GOLLOB Tomasz Robert
     
Urodzony 11 kwietnia 1971 w Bydgoszczy.

Jason Crump, kiedyś as toruńskiego Apatora i żużlowy mistrz świata, mówiąc o Gollobie kręci głową z niedowierzaniem - Aż dziwne, że nikt tu w Polsce jeszcze nie nakręcił o nim filmu.

Leszek Blanik, mistrz olimpijski w gimnastyce sportowej i poseł Platformy Obywatelskiej - Co tu wiele mówić. Podziwiam Golloba.

Tomasz Lis, dziennikarz telewizyjny - Do żużlowców, ze względu na specyfikę tego sportu i potrzebną do niego odwagę, w ogóle trzeba mieć duży szacunek. A dla Golloba szczególny. Niesamowity charakter.

Kiedy zapytać o Golloba Zbigniewa Bońka, legendę polskiego futbolu, mówi jeszcze szybciej niż zwykle - Co za facet! Gdzie tylko byłem, komu tylko mogłem, opowiadałem o Gollobie. Niezłomny.

Fachowcy twierdzą, że mama naszego świetnego żużlowca, pani Czesława Gollob, miała ciężki poród? Ponoć Tomasz urodził się od razu z motocyklem? - tak w grudniu 2001 roku Jerzy Matuszak, spiker charytatywnego turnieju żużlowego na bydgoskim lodowisku, zapowiedział wejście na taflę Golloba.

Żart Matuszaka i wypowiedzi innych sportowych autorytetów są symboliczne, bowiem będący po czterdziestce Gollob, przez ponad połowę życia był skazany na żużel. Choć chwytał się wszystkiego, co związane z rywalizacją. Był w klasie pływackiej, więc przyzwyczaił się do wczesnych poranków na basenie. Sprawdzał się w łyżwiarstwie, ale wolał hokej na lodzie. Uwielbia narty, siatkówkę, trudno go pokonać w tenisa. W Polonii Bydgoszcz grał w piłkę nożną przez sześć lat, na przeróżnych pozycjach. A na treningi jechał albo na rowerze, albo biegł.
Aż wsiadł na motocykl, jednak pierwsze kroki w sportach motorowych stawiał w motokrosie i wyścigach motocyklowych. Z czasem zapałał miłością do speedwaya i w 1988 roku rozpoczął ligową rywalizację w Polonii Bydgoszcz, z którą - poza rocznym "wojskowym" epizodem w Wybrzeżu Gdańsk - był związany do 2003 roku. W sezonach 2004-2007 jeździł w Unii Tarnów. Sportowe lata 2008 - 2012 poświęcił dla gorzowskiej Stali. Fascynacja motoryzacją Tomasza i jego brata Jacka, wygrała z nauką. Skończyli wówczas edukację na szkole podstawowej. Później Jacek żartował, że ma wykształcenie wyższe. Wyższe żużlowe. Tomasz w ogóle o nauce mówić nie chciał. Był rok w zawodówce, rok w liceum. Aż zajął się na dobre żużlem.
Jako nastolatek zbierał porzeczki, kopał ogród, by uzbierać pieniądze na stół do tenisa, i sprowadzał z Niemiec używane samochody. Aż wszystko co miał zainwestował w sprzęt żużlowy. Dziś jego park maszyn robi ogromne wrażenie. Zestaw motocykli jest ogromny. Są też różne typy samochodów i kilka maszyn do motocrossu. Kiedyś Gollob miał nawet typowe ścigacze do rozwijania zawrotnych prędkości na szosie. Teraz jeździ już wolniej, nie potrzebuje adrenaliny wynikającej z prędkości.
Niemal dwadzieścia lat po tym gdy po raz pierwszy siadł na motocyklu przyzna się w Gazecie Pomorskiej, że zdarza mu się nawet śnić o motocyklach. Kiedy się obudzi, pędzi do warsztatu spisać pomysły ze snu.
Sukcesów Tomka nie byłoby bez twardej ręki Ojca Władysława z którym wraz ze wspomnianym bratem Jackiem tworzyli klan Gollobów. Pan Władek trzymał swoje pociechy krótką ręką, był kontrowersyjny, ale skuteczny. Papa Gollob robił wszystko: od organizowania wyjazdów, przez zajmowanie się sprzętem, dawanie rad, reprymendy. Tomek i Jacek mieli tylko uczyć się jeździć. Nic więcej. Do dziś wielu wspominana jedną z konferencji prasowych, na których Gollob senior wskazał na swojego syna i stwierdził, że to przyszły mistrz świata. Patrzyli na mnie jak na kosmitę.

Po latach można z całą pewnością stwierdzić, że Papa Gollob się nie mylił. Wychował mistrza świata. Zanim jednak Tomasz zdobył upragniony tytuł wystąpił w wielu innych mistrzowskich finałach w Polsce i na świecie. I tak w finale indywidualnych mistrzostw świata na żużlu po raz pierwszy występował w 1993 roku. Po zmianie systemu rozgrywania mistrzostw wygrał pierwszy w historii turniej Grand Prix, który odbył się we Wrocławiu 20 maja 1995 roku. Od tego czasu nieprzerwanie jest zawodnikiem uczestniczącym w cyklu, z wyjątkiem sezonu 1996, kiedy startował z dziką kartą w 3 turniejach. W szesnastym sezonie Grand Prix, w roku 2010, Tomasz Gollob - jako drugi Polak w historii - został indywidualnym mistrzem świata. Tytuł zapewnił sobie w przedostatnim turnieju we włoskim Terenzano. Zdobył tam 22 punkty wygrywając sześć z siedmiu biegów (w swoim pierwszym biegu był trzeci). W finale pokonał Brytyjczyka Chrisa Harrisa, Amerykanina Grega Hancocka i Duńczyka Nickiego Pedersena. Wcześniej Polak wygrał trzy rundy (GP Czech, GP Polski i GP Nordyckie w Danii), dwukrotnie zajmował drugie miejsce (GP Szwecji i GP Danii) oraz raz był trzeci (GP Skandynawii w Szwecji). Tylko w pierwszym turnieju o GP Europy w Lesznie Polak nie znalazł się w pierwszej ósemce turnieju.
Tomasz Gollob to również światowe rozgrywki drużynowe. Od lat "Chudy" jako kapitan prowadzi "Polskie Orły" do kolejnych medali w tek odmianie żużlowej rywalizacji. Jak dotąd żużlowiec rodem z Pomorza ma w dorobku sześć złotych medali oraz cztery srebrne medale DMŚ i DPŚ.

Obok wielu spektakularnych tryumfów na arenie międzynarodowej zawodnik może poszczycić się całym "workiem" medali wywalczonych na krajowym podwórku. Zapewne najbardziej cennymi są medale wywalczone w ramach IMP, gdzie na najwyższym podium stawał w latach 1992-1995 oraz 2001-2002, 2006 i 2009, ponadto wywalczył pięć srebrnych (sezony 1998, 1999, 2003, 2005, 2007) i trzy brązowe (sezony 1989, 1990, 1997) medale tych rozgrywek. Jako junior trzykrotnie z rzędu zdobył tytuł młodzieżowego mistrza Polski (w latach 1990-1992). Godne uznania pozostają też tryumfy Tomasza w MPPK, gdzie przede wszystkim z bratem Jackiem dziesięciokrotnie był najlepszą polską żużlową parą.

W dotychczasowej karierze najlepszy polski żużlowiec przełomu tysiąclecia unikał poważniejszych kontuzji na torze. Wynikało to zapewne z niebywałego opanowania żużlowego rumaka, który jeśli posiada odpowiednią moc słucha Golloba jak mało którego zawodnika. Równie niebywałą techniką jazdy poszczycić mogli się zapewne tylko dwaj toruńscy Australijczycy Chris Holder i ten który mógłby być zapewne synem Tomka Golloba - Darcy Ward. Jednak najmłodszy z klanu Gollobów przeżywał również chwile grozy. Oto bowiem 10 czerwca 2007 roku przeżył wypadek lotniczy. Awionetka, którą podróżowali na mecz rozbiła się po nieudanej próbie lądowania na lotnisku sportowym w Tarnowie, u podnóża góry św. Marcina. Na pokładzie znajdowali się również Rune Holta i Wojciech Malak - mechanik. Najcięższych obrażeń doznał Władysław Gollob - ojciec Tomasza, który pilotował wspomnianą awionetkę - złamanie obojczyka oraz kości podudzia. Przyczyną wypadku była prawdopodobnie próba lądowania awionetką na zbyt małym lotnisku, nieprzystosowanym dla maszyn o takiej wadze. Prokuratura ustaliła, że w niedzielę lądowisko było zamknięte i nikt z obsługi nie był przygotowany na lądowanie jakiegokolwiek samolotu. Urząd Lotnictwa Cywilnego potwierdził także, że lądowisko w Tarnowie nie jest w ogóle wpisane do rejestru lądowisk.

Tomasz Gollob nie należy do zawodników wędrujących z klubu do klubu, choć jak wspomniano w swojej karierze związał się umową z pięcioma klubami Bydgoszcz 1988 oraz 1990-2003, Gdańsk 1989, Tarnów 2004-2007, Gorzów 2008-2012, Toruń 2012-2014. W każdym z miast dla którego zdobywał punkty zadomowił się na dłużej i każdy klub zawdzięcza "coś" Gollobowi, a ten zawdzięcza "coś" swoim klubom. Jednak w ostatnim roku startów w Gorzowie Gollob się "zaciął", nie był Gollobem, którego uwielbiali kibice. Nie był takim, jakiego od lat zna się w lidze. Jego sprzęt defektował, brakowało mu dynamiki, przegrywał z przeciętniakami. Daleko mu było do miana lidera. W lidze został sklasyfikowany dopiero na 25 miejscu pod względem średniej biegopunktowej. Spekulowano, że z premedytacją zbija kiepską jazdą swój KSM, by wynegocjować lepszy kontrakt w kolejnym klubie. Trudno powiedzieć ile w tym prawdy, ale wielokrotny Mistrz Polski, bardzo szybko doszedł do porozumienia z toruńskim Unibaxem. Starty w Toruniu miały być testem. W mieście Kopernika zawodnik miał wszystko: pieniądze, bliskość domu i Motoarenę którą uznaje za swój ulubiony obiekt pod względem geometrii, możliwości jazdy. Działacze Apatora i później Unibaxu podchody pod niego czynili już wcześniej dwukrotnie. Po cichu. Dostali kosza. Teraz Gollob nie odmówił...
Ciekawostką jest to, że były IMŚ nie negocjował z nowym prezesem Unibaxu Mateuszem Kurzawskim, a bezpośrednio z właścicielem zespołu, bez determinacji którego Golloba nie byłoby w Toruniu. Kiedy Roman Karkosik przejmował toruński klub planował zatrudnienie gwiazdy polskiego żużla, ale bez skutku. Teraz ponowił próbę i wszystko skończyło się błyskawicznie. Tak, jak w przeszłości Karkosik w jeden wieczór zapewnił Unibaxowi trzyletnie kontrakty z Chrisem Holderem, Ryanem Sullivanem i Darcy Wardem, tak teraz błyskawicznie i konkretnie działał w sprawie Golloba. Do pierwszych rozmów na temat ewentualnej umowy miało dojść już po jesiennym Grand Prix na Motoarenie i tak też się stało. Formalnie jednak podpis pod dwuletnim kontraktem zawodnik mógł złożyć dopiero w momencie, gdy przestał być zawodnikiem gorzowskim - czyli w grudniu.
O tym, jak bardzo Toruń chciał Golloba, dobitnie przekonał się Jason Crump. Australijczyk, były mistrz świata, pożegnał się z cyklem Grand Prix i chciałby skupić się przede wszystkim na polskiej lidze. Wydawać by się mogło, że to kusząca propozycja. Crump chciał negocjować kontrakt w Toruniu. Byłby tańszy niż Gollob. Choć zgłosił się na rozmowy, Karkosik nie zostawił mu złudzeń. Od razu poinformowano Australijczyka, że pracy w Toruniu nie dostanie, bo priorytetem jest Gollob.
Sam żużlowy multimedalista wykazał się wielką dbałością o skład zespołu i to, co stanie się z zawodnikami, którzy byli już w drużynie, a chodziło konkretnie o Adriana Miedzińskiego, Zawodnicy znali się ze wspólnej jazdy w reprezentacji Polski, w której święcili spore sukcesy. I zapewne dlatego były mistrz świata miał wypytywać o plany Unibaxu względem torunianina. Gollob dał Karkosikowi jasno do zrozumienia, iż źle by się czuł, gdyby miał zająć w zespole miejsce zżytego z Toruniem Miedzińskiego. Wtedy miał usłyszeć, że miejsce tego ostatniego jest niepodważalne, a z zespołem nie pożegna się żaden zawodnik.
Warto w tym miejscu podkreślić, że zgodnie z tym, co Gollob mówił w wywiadzie dla Radia Zachód, pieniądze nie miały większego znaczenia przy decyzji, który klub wybrać. Bowiem okazało się, że szefowa PGE Marmy Rzeszów, Marta Półtorak, oferowała podobny kontrakt, jak Karkosik. Gollob zresztą na pieniądze nie zwracał już uwagi jak kiedyś. Gdy otrzymał nowy motocykl, wart kilkadziesiąt tysięcy złotych, oddawał go na licytację, a dzięki temu w sierpniu 2012 do Bogatyni przekazano specjalne osuszacze do zawilgoconych po powodzi budynków. Sprawa przeszła bez echa, podobnie jak ta, gdy na swój koszt wysłał szesnaścioro wychowanków bydgoskiego domu dziecka na wakacje do Szwecji. Niestety nie wszyscy dostrzegają te piękne gesty.

Ostatecznie, gdy Unibax Toruń przekonał najlepszego polskiego zawodnika do reprezentowania żółto-niebiesko0-białych barw zawrzało na żużlowych forach, jak i na trybunach pojawiło się mnóstwo emocji. Przez wielu toruńskich kibiców Tomasz Gollob był witany bardzo chłodno, inni zdecydowanie protestowali przeciwko startom wywodzącego się z Bydgoszczy żużlowca w barwach ich ukochanej drużyny. Tak więc niestety zakontraktowanie Tomasza Golloba podzieliło żużlowy Toruń i choć zwolenników zakontraktowania exbydgoszczanina przybywało, to działania garstki kibiców będących przeciwko Gollobowi była dość głośne i wymowne. Nie ma się jednak co dziwić ortodoksyjnym kibicom Apatora, bowiem kilkanaście lat temu Golloba w Toruniu, jeszcze na stadionie przy ul. Broniewskiego, wyzywano, czasami rzucano w niego czym popadło. Sam też nie szczędził powodów do kontrowersji. Na początku lat 90. potrafił pokazywać mało subtelne gesty w stronę kibiców na trybunach, skory był do ostrzejszych zwarć. Dochodziło też do konfliktów z żużlowcami ówczesnego Apatora: słynna była sytuacja, gdy starł się z Tomaszem Bajerskim. Później ten dumnie pozował fotoreporterom z podbitym okiem, a jego koledzy z toru podarowali mu bokserską rękawicę na pamiątkę sporu z Gollobem.
Na trybunach Gollob był uosobieniem konfliktu na linii Apator-Polonia. Później stadionowa nienawiść ewoluowała w kierunku szacunku, uznania dla jego niesamowitych umiejętności. Aż Gollob doczekał się w Toruniu braw. Perspektywa startów polskiej ikony żużla w barwach Unibaxu zmusiła torunian spod znaku Apatora do samookreślenia: czy emocje z przeszłości oraz sentymenty za żużlem z lat 90 mogą wziąć górę nad chłodnym rachunkiem zysków?

Chyba najtrafniej postawę pomorskich kibiców i ich ambiwalencję na zmianę barw klubowych przez zawodników z Torunia i Bydgoszczy, oddał w Nowościach redaktor Krzysztof Błażejewski doskonale znający oba środowiska żużlowe. Oto fragment artykułu jaki wyszedł spod pióra, autora "Aniołów na torze": 18 lipca 1988 roku. Kibice w Toruniu licznie zgromadzeni na stadionie Apatora szykują się na wielkie derby. Kiedy żużlowcy Polonii wychodzą do prezentacji, nawet najwięksi znawcy żużla zastanawiają się, kim jest młody człowiek z numerem 8 na plastronie. Dziś po raz pierwszy w życiu ma wziąć udział w ligowym spotkaniu. Nazywa się Tomasz Gollob. Młodzik startuje raz, zdobywa pierwszy punkt. Ale toruńscy kibice nie zwracają na niego uwagi. O wiele bardziej ich frapuje postawa kolejnych dwóch debiutantów w derby Pomorza, tyle że w szeregach Aniołów: Jacka Krzyżaniaka i Mirosława Kowalika.
10 lipca 2003 roku. Na torze Polonii w Bydgoszczy ma miejsce jeden z największych w historii triumfów Apatora na wyjeździe w derby Pomorza - 53:36. Mimo że w zespole bydgoskim z nr 9 startuje Tomasz Gollob, z 10 - Jacek Krzyżaniak, a 11 - Mirosław Kowalik... Kibice toruńscy gwiżdżą na byłych swoich ulubieńców pro forma. Nie mają do nich żalu, do zmian barw klubowych co sezon już się przyzwyczaili. Nawet jeśli z Torunia przechodzi się do Bydgoszczy.
1 kwietnia 2013 roku. Kibice Unibaxu, którzy przyszli na Motoarenę na mecz z mistrzem Polski Azotami Tauron Tarnów, dawno już zapomnieli o startujących w ich klubie przez długie lata Krzyżaniaku i Kowaliku. Po raz pierwszy za to zobaczą w plastronie Unibaxu Tomasza Golloba, wciąż - jakby wiek się go nie imał - w aureoli najlepszego polskiego żużlowca. Jak go powitają? Deklaracje kibiców są bardzo różne. Zależą od tego, jak kto rozumie sens sportu i wyczynowej rywalizacji. Jesteśmy świadkami umierania coubertinowskiej idei uprawiania sportu na rzecz pełnej jego komercjalizacji. Czy ktokolwiek jeszcze będzie w stanie to zjawisko powstrzymać? Bardzo wątpliwe.


W lidze jednak Tomasz udowodnił swoją przydatność, ale z sezonu 2013 nie mógł być do końca zadowolony z uwagi na kontuzje. Polski żużlowiec wszech czasów jedyne trofeum jakie zapisał na swoim koncie to zwycięstwo w nieoficjalnych mistrzostwach świata par, które odbyły się w Toruniu. Jednak już w Drużynowym Pucharze Świata, Polacy wygrali po raz pierwszy bez swojej żywej legendy, bowiem Tomasz Gollob podjął decyzję o rezygnacji ze startów w kadrze Polski i tak komentował swoją decyzję - dużo wcześniej powiedziałem Markowi Cieślakowi o swoich planach. Stwierdziłem, że najwyższy czas na zmianę warty. Myślałem, żeby zorganizować jakąś miłą uroczystość, na której przekazałbym opaskę kapitana Jarkowi Hampelowi. Od pewnego czasu obserwuję naszych młodych zawodników na zgrupowaniach, widzę ich ogromny entuzjazm i zapał do pracy, a potem ta ich pozytywna energia gdzieś zanika, bo w tym wąskim składzie kadry brakuje dla nich miejsca. W tej sytuacji Tomek skupił się na cyklu Grand Prix Gollob, ale niestety nie utrzymał statusu stałego zawodnika, na skutek karambolu w Sztokholmie, po którym doznał kontuzji kręgosłupa.
Zanim jednak Polak zaliczył "potężne bum" na Friends Arena, wywinął mocnego "orła" w półfinale ekstraligi w Częstochowie, doznał wówczas wstrząśnienia mózgu, które "pogłębił" kraksą w stolicy Szwecji. W wyniku tego drugiego upadku były mistrz świata nabawił się także urazu kręgosłupa i zakończył starty w sezonie 2013. Na szczęście dla dla zawodnika obyło się bez ingerencji chirurgicznej, a dla fanów Golloba wszystkie te przeciwności nie zniechęciły 42-latka do dalszego uprawiania sportu żużlowego.

Pomimo, że zawodnik po kontuzji wykazywał ochotę do ścigania wynikami tego nie udowadniał. Sportową postawę Tomasza Golloba w rozgrywkach AD 2014 można określić jako ponurą porażkę. Ten wielce utytułowany zawodnik rozmienił na drobne swoją przepiękną karierę. Kompletnie nie radził sobie w meczach wyjazdowych, a także sprzyjająca mu do niedawna MotoArena również zaczęła stanowić dla niego zagadkę.
Taki stan rzeczy wynikał z faktu, że polski multimedalista, który wprowadził polski żużel na światowe salony, zagubił się w sezonie 2014 i raczej bardziej myślał o sezonie 2015 kiedy to miały wrócić tłumik przelotowe sprzyjające jego stylowi jazdy i skupiał się na wyścigach crossowych oraz rajdach samochodowych. Można było odnieść wrażenie, że zawodnik nie inwestował w sprzęt tak jak w latach poprzednich, nie trenował ślizgu w lewo i nie było go widać w rozmaitych rozgrywkach na żużlowych torach. Być może liczył na to że lata praktyki pomogą odjechać ostatni sezon!!! Prawda okazała się jednak brutalna i doświadczenie nie wystarczyło, żeby utrzymać choćby średni logowy poziom, przystający do klasy mistrza. Efekt był taki, że Gollob przez cały sezon był bez formy, bez sprzętu czym zniechęcił do siebie wielu fanów.
I tu należy postawić pytanie czy taka ikona polskiego żużla w taki właśnie sposób powinna zakończyć żużlowe ściganie w żółto-niebieskich-barwach? Czy nie lepiej było wspiąć się na wyżyny i w trudnym dla Unibaxu sezonie poprowadzić zespół do walki w play-off? Na to pytanie niestety musi odpowiedzieć sobie sam zawodnik, który nie zamierzał kończyć z żużlowym ściganiem i na swoim blogu po rundzie zasadniczej poinformował: "Odchodzę z Unibaxu. Od początku moja umowa z panem Romanem Karkosikiem była taka, że będę w toruńskim klubie, dopóki on będzie właścicielem. On odchodzi, więc ja też. Jednak nie kończę kariery. Jeszcze czuję się na siłach, żeby jeździć na wysokim poziomie. Kluczowa będzie zima. Zamierzam bardzo ciężko pracować, bo to pozwoli mi wrócić do dobrego ścigania. Elementem przygotowań na pewno będą starty na crossie. Myślę poważnie o tym, żeby przeskoczyć do wyższej kategorii.  A jeśli chodzi o nowy klub, to jeszcze trzeba się uzbroić w cierpliwość. Sezon trwa, mamy fazę play-off i to jest teraz najważniejsze. Zresztą ja też mam jeszcze w planach trzy starty. W piątek jadę w ostatniej rundzie SEC, potem jadę do Lublina na mecz Polska - Ukraina. Natomiast 12 października startuję w Rybniku, w meczu Polska - Reszta Świata. Zapewniam jednak, że to nie koniec. Za rok wracają przelotowe tłumiki i ja też".
Przez pryzmat sezonu 2014 można było cieszyć się, że polski multimedalista chce zrehabilitować się w kolejnym sezonie i niczym Nielsen, Rickardsson czy Crump zakończyć karierę w glorii i chwale jak prawdziwy mistrz.

Nic więc dziwnego, że nowa drużyna Golloba, a był nią beniaminek ekstraligi grudziądzki GKM i najwierniejsi kibice wiązali wielkie nadzieje z jego jazdą. Niestety zawodnik w szeregach "Gołębi" zanotował najgorszy sezon w karierze i choć zdaniem władz Ekstraligi był sprawcą najpiękniejszej akcji sezonu ze średnią 1,611 był dopiero 29 zawodnikiem najwyższej klasy rozgrywkowej, a jego GKM zajął ostatnie miejsce w lidze. Nie przeszkodziło to jednak działaczom grudziądzkim, którzy stworzyli stabilne struktury klubowe, ubiegać się o dziką kartę na ponowne starty wśród najlepszych zespołów w Polsce, a Tomasz Gollob miał ponownie być motorem napędowym zespołu i jako jeden z pierwszych podpisał kontrakt na reprezentowanie żółto-niebieskich barw w sezonie 2016. O tym, że najbardziej rozpoznawalny polski żużlowiec i ikona tego sportu w rozgrywkach AD 2016 poważnie myślał o tym, aby odzyskać należne mu miejsce w ligowej hierarchii w Polsce świadczył dodatkowo fakt, że zawodnik skupił się wyłącznie na rodzimej lidze i nie podpisał kontraktu, z żadnym innym klubem. Polski mistrz dodatkowo przeszedł chirurgiczny zabieg pleców i ponownie deklarował gotowość do żużlowej wirtuozerii na torze, a to świadczyło o tym, że Gollob nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w sporcie żużlowym. Na to liczyli kibice i działacze w Grudziądzu, bowiem ponowna dzika karta na starty w polskiej elicie żużlowej zobowiązywała do znacznie lepszych wyników niż tylko walka o przetrwanie. I tak też się stało. GKM do samego końca rundy zasadniczej walczył o fazę play-off kibice i sponsorzy mogli czuć się zadowoleni. Tomasz Gollob natomiast zakończył rozgrywki ze średnią biegową 1,816 pkt. Świetnie spisywał się na swoim torze (2,206), ale jego postawa na wyjazdach była już daleka od zadowalającej (0,933). Nie przeszkodziło to jednak działaczom grudziądzkim szybko parafować kontraktu z zawodnikiem na rok 2017. Zawodnik bowiem niósł za sobą wielką wartość reklamową. Nikogo nie dziwiło, że Tomasz jako najbardziej rozpoznawalny i najlepszym żużlowiec wszech czasów w Polsce, przyciągał jak magnes firmy chcące korzystać z jego wizerunku. Dzięki niemu do speedway`a przyszło bardzo dużo znaczących firm, jak Lech Premium, Telekomunikacja Polska, Enea, Warka, Warta czy Canal Plus. Także dzięki niemu przy żużlu zaczęło się kręcić wielu bogatych ludzi. Od lat Gollob był w Polsce prawdziwym słupem reklamowym, bo dużo się o nim mówiło i pisało. Jednak w tym wszystkim największym atutem Tomka Golloba jest fakt, że mimo 42 lat na karku ciągle potrafi zdobywać średnio 12 punktów w meczu. Kiedyś ta średnia wynosiła nawet i 14 punktów na mecz. Ponadto 15 sierpnia 2013 roku po meczu Unibax Toruń - Unia Leszno mistrz Tomasz wskoczył na czoło klasyfikacji zawodników, którzy zdobyli największą liczbę punktów w lidze. Gollob wygrywając ostatni wyścig meczu zgromadził w całej swojej karierze dokładnie 5686 punktów i o jedno "oczko" wyprzedził w tej klasyfikacji Andrzeja Huszczę. Kolejne rekordy były już tylko śrubowaniem tego osiągniecia. Nikt jednak nie spodziewał się, że polska ikona sportu żużlowego pokona kolejną granicę punktową. A stało się to w dniu 29 maja 2016 roku w meczu z ekipą toruńską, kiedy to na torze w Grudziądzu po udanym dla "Gołębi" siódmym wyścigu, w który tryumfował .... a jakże .... Tomasz Gollob, w żużlowych kronikach można było przy nazwisku polskiego multimedalisty zapisać 6000 pkt. Po przekroczeniu tej magicznej bariery zawodnik do końca zawodów startował z plastronem nr 6000 i tak komentował swój wyczyn: "Dokonałem coś co wydawało się niemożliwe. Jestem strasznie dumny i po cichu liczę, że może uda mi się osiągnąć siedem tysięcy punktów. W młodości tata wiele razy powtarzał mi, że każdy rekord ustanowiony przez człowieka można pobić. Wystarczy, że będzie się do tego konsekwentnie dążyć. Niech to będzie przykład dla kolejnych pokoleń. Z pozasportowych celów pozostaje mi już tylko doczekanie w zdrowiu do setnych urodzin". (Dla przypomnienia: polska legenda światowego speedwaya swój pierwszy punkt ligowy wywalczyła 17 lipca 1988 roku w meczu z Apatorem Toruń. Granicę 6000 Gollob osiągnął również w starciu z Toruniem. Na zdobycie tylu "oczek" potrzebował 508 meczów, a w nich 2587 biegów. Tomasz Gollob stał się liderem klasyfikacji wszechczasów pod względem zdobyczy punktowej, wyprzedzając m.in. Andrzeja Huszczę - 5691 pkt. i Romana Jankowskiego - 4722 pkt.).

W tym miejscu warto podkreślić, że po sezonie w dniu 3 października w "Hilton Warsaw Hotel and Convention Centre" kiedy to uroczyście podsumowano sezon 2016 w Najlepszej Żużlowej Lidze Świata wręczono nagrody w pięciu kategoriach. Laureaci zostali wyłonieni w wyniku wyboru kibiców, którzy oddali ponad 120 tys. głosów na oficjalnej stronie internetowej Ekstraligi, a nagrodą były zaszczyty i statuetka "Szczakiela" (nazwa przyjęta na cześć Jerzego Szczakiela, pierwszego polskiego Indywidualnego Mistrza Świata na żużlu, który tytuł wywalczył w 1973 roku, w Chorzowie). "Złoty Szczakiel" powędrował do rąk Tomasza Golloba, który zdaniem ekspertów i dziennikarzy zasłużył na miano najlepszego żużlowca Ekstraligi minionych dziesięciu lat. Nagrodzony mistrz tak podsumował to wyróżnienie: Nie przypuszczałem, że w takim wieku jeszcze mogę coś dostać. To taka zapłata za te lata na żużlu. Życzę kolegom, aby zdobywali wiele sukcesów nie tylko dla siebie, ale też dla swoich miast. Dziękuję PZM za moje pożegnanie na PGE Narodowym. To najpiękniejszy stadion w Europie i na świecie.

Po tym wyróżnieniu w tym miejscu miejscu postawiłem następujące pytanie
Do jakiej granicy Tomasz wyśrubuje swoje własne rekordy? Na to pytanie odpowiedzą nam kolejne sezony!
(....)
Niestety brutalny los tak napisał żużlową historię Mistrza, że odpowiedzi na te pytanie pozostaną bez odpowiedzi, a całość wyjaśniam na końcu żużlowej biografii najlepszego polskiego żużlowca.

Kontynuując jednak pozytywną stronę historii żużlowego herosa, warto o Tomku Gollobie wiedzieć, że w latach gdy startował na torze, kluczowe decyzje dla polskiego żużla były zawsze podejmowane w konsultacji z nim. Cokolwiek ważnego działo się w polskim żużlu Tomek Gollob wiedział o tym pierwszy. Wynikało to przede wszystkim z tego, że już podczas startów na torze zawodnik zyskał miano ikony i była dla polskiego speedwaya jak Adam Małysz dla skoków narciarskich i zapewne nic nie odbierze mu miana najlepszego polskiego zawodnika wszech czasów.

Niestety żużlowa ikona wszechczasów ku zaskoczeniu wszystkich podjęła niespodziewaną, ale niezwykle przemyślaną decyzję o rezygnacji ze startów w cyklu wyłaniającymi mistrza świata na rok 2014. Jak była to trudna decyzja dla zawodnika świadczyć może to, że najbardziej utytułowany polski żużlowiec w historii bardzo długo nie odsyłał do siedziby firmy BSI wypełnionego druku "entry form", który był potwierdzeniem udziału w cyklu. W końcu jednak zapadła decyzja o oficjalnym poinformowaniu organizatora i kibiców - Długo myślałem nad tą decyzją. 19 lat ścigałem się w cyklu Grand Prix. Wystarczy! Nie mam już 23 lat, jak nowokreowany mistrz świata Tai Woffinden. On i rok starszy Emil Sajfutdinow są na początku swojej kariery i oni muszą ścigać się w Grand Prix. Gdybym był w ich wieku, to z pewnością też chciałbym rywalizować w cyklu. Jestem w zupełnie innej sytuacji. Zrobiłem dobrą robotę, a teraz skupię się na zawodach innego typu - lidze polskiej, indywidualnych mistrzostwach Europy, mistrzostwach par. Jeśli więc chodzi o przedsezonowe przygotowania, to nic się nie zmienia. Po prostu - nie będę walczył o tytuł indywidualnego mistrza świata, ponieważ już zdobyłem to trofeum . Z pewnością wpływ na moje przemyślenia, na moje decyzje miał ostatni wypadek w Sztokholmie z Taiem Woffindenem. Nie ukrywam tego, ale spokojnie. Na pewno nie szukam w tym winy Taia. Stało się to, co się stało, bo taki jest sport. Swoją decyzją o wycofaniu się z Grand Prix umożliwiłem młodszemu zawodnikowi walkę o tytuł mistrza świata. Zdobyć tytuł, to z pewnością wielka rzecz, która procentuje do końca życia. Ja tego dokonałem, zatem nie widzę palącej potrzeby, aby dalej coś udowadniać. Młode, polskie "wilczki" rzeczywiście muszą nabierać wiatru w żagle, by podtrzymać passę zwycięstw, która była udziałem starszego pokolenia polskich żużlowców na przestrzeni ostatnich lat. Uważam, że mamy obecnie kilku naprawdę dobrych zawodników jak np. Paweł Przedpełski z Torunia, czy Bartek Zmarzlik z Gorzowa, którzy w niedługim czasie bez wątpienia będą promować polski żużel na arenie międzynarodowej. Starsi jednak cały czas są w pobliżu, mogą wspierać w dojściu na sportowy szczyt mniej doświadczonych kolegów. Ja także jestem na to otwarty.
Nie kończę jednak kariery. Zakończę ją, gdy przyjdzie na to czas, a póki co mam w sobie dość siły i energii, by w dalszym ciągu się ścigać. Cały czas jestem zbyt młodym człowiekiem, by kończyć swoją przygodę sportową! Uważam, że w moim wieku naciskam na taki drugi bieg. Interesują mnie także inne dyscypliny, ale czy to będzie motocross, wyścigi samochodowe, czy cokolwiek innego - chciałbym to podkreślić - żużel pozostaje numerem jeden. W roku 2013 byłem bliski walki o tytuł Mistrza Europy, którego brakuje w mojej kolekcji i zrobię wszystko, by w przyszłym roku po raz kolejny włączyć się do walki o zwycięstwo.

I tak zamknął się pewien etap żużlowej historii, bowiem Tomasz Gollob zrezygnował z jazdy w cyklu Grand Prix, w którym obecny był od samego początku, czyli od 1995 roku. W tym czasie zdobył siedem medali, z czego jeden z najcenniejszego - złotego kruszcu. Wywodzący się z Bydgoszczy żużlowiec w tym czasie wystartował w 162 turniejach (opuścił tylko sześć) i w aż 53 stanął na podium, z czego w 22 na jego najwyższym stopniu. Tomasz Gollob ma na swoim koncie również udział w dwóch jednodniowych finałach IMŚ. W debiucie w 1993 roku zajął w niemieckim Pocking z dorobkiem 8 punktów niezłą, siódmą lokatę. W następnym sezonie w Vojens było już "nieco" gorzej i 23-letni wówczas żużlowiec po przykrym wypadku w trzecim starcie wycofał się z zawodów i z zerowym dorobkiem punktowym sklasyfikowany został na szesnastej pozycji.
Od roku 1995 władze światowego żużla podjęły decyzję, iż Indywidualny Mistrz Świata wyłaniany będzie po rozegraniu turniejów na sześciu różnych torach. Pierwsze takie zawody rozegrano 20 maja na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, a jego zwycięzcą okazał się właśnie Tomasz Gollob, który w wielkim finale do mety dojechał przed Hansem Nielsenem, Chrisem Louisem i Markiem Loramem. Serca polskich kibiców zaczęły wówczas bić mocniej, gdyż wierzyli oni, że po raz pierwszy od 1973 roku żużlowiec z ich kraju zdobędzie złoty medal IMŚ. Tak się jednak nie stało, "Chudy" w kolejnym rundach spisywał się słabiej, a w konsekwencji po przegraniu wyścigu dodatkowego w ostatnich zawodach w Hackney z Henrikiem Gustafssonem, wypadł on poza czołową ósemkę cyklu i w kolejnym sezonie był tylko pierwszym rezerwowym.
Rok 1996 był jedynym, kiedy Tomasz Gollob nie był stałym uczestnikiem cyklu, choć i tak udało mu się wystąpić w połowie rund. Zdobył w nich 43 punkty, co pozwoliło mu zająć dwunastą pozycję. Gdyby wystartował w pozostałych trzech turniejach i punktował w nich na podobnym poziomie, prawdopodobnie miałby nawet szansę powalczyć o brązowy krążek. Tak się jednak nie stało, ale Tomasz Gollob o medalu IMŚ mógł myśleć w kontekście kolejnego sezonu. Niestety dla Tomka sezon 1997 zdominowany został przez słynny Team Exide tworzony przez Amerykanów - Grega Hancocka i Billy'ego Hamilla. To właśnie oni zajęli dwa pierwsze miejsca w klasyfikacji generalnej Grand Prix, ale na najniższym stopniu podium stanął Tomasz Gollob, dla którego brązowy medal IMŚ był dotąd największym sukcesem w karierze. Warto przypomnieć, iż medal który zdobył był pierwszym wywalczonym przez reprezentanta Polski od 18 lat! Poprzednio na podium Indywidualnych Mistrzostw Świata stał Zenon Plech, który 2 września 1979 roku zdobył na Stadionie Śląskim w Chorzowie srebrny medal. Gollob w większości rund spisywał się bardzo dobrze i połowę z nich kończył na podium, dwa razy zajmując trzecią pozycję (w Pradze i Wrocławiu) i raz pierwszą (w Linkoeping). W Szwecji Polak był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem. Wygrał z 13 punktami rundę zasadniczą (3,3,3,3,1), a w finale nie dał większych szans przeciwnikom. Na jego nieszczęście, w międzyczasie rozegrany został jeszcze turniej Grand Prix w Landshut, który w końcowej klasyfikacji pozbawił Polaka na szans na wyższe miejsce niż trzecie. W Niemczech Gollob zdobył tylko 4 punkty (2,0,0,2,0) i wystąpił w finale D zawodów, w którym w dodatku zajął czwarte miejsce. Podczas gdy jego najpoważniejszym rywalom w klasyfikacji generalnej przybyło po kilkanaście albo kilkadziesiąt punktów, to przy jego nazwisku dopisano tylko punkt. Warto wspomnieć, że ze względu na opady deszczu zawody te zostały przełożone z 5 na 6 lipca. Co ciekawe, Gollob był jedynym żużlowcem, dla którego ciężkie warunki nie były problem i który chciał jechać w pierwszym terminie. Niestety dzień później u polskiego żużlowca odezwało się uczulenie na pyłki, co skomplikowało mu udział w zawodach.
W kolejnym roku polski żużlowiec na stałe zadomowił się się w światowej czołówce, zdobywając w roku 1998 ponownie brązowy medal. Tym razem jednak uczynił to w dużo lepszym stylu, nie notując żadnej wpadki jak rok wcześniej w Landshut. Na sześć turniejów cztery kończył w wielkim finale, z czego dwa razy stając na podium. W Coventry był trzeci, a w Bydgoszczy na koniec sezonu pierwszy. Najsłabszy występ miał miejsce w Vojens, gdzie "Chudemu" jedyny raz w całym sezonie nie udało się awansować do półfinałów i zdobył tylko 8 punktów. Od tego roku rundy GP rozgrywane były systemem nokautowym - dwa słabsze wyścigi eliminowały zawodnika z dalszej rywalizacji. Sezon ten należał do
Tony'ego Rickardssona, który był poza zasięgiem wszystkich żużlowców. Szwed wygrał trzy z sześciu rund, a w jednej zajął trzecią pozycję. Drugi był Jimmy Nilsen, który w odróżnieniu od swojego bardziej utytułowanego rodaka, już z pewnością był w zasięgu polskiego żużlowca. Gollob w klasyfikacji końcowej cyklu stracił do niego tylko 2 "oczka", z kolei od czwartego Hansa Nielsena lepszy był aż o 21 punktów.
Apetyt zawodnika rósł jednak w miarę jedzenia, a ponieważ Tomasz Gollob to ambitny zawodni, stąd dwa brązowe medale nie mogły go zadowolić i Polak liczył, że w kolejnym roku powalczy o coś więcej. Rywalizacja w sezonie 1999 zaczęła się dla niego idealnie. Inauguracyjny turniej w Pradze wygrał, a
Tony Rickardsson, obrońca tytułu nie awansował nawet do półfinałów. W jego przypadku był to jednak tylko wypadek przy pracy, bo we wszystkich pozostałych rundach Rickardsson dojeżdżał do wielkiego finału. Gollob z kolei w całym sezonie wystąpił tylko w dwóch finałach. Na inaugurację w Pradze, a następnie w trzeciej rundzie we Wrocławiu, gdzie pokonał w wielkim stylu koalicję Szwedów - Jimmy'ego Nilsena, Tony'ego Rickardssona i Stefana Dannoe. Wyścig w którym odbył szaleńczą pogoń za Nilsenem, jest jednym z najczęściej odtwarzanych biegów żużlowych w internecie. Na półmetku cyklu Gollob miał 9 "oczek" przewagi nad Nilsenem i aż 24 nad Rickardssonem. Polscy kibice coraz mocniej wierzyli, że w końcu ich rodak zdobędzie złoty krążek IMŚ. Niestety, Gollob w następnych dwóch turniejach odpadał w półfinale, a Rickardsson zajmował pierwszą i drugą lokatę. Przed ostatnimi zawodami w Vojens tracił do reprezentanta Polski już tylko 4 punkty. W dodatku na nieszczęście Golloba nie dość, że nie był w najwyższej dyspozycji, to jeszcze przytrafił mu się poważny wypadek podczas turnieju o Złoty Kask we Wrocławiu. Uraz ten uniemożliwiał mu skuteczną jazdę w Danii, przez co "Chudy" zdobył jedynie 8 punktów, a Rickardsson wygrał zawody i obronił tytuł mistrza świata. Gollobowi przypadł srebrny medal, a brązowy rzutem na taśmę zgarnął kończący karierę Hans Nielsen. Wynik który osiągnął polski żużlowiec na pewno był sukcesem, jednak pozostał niedosyt ze względu na to, iż praktycznie cały sezon był liderem cyklu. Najzagorzalsi kibice Golloba przez wiele lat później zadawali sobie pytanie: "co by było gdyby nie wypadek w finale Złotego Kasku".
Mówi się, że co się odwlecze, to nie uciecze. Polskie środowisko żużlowe miało nadzieję, że tak właśnie będzie w przypadku walki o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata w 2000 roku i że po pechowej końcówce zeszłego sezonu, tym razem szczęście uśmiechnie się do Tomasza Golloba i zdobędzie on upragniony złoty medal. Nic z tego jednak nie wyszło. Żużlowiec Polonii Bydgoszcz choć świetnie jeździł w lidze polskiej (śr. bieg. 2,766), a w Grand Prix miewał rewelacyjne wyścigi, to ani razu nie udało mu się wywalczyć przepustki do wielkiego finału. W dodatku przez kontuzję stracił turniej w Coventry i sezon skończył dopiero na siódmej pozycji. Tytuł mistrza świata zdobył
Mark Loram, który jako jedyny mistrz w historii... nie wygrał żadnej rundy. Srebrny krążek zgarnął Billy Hamill, a brązowy Tony Rickardsson.
Lepiej było rok później. Tomasz Gollob idealnie zaczął cykl, wygrywając inaugurujące sezon zawody w Berlinie. Z każdym kolejnym turniejem jednak zdobywał coraz mniej punktów. Najpierw w Cardiff był trzeci, potem w Vojens i Pradze czwarty, a turnieje w Bydgoszczy i Sztokholmie kończył poza półfinałami. Słabsza końcówka pozbawiła go szans na medale złoty i srebrny, które ostatecznie trafiły do rąk
Tony'ego Rickardssona oraz Jasona Crumpa. Tomasz Gollob zdobył trzeci w karierze brązowy medal. Polak o 9 punktów wyprzedził kolejnego w klasyfikacji Ryana Sullivana.
Kolejne sezony były pasmem niepowodzeń Tomasza Golloba w walce o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Od 2002 roku kończył rywalizację w GP kolejno na siódmym miejscu, dwa razy na szóstym, ponownie na siódmym i w 2006 roku na ósmym. Ponowny progres wyników w rywalizacji o miano championa globu rozpoczęło się od sezonu 2007, kiedy "Chudy" sklasyfikowany został na czwartej pozycji. W 2008 roku z kolei, po kilkuletniej przerwie, ponownie udało mu się zdobyć medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Po raz czwarty w karierze wywalczył brązowy krążek, choć trzeba nadmienić, iż było w tym trochę szczęścia, bowiem na koniec sezonu, ze względu na zły stan toru nie udało się rozegrać turnieju w Gelsenkirchen. Organizatorzy cyklu w związku z tym postanowili przenieść zawody do... Bydgoszczy, co nie spodobało się części żużlowców, gdyż jak wiadomo Tomasz Gollob na tym obiekcie nie oddawał zbyt często punktów rywalom. Tak też było i tym razem, za wyjątkiem pierwszego wyścigu, w którym miał defekt. Gollob wygrał wszystkie pozostałe biegi oraz całe zawody (był to już jego siódmy! triumf w Bydgoszczy) i dzięki temu w klasyfikacji końcowej wyprzedził o 4 punkty Grega Hancocka.
Kolejny rok był jeszcze bardziej udany. Tomasz Gollob do ostatniej rundy miał (choć raczej tylko matematyczne) szanse na tytuł mistrza świata, jednak nie wszystko było wyłącznie w jego rękach. Polak miał 17 punktów straty do liderującego
Jasona Crumpa, który w ostatnich turniejach miał problemy i zdobywał mniej punktów. Ponadto zawody były zaplanowane w Bydgoszczy, co było sporym atutem Golloba. Polak musiał dać z siebie wszystko i liczyć na słaby występ Australijczyka. Tak się nie stało, bo Kangur pozbierał się na bydgoski turniej, ale srebrny medal można było i tak uznać za duży sukces.
W 2009 roku Tomasz Gollob zwyciężył w dwóch z jedenastu turniejów Grand Prix (w Malilli i Terenzano), w jednym zajął drugą lokatę, a w trzech stawał na najniższym stopniu. W jeździe bydgoszczanina, reprezentującego wówczas Stal Gorzów widać było dużą poprawę w porównaniu do tej, którą prezentował w latach kiedy walczył wyłącznie o utrzymanie się w cyklu i wróżyło to dobrze przed kolejnym sezonem.

Teraz albo nigdy - to stwierdzenie często padało z ust fanów Tomasza Golloba przed 2010 rokiem. Polak miał za sobą trzy sezony, w których kończył udział w cyklu Grand Prix kolejno na czwartym, trzecim i drugim miejscu. Dla następnego sezonu zarezerwowane było to upragnione, pierwsze miejsce i złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Tak też się w końcu stało. Tomasz Gollob był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem cyklu Grand Prix, wyprzedzając drugiego w końcowej klasyfikacji Jarosława Hampela o 29 punktów. W swoim mistrzowskim sezonie Tomasz Gollob wygrał cztery turnieje (w tym dwa z maksymalną liczbą punktów) w Pradze, Toruniu, Vojens i Terenzano. W Goeteborgu i Kopenhadze zajmował drugie miejsce, a w Malilli był trzeci. Tytuł mistrza świata zapewnił sobie w przedostatnim turnieju w Terenzano. Przed półfinałami w klasyfikacji generalnej Gollob miał 24 punkty przewagi nad Hampelem i tylko niewyobrażalny kataklizm mógłby odebrać mu złoty medal. Wygrał on pierwszy z półfinałów i czekał na rozstrzygnięcia drugiego. Tam zwyciężył Greg Hancock, a do ostatnich centymetrów o dwa "oczka" walczyli Chris Harris i Jarosław Hampel. O przysłowiowy "błysk szprychy" szybszy był Anglik i wtedy stało się jasne, że Tomasz Gollob został nowym mistrzem świata. "Chudy" w Terenzano był niesamowicie skupiony i skoncentrowany. Zdawał sobie bowiem sprawę, że jechał najważniejsze zawody w życiu i tak komentował swój sukces: Podczas piątkowej kolacji oraz sobotniego śniadania z moim ojcem rozmawialiśmy na ten temat. Wiedzieliśmy bowiem, że te zawody będę najważniejsze w mojej dotychczasowej karierze. Wszystko mogło się przecież tutaj zdarzyć. Mogło naprawę wiele się zmienić w klasyfikacji. Mogłem stracić dużo punktów, mogłem zyskać lub zachować status quo. Ojciec jest człowiekiem, który rozsądnie na te sprawy patrzy. Szczerze mi życzył tego sukcesu, na pewno tak samo się denerwował jak ja i jechał praktycznie ze mną. Cieszę się, że doczekał się spełnienia słów, które padły wiele lat temu. Kiedy zaczynałem uprawiać sport powiedziałem mu, że chcę zostać mistrzem świata. On mi odpowiedział, że mogę nim zostać pod warunkiem, że będę ciężko pracował, a wówczas za około 15-20 lat nim zostanę. Jego słowa się sprawdziły. Szacunek dla niego za wszystko, czego mnie nauczył i co dla mnie zrobił. Jak widać miał rację w wielu kwestiach. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu.
Warto zaznaczyć, że przewaga Mistrza nad Hampelem mogła być jeszcze większa, ale do ostatniego turnieju w Bydgoszczy przystąpił z kontuzją (doznał zerwania torebki stawowej) i po trzech wyścigach był zmuszony wycofać się z dalszej jazdy. Złoty medal Tomasza Golloba odbił się szerokim echem w polskich mediach. Żużlowiec wziął m.in. udział w popularnym programie telewizyjnym Kuba Wojewódzki. Polak został także wybrany Osobowością Roku Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (FIM).

Tomasz Gollob spełnił swoje marzenie i został mistrzem świata, ale w kolejnym sezonie czekało go nie łatwiejsze zadanie - obrona tytułu. Po pierwszych turniejach wydawało się, iż jest na to spora szansa. "Chudy" w trzech z czterech pierwszych turniejów stawał na podium. Wygrał w Kopenhadze, był drugi w Lesznie i trzeci w Pradze, a w klasyfikacji generalnej wyprzedzał o punkt Grega Hancocka. Następne turnieje w jego wykonaniu były już jednak dużo słabsze, ani razu nie zdołał awansować do wyścigu finałowego i konsekwencji ukończył cykl Grand Prix dopiero na piątej pozycji.
Podobny scenariusz miał miejsce w dwóch kolejnych latach. Dobre występy w pierwszych rundach, a później wpadki, które utrudniały walkę o medale. Jeszcze w 2012 roku dzięki zrywowi na koniec sezonu udało się zająć czwartą lokatę, ale w tym roku Tomasz Gollob zajął już dziewiątą pozycję, choć wpływ na to miała też kontuzja, uniemożliwiająca mu zdobywanie punktów w dwóch ostatnich turniejach.
Nie ulega wątpliwości, że Tomasz Gollob zapisał się złotymi zgłoskami w historii polskiego i światowego żużla, dlatego organizatorzy cyklu zabiegali o to, aby zawodnik zmienił swoją decyzję. Gdyby Tomasz Gollob zdecydował się na pozostanie w cyklu Grand Prix, to zarobiłby 100 tysięcy funtów. Przegląd Sportowy poinformował, że organizator cyklu właśnie taką kwotę zaoferował mu za pozostanie w cyklu. Brytyjczycy skalkulowali sobie, że impreza bez polskiej legendy cyklu straci na znaczeniu i prestiżu. W latach 90-tych autobusy wypełnione kibicami z Polski jeździły za Tomkiem na wszystkie turnieje i stadiony pękały w szwach. Wraz z Gollobem pojawiły się w cyklu znane marki i wielcy sponsorzy: Lech Premium, Canal Plus, Warka, Enea, Monster, Jutrzenka, Wizja TV, Telekomunikacja Polska, Rafineria Trzebinia, Sopro i Unibax. BSI liczyło na to, że jeśli położy na stół pokaźną sumę pieniędzy skłoni polskiego mistrza do pozostania w GP. Niestety Tomek odmówił i wówczas w drugiej rozmowie miał się pojawić temat sponsora, który miał wesprzeć zawodnika kwotą 75 tysięcy funtów, czyli 370 tys. zł. Jednak i tym razem Tomek grzecznie wyjaśnił Anglikom i wyjaśnił, że nie chodzi o pieniądze, ale o kwestie czysto sportowe i podziękował za stałą dziką kartę. Zdesperowane BSI, rzutem na taśmę, na dzień przed oficjalnym ogłoszeniem rezygnacji przez zawodnika zaproponowali okrągłe 100 tysięcy funtów, czyli praktycznie pół miliona. Jednak Tomek odmówił po raz trzeci.
Warto podkreślić, że nie była to pierwsza rezygnacja z dużych pieniędzy przez Tomasza Golloba. W 2008 roku polski multimedalista wygrał bieg o Super Prix (jechali w nim zwycięzcy zawodów na torach jednodniowych), ale "Chudy"  już przed startem zaproponował, aby całą pulę nagród, czyli 120 tys. dolarów podzielić między wszystkich po równo. I tak się stało.

Oto co o rezygnacji ze startów w GP mówiły osobistości związane ze sportem żużlowym:
Jerzy Szczakiel przez 37 lat był jedynym polskim indywidualnym mistrzem świata. Triumfator finału z 1973 roku z Chorzowa przez wiele lat czekał na swojego następcę - Tomek Gollob sprawił, że polski żużel wrócił na salony. Przez tyle lat utrzymywał się w światowej czołówce. Wywalczył mnóstwo trofeów. Wywarł ogromnym wpływ na rozwój tej dyscypliny sportu. To przecież po chudych latach polskiego żużla, Gollob jako pierwszy zaczął notować sukcesy. Mało tego, to Gollob swoim widowiskowym i odważnym stylem jazdy przyciągał tłumy na trybuny. Polscy kibice jeździli za nim na zawody Grand Prix po całym świecie. Pamiętam, że w pierwszych latach kariery nie wszyscy Tomasza Golloba lubili, ale każdy szedł na stadion szedł zobaczyć Golloba. Gollob jest znany nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Kibice żużla z różnych zakątków Europy czy świata kojarzą to nazwisko. Również w Polsce osoby, które niekoniecznie muszą interesować się żużlem, wiedzą kim jest Tomasza Gollob. To nie tylko wybitny żużlowiec, ale i wielka postać polskiego sportu

Rolę Tomasza Golloba w rozwoju polskiego żużla podkreśla także dwukrotny medalista IMŚ z 1973 i 1979 roku, Zenon Plech - Tak naprawdę Tomasz Gollob otworzył nową erę polskiego żużla. Moje pokolenie zdobywało medale w latach 70 ubiegłego wieku. Później nadeszły chude lata dla naszej dyscypliny sportu. To właśnie Tomasz Gollob jako pierwszy wdarł się do światowej czołówki, która przez lata była niedostępna dla Polaków. Nie było łatwo przedostać się do tego grona. Gollob - na przekór wielu - dążył do tego i po wielu latach został najpierw medalistą, a po 37 latach drugim Polakiem, który sięgnął po tytuł mistrza świata. Tomasz Gollob to ikona nie tylko polskiego żużla.

Jerzy Kanclerz widział na żywo wszystkie 168 turniejów SGP. Przyjaciel Tomasza Golloba uważa, że cykl bez jednej z legend będzie inny - Dla Tomka nie była to z pewnością łatwa sprawa. Tomasz nigdy nie podejmował pochopnie decyzji w ważnych sprawach czy to o przejściach do Tarnowa, Gorzowa czy Torunia. W tym przypadku też wszystko przemyślał. To decyzja Tomasza, którą trzeba uszanować. Moim zdaniem mógł jeszcze w sezonie 2014 ścigać się w cyklu na dobrym poziomie, ale najwyraźniej uznał, że rezygnacja będzie lepszą decyzją. Tomasz jest legendą żużla i cyklu Grand Prix. To przecież on przeszedł do historii jako zwycięzca pierwszego turnieju we Wrocławiu. Mam nadzieję, że Tomasza zobaczymy jeszcze podczas rund w Polsce w Bydgoszczy i Toruniu. Bez wątpienia coś się jednak skończyło. Odchodzi jedna z legend. Tak jak fani speedwaya tęsknili za Tony Rickardssonem, tak będą też tęsknić za Tomaszem Gollobem, który zapisał się w historii tej dyscypliny sportu.

Tomasz Gaszyński brat i menadżer Tomka - Dla nas też będzie to coś nowego. Tak naprawdę nie potrafię powiedzieć, jak będzie dla nas wyglądał sezon. Na pewno będzie inaczej. Od początku startów Tomasza w Grand Prix towarzyszyłem mu. Dopiero po sezonie 2014 będziemy mogli ocenić, jak bardzo był to inny rok niż te wcześniejsze 19, w których startował w cyklu.

Jeno było pewne. Polski żużel w mistrzostwach świata AD 2014 nabrał innego wymiaru. Nie da się też ukryć, że decyzja Tomasza Golloba, jest sygnałem, że "Chudy" zmierza do żużlowej mety i choć wielu życzy mu jubileuszu co najmniej trzydziestolecia startów, to równie wielu zastanawia się jak będzie wyglądał polski żużel bez TOMKA GOLLOBA. Z całą pewnością, żużel przetrwa, ale to nie będzie ten sam żużel ;-(

A Tomasz Gollob mimo, że zrezygnował ze startu w Grand Prix nadal wspierał swym autorytetem całą dyscypliną i zabiegał o jej rozwój. Dowód temu dał, gdy Międzynarodowa Federacja Motocyklowa podjęła uchwałę, która zakazywała przedstawicielom wszystkich dyscyplin (w tym żużlowcom) startującym w imprezach rangi MŚ, udziału w turniejach kontynentalnych! Oznaczało to, że zawodnicy musieli wybrać, czy wezmą udział w Grand Prix czy Speedway European Championships.

Jak nie trudno się domyśleć, decyzja ta miała kluczowe znaczenie dla polskiej firmy One Sport, która była organizatorem SEC i Speedway Best Pairs Cup. Oto bowiem, żużlowcy na mocy tej decyzji ponownie musieli opowiedzieć się, w jakich imprezach będą startowali. Stawiano w związku z tym pytanie, co z zawodnikami, którzy już potwierdzili swój udział w imprezach organizowanych przez One Sport (między innymi Emil Sajfutdinow czy Nicki Pedersen), a mieli również zamiar startować w SGP. Najlepszy polski żużlowiec po zapoznaniu się z orzeczeniem FIM natychmiast zareagował i tak komentował ów absurd "Jestem zbulwersowany postawą FIM w kwestii ograniczenia możliwości startów zawodników w imprezach mistrzowskich na szczeblu kontynentalnym i światowym. Żużel to nie jest sport na tyle masowy, by mógł pozwolić sobie na tego typu sztuczne ograniczenia. To uderza bezpośrednio w interes zawodników i tego typu pomysłom trzeba przeciwstawiać się w zdecydowany sposób. Chciałbym wezwać wszystkich zawodników do tego, by jawnie przeciwstawili się tej kuriozalnej decyzji FIM. Nie możemy pozwolić sobie na takie traktowanie przez najwyższe władze światowego żużla, ja się z tym kategorycznie nie zgadzam. Ciągłe przesuwanie granicy tolerancji dla zachowań działaczy, którzy nie mają pojęcia o tym co robią, to olbrzymi skandal i nie można przejść obok tego obojętnie. W zaistniałej sytuacji nie wyobrażam sobie jak, jako stały uczestnik cyklu SEC, miałbym przyjąć zaproszenie do startu w Grand Prix w Bydgoszczy - jeżeli taką propozycję oficjalnie dostanę. Nie mogę zgodzić się na to, by zawodnicy i osoby, którym zależy na promocji speedwaya, były traktowane w ten sposób. Apeluję do najwyższych władz FIM o rozsądek i wycofanie się z tej decyzji, którą traktuję jako wielką pomyłkę godzącą w sport, któremu poświęciłem całą swoją karierę".
Ów apel jak i wiele innych dowodów niechęci dla decyzji FIM spowodowały, że światowe władze zawiesiły na rok wprowadzenie absurdalnego zakazu łączenia startów w IMŚ GP i IME-SEC.

W roku 2015 PZM uhonorował polskiego, żużlowego multimedalistę i podczas rozgrywanego po raz pierwszy w Warszawie turnieju Grand Prix na Stadionie Narodowym postanowił oficjalnie podziękować Tomaszowi Gollobowi za wszystkie lata reprezentowania biało-czerwonych barw na arenie międzynarodowej i pierwsze Grand Prix w Warszawie miało być zarazem oficjalnym pożegnaniem Tomasza Golloba z cyklem Grand Prix. "Chudy" w zawodach pojawił się z dziką kartą i nie ukrywa radości z faktu występu na Stadionie Narodowym - Cieszę się, że zostałem zaproszony i będę mógł jeszcze raz pokazać się polskim kibicom w rundzie Grand Prix. Chcę pojechać dobrze i na tym się skupiam. Natomiast inne jakieś szalone rzeczy odstawiam na bok. Każdy będzie chciał zdobyć jak najwięcej punktów, a ja zamierzam pokazać fajną i atrakcyjną jazdę.
Nikt jednak nie przewidział tego, że dyrektor cyklu Duńczyk - Ole Olsen swoją niekompetencją doprowadzi do przerwania zawodów, które zakończyły się w atmosferze skandalu, a nie żużlowego święta. Zamiast owacji na stojąco ponad 50 tysięcy polskich kibiców, Tomasz Gollob, pokłonił się najwierniejszym fanom, którzy pomimo wszystko zostali na Stadionie Narodowym. Godnie jednak pożegnali swojego kolegę z toru pozostali uczestnicy cyklu SGP, a sam zawodnik tak skomentował swój ostatni start w Grand Prix - Jeśli chodzi o moje pożegnanie, wszystko było tak jak powinno. Ja tu byłem tylko gościem. Wydaje mi się, że wina leżała po stronie pana Olsena. To jest moje zdanie. Dziękuję kibicom, którzy zostali do samego końca i pomachali mi.

PZM nie chciał jednak takiego pożegnania dla polskiego MISTRZA i w roku 2016 podczas meczu Polska - Reszta Świata, rozgrywanego dzień po rundzie Grand Prox raz jeszcze i co najważniejsze z zasłużonymi honorami podziewano Tomaszowi Gollobowi za reprezentowanie biało-czerwonych braw. Ciągle czynny zawodnik nie krył wzruszenia i przy potężnym dopingu przekazał swoje rękawice o ćwierćwieku młodszemu Bartoszowi Zmarzlikowi, który zaczynał żużlową przygodę w Stali Gorzów, gdy "Chudy" przywdziewał plastron właśnie tej drużyny. Wówczas to polski multimedalista wróżył młodemu chłopakowi wielką karierę, a ten nawet po latach mówił o swoim idolu nie inaczej jak "Pan Tomasz". Przekazanie żużlowych rękawic było o tyle symboliczne, że Bartosz Zmarzlik w sezonie 2016 stał się pełnoprawnym uczestnikiem Grand Prix i można powiedzieć zmienił, po 25 latach Tomka Golloba, w walce o indywidualny champinat na świecie.

Obok niezliczonej ilości medali Tomasz Gollob został wyróżniony również kilkoma odznaczeniami państwowymi.
1999
rok - został w plebiscycie przeglądu sportowego najlepszym sportowcem roku
2000 rok - odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności na rzecz rozwoju sportu
2007 rok - odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla rozwoju polskiego sportu żużlowego
2010 rok - odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla rozwoju sportu żużlowego w Polsce
       
      - został wybrany Osobowością Roku Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (FIM).

Ponadto w sezonie AD 2014, zawodnik zajął czwarte miejsce w Plebiscycie na Sportowy Sukces 25-lecia, któremu patronował prezydent RP Bronisław Komorowski. Sukces polskiego żużlowego multimedalisty tak komentował były prezes Stali Gorzów, Władysław Komarnicki: Tomek, zrobił ogromną robotę, bo zostawił w pokonanym polu wielu byłych mistrzów olimpijskich. Mimo, że nie stanął na pudle, to jego miejsce jest nobilitujące. Tomka ustawiłbym o dwa miejsca wyżej, bo pierwszy raz w historii tak mocno wypromował nasz sport na arenie międzynarodowej. Nie było mu łatwo. Miał całą plejadę obcokrajowców przeciwko sobie. Zaczynał w nowej polskiej rzeczywistości po 1990 roku, wywołując furię u przeciwników. Miał kłopoty z tunerami, nie za bardzo chciano przygotowywać mu silniki i do wszystkiego dochodził własną pracą

Poza Polską polski multimedalista reprezentował kluby:
    Fredericia Motor Klub 1994-1996; Esbjerg Motorsport 2009
    Ipswich Witches 1998-2000;
    Valsarna Hagfors 1997; Västervik Speedway 2001-2010; Hammarby Sztokholm 2011-2012
    MC Bergring Teterow 1992-1994

Tomasz Gollob posiada również swoistego rodzaju pomniki. Jednym z nich jest gwiazda Tomasza Golloba (na zdjęciu obok) w alei gwiazd sportu we Władysławowie czy tablica z odlaną w brązie dłonią zawodnika i wypisanymi jego sukcesami usytuowana na koronie gorzowskiego stadionu.

..... Rozpoczynając pisanie żużlowej biografii mistrza nigdy nie przypuszczałem, że człowiek z takimi umiejętnościami jazdy na motocyklu, zawodnik z takim doświadczeniem, żużlowiec z wielką pokorą dla speedwaya w tak nieprzewidywalny i brutalny sposób zakończył swoją sportową karierę, a mało nie brakowało i życie. Gdy w niedzielny poranek w dniu 23 kwietnia 2017 media podały tę smutną wiadomość, na myśl przyszły mi sportowe historie dwóch inny mistrzów, a mianowicie Michaela Schumachera, który uległ wypadkowi na stoku narciarskim oraz Roberta Kubica, który w wyścigach poza torem formuły 1 niemal stracił rękę, co zakończyło jego marzenia o tytule mistrza świata F1. Oto bowiem Tomek Gollob w toku swoich przygotowań motorycznych postanowił w godzinach rannych wziąć udział w wyścigach na torze motocrossowym w Chełmnie, a wieczorem miał wystartować w zawodach inaugurujących ligę na grudziądzkim torze, w pojedynku z drużynowym mistrzem polski Stalą Gorzów. Niestety już podczas motocrossowego treningu doszło do tragedii.

Przed zawodami motocrossowymi, o godzinie 9.00 rozpoczął się trening, podczas którego Tomasz Gollob stracił kontrolę nad motocyklem i uległ wypadkowi. Zawodnik niemal natychmiast helikopterem trafił do szpitala w Bydgoszczy, gdzie został poddany operacji, która trwała ponad trzy godziny. Tomasza operował profesor Tomasz Harat, uważany za neurologicznego cudotwórcę i był on niezwykle ostrożny w stawianiu diagnozy odnośnie zdrowia Mistrza: "Doszło do bardzo poważnego uszkodzenia rdzenia kręgowego, choć nie został przerwany. Trudno powiedzieć, czy odzyska funkcje. Tomaszowi grozi głęboki niedowład a może nawet porażenie ruchowe. Dodatkowo ma stłuczone oba płuca. Badania nie wykazały żadnych uszkodzeń głowy, ale czucia w nogach nie ma. Czeka go na pewno długotrwała rehabilitacja, która będzie trwała miesiące, a nawet lata. Niczego nie przesądzamy, najbliższe dni i tygodnie zdecydują. Może to oznaczać koniec sportowej kariery".
Z koli prof. Talar, który już niejednokrotnie leczył ludzi z podobnymi kontuzjami mówił: "Na razie pozostaje nam wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Uraz kręgu TH 7 oznacza, że ręce na pewno będą zdrowe. Lekarze mają obecnie 24 godziny na zmniejszenie obrzęku. Kręgosłup trzeba ustabilizować, by nie następowały jeszcze większe zniszczenia. Za kilka dni może się okazać, że to tylko szok rdzeniowy. Takie utraty czucia w nogach, przy mocnych uderzeniach zdarzają się dość często. Już wiele razy pacjenci odzyskiwali czucie i wychodzili ze szpitala o własnych siłach. Znam Tomka i wiem, że na pewno się nie podda. Potrzeba pozytywnego myślenia".
Po operacji żużlowiec całą noc spędził na oddziale intensywnej opieki medycznej. Podjęto decyzję o wprowadzeniu go w stan śpiączki farmakologicznej, bowiem jego płuca były tak mocno uszkodzone, że w każdej chwili mogły przestać pracować. We wtorek lekarze podjęli próbę wybudzania zawodnika podając mu mniejsze dawki leków, by w środę mógł odzyskać świadomość. Niestety to nie oznaczał, że jego stan zdrowia uległ poprawie. Wybrudzenie ze śpiączki po dwóch dniach, gdy minęło zagrożenie utraty życia, było niejako medyczną koniecznością. Dr Cezary Rybacki z X Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką tak informował opinię publiczną o stanie pacjenta: "Noc Tomek przebył bardzo dobrze, została więc podjęta został decyzja o wybudzeniu go wczesnym popołudniem. Jeżeli będzie przytomny i będzie samodzielnie oddychał, rozintubujemy go, odłączymy go od respiratora. Stan jest stabilny, nie spodziewamy problemów, ale oczywiście ocenimy to w momencie wybudzania. Sprawy urazu klatki piersiowej Tomka nie są wielkim problemem, to jest sytuacja przejściowa, do opanowania, jednak największym problemem jest stan neurologiczny Tomka".
Z kolei dr Robert Włodarski, ordynator oddziału klinicznego anestezjologii i intensywnej terapii szpitala wojskowego mówił: "Stan bezpośredniego zagrożenia u Tomasza Golloba przeminął, dlatego mogłem podjąć decyzję o odstawieniu leków, które działały nasennie i przeciwbólowo. W związku z tym dziś oczekujemy jego powolnego wybudzania i mam nadzieję, że ten proces dzisiaj nastąpi. Ten proces wybudzania musi być długofalowy, powinien potrwać 24 do 48 godzin. Są pewne postępy w procesie wybudzania. Przebiega zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Uzyskaliśmy kontakt z nim. Tomasz Gollob odpowiada skinieniem głowy na zasadzie "tak", "nie". Jest nadal podłączony do respiratora. Myślę, że w najbliższym czasie odzyska wydolność oddechową. Tomasz jest wydolny krążeniowo, natomiast jest cały czas podłączony do respiratora, bo nie jest w stanie samodzielnie oddychać. To jest nasz najważniejszy problem do pokonania: jeżeli będzie mógł samodzielnie nabierać powietrza, wtedy zupełnie pozbawić wpływu śpiączki farmakologicznej i będzie można mówić o sukcesie. Uraz kręgosłupa jest na takim poziomie, że istnieje niebezpieczeństwo braku aktywności dodatkowych mięśni oddechowych. Bierzemy to pod uwagę, natomiast skupiamy się jako anestezjolodzy na ogólnej wydolności oddechowej, więc celem podstawowym jest, by odzyskał własny oddech. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie - może to być doba, dwie doby - należy się spodziewać dużej poprawy pod tym względem. Jestem optymistycznie nastawiony. Spełniając prośbę rodziny, ograniczę się tylko do takiej informacji".
To nie był jednak koniec problemów Tomasza. Oprócz bardzo poważnego urazu rdzenia kręgowego, doszło do obustronnego złamania żeber, stłuczenia płuca, krwotoku do jamy opłucnowej. Zawodnik musiał mieć też podawaną krew. W badaniach laboratoryjnych enzymy wskaźnikowe wykazały stłuczenie mięśnia sercowego. To pozwalało przypuszczać, że po skoku na motorze, Tomasz uderzył klatką piersiową o kierownicę. Sytuacja była bardzo poważna, dlatego lekarze po kilku dniach zdecydowanie wskazywali, że jego kariera sportowa Tomka Golloba zakończyła się w niedzielę 23 kwietnia 2017 roku, a zawodnik rozpoczął mistrzowską walkę o powrót do pełnej sprawności ruchowej.

Wielu zadawało sobie pytanie - "Po co mu w ogóle to było? Zrobił przecież niesłychaną karierę w żużlu, miał już swoje lata, dlaczego w ogóle chciał jeździć w motocrossie?". Nikt nie zna jednak odpowiedzi na to pytanie. Po prostu taka jest sportowa natura ludzka, która potrzebuje adrenaliny. A najtrafniej odpowiedzi na te pytania udzieliła mistrzyni narciarska Justyna Kowalczyk: "siedząc na kanapie trudno jest wejść w myśli sportowca, który w swojej dyscyplinie potrafił osiągnąć mistrzostwo. Kogoś, kto uważa, że granice są tylko po to, by je przekraczać". Polska biegaczka przyznała, że te same osoby, które krytykowały Tomka Golloba, wcześniej krytykowały Roberta Kubicę, który przez słabość do rajdów złamał sobie karierę w Formule 1: "mistrzom takim jak Robert i Tomasz po prostu ufam. Wiem, że po coś to robili. Gdyby od zawsze nie mieli otwartej głowy na próby i szukanie nowych rozwiązań, nigdy by nie osiągnęli tyle, ile osiągnęli. Nie bądźmy hipokrytami. Nie tylko sportowcy są ryzykantami. A rozwalić się można równie dobrze na własnych schodach".
I w słowach mistrzyni było sporo racji. Tomasz Gollob znał bowiem doskonale motocrossowy obiekt w Chełmnie. To jeden z ważniejszych torów w tej części kraju. Wychowanek bydgoskiej Polonii trenował na nim często, bo Chełmno to ledwie 50 kilometrów od jego rodzinnej miejscowości. Tego feralnego dnia żużlowy mistrz świata jako motocrossowy amator, miał wystartować w klasie dla zawodników powyżej 40 roku życia. Niektórzy z zawodników mieli nawet 60 lat. Wszyscy jednak dosiadali wyczynowych sześciobiegowych motocykli, na których spędzili całe lata i w zawodach nie było nikogo przypadkowego. Niestety znajomość toru na nic się zdała Tomaszowi, a sam upadek pozostawał zagadką, bowiem nikt go nie widział. Tak jak wspomniano wcześniej upadek żużlowego mistrza świata z roku 2010, miał miejsce na okrążeniu treningowym. A to oznaczało, że czterdziestosześciolatek jechał w pojedynkę i nikt nie widział całego zdarzenia. Dlatego hipotez jak doszło do wypadku było kilka, ale z ostateczną wersją wydarzeń trzeba było poczekać do wyjaśnień Tomka Golloba i prokuratury, która sprawdzała również czy do wypadku nie przyczyniły się osoby trzecie.

Już po kilku dniach wstępna opinia biegłego wykluczyła już to, iż do zdarzenia przyczyniła się wada motocykla. Wyglądało zatem na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Nie sprawdziła się tym samym najbardziej lansowana teoria, którą postawił w mediach przypadkowy obserwator zawodów, mówiąca o tym, iż gumowa manetka w motocyklu Tomasza Golloba była uszkodzona i spadła w czasie jazdy. Z tezą, o jakiej wspomniano w mediach, od początku nie zgadzali się świadkowie całego zdarzenia. Prezes Wisły Chełmno, Władysław Knap, który nazwał ją "totalną bzdurą". Prokuratura zwróciła się w czwartek z pytaniem do kliniki neurochirurgii Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy o możliwość przesłuchania Tomasza Golloba w sprawie wypadku. Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu tak komentował tę prośbę: "Wstępna opinia biegłego z zakresu techniki samochodowej jest taka, że błąd nie tkwił w motocyklu. Jednak tak naprawdę opinii biegłego jeszcze nie mamy. Poczekamy na nią około miesiąca. To będzie pisemna opinia, która może być całkowicie odmienna od tej, którą mamy po wstępnych oględzinach motocykla. Opinia biegłego to nie wszystko. Zasadniczo chcemy sprawdzić wszystko, co jest związane ze zdarzeniem objętym śledztwem. Sprawdzimy organizatorów, sprawdzimy jak wyglądało przygotowanie toru oraz co i jak, ewentualnie, zrobił nie tak pan Tomasz.

Pierwszą osobą, która udzieliła pomocy poszkodowanemu był startujący w zawodach Wiesław Wiśniewski, zawodnik KM Wisła Chełmno, który w wywiadzie dla sportowychfaktów.pl tak opowiadał o całym zdarzeniu:
Cały trening jest podzielony na trening dowolny i trening czasowy. Tomek upadł na treningu czasowym. Nie jestem w stanie powiedzieć, ile okrążeń w sumie zrobił Tomasz Gollob przed upadkiem, bo wcześniej był także trening dowolny. Można to wszystko sprawdzić w internecie, bo są dostępne takie dane. Tam jest pokazane, że Tomek zaliczył dwa pełne okrążenia treningu czasowego i upadł na trzecim. Regulamin stanowi, że po 10 lub 15 minutach treningu pokazuje się zawodnikom tabliczkę z literką "T". To znaczy, że rozpoczął się trening czasowy. W tym momencie wszyscy przyspieszają, aby wykręcić jak najlepszy czas. On decyduje o tym, w jakiej kolejności będzie się wjeżdżało na maszynę startową. Na starcie są lepsze i gorsze miejsca, więc zawodnik z najlepszym czasem wjeżdża na maszynę startową jako pierwszy.
Niestety upadku Tomka nikt nie widział. W tym miejscu nigdy nikomu nic się nie stało. Nikt by nawet nie przypuszczał, że tam należy postawić takiego człowieka z flagą ostrzegawczą. Nigdy nie słyszałem, aby kiedykolwiek ktoś się tam przewrócił. Wszystkie takie miejsca na torze zawsze są zabezpieczane osobami funkcyjnymi, które mają przy sobie żółte chorągiewki. Zadaniem tych osób jest ostrzeganie zawodników. Jeżeli taki człowiek trzyma chorągiewkę w górze, to znaczy, że coś się wydarzyło na trasie i trzeba zachować szczególną ostrożność podczas jazdy. Z kolei jeśli osoba funkcyjna macha flagą, to wtedy już żartów nie ma. Trzeba zwolnić, bo na pewno coś niedobrego się wydarzyło.
Ja trafiłem na Tomka jak on już leżał na dole. Dużo nie brakowało i sam bym w niego wjechał. Zjeżdżałem z górki i próbowałem wyprzedzać jednego chłopaka, mojego kolegę klubowego. W momencie zjeżdżania z górki zauważyliśmy, że ktoś leży. Mój kolega i ja zatrzymaliśmy się. Moja pierwsza myśl była taka, żeby jakoś zabezpieczyć to miejsce, ale nie bardzo było jak. To mogłoby przynieść jeszcze większe niebezpieczeństwo. Trzeba było natychmiast dać informację innym zawodnikom, żeby zwolnili. Pojawił się jednak problem - motocykle nie mają bocznych stópek. Nie było o co oprzeć sprzętu. Nie wiedząc, co zrobić z motocyklem, po prostu położyłem go na ziemi. Krzyknąłem tylko do kolegi: "szybko, pędź po lekarza". Dlatego to wyglądało tak, że ja też w tym uczestniczyłem, a wcale tak nie było.
Tomek leżał w miejscu trochę niewidocznym. Podbiegłem do niego i natychmiast go rozpoznałem, bo z Tomkiem się przyjaźnimy. Zauważyłem, że ma otwarte oczy. Tomek się ruszał. Zdjąłem mu okulary. Wtedy on złapał mnie za rękę i zapytał, co mu się stało. Powiedziałem mu: "Tomek, wywróciłeś się". To było wszystko.

Wypadek Tomasza Golloba poruszył niemal wszystkie polskie media. Zawodnika wspierali w walce o powrót do zdrowia niemal wszyscy, którym był bliski i znany. Na terenie wokół stadiony Narodowego w Warszawie odbył się bieg na 5 km dla Tomasza Golloba. W wydarzeniu wzięli udział między innymi Minister Sportu Witold Bańka, Robert Korzeniowski oraz zawodnicy GKM-u Grudziądz.
Informacja o wypadku i kontuzji Golloba dotarła mi.in. do Tony'ego Rickardssona, który stoczył wiele zaciętych pojedynków z Polakiem w cyklu Speedway Grand Prix. Polscy kibice w szczególności mieli w pamięci sezon 1999, kiedy to Gollob przewodził klasyfikacji generalnej mistrzostw świata, ale doznał poważnej kontuzji palca. Polski żużlowiec zdecydował się wówczas na występ z kontuzją w decydującym turnieju, ale przegrał walkę o złoto właśnie ze Szwedem, z którym w latach 2004-2006 startował też w Unii Tarnów: "Jestem cholernie smutny. To straszne wydarzenie. Mam nadzieję, że Tomasz jest w lepszej sytuacji niż mówią o tym media. Liczę, że z tego wyjdzie".
Całą sytuację komentował też Władysław Gollob, Ojciec Tomka, który słynął zawsze z twardego charakteru i niezwykle chłodnego osądu wielu sytuacji. Tym razem emocje jednak brały górę i było widać jak tragedia syna cisnęła mu łzy do oczu: "Tomasz jest w bardzo trudnej sytuacji zdrowotnej. Szpital i lekarze robią jednak wszystko, żeby było dobrze, żeby sytuację mojego syna poprawić". Z kolei brat Tomka Jacek, pełniący funkcję jeżdżącego trenera w Polonii Bydgoszcz, musiał udać się na zwolnienie lekarskie, bowiem jego stan psychiczny nie pozwalał mu normalnie funkcjonować.
Z kolei Przemysław Pawlicki który otrzymał "dziką kartę" na GP Polski za zgodą PZM, pojawi się na Stadionie Narodowym podczas LOTTO Warsaw FIM SGP of Poland w wyjątkowym kevlarze przygotowanym na wzór kombinezonu Tomasza Golloba, dzięki któremu Tomasz Gollob symbolicznie wziął udział w zawodach. Co więcej, kevlar miał wypisane imię i nazwisko Tomka Goloba oraz promowany przez świat żużlowy hasztag #MistrzJestJeden. Kevlar po zawodach został przekazany do GKM-u Grudziądz, by mógł zostać przekazany na licytację, z której dochód miał wspomóc rehabilitację i powrót do zdrowia polskiego Mistrza Świata.
Zawodnik Stali Gorzów tak skomentował swój gest: "Ten pomysł to spontaniczna decyzja po tym jak dowiedziałem się o "dzikiej karcie" na GP w Warszawie. Sportowo wykorzystam tę okazję najlepiej jak tylko potrafię, jednak chciałem wykorzystać ją również do wsparcia akcji #MistrzJestJeden. Doskonale wiem jak ryzykowny jest sport żużlowy i jak ważna jest w takich momentach pomoc innych. Dziękuję też PZM za wsparcie tej akcji i wyrażenie zgody na realizację mojego pomysłu. Trzymam kciuki za Tomka i życzę mu wytrwałości w dążeniu do 100 proc. sprawności".
Po wypadku kapitana GKM-u Grudziądz klub postanowił zorganizować zbiórkę pieniędzy na leczenie Tomasza Golloba. Udostępnił konto fundacji, na które każdy mógł wpłacić dowolną kwotę, która w całości zostanie przekazana na leczenie mistrza świata.
Ponadto w ramach akcji #MistrzJestJeden działacze klubowi wprowadzili do sprzedaży koszulki oraz smycze z których całkowity dochód został przeznaczony na cele związane z powrotem Tomasza do zdrowia. Akcja przypominała tę, którą prowadzono po tragicznym wypadku Darcy'ego Warda. Australijczyk podobnie jak Gollob w wyniku upadku został częściowo sparaliżowany i walczył o powrót do zdrowia.
Pomad to Polonia Bydgoszcz, klub w którym Tomasz Gollob się wychował, przygotowała dla sportowca wielką niespodziankę! Postanowiła bowiem uhonorować swoją legendę i zapowiedziała, że po powrocie do zdrowia, Gollob zostanie prezesem klubu!

Tydzień po wypadku zaczęły w końcu napływać pozytywne wieści w sprawie zdrowia Tomasza Golloba, który wydawało się, że zaczął akceptować to co go spotkało i za pośrednictwem doktora Cezarego Rybackiego przekazał oświadczenie Polskiej Agencji Prasowej w którym podziękował kibicom, lekarzom, pielęgniarkom, rehabilitantom oraz personelowi pomocniczemu z X Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy oraz Ministerstwu Obrony Narodowej: "Wsparcie kibiców daje mi siłę. Dziękuję za wszelką udzieloną pomoc i każde dobre słowo. To wiele dla mnie znaczy. Jestem tym wzruszony i bardzo serdecznie za to dziękuję. Robię wszystko, żeby zmierzyć się z tą sytuacją i wyjść z tej walki obronną ręką. Wasze wsparcie daje mi siłę.
Szczególne podziękowania kieruję do swojego wieloletniego przyjaciela, doktora Cezarego Rybackiego. Jego wsparcie jest nieocenione. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy zaangażowali się w udzielenie błyskawicznej pomocy po wypadku. Ministerstwu Obrony Narodowej, X Wojskowemu Szpitalowi Klinicznemu z Polikliniką w Bydgoszczy, a szczególnie prof. Markowi Haratowi, dr. n. med. Robertowi Włodarskiemu, pielęgniarkom, rehabilitantom oraz personelowi pomocniczemu.
Jestem sportowcem i nigdy się nie poddaję, wiem jednak, że czeka mnie długa droga. Leczenie i proces rehabilitacji nie będą proste, ale długie i żmudne. Musimy wszyscy uzbroić się w cierpliwość. Trzymajcie kciuki".

Poszkodowany zawodnik zaskakiwał jednak nie tylko pozytywnym nastawieniem do sytuacji w jakiej się znalazł. Na jego miejscy większość ludzi zapewne kompletnie by się załamała. Ale nie Gollob. Wiele razy pokazywał na torze, że jest twardzielem, teraz udowadnia to na łóżku szpitalnym. Początkowo zawodnik leżał w oddzielnej sali, do której dostęp mieli tylko lekarze, jednak żużlowiec zażyczył sobie, aby przebywał na sali wraz z innymi pacjentami, bowiem wolał być między ludźmi, którym pomagał w sferze mentalne w walce z ich chorobami. Sąsiadowi z sali, zmagającemu się ze śmiertelnym nowotworem, cały czas powtarzał, że musi walczyć, żeby się nie poddawał. W szpitalu mówiono nawet, że nie potrzeba psychologa, bo Gollob wykonuje tę pracę doskonale. Gry poproszono go o spełnienie marzenia chorego siedmioletniego Michała, Tomasz Gollob nie zastanawiał się ani chwili, bowiem wiedział jak bardzo ważne jest wsparcie w trudnych momentach, i z miejsca zgodził się na spotkanie. Mama Michała podkreśla, że zainteresowanie jej syna żużlem nie wzięło się znikąd: "Bardzo często przebywamy na oddziale onkologicznym bydgoskiego szpitala im. Jurasza. Tam z dziesiątego piętra jest wspaniały widok na stadion Polonii, gdzie swoją karierę zaczynał Gollob. To go zaintrygowało i zaciekawiło". Przed spotkaniem z mistrzem i legendą polskiego żużla Michał widział Golloba jedynie na zdjęciach w internecie. Po spotkaniu mama 7-latka porównywała sytuację żużlowca i swojego syna: "Pan Tomasz ma w sobie wolę walki, podobnie jak mój syn, który od 2015 roku walczy o swoje życie. To zderzenie dwóch światów, które w takiej sytuacji mogą się wzajemnie dopingować. Takich dwóch fighterów musiało się zobaczyć".
Co więcej Tomasz gdy tylko mógł wziąć w dłoń długopis zaczął rozpisywać najbliższe przedsięwzięcia zdrowotne, a także związane z pracą. Przejął kontrolę nad biznesami, wydawał polecenia pracownikom, sprawdzał, czy ktoś czegoś nie zawalił w czasie jego niedyspozycji. Kreował mnóstwo planów, w których chciał m.in. założyć team żużlowy złożony z trzech klasowych zawodników. Rozmyślał nad zarządzeniem Polonią Bydgoszcz, w której miał przejąć pełnię władzy.

W cieniu leczenia toczyło się jednak postępowanie prokuratorskie, w ramach którego poszkodowany zawodnik został przesłuchany. O wszystkim opowiedział w bydgoskim szpitalu prokuratorowi, który prowadził śledztwo w sprawie jego wypadku. Z jego wyjaśnień jasno wynikało, że nie miał do nikogo pretensji o swój wypadek. Pokrzywdzony wskazał, że motocykle przed zawodami przygotowuje praktycznie sam, polega w tej mierze głównie na sobie, a zawody i miejsce ich odbywania były przygotowane w pełni profesjonalne. Ponadto zawodnik jasno zadeklarował, że nie jest zwolennikiem śledztwa w sprawie swojego wypadku. To jednak musiał rozpocząć się z urzędu i musiały zostać przesłuchane kolejne osoby. Ostatecznie prokuratura w całym zdarzeniu, nie dopatrzyła się udziału osób trzecich. Organy śledcze uznały, że ze strony organizatora zawodów, jakim był miejscowy klub motocrossowy, także nie doszło do zaniechań. Prawidłowo przygotowany był też sprzęt polskiego żużlowca. Zdarzenie zakwalifikowano więc jako nieszczęśliwy wypadek, a całe postępowanie umorzono..

Najważniejszy był jednak stan zdrowia zawodnika, który poprawiał się można powiedzieć w błyskawicznym tempie. Po trzech tygodniach od nieszczęśliwego zdarzenia sportowiec odzyskał tzw. czucie głębokie. Nie ruszał jeszcze co prawda nogami, ale czuł ich położenie. To był pierwszy sygnał, że wraca funkcja rdzenia kręgowego. Nie przesądzało to jeszcze, że pojawi się ruch, ale dawało nadzieję, że takie możliwości się pojawią, bowiem jeśli miałby się pojawić ruch dowolny, to czucie głębokie wracało jako pierwsze. Tak szybkie postępy w rehabilitacji wzbudzały zdziwienie u lekarzy, bowiem o bok czucia pojawiło się się napięcie mięśniowe, co ułatwiało mu przyjęcie pozycji siedzącej, dzięki czemu Tomasz mógł być pionizowany i spędzić kilka godzin na wózku inwalidzkim. Wielkie wrażenie robi też zapał, z jakim Gollob zabrał się do pracy nad własny zdrowiem. W ósmym tygoniu lekarze zdecydowali się wypróbować egzoszkielet (specjalna konstrukcja, którą mocuje się na zewnątrz ciała pacjenta, której celem wzmocnienie siły mięśni). Po zamontowaniu urządzenia żużlowiec niemal z miejsca zrobił pierwszy krok, przy pomocy balkonika i we współpracy z fizjoterapeutą, który obsługiwał sprzęt. Kibice gdy usłyszeli o tym fakcie dowcipkowali, żeby lekarze dali Tomkowi skrzynkę narzędziową, a ten wykona taki tuning egzoszkieletu, że lekarze za nim nie zdążą. Prawda była jednak taka, że przed zawodnikiem była jeszcze długa droga do pełnej sprawności, bowiem jego stan choć ulegał szybkiej poprawie, to neurologicznie specjalnie się nie zmieniał. Widoczne efekty leczenia były spowodowane wielką dyscypliną zawodnika, który przecież przyzwyczajony był do ciężkich treningów. Niestety regeneracja rdzenia kręgowego, który został częściowo przerwany wymagała czasu i Mistrz Świata musiał w tym przypadku uzbroić się w cierpliwość. Obiecujące było jednak to, że kolejny etap rehabilitacji umożliwiał wykonywanie ruchu wstawania i siadania na krześle oraz wykonywanie chodu w sposób prawie naturalny, z prawidłowym przenoszeniem obciążenia między kończynami, a to z kolei dawało Tomkowi większą samodzielność w walce o powrót do pełnej sprawności.

Leczenie Tomasza Golloba było jednak niezwykle kosztowne i pochłaniało około 30.000 zł miesięcznie. Dostrzegły to polskie władze z Premier rządu Beatą Szydło na czele, która przyznała zasłużonemu zawodnikowi rentę specjalną w wysokości 4 tys. zł miesięcznie. Kwota ta co prawda nie pokrywała kosztów leczenia, ale aby stanąć na nogi polski mistrz świat potrzebował każdych pieniędzy na opłacenie leków, rehabilitantów czy Egzoszkieletu, który kosztował 400 tysięcy. Na szczęście fundacja PZM, zebrała 146 tysięcy, a Andrzej Witkowski, honorowy prezes związku, zapowiadał, że to nie był koniec wsparcia dla Tomasza: "Zamierzam zwrócić się do wielkich koncernów, które w trakcie kariery wspierały Golloba. Konkretną pomoc obiecał też prezes Boniek. Musimy działać teraz, bo za kilka lat już nikt nie będzie pamiętał o sprawie i ciężko będzie zebrać jakieś większe środki. A leczenie kosztuje. Gdyby Tomasz zdecydował się na eksperymentalne leczenie bądź też zechciał wyjechać do zagranicznej kliniki, to nasza fundacja będzie mogła mu pomóc. Chodzi też o to, by zrobić wszystko, by był między ludźmi. 12 maja robimy Grand Prix na Stadionie Narodowym w Warszawie. To będzie czwarty turniej w stolicy. Chcę, żeby to były zawody, które zrobimy dla Golloba. Zrobię wszystko, żeby Tomasz przyjechał i usiadł na wózku w loży prezydenckiej".

Działania te szybko przyniosły pierwsze rezultaty wsparcia dla Tomasza, bowiem, działacze grudziądzcy we współpracy z miastem Grudziądz zorganizowali leczenie w Chinach, gdzie poszkodowany zawodnik miał przebywać dwa miesiące, a później leczenie miało być kontynuowane w Grudziądzu. Do Chin zawodnik wyleciał z końcem stycznia 2018, ale nie było to łatwa podróż bowiem Tomasz miał potworne bóle. Na miejscu w miejscowości Nanning trafił on jednak w ręce najwybitniejszych lekarzy z tego rejonu Chin, którzy uważali, że leczenie chirurgiczne jest wykluczone i należy podjąć rehabilitację przy użyciu chińskich ziół i akupunktury czyli ukłucia ciała w określoną jego część aby pobudzić impuls nerwowy oraz ukoić ból, aby odstawić choć część leków które zawodnik zażywał. Na pierwsze efekty trzeba było jednak poczekać, ale Gollob miał tego świadomość i sam prosił o handelki do ćwiczeń i cały czas chciał coś robić.
Zainteresowanie całą akcją w Chinach było ogromne. Dzięki temu swój przyjazd do Nanning ogłosili specjaliści z Pekinu i Szanghaju, którzy też chcieli pomóc Polakowi. Jednak po dwóch miesiącach leczenia w Nanning, pacjent musiał wrócić do kraju, ale podążyli za nim chińscy lekarze, którzy w grudziądzkim szpitalu na powstającym oddziale kliniki leczenia bólu, zajęli się dalszym rehabilitowaniem polskiego Mistrza.

Każdy kibic może również w tym momencie wspomóc leczenie Tomasza Golloba dokonując wpłaty na konto

Niestety po chińska medycyna nie przyniosła spodziewanych efektów, a nawet nieco pogorszyła stan zdrowia Mistrza i po osiemnastu miesiącach od wypadu Tomasz Gollob musiał przerwać rehabilitację, bowiem przerażający ból porównywalny do porażenia elektrycznego i ciągle infekcje nie dawały cierpiącemu zawodnikowi nawet chwili wytchnienia, a Marek Harat, lekarz opiekujący się zawodnikiem niezbyt optymistycznie wypowiadał się na temat postępów zdrowotnych swojego pacjenta: "Bardzo chciałbym mieć dobre wiadomości, ale na razie sytuacja nie jest optymistyczna. Jeśli chodzi o problemy z opanowaniem bólu, to przypadek Tomasza Golloba jest jednym z najtrudniejszych z jakim się zetknąłem. Zawodnik ma zapewnione leczenie na najwyższym światowym poziomie, ale efektów wciąż nie ma. Stan w jakim jest Tomek jest trudny, a tak źle nie było z nim od momentu opuszczenia oddziału intensywnej terapii. Obecnie cierpi tak mocno, że niemożliwe jest już kontynuowanie rehabilitacji, która miała mu pomóc zmniejszyć najbardziej uciążliwe objawy. Jakby tego było mało, w ostatnim czasie zawodnik przeszedł dwie operacje. Pierwsza z nich polegała na usunięciu woreczka żółciowego, druga – znacznie poważniejsza – na zaimplantowaniu w okolice kręgosłupa specjalnego stymulatora mającego pomóc w walce z bólem. Niestety, mimo iż od zabiegu minęło już kilka tygodni, nie udało się zaobserwować nawet najmniejszej poprawy. Bóle neuropatyczne, które tak mocno dają się we znaki byłemu żużlowcowi występują maksymalnie u siedmiu procent pacjentów z uszkodzonym rdzeniem. Są jednak tak mocne, że często porównuje się je do porażenia elektrycznego, ale medycyna wciąż nie zna odpowiedzi co jest ich przyczyną. Bóle występują samoistnie, ale także mogą być wywołane pojawieniem się nawet najmniejszych bodźców jak kontakt skóry z ubraniem czy wjechanie wózkiem w najmniejszą nierówność. Dodatkowo problem polega na tym, że bóle neuropatyczne są tak silne, że tradycyjne leki przeciwbólowe nie są w stanie ich opanować. Pacjentom podaje się więc leki z grupy przeciwpadaczkowych. Problem w tym, że części z nich Tomasz nie toleruje i bardzo źle się po nich czuje".

Lekarze nie mieli jednak wyboru i cały czas próbowali pomóc pacjentowi choć trochę opanować ból, tak by mógł spać i przetrwać kolejne dni. Mimo kiepskiej sytuacji nie było pomysłów, by Gollob znów spróbował jednej z eksperymentalnych metod. Po złych doświadczeniach z Chin, lekarze doszli do wniosku, że kolejne próby mogą tylko pogorszyć sytuację. Zawodnikowi pozostawało więc czekać i mieć nadzieję na poprawę stanu zdrowia, choć było widać u niego mniej siły na walkę. Tomasz coraz częściej zaczął odstawiać wózek inwalidzki, a większość czasu zaczął spędzać w łóżku. Ogromnym kłopotem zaczęły być także nawracające niemal w każdym tygodniu infekcje. Jego organizm osłabł do tego stopnia, że każda zmiana warunków powodowała wysoką gorączkę. Ostatni raz publicznie Gollob pojawił się 7 października na stadionie Polonii, gdzie z myślą o nim odbywał się turniej charytatywny. Zawodnik spędził na stadionie około pół godziny, a mimo to wyjazd przypłacił zapaleniem oskrzeli. Nic więc dziwnego, że od tego czasu zaczął unika gości, a z domu wyjeżdża tylko co jakiś czas do szpitala na kontrolę i podanie kolejnej dawki mocnych leków.

W grudniu 2018 roku pojawiła się szansa na kolejną operację tym razem w Szwajcarii i zawodnik chciał z niej skorzystać: "Chciałbym tego spróbować, bo taką rzecz czasami robi się tylko raz w życiu. Życzycie mi wszyscy powrotu do zdrowia, a ja nie chciałbym, aby te życzenia zmieniły się w pył". Ostatecznie Tome zdecydował się na operację i jako czwarty na liście miał wyjechać do Szwajcarii w kwietniu lub maju. Zanim jednak to nastąpiło, został dyrektorem sportowym odradzającej się Polonii Bydgoszcz, a w odbudowie "dawnej Polonii", byłemu zawodnikowi, miał pomóc były piłkarz, Prezes PZPN, prywatnie przyjaciel Tomka Golloba, Zbigniew Boniek.

Nie ustawały jednak akcje charytatywne i licytacje w których kibice i fani talentu Mistrza zbierali pieniądze na Jego leczenie. Jedną z takich akcji była licytacja pamiątkowego numizmatu z podobizną Tomka. Producentem monety była Mennica Sudecka, a wyprodukowano ją w ilości blisko 10.000 egzemplarzy. Ta niewielka ilość swoistej pamiątki, powodowała że był to unikat, który na awersie przedstawiał samego zawodnika. Z kolei na rewersie umieszczona jest sylwetka żużlowca na motocyklu, a także wymienione zostały najważniejsze osiągnięcia sportowe. Numizmat zamknięty został w kapsule ochronnej i dołączono do niego niego kartę z autografem, oraz krótkim opisem kariery Tomasza Golloba.

W sierpniu roku 2020, ciągle będący pod opieką lekarzy Tomasz Gollob zadebiutował w roli komentatora podczas Grand Prix Czech w Pradze i stworzył ciekawy duet z Tomaszem Dryłą. Ten pierwszy imponował spokojem i fachową wiedzą, a drugi jak zwykle znakomicie budował atmosferę i nakręcał emocje. Nic więc dziwnego, że fani chcieli więcej komentatora Golloba. Gollob w Pradze wiele razy rzucał celnymi spostrzeżeniami. Podczas powtarzanego trzykrotnie półfinału z udziałem Bartosza Zmarzlika zwrócił uwagę, jak ważną rolę w takim przypadku odgrywa rozgrzane sprzęgło. Poza tym przy okazji wywiadów zadawał pytania zawodnikom. Ponadto do historii na pewno przejdzie moment, kiedy w trakcie transmisji Gollob otrzymał smsa od Bartosza Zmarzlika. Wychowanek Stali Gorzów postanowił poradzić się swojego mentora, które pole startowe powinien wybrać przed jednym z kluczowych biegów.
Z kolei we wrześniu przed meczem Polska - Rosja odbyło się uroczyste powiększenie Galerii Sław Żużlowej Reprezentacji Polski. Znalazła się legenda polskiego żużla, Indywidualny Mistrz Świata, Mistrz Tomasz Gollob. Gollob był dziesiątym zawodnikiem wprowadzonym do reprezentacyjnej Galerii Sław, projektu zapoczątkowanego kilka lat temu przez Polski Związek Motorowy oraz promotora Żużlowej Reprezentacji Polski, firmę One Sport. Organizatorom zależało na tym, by mistrz świata sprzed dziesięciu lat trafił do tego panteonu właśnie na rodzimym stadionie w Bydgoszczy. Ceremonia rozpoczęła się od rundy honorowej, podczas której Gollob pozdrowił zgromadzoną na stadionie publiczność oraz zawodników obu reprezentacji ustawionych szpalerem w oczekiwaniu na mistrza. Następnie podziękowania na ręce mistrza złożyli: prezes PZM Michał Sikora, Europoseł i patron żużla Ryszard Czarnecki oraz prezydent Bydgoszczy, Rafał Bruski. W trakcie ceremonii szef PZM tymi słowami zwrócił się do Tomasza Golloba: Powiedzieć, ze Gollob był wybitnym zawodnikiem, to jak nie powiedzieć nic. Dzięki jemu błyskowi, drygowi do tego sportu, Polska zakochała się w żużlu. To właśnie Tomek położył podwaliny do rozwoju sportu żużlowego w Polsce. Tomku, dziękujemy za wszystko!
Najbardziej utytułowany polski żużlowiec nie krył wzruszenia po tych słowach, ale jego odpowiedź brzmiała pewnie jak słynne ataki po orbicie na bydgoskim torze: "Co mogę powiedzieć w tak pięknym dniu? Dziękuję za wsparcie i za wyróżnienie, które otrzymałem. To wielkie wyróżnienie dla takiego człowieka jak ja. Cieszę się, że nasz sport jest ponad podziałami politycznymi. Mam nadzieję, że stadion w Bydgoszczy będzie piękniał z dnia na dzień. Chciałbym namówić do szybkiej budowy pięknego stadionu w Lublinie. To, że jestem na emeryturze sportowej, nie oznacza, że żużel nie będzie dalej się wspiąć na wyżyny. Kiedy widzę was na stadionach, czuję chęć, by walczyć. Dziękuję".
Niestety rok 2020 nie był łatwym rokiem z uwagi na światową pandemię Covid19, która "dopadła" również ciągle przechodzącego rehabilitację zawodnika. Indywidualny mistrz świata z 2010 roku pozostawał co prawda w dobrym kontakcie z otoczeniem, jednak zmagał się z wysoką gorączką. Wynik testu rozwiał wszelkie wątpliwości, bowiem potwierdził zakażenie koronawirusem. Informacja o dodatnim wyniku testu byłaby fatalna, biorąc pod uwagę dodatkowe problemy ze zdrowiem "Chudego". Nic więc dziwnego, że wszyscy trzymali kciuki i składali modlitwy za zdrowie zawodnika, który ostatecznie pokonał kolejną przeciwność losu i mówił: "Wydawało mi się, że to niemożliwe bym zachorował, bo żyłem w sterylnych warunkach i rzadko spotykałem się z innymi osobami. A jednak. Koronawirus dopadł także mnie. Myślałem, że o bólu wiem wszystko, ale teraz jest straszliwy, czegoś takiego nie przeżyłem, mimo że zmagam się z nim od 3,5 roku. To naprawdę trudno opisać, to jest koszmar. Dobrze, że nie miałem większych problemów z oddychaniem, ale wysoka temperatura, bóle klatki piersiowej, krótszy oddech, a najgorsze, że nie wiedziałem, kiedy to wszystko się skończy. Koronawirus to coś potwornego. Boleśnie odczułem na własnej skórze to, co słyszałem z opowieści osób, które go przeszły".

Osiągnięcia

DMP

1988/3; 1990/3; 1992/1; 1993/2; 1995/3; 1997/1; 1998/1; 2000/1; 2001/3; 2002/1; 2003/3; 2004/1; 2005/1; 2011/3; 2012/2; 2013/2

MDMP

1988/2; 1992/2
DPP
IMP 1989/3; 1990/3; 1991/4; 1992/1; 1993/1; 1994/1; 1995/1; 1996/4; 1997/3; 1998/2; 1999/2; 2001/1; 2002/1; 2003/2; 2004/6; 2005/2; 2006/1; 2007/2; 2008/4; 2009/1
MIMP 1989/3; 1990/1; 1991/1; 1992/1
MPPK 1990/1; 1991/1; 1992/2; 1993/1; 1994/1; 1995/1; 1996/1; 1997/1; 1998/2; 1999/1; 2000/1; 2001/2; 2003/4; 2004/2; 2007/1
MMPPK 1989/1; 1991/4
ZK 1992/1; 1994/1; 1995/1; 1996/2; 1997/1; 1999/15; 2000/1; 2002/1; 2006/1
SK 1989/2; 1990/1; 1991/12; 1992/1
BK 1988/12; 1989/3
IMŚ 1993/7; 1994/16
IMŚ GP 1995/9; 1996/12; 1997/3; 1998/3; 1999/2; 2000/7; 2001/3; 2002/7; 2003/6; 2004/6; 2005/7; 2006/8; 2007/4; 2008/3; 2009/2; 2010/1; 2011/5; 2012/4; 2013/9; 2015/23DK
IMŚJ 1992/5
IME 2013/7; 2014/9; 2015/13
IPE 1993/1
MŚP 1993/1
DMŚ 1994/2; 1995/6; 1996/1; 1997/2; 1998/4
DPŚ 2001/2; 2002/4; 2003/4; 2004/4; 2005/1; 2007/1; 2008/2; 2009/1; 2010/1; 2011/1
KPE 1998/1 (rep. Bydgoszcz); 1999/1 (rep. Bydgoszcz); 1 (rep. Bydgoszcz); 20061 (rep. Tarnów);

Kluby w lidze polskiej
1988 1989 1990-
-2003
2004
-2007
2008_
-2012
2013-
-2014
2015-
-2016

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon mecze biegi punkty bonusy Średnia
biegowa
Miejsce w
ligowym rankingu
2013 21 117 239 13 2,154 9
2014 14 58 92 9 1,741 29
po rundzie zasadniczej

Średnie biegowe Tomasza Golloba w lidze polskiej na przestrzeni lat
1988 Bydgoszcz 1,417
1989 Gdańsk    2,127
1990 Bydgoszcz 2,486
1991 Bydgoszcz 2,268
1992 Bydgoszcz 2,630
1993 Bydgoszcz 2,713
1994 Bydgoszcz 2,604
1995 Bydgoszcz 2,684
1996 Bydgoszcz 2,714
1997 Bydgoszcz 2,748
1998 Bydgoszcz 2,816 najwyższa średnia
1999 Bydgoszcz 2,762
2000 Bydgoszcz 2,766
2001 Bydgoszcz 2,573
2002 Bydgoszcz 2,440
2003 Bydgoszcz 2,534
2004 Tarnów    2,465
2005 Tarnów    2,440
2006 Tarnów    2,293
2007 Tarnów    2,310
2008 Gorzów    2,390
2009 Gorzów    2,244
2010 Gorzów    2,675 rok mistrzowski
2011 Gorzów    2,417
2012 Gorzów    1,814
2013 Toruń     2,154
2014 Toruń     1,741
2015 Grudziądz 1,611
2016 Grudziądz 1,816

Biografia powstała
na podstawie tekstów zamieszczonych w:

Gazecie Wyborczej
Toruńskim Dzienniku Nowości
Wikipedii

www.nicesport.pl

www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl

       

   

Zdjęcia zostały nabyte
na stadionowym stoisku z pamiątkami

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt