FRICKE Max
Australia


Urodzony 29 marca 1996, mieszka w Mansfield w stanie Victoria

W Australii bardziej popularne jest australijskie rugby czy też krykiet, jednak Max od zawsze uwielbiał motocykle i sportowych sił próbował tylko w motoryzacji, choć miał też do czynienia z kolarstwem i jazdą na nartach.

Mottem zawodnika jest zdanie, które wypowiedział Ricky Bobby - Jeśli nie jesteś pierwszy, jesteś ostatni - zgodnie z tym powiedzeniem, Maxa zadowala tylko jazda na maxa i pierwsza pozycja na mecie.

Zawodnik tak mówi o swoich żużlowych umiejętnościach u progu kariery: moim największym atutem w żużlu jest to, że potrafię się skupić na tym co robię i jestem zawsze zdeterminowany, aby zwyciężać. Niestety najgorsze w moim wykonaniu są starty. Jako miniżużlowiec wyjścia spod taśmy były jednak jednymi z moich najsilniejszych punktów, więc teraz ostro pracuję nad techniką startu i bardzo chce poprawić ten element. Jeśli to opanuję, to z pewnością poprawi to moją pewność siebie na torze, a dobre starty przydają się zawsze.

Jego ojciec ścigał się na motocrossie i syn poszedł w wieki sześciu lat w ślady ojca, kiedy trafił do Goulburn Valley Motorcycle Club w Shepparton. Regularne starty pozwoliły mu lata przez rozwijać talent by zdominować swoją grupę wiekową i szukając nowych wyzwań w wieku 9 lat postanowił zasmakować speedwaya. Latem 2005 roku wspólnie z kolegą, zdobył wymagane licencje do uprawniające go do startów w miniżużlu i choć na początku ścigał się również w rozgrywkach motocrossowych, to w wieku 15 lat, skupił się już wyłącznie na speedwayu. Co dziwne zanim Max nie zetknął się z "jazdą w lewo", nie miał okazji poznać współczesnych gwiazd Australijskiego żużla Jasona Crumpa, Leigh Adamsa czy Todda Wiltshira.
Rodzina Maxa pochodzi ze wschodnich stanów Australii, dlatego zawodnik na przełomie roku 2010/2011 rozpoczął podróże po kraju, aby startować w coraz bardziej wymagających turniejach, które pozwoliły mu doskonalić swoje umiejętności. Żużlowe postępy młodego zawodnika były na tyle spektakularne, że zostało to zauważone przez australijską federację motocyklową i otrzymał powołanie do rywalizacji z młodzieżowych mistrzostwach Australii - Youth Gold Trophy. Do turnieju pomógł mu przygotować się Duńczyk, Kristian Lunda z firmy KL Support u którego mieszkał i startował na duńskich torach w klasie motocykli o pojemności do 80 ccm.

Starty w Young Gold Trophy zostały dostrzeżone w Polsce przez Sławomira Kryjoma, który złożył zawodnikowi propozycję podpisania w przyszłości kontraktu z klubem toruńskim. Zawodnik chciał jednak najpierw spróbować sowich sił w słabszej lidze i skupił swoją uwagę na Wielkiej Brytanii podnosząc swoje umiejętności i rozwijając bazę sprzętową. Było to niezbędne, aby móc zacząć się uczyć torów w Polsce. Chętnych na usługi utalentowanego zawodnika na wyspach nie brakowało i w grudniu 2012 kontrakt Max podpisał kontrakt z Angielskim zespołem Edynburg Monarchy, by w roku 2013 zdobywać punkty w pierwszej lidze dla swojego brytyjskiego zespołu. Średnia 5 pkt na mecz była jak na debiutanta zadowalająca, ale dla zawodnika cenniejsze było zbieranie doświadczenie na trudnych techniczne torach i jak największa liczba startów.

Zanim jednak Max przejechał pierwsze ligowe okrążenie na europejskich torach rywalizował w swojej ojczyźnie. W styczniu 2013 roku, wywalczył w Kurri Kurri tytuł młodzieżowego mistrza Australii, który obronił w roku następnym, stając się tym samym najmłodszym zwycięzcą tego turnieju, odbierając ten przywilej Leigh Adamsowi (1988). Oto jak zawodnik komentował swój pierwszy poważny sukces w speedwayu: to mój jeden z największych sukcesów. Jak dotąd udało mi się wygrać trochę zawodów w miniżużlu, ale tam jest o nie dużo łatwiej. Mogę więc powiedzieć, że to mój największy sukces od kiedy regularnie ścigam się na dużym torze, czyli od października. Przyznam szczerze, że moim celem był awans do półfinału tych zawodów, bowiem w zawodach uczestniczyło wielu bardzo dobrych i dużo bardziej doświadczonych ode mnie zawodników. Ja wyjeżdżałem na tor żeby wygrać w biegu i cieszę się, że wszystko potoczyło się po mojej myśli. Szybko złapałem, że kluczem do zwycięstwa było wyjście spod taśmy, jednak ten element mi zbytnio nie wychodził, a zwłaszcza nie wyszedł mi w finale, jednak zdecydowałem się atakować po wewnętrznej, mimo że zewnętrzna część toru była przez całe zawody zdecydowanie lepsza, dzięki czemu minąłem rywali. Pojechałem agresywnie i udało mi się wyjść na prowadzenie w wyścigu, którego nie oddałem do mety.
   
Wyniki MIM Australii,
w których Max wywalczył pierwszy tytuł MIM Australii:

1. Max Fricke - 12 (1,2,3,3,3) + 1 miejsce w finale A
2. Taylor Poole - 13 (2,3,2,3,3) + 2 miejsce w finale A
3. Justin Sedgmen - 12 (3,2,3,1,3) + 3 miejsce w finale A
4. Alex Davies - 9 (0,3,2,2,2) + 4 miejsce w finale A
5. Nick Morris - 11 (2,3,3,3,w) + 2 miejsce w finale B
6. Cameron Heeps - 8 (3,0,3,1,1) + 3 miejsce w finale B
7. Tyson Nelson - 8 (3,1,2,2,0) + 4 miejsce w finale B
8. Mason Campton - 8 (3,1,1,1,2)
9. Jake Allen - 7 (2,2,0,0,3)
10. Todd Kurtz - 7 (1,2,0,3,1)
11. Jack Holder - 7 (1,1,2,2,1)
12. Brady Kurtz - 7 (2,1,d,2,2)
13. Tyson Snow - 6 (0,3,1,0,2)
14. Robert Medson - 3 (1,0,1,0,1)
15. Hayden Bond - 2 (0,0,0,1,1)
16. Ryan Douglas - 1 (0,w,1,u,0)
17. Bryce Johnson - NS
Bieg po biegu:
1. Heeps, Poole, T kurtz, Bond
2. Nelson, Allen, Holder, Davies
3. Sedgmen, Morris, Fricke, Snow
4. Campton, B Kurtz, Medson, Douglas
5. Morris, Allen, Campton, Heeps
6. Poole, Sedgmen, Nelson, Medson
7. Snow, T Kurtz, Holder, Douglas (w)
8. Davies, Fricke, B Kurtz, Bond
9. Heeps, Nelson, Snow B Kurtz (d)
10. Fricke, Poole, Douglas, Allen
11. Morris, Davies, Medson, T Kurtz
12. Sedgmen, Holder, Campton, Bond
13. Fricke, Holder, Heeps, Medson
14. Poole, Davies, Campton, Snow
15. T Kurtz, B Kurtz, Sedgmen, Allen
16. Morris, Nelson, Bond, Douglas (u)
17. Sedgmen,Davies, Heeps, Douglas
18. Poole, B Kurtz, Holder, Morris (w/u)
19. Fricke, Campton T Kurtz, Nelson
20. Allen, Snow, Medson, Bond

Finał B:
21. Davies, Morris, Heeps, Nelson

Finał:
22. Fricke, Poole, Sedgmen, Davies

Ponadto wspólnie z bratem mistrza świata Chrisa Holdera – Jackiem wywalczył tytuł najlepszej pary na kontynencie Australijskim.
     Wyniki turnieju par:
          1. Max Fricke - 13+3 (3,2,2,2,3,1) 23 pkt
              Jack Holder - 10 (1,3,1,1,2,2)
          2. Taylor Poole - 14+u (2,2,3,3,1,3) 23
              Brady Kurtz - 9 (0,1,2,2,2,2)
          3. Chris Holder - 18 (3,3,3,3,3,3) 18
              Brad Tillet - 0 (u,u,0,0,u,ns)
          4. Dakota North - 14 (u,3,3,3,2,3) 17
              Hunter Anderson - 3 (u,d,0,2,1,0)
          5. Jake Anderson - 11 (u,3,2,3,2,1) 15
              Bob Stoneham - 4 (3,0,1,0,0,0)
          6. Joey Ringwood - 5 (1,1,2,,u,ns,1) 14
              Robert Medson - 9 (2,2,1,1,1,2)
          7. Tyron Proctor - 6 (d,d,ns,ns,3,3) 12
              Sean Peterson - 6 (2,1,1,1,1,ns)

Przed sezonem AD 2014 trafił po raz pierwszy do Polski i związał się dwuletnim kontraktem z Unibaxem Toruń. Działacze toruńscy co prawda mieli skompletowany skład na pozycjach seniorskich, ale szukali ewentualnych zmienników na wypadek kontuzji, którymi zespół z miasta Kopernika, został obdarzony w sezonie 2013 nad wyraz obficie. O kontrakcie młodego Kangura, tak wypowiadał się dyrektor sportowy Unibaxu - Sławomir Kryjom - W 2011 roku poznałem jego rodziców. Gdy pierwszy raz zobaczyłem go na torze, to od razu mi się sylwetką i stylem jazdy skojarzył z Leigh Adamsem. Okazało się, że to nie przypadek. Max pochodzi z Mildury, jak Adams i właśnie były as Unii Leszno dużo mu pomaga. Max ma niewielkie oczekiwania, chce się uczyć żużla, będzie czekał na swoją szansę. Kontraktem tym chcieliśmy też zabezpieczyć się na wypadek kontuzji i jeśli będzie konieczność, to nie zawaham się wstawić go do składu.
Zawodnik również skomentował swój nowy kontrakt: Unibax Toruń to najlepszy klub na świecie i wspaniale, że dostałem swoją szansę na jazdę tutaj. Występy w tej drużynie to bezwzględnie mój największy cel. Jeśli tylko będzie taka możliwość, zawsze chętnie pojadę do Torunia, aby potrenować. Jeśli byłaby możliwość występów w jakichś imprezach młodzieżowych, tego typu turnieje stałyby bardzo wysoko na liście moich priorytetów. Fakt, że w zespole jeżdżą dwaj znakomitej klasy Australijczycy sprawia, że perspektywa jazdy w toruńskim klubie jeszcze bardziej mnie pociąga. Znam zarówno Darcyego, jak i Chrisa. To dla mnie znakomici, bardzo pomocni kumple. Poza Australijczykami osobiście nie znam żadnego z zawodników występujących w Unibaxie.

Sezon 2014 "młody Kangur" rozpoczął wyśmienicie. Najpierw w seniorskiej rywalizacji indywidualnych mistrzostw Australii został sklasyfikowany na ósmej pozycji (zawody wygrał powracający po kontuzji Chris Holder), by dwa tygodnie później powtórzyć wyczyn sprzed roku i ponownie został Młodzieżowym Indywidualnym Mistrzem Australii. Max mógł mówić o wielkim szczęściu, bowiem Nick Morris, który kompletem punktów wygrał turniej zasadniczy, ale w biegu finałowym tuż przed metą zanotował upadek i w konsekwencji ukończył turniej na czwartej pozycji. Szczęście jednak sprzyja lepszym i w ten sposób Max zapisał na swoim koncie obrone mistrzowskiego tytułu.
Gdyby młody kangur otrzymał szansę na straty w polskiej lidze, ze swoimi starszymi utytułowanymi kolegami z Antypodów Chrisem Holderem i Darcy Wardem, toruński zespół byłby najbardziej Australijskim teamem w polskiej ekstralidze! Niestety ligowe starty nad wisłą Max musiał odłożyć na kolejny sezon, dlatego na ocenę tego zawodnika przyjdzie zapewne jeszcze czas. Co prawda działacze mogli skorzystać z jego usług, bowiem kontuzje nie oszczędzały zawodników z podstawowego składu, ale  konsekwentnie stawiano na Kułakowa, który posiadał toruńskie zaplecze sponsorskie i startował na silnikach przygotowanych przez klub. Wbrew pozorom Fricke nie był jednak tak daleko od składu, jak niektórym się wydawało, ale Rosjanin miał nad nim tę przewagę, że od dwóch lat startował w Polsce.
Niemniej zakontraktowanie tych dwóch jeźdźców było dla klubu ruchem skautingowym i inwestycją w przyszłość.

Niestety w roku 2015 wraz ze zmianą właściciela toruńskiego klubu sprawy kadrowe potoczyły się dla Maxa tak, że menadżerowie dostrzegali potencjał zawodnika, ale postanowili wypożyczyć go do do Rybnika, gdzie miał walczyć o miejsce w składzie. A Jacek Gajewski tak komentował tę decyzję: Fricke ma spory potencjał i może dzięki występom w Rybniku zrobić duży progres. Traktuję go jako zawodnika, który może iść do przodu. Czas pokaże, czy tak się stanie. Do żadnych tematów nie mam zwyczaju podchodzić jednak na siłę. Przejedzie ten sezon i w październiku czy w listopadzie będziemy podejmować decyzje, kto z naszych zawodników zostaje w Toruniu, kto zmienia barwy, a kto przychodzi z zewnątrz. Nasz klub pod względem sportowym został zbudowany na jeden rok.
Max w Rybniku spisał się znakomicie. Pierwszy sezon w polskiej pierwszej lidze zakończył na 15 miejscu najskuteczniejszych jeźdźców ze średnią 1,909. I po sezonie wielu kibiców zastanawiało się co by było gdyby młody Kangur był naturalnym zmiennikiem dla trójki toruńskich obcokrajowców. Niestety odpowiedzi na to pytanie kibice nie uzyskali również w kolejnym roku, bowiem po sezonie 2015, gdy w Toruniu zakontraktowano Grega Hancocka i Martina Vaculika młody Kangur nie miał żadnych szans na miejsce w składzie Aniołów. Dlatego podjął rozmowy z innymi klubami. Ostatecznie trafił ponownie do Rybnika, który awansował w szeregi ekstraligowców. Wielu ekspertów uznało, że młodemu zawodnikowi ciężko będzie uzyskać podobną średnią biegową jak w sezonie 2015, ale to właśnie młodość była sporym atutem dla debiutującego w ekstralidze Australijczyka, który bardzo szybko się uczy i być może nie będzie aspirował do rangi lidera tego zespołu, ale powinien być solidną drugą linią.
Zawodnik pojawił się również w rywalizacji międzynarodowej, bowiem ścigał się w finałowym cyklu IMŚJ, gdzie w końcowym rozrachunku uplasował się na szóstej pozycji. To co nie udało się w roku 2015 stało się faktem w kolejnym sezonie i Max został IMŚJ. Co ciekawe, młody Kangur w trzech turniejach finałowych zgromadził 46 punktów, jednak ani razu nie stał na najwyższym stopniu podium. W brytyjskim King's Lynn zdobył 12 punktów i był trzeci, później w Pardubicach wywalczył 18 "oczek" i ponownie musiał zadowolić się trzecią lokatą, by w Gdańsku zakończyć zawody na drugiej pozycji z 16 punktami na koncie. Nie umniejszało to jednak klasy zawodnika, bowiem potwierdzał on swoją wartość w młodzieżowej rywalizacji drużynowowej, gdy w 2015 tor w rodzimej Australii stał się areną rywalizacji dla Maxa, który wspólnie z kolegami z teamu (znalazł się w nim również zakontraktowany w Toruniu Brady Kurtz) zajął trzecie miejsce, a rok później młodzi Australijczycy przegrali tylko z biało-czerwoną armią młodych ułanów, której przewodził Paweł Przedpełski.

Aby sprostać trudom europejskiego sezonu 2016, zimą Max wyjechał do ojczyzny, gdzie ścigał się w IM Australii, które tradycyjnie rozgrywano w formie czterech turniejów. Spisał się bardzo dobrze w tej rywalizacji, bowiem w ostatecznej klasyfikacji stanął na najniższym stopniu podium, a złoto przegrał tylko dwoma punktami z innym ubiegłorocznym "Aniołem" - Brady Kurtzem, drugi stopień podium przypadł Samowi Mastersowi.
Po powrocie do Polski w Toruniu ponownie zabrakło miejsca dla Maxa, bowiem w mieście Kopernika postanowiono zbudować "skład na medal" i nie do końca dostrzegano potencjał Maxa.
Zakontraktowano więc najskuteczniejszych i bardzo doświadczonych ekstraligowych jeźdźców w osobach Grega Hancocka i Martina Vaculika. W drużynie pozostał również Chris Holder i niestety w tej sytuacji ponowne zabrakło miejsca dla obiecującego juniora z Antypodów. Max nie czekał jednak długo na zatrudnienie i trafił do doskonale znanego mu Rybnika, który po awansie do najlepszej ligi na świecie zaskakiwał odważnymi kontraktami. W Rybniku nie wszyscy byli pewni słuszności tego transferu. Wątpliwości miała część kibiców i sponsorów. Fricke wszystkich jednak bardzo szybko do siebie przekonał i u progu rozgrywek okrzyknięty został objawieniem sezonu w Ekstralidze, a tak skutecznie punktującego żużlowca drugiej linii w swoich szeregach chciał mieć każdy trener, bowiem dwudziestoletni Kangur zdobywał bardzo ważne punkty, a co najważniejsze wygrywał biegi na wyjazdach. To było ogromnym wsparcie dla drużyny z Rybnika.
Nic więc dziwnego, że po sezonie Australijczyk podpisał dwuletni kontrakt w Rybnickim klubie, który utrzymał status ekstraligoca i tak komentował tę decyzję: Mam tutaj dobre chwile za sobą i czekają mnie kolejne. Jestem podekscytowany tym, że zostaję w Rybniku na kolejne dwa lata. Czuję już ekscytację z powodu przyszłorocznego sezonu. Tutaj mam najlepszą okazję do tego, by ciągle stawać się lepszym zawodnikiem.

Młody Australijczyk oprócz doskonałej postawy w Rybniku notował również świetne występy na torach w Wielkiej Brytanii i Szwecji, a indywidualnie sięgnął po tytuł najlepszego młodzieżowca na świecie, został również Indywidualnym Mistrzem Świata Juniorów. Nic więc dziwnego, że tak solidna postawa w przeciągu całego sezonu została dostrzeżona przez BSI i Fricke otrzymał rolę zawodnika rezerwowego cyklu SGP w sezonie 2017. Była to co prawda dopiero trzecia pozycja na liście cyklu, ale w przypadku absencji stałych uczestników, Fricke mógł otrzymać szansę startu w elicie. Sam zainteresowany tak komentował tę nominację: "To wielki zaszczyt dla mnie, że jestem na liście startowej Grand Prix. To jest niesamowite wyróżnienie, że znalazłem się w takim towarzystwie. Zawsze przytrafiają się jakieś kontuzje w tym sporcie. Jeśli otrzymałbym szansę startu w turnieju Grand Prix, to będzie spełnieniem moich marzeń. Szansa na to, że przejadę cały sezon w SGP jest znikoma. To niemożliwe. Jednak sama myśl, że jestem na liście zawodników mogących startować w SGP jest dla mnie zdumiewająca. Mam nadzieję, że w przyszłości zakwalifikuję się do całego finałowego cyklu jako pełnoprawny uczestnik".
Zanim jednak Max zaczął ścigać się o seniorskie laury już w roku 2016 odbierał w Berlinie złoty medal IMŚJ w trakcie uroczystej gali FIM. Tym samym Fricke dołączy do swoich rodaków, takich jak Leigh Adams, Jason Crump czy Darcy Ward, którzy przed nim sięgali po tytuł najlepszego juniora globu. Zawodnik nie krył zadowolenia z faktu, że wymieniano go obok takich nazwisk jak Leigh Adams, Jason Crump czy Darcy Ward i zapowiadał walkę o obronę tytułu IMŚJ, bowiem to miało ułatwić mu drogę do stałego uczestnictwa SGP i walkę o tytuł najlepszego zawodnika na świecie.
Niestety w roku 2017 obrona tytułu nie powiodła się, bowiem młodzieżowym championem został Maksym Drabik, a maksowi defekt odebrał srebrny medal i musiał zadowolić się trzecią lokatą. Ponadto ROW Rybnik, który młody Australijczyk reprezentował już trzeci sezon, po dopingowej wpadce Grigorija Łaguty miał zabrane punkty meczowe i musiał opuścić szeregi ekstraligowców. Max spisywał się jednak bardzo dobrze i działacze z Rybnika, po spadku do niższej ligi bardzo chcieli go zatrzymać. Jednak o perspektywicznego zawodnika zabiegało pół ekstraligi, ale RKM miał ważny kontrakt z zawodnikiem i nie zamierzał tak łatwo odpuszczać, tym bardziej, że podrażnieni Ślązacy budowali skład, który pozwoliłby im po roku wrócić w szeregi najlepszych zespołów w Polsce. Niestety dla Rekinów Max chciał pozostać w gronie najlepszych i podpisał kontrakt w Lesznie. Australijczyk był jednak w kropce, bowiem w jego kontrakcie znajduje się zapis, że w przypadku zerwania współpracy, ROW może podyktować dowolną sumę odstępnego. Padła kwota 360 tysięcy złotych. Prezes Krzysztof Mrozek, mimo iż Fricke próbował negocjować, był nieugięty i nie chciał puścić zawodnika za mniejsze pieniądze. W negocjacje włączyła się Sparta Wrocław, ale Dolnoślązacy byli w stanie zapłacić tylko 200 tys. złotych. ROW był nieugięty i Max Fricke mocno zaniepokojony o swoją przyszłość kontaktował się ze stowarzyszeniem "Metanol", w sprawie porady jak wybrnąć z tej sytuacji. Niestety w kontrakcie nie było żadnej furtki i "Kangur" miał dwa wyjścia. Albo któryś z ekstraligowców dojdzie do porozumienia z ROW-em w sprawie odstępnego, albo zawodnik zaciśnie zęby i zgodzi się przez rok jeździć w pierwszej Żużlowej. Na szczęście dla Maxa, Wrocławianie doszli do porozumienia z Rybniczanami i zawodnik po wpłaceniu 300.000 zł przez nowego pracodawcę, zawiązał się dwuletnim kontraktem ze Spartą i było to rozwiązanie, które w roku 2018 dawało duże pole manewru, bo Fricke mógł startować pod numerami 8 i 16, które były zarezerwowane dla zawodników do lat 23, jednak miejsce to musiał wywalczyć sobie z Glebem Czugunowem.
Jednak od początku coś w ko koncepcji składu z Frickiem na rezerwie nie funkcjonowało tak jak powinno i szybko okazało się, że Australijczyk nie jest takim punktowym pewniakiem, jak go postrzegano. Menedżer Rafał Dobrucki miotał się, zmieniał numery startowe dwudziestojednolatka, bo miał nadzieję, że liczył na to, że umieszczenie go w wyjściowym składzie, pozytywnie wpłynie na jego wynik. Tak się jednak nie stało. Fricke przez cały sezon nie znalazł swojego miejsca w zespole. Pod koniec rozgrywek trafił do pary z Woffindenem, bo podobno tak od początku miał wyglądać skład Betard Sparty. Ta koncepcja również nie wypaliła w związku ze słabszą formą Vaclava Milika. Rotowanie składem i próba wydobycia maksimum z jazdy Australijczyka. Ostatecznie jednak działacze z Dolnego Śląska postanowili w sezonie 2019 również zaufać Kangurowi, który nadal pasował do roli rezerwowego, ale powracający do roli szkoleniowca w Sparcie trener Dariusz Śledź, miał nadzieję, że młody Kangur niezależnie od tego pod jakim numerem wystartuje, stanie się pewniakiem w jego teamie.
I wrocławski trener się nie pomylił. Choć na początku sezonu Max w meczach miał kameleonową formę, to środkowej fazie chwycił wiatr w żagle i na Stadionie Olimpijskim stał się gwarantem dwucyfrówek. Niestety w ostatnich meczach ponownie popadł w marazm i trudno nie ulec wrażeniu, że nie potrafi wrócić na poziom prezentowany w barwach ROW-u Rybnik jeszcze w sezonie 2017. Ze średnią biegową 1,803 zajął dwudzieste pierwsze miejsce wśród sklasyfikowanych ekstraligowców, ale co ciekawe został "królem bonusów" bo wywalczył ich aż 22.
Co ciekawe młody Australijczyk jako rezerwowy cyklu Grand Prix, wystąpił aż w pięciu turniejach i z 36 punktami uplasował się na dziewiętnastym miejscu w końcowej klasyfikacji. Max zastępował najczęściej Grega Hancocka, który na rok zwiesił karierę, bowiem czuwał przy chorej na raka żonie. Zawodnik jednocześnie wystartował w eliminacjach do GP 2020 i zapewnił sobie awans, dzięki zajęciu trzeciego miejsca, podczas turnieju Speedway Grand Prix Challenge, zorganizowanego 24 sierpnia w chorwackim Goričan. Sukces ten jest o tyle znaczący, że początek finału eliminacji z pewnością nie należał do udanych dla tego młodego zawodnika. Po dwóch seriach miał on na koncie 2 punkty, ale ostatecznie, dzięki zdobyciu łącznie 10 pkt, mógł wziąć udział w biegu dodatkowym z Martinem Vaculíkiem, którego ograł, a po zawodach tak skomentował swój awans do grona szesnastu zawodników, którzy w roku 2020 będą walczyć o tytuł championa globu: "To był mój pierwszy występ na torze w Goričan. Być może dlatego te dwa początkowe wyścigi były jeszcze taką lekcją dla mnie. To moja pierwsza wizyta, jednak ten stadion jest naprawdę niesamowity. Fajnie było się ścigać, przy tak licznej publiczności
Tor w czasie zawodów raczej się nie zmieniał, zachowywał się tak samo. Organizatorzy spisali się bardzo dobrze, jeśli chodzi o jego przygotowanie. Nadawał się on do ścigania. Mogę również pochwalić organizację całego wydarzenia, które udało im się zrobić na naprawdę wysokim poziomie. Sądzę, że było bardzo fajnie. Niestety początek tych zawodów nie był dla mnie dosyć udany. Musiałem ciężko się napracować, będąc z tyłu stawki. Szczerze mówiąc nie zmieniłem zbyt wiele w czasie tego turnieju. Po prostu upewniłem się, że wszystko jest ok, byłem bardziej skupiony na starcie, tym samym lepiej wychodziłem spod taśmy. Efektem tego było zdobywanie większej ilości punktów. To było kluczowe w końcówce. Po pierwszych dwóch biegach nie ułatwiłem sobie zadania. Widziałem jednak później, że rywale zaczęli gubić punkty, a mi udało się wygrywać wyścigi. Z każdym biegiem nabywałem pewności siebie i w końcu znalazłem się na tej pozycji w turnieju, na którą liczyłem. Teraz czeka mnie walka z najlepszymi zawodnikami na świecie i dam z siebie wszystko, aby podołać temu zadaniu".

Po sezonie działacze wrocławscy nie zamierzali rezygnować z usług Australijczyka i liczyli, że w sezonie 2020, w trzecim roku startów na Dolnym Śląsku w końcu pokaże pełnię swoich możliwości i jako jeden z liderów poprowadzi WTS do play-off, a być może do tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Sam zawodnik również chciał pokazać pełnię swoich możliwości i wszystko podporządkował lidze polskiej i Grand Prix, a kluczem do sportowej świeżości i lepszych wyników miała być rezygnacja ze startów w Anglii: "Po wielu przemyśleniach i rozważaniach postanowiłem pożegnać się z ligą brytyjską w 2020 roku. To zmniejszy część presji i czasu potrzebnego na ściganie się w trzech ligach i pozwoli mi bardziej skupić się na startach w Grand Prix. To była dla mnie naprawdę trudna decyzja i wiele razy zmieniałem zdanie, ponieważ uwielbiam jeździć w Belle Vue. Miałem tam pięć niesamowitych lat i jestem wdzięczny wszystkim w klubie, kierownictwu i widzom, za wsparcie, które mi dali w tym czasie. To był prawdziwy zaszczyt być kapitanem tego zespołu. Chciałbym życzyć Aces powodzenia w następnym sezonie".
Niestety sezon 2020 dla Maksa podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji kontraktów. Ostatecznie sezon wystartował i dla Australijczyka był to słaby sezon. Nic więc dziwnego, że po jego zakończeniu we Wrocławiu zabrakło dla niego miejsca. Dodatkowo nie sprzyjał mu regulamin i wprowadzeniu do składu zawodnika do lat 24. Również cierpliwość wrocławskich działaczy w oczekiwaniu na eksplozję nieźle zapowiadającego się jeźdźca dobiegła końca, bowiem spośród trzech sezonów spędzonych we Wrocławiu za umiarkowanie udany należy uznać tylko ten drugi, w którym Sparta dotarła do finału play-off, a Fricke zdołał przekroczyć średnią 1,8 pkt/bieg. We Wrocławiu żużlowiec z Mansfield okazał się co najwyżej dobrym tzw. "doparowym" (w 2019 był rekordzistą ligi pod względem zdobytych bonusów - 22), który stanowił solidne uzupełnienie dla Taia Woffindena czy Macieja Janowskiego. Niestety nie został trzecią lokomotywą z prawdziwego zdarzenia, przez co Sparcie trudno było powalczyć o tytuł DMP. Fricke miał problemy ze stabilizacją formy, z osiąganiem dwucyfrowych zdobyczy, czy w ogóle wygrywaniem biegów. Zaledwie 16 procent ze wszystkich swoich startów we wrocławskich barwach kończył z trójką. Sinusoidą były też jego wyniki na Stadionie Olimpijskim, bo w spotkaniach wyjazdowych Kangur szybko przyzwyczaił kibiców do przeciętnej postawy. Po wspomnianym udanym roku 2019 przyszedł słaby rok 2020, w którym dwukrotny indywidualny mistrz swojego kraju w kategorii seniorów wygrał... 1 bieg z 37 i pokazał się bowiem najsłabszym zawodnikiem w drużynie wrocławskiej. Dopiero w końcówce sezonu pokazał, że nie zapomniał jak się jeździ na motocyklu. Wypadł również ze stawki Grand Prix zajmując dziesiąte miejsce w klasyfikacji generalnej, ale trzeba przyznać, że spisywał się przyzwoicie i zapisał na swoim koncie pierwszy tryumf w pojedynczym turnieju, a było to w przedostatniej rundzie na torze w Toruniu. Zaskarbił sobie tym zwycięstwem sympatię nowego promotora i na sezon 2021 otrzymał stałą dziką kartę i snuł plany na kolejny sezon, ale niestety ambitna Sparta chciała w końcu stanąć w glorii ligowej chwały i szukała zmiennika dla Maxa i szybko zakontraktowała Artioma Łagutę, co definitywnie zamknęło temat dalszych startów Fricke na Dolnym Śląsku.
Zawodnik jednak na brak ofert nie narzekał i szybko doszedł do porozumienia z Falubazem Zielona Góra, który szukał oszczędności i zatrudniał zawodników relatywnie tanich w utrzymaniu, ale takich którzy potrafili ścigać się na żużlu. I zielonogórzanie nie zawiedli się, choć cała drużyna pojechała fatalnie i zaliczyła spadek, to do Maxa nie można było mieć większych pretensji. Australijczyk był drugą strzelbą Falubazu i ze średnią 1,816 pkt/bieg został sklasyfikowany na 19 pozycji wśród ekstraligowców. Równie udane starty zawodnik zaliczył w Grand Prix. Po tym jak otrzymał dziką kartę na sezon 2021 spłacił kredyt zaufania i choć bez wielkich fajerwerków, imponował regularnością. Pięciokrotnie awansował do półfinałów, co nie było może oszołamiającym wynikiem, ale warto podkreślić, że nie zdarzały mu się dramatycznie słabe występy. Fricke za każdym razem albo znajdował się w najlepszej ósemce, albo był jej bardzo blisko, co na koniec miało odzwierciedlenie w klasyfikacji generalnej, w której uplasował się na 8 pozycji. Za swoimi plecami zostawił takich zawodników, jak Jason Doyle, Robert Lambert, czy Martin Vaculik i w sezonie 2022 kolejnym krokiem miała być walka o TOP6, które gwarantowałoby automatycznie utrzymanie w cyklu. Jednak zadanie to nie miało być spacerkiem,, bowiem konkurencja była bardzo mocna, a dodatkowo zawodnik miał stracić możliwość rywalizacji w najlepszej lidze świata. Wynikało to z tego, że po spadku Falubazu do pierwszej ligi mimo ważnego kontraktu, zawodnik choć otrzymał oferty od kilku klubów z najlepszej ligo świata i jego pozostanie w Grodzie Bachusa nie było pewne. Przez media przewinęła istna "telenowela" związana z walką zielonogórzan o zatrzymanie lidera, który po odejściu Patryka Dudka, stał się priorytetem w konstruowaniu pierwszoligowego składu, który miał powrócić w estraligowe szeregi po rocznej banicji. Ostatecznie Ficke dał się przekonać włodarzom zielonogórskiego klubu do startu w I lidze, a po podpisaniu kontraktu tak skomentował swój wybór: "To była trudna decyzja. Nie ukrywam, że pierwsza liga nie była tą, w której chciałem pojechać. Rozmawiałem z szefostwem klubu. Usłyszałem plany i cel, jakim jest powrót do Ekstraligi jak najszybciej się da, najlepiej w przyszłym roku, dowiedziałem się o budowanym zespole. Wtedy uznałem, że to będzie dobry ruch.  Jestem podekscytowany, że sprawdzę się na nowych torach, pojadę przeciwko innym zawodnikom niż w ostatnich latach. Wiem, że  pierwsza liga będzie naprawdę mocna. Nie tak mocna jak Ekstraliga, ale również będą tam świetni zawodnicy. Czeka nas wiele pracy".

I Max miał pracy jak na maksymalnym poziomie, bo w 19 meczach wywalczył 217 punktów z bonusami, co w 94 biegach dało mu średnią 2,309. Niestety doskonała postawa Australijczyka, to było za mało, aby Falubaz wywalczył awans do Ekstraligi i Ficke nie zamierzał dalej męczyć się w pierwszej lidze i trafił do Grudziądza. Niestety z końcem września podczas finału pierwszej ligi, Max zaliczył fatalny upadek, bowiem w ferworze walki, zahaczył Mateusza Szczepanika i obaj zawodnicy z ogromnym impetem wpadli w dmuchaną bandę. O ile Polak, szybko się podniósł i o własnych siłach wrócił do parku maszyn to Australijczyk, z grymasem bólu na twarzy wsiadł do karetki, która zawiozła go na szczegółowe badania do szpitala. Na szczęście urazy nie były zbyt poważne i w roku 2023 zameldował się w Grudziądzu, gdzie miał pomóc nie tyle utrzymaniu ekstraligi, co wprowadzić "Gołębie" do fazy play-off. Początek sezonu nie należał jednak do udanych w wykonaniu Kangura i wielu zaczęło określać transfer Maxa, jako największy niewypał na giełdzie transferowej. Zawodnik wyciągnął jednak wnioski z niepowodzeń i od  piątek kolejki wszedł na wysoki sportowy poziom i zaliczył najlepszy sezon w karierze. Średnia na poziomie 2.000 punktu na bieg, była dwunastym wynikiem w całej lidze. Niestety było to za mało, aby GKM zameldował się w play-off, bowiem zawodził Nicki Pedersen, a Max nie krył rozczarowania: "wstyd kończyć sezon już dzisiaj. To zdecydowanie za wcześnie na koniec, ale wkroczymy w kolejny rok i będzie zdecydowanie lepiej. Sezon dla mnie jednak się nie kończy, bo wciąż jestem bardzo zajęty, przede mną jeszcze dużo żużla. Wciąż mam przed sobą wiele wyścigów w Szwecji i Anglii i również w Mistrzostwach Świata. Więc wciąż wiele spotkań do odjechania, a w Polsce wolne weekendy wykorzystam na testy i treningi". Grudziądzanie mimo braku do finałowej części rozgrywek, utrzymali ekstraligę i w oparciu o Maxa jako lidera, zbudowali drużynę na sezon 2024, bowiem mieli nadzieję, że ten zawodnik poprawi swoje osiągnięcia, a dodatkowo postanowili dać Maxowi wsparcie i do drużyny dołączyli Jason Doyle i Jaimon Lidsey. Tym samym GKM po raz kolejny mierzy w fazę play-off i w dziesiątym roku z rzędu występów na Ekstraligowych torach sztuka ta mogła się udać.

Czy w Australijskim gronie zawodnik zasłużył ponownie na miano lidera? Czy będzie gwiazdą GKM-u?
Czas pokaże, ale już teraz można z całą pewnością powiedzieć, że w oczekiwania względem Maxa są spore.

Poza Australią i Polską zawodnik podpisał kontrakty m.in. w:
    Gnistorna Malmoe, Rospiggarna Hallstavik, Indianerna Kumla
        BelleVue Aces

Osiągnięcia

DMP

2018/3; 2019/2; 2020/3
GP - IMŚ 2016/R35; 2017/R18;  2019/R19; 2020/10; 2021/8; 2022/13; 2023/9
SGP2 - IMŚJ 2015/6; 2016/1; 2017/3
DPŚ - DMŚ 2023/4
SON - MŚP 2018/4; 2019/3; 2020/5; 2021/4; 2022/1
DMŚJ - U23 2015/3; 2016/2; 2016/2

by w lidze polskiej
2014 2015-
-2017
2018-
-2020
2021-
-2022
2023-
-2024

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon mecze biegi punkty bonusy Średnia
biegowa
Miejsce w
ligowym rankingu
2014 - - - - - -

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt