadam, można powiedzieć, że to dzieje się z mojej
własnej winy. Kilka razy miałem jednak sytuację, w której nie byłem winny. To
był poważny wypadek, miałem sporo urazów w całym ciele i spędziłem 11 nocy w
szpitalu. Wróciłem do Danii, usiadłem z
fizjoterapeutami i lekarzami, którzy mi pomogli. Ustaliliśmy wspólnie plan,
dotyczący mojej rehabilitacji i możliwości powrotu na tor. Musieliśmy robić
wszystko krok po kroku i tak właśnie się działo. Był to właściwy czas na powrót.
Oczywiście bezpośrednio po upadku w Rybniku, gdy byłem w szpitalu, nie
wiedziałem zbyt wiele na temat tego, kiedy będę w stanie wrócić. Nie myślałem o
tym również za dużo, ponieważ najważniejszym było to, aby doprowadzić moje ciało
ponownie do dobrej formy i później decydować. Oczywiście wielką stratą jest
opuszczenie tak dużej części sezonu. Jak już mówiłem, zwłaszcza w tym przypadku
uważam, że nie było w tym mojej winy. W takich sytuacjach musiałem po prostu
pozbierać się i ruszyć do przodu. Wróciłem na tor, być może nieco szybciej, niż ludzie się spodziewali.
Dałem sobie jednak tyle czasu na odpoczynek, ile potrzebowałem. Nie wróciłbym do
ścigania, gdybym nie był gotowy. Gdy zdecydowałem się na powrót, wiedziałem, że
mogę to zrobić. Przed pierwszym występem trzy dni trenowałem i przygotowałem
wszystko na tyle, żeby czuć się dobrze na motocyklu. Teraz czuję się naprawdę
dobrze. Uważam, że nadal mogę jeździć lepiej, niż robię to teraz. Nie jestem w
swojej najlepszej formie, ale nie jest źle. Punktuję wszędzie nieźle i sądzę, że
to poziom, którego można oczekiwać, zwłaszcza po tak ciężkiej kontuzji. Nie za
każdym razem łatwo się wraca. Wiele rzeczy chodzi wtedy po głowie. Zawsze powrót
na tor sporo zajmuje. Jestem dosyć zadowolony z postępu, który zrobiłem, ale
ciągle brakuje mi jazdy".
Ostatecznie Duńczyk wystąpił w 8 meczach "Jaskółek", które w kiepskim stylu
spadły do drugiej ligi, a Iversen ze średnią 1,765 pkt/bieg został
sklasyfikowany na 31 miejscy wśród pierwszoligowców. Nikt jednak nie miał
pretensji do zawodnika, który po sezonie jasno zadeklarował, że starty w drugiej
lidze go nie interesują. Wiedział, że stać go na znacznie więcej, niż to co
stało się jego udziałem w sezonie 2021. Wiedział też o tym Witold
Skrzydlewski oraz trener Adam Skórnicki z Orła Łódź i złożyli ofertę Duńczykowi,
która została przyjęta. I tym sposobem Puk w sezonie 2022 zamiast skrzydeł
Jaskółczych przywdziewał skrzydła Orle i miał pomóc łódzkiej ekipie w walce o
awans do ekstraligi. Niestety sztuka ta nie udała się, choć było blisko. Puk z
drugą średnią w zespole 1,857 w 18 meczach wywalczył 169 pkt z bonusami i mógł
być zadowolony ze swojej postawy, bowiem wracał na właściwe sportowe tory.
Wyniki te sprawiły, że w Orle został na kolejny rok i po nieco słabszym początku
rozgrywek, ponownie był wyróżniającą się postacią w zespole, który niestety
walczył o pierwszoligowe utrzymanie. Sztuka ta udała się, a Iversen ze średnią
1,956 pkt/bieg był najlepszym zawodnikiem w drużynie, który wystąpił we
wszystkich 14 meczach i był desygnowany do walki w 68 biegach w których
wywalczył 128 pkt i 5 bonusów. Niestety końcówka sezonu nie ułożyła się po myśli
zawodnika, bowiem na stadionie w Peterborough rozegrano ostatni turniej.
East of England Showground przechodził bowiem do historii, bo stadion Panter
miał być zburzony i w tym miejscu miało powstać osiedle mieszkaniowe
wraz z zapleczem medyczno-sportowym. W zawodach zwyciężył PUK, ale Duńczykowi
nie było dane odebrać pucharu za zwycięstwo, bowiem w finałowym wyścigu
uczestniczył w fatalnie wyglądającym upadku. Po starcie, Duńczyk znalazł się na przedzie
stawki, ale zaciekle gonił go Ryan Douglas. Australijczyk na prostej zaczepił
o tylne koło swojego starszego kolegi i doszło do paskudnie wyglądającego
upadku.
Douglas wstał o własnych siłach, natomiast czterdziestojednolatek został odwieziony do
szpitala. Tam obficie zaczął wymiotować krwią, co było skutkiem uderzenia w
klatkę piersiową. natychmiast w szpitalu dokładnie zadbano poszkodowanego
żużlowa i okazało się, że ma złamane dwa
żebra i mnóstwo siniaków. Lekarze pozostawili go na noc w szpitalu na obserwację
po czym pozwolili mu wrócić do domu, ale leczenie i rehabilitacja miała potrwać
kilka tygodni. Na pocieszenie zawodnikowi pozostał puchar za wygrany turniej, ponieważ
powtórka wyścigu finałowego, z racji uszkodzenia ogrodzenia, się nie odbyła, a
wyniki wyścigu zostały zaliczone.
Kontuzja nie zniechęciła Iversena do żużla i w roku 2024 postanowił w rodzimej
Danii nadal być kapitanem i zdobywać punkty dla Ejsberg, które poprowadził po
dziesięciu latach do złotego medalu drużynowych mistrzostw Danii. Jednak w
Polsce postanowił zmienić klimat i trafił do
gdańskiego Wybrzeża,
które zyskało nowego sponsora i zbudowało skład, który miał powalczyć o bilet na
ekstraligowe salony.
Czy w nowej drużynie Duńczyk ma szansę zostać
liderem?
Z odpowiedzią na to pytanie należy poczekać do końca sezonu 2024.
Poza ligą polską zawodnik startował w drużynach:
Vastervick, Kumla,
Motala, Eskilstuna
Oxford, Peterborough, King's Lynn
Holsted,
Ejsberg - z zespołem Holsted wywalczył tytuł drużynowego mistrza Danii.
Iversen święcił tryumfy również we własnej
ojczyźnie. Jest mi.in.
Złotym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Danii Juniorów - 2002
Złotym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Danii Seniorów - 2012, 2013,
2014, 2015, 2016, 2017
Osiągnięcia
2004/2, 2008/3; 2009/1; 2011/3; 2011/2; 2014/1; 2016/1; 2017/3; 2020/2 | |
IMME | 2015/15; 2016/7; 2017/12 |
IMŚ GP | 2004/23WC; 2005/19WC; 2006/13; 2008/12, 2009/17WC; 2010/22WC; 2013/3; 2014/11; 2015/4; 2016/8; 2017/15; 2018/14R; 2020/13 |
IMŚJ | 2003/6 |
DPŚ | 2004/3; 2005/3; 2006/1; 2007/2; 2008/1; 2010/2; 2011/4; 2012/1; 2013/2; 2014/1 |
IME | 2003/13; 2004/4; 2014/17 |
IMEJ | 2000/2; 2001/13 |
KPE | 2004/3(Ljubljana); 2010/3(Zielona Góra) |
WSL | 2015/2(Gorzów) |
Kluby w lidze polskiej
2004 | 2005 | 2006 |
2007- -2010 |
2011- -2017 |
2018- -2019 |
2020 | 2021 |
2022- -2023 |
2024 |
Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon | mecze | biegi | punkty | bonusy | Średnia biegowa |
Miejsce w ligowym rankingu |
2006 | 10 | 48 | 67 | 11 | 1,625 | 28 |
2018 | 14 | 63 | 106 | 8 | 1,810 | 21 |
2019 | 14 | 68 | 120 | 6 | 1,765 | 24 |
Źródło:
Informacje własne
oraz
sportowefakty.pl
2 pierwsze zdjęcia zostało nabyte
na stadionowym stoisku z pamiątkami
Zdjęcie zawodnika w bluzie KS Toruń i z sygnaturą Sławka Kowalskiego zostało
wykorzystane za zgodą fotoreportera
zdjęcie na motocyklu pochodzi z profilu społecznościowego zawodnika i nie
posiadało autora (jeśli ma być usunięte proszę autora o kontakt)