BRZOZOWSKI Kamil


Urodzony 25 lutego 1987 w Gorzowie Wielkopolskim.

Żużlową licencję nr 299 uzyskał w barwach Stali Gorzów w roku 2003. Jako junior zapowiadał się na niezłego jeźdźca, jednak jak to w żużlu bywa "forma zawodnika również na żużlowym sprzęcie jeździ", dlatego po czterech latach zawodnik opuszcza macierzysty klub i trafia do GTŻ-tu Grudziądz, gdzie ma zapewniony sprzęt i startuje w sezonach 2007-2011. Zmiana barw klubowych wyszła na dobre "Brzózce" bowiem już w pierwszym roku startów w nowym teamie, po raz pierwszy w lidze przekroczył barierę 100 zdobytych punktów, co w Gorzowie było dla zawodnika wyczynem nieosiągalnym. Niestety z każdym rokiem "sprzęt się kończył", a dodatkowo w sezonie 2011 grudziądzcy działacze przestali wierzyć w możliwości Kamila i w trakcie sezonu korzystając z możliwości wypożyczenia trafia nad morze, gdzie ma wspomóc walczące o ekstraligowy awans Wybrzeże Gdańsk. Sztuka ta udaje się i choć wkład zawodnika w awans był niewielki, działacze z Gdańska postanawiają, że Brzozowski pozostanie w składzie na kolejny rok. Forma zawodnika jest jednak daleka od oczekiwanej bowiem w siedmiu spotkaniach, łącznie z bonusami zdobywa raptem dwanaście punktów i po sezonie dostaje jasny przekaz, że może szukać nowego pracodawcy.

Przed sezonem AD 2013 zawodnik który posiadał niemałe doświadczenie i miał niski KSM, a do takich zawodników zaliczał się Kamil Brzozowski, był niezwykle ważnym ogniwem zespołów, które właśnie w oparciu o wspomniany KSM musiały budować swoje składy. Większość drużyn stawiała na trzech liderów z wysoką średnią meczową, jednak w tej sytuacji uzupełnieniem pary musiał być zawodnik z niskim KSM.
Pomimo, że Kamil posiadał wspomniane doświadczenie i najniższy z możliwych przelicznik KSM (2,50) środowisko żużlowe nieco zapomniało o tym jeźdźcu. Sytuacja zmieniła się, gdy toruński klub zatrudnił nowego menadżera Sławomira Kryjoma, który po przegranej walce o pozyskanie Kamila Adamczewskiego z Unii Leszno, swoje kroki skierował do Gdańska proponując współpracę Kamilowi Brzozowskiemu i w dniu 16 stycznia 2013r., zawodnik podpisał roczny kontrakt w mieście Aniołów. Po podpisaniu umowy zawodnik przyznał, że rozmowy z toruńskim klubem były szybkie i konkretne, a zawodnikowi zależało przede wszystkim na wsparciu sprzętowym, który pozwoliłby mu na skuteczną walkę z przeciwnikami. Wielu zastanawiało się po co Toruniowi kontrakt z Brzozowskim, jednak wychowanek Stali Gorzów miał walczyć o miejsce w składzie z młodzieżowcami toruńskiego klubu, dla których miał być wyznacznikiem poziomy do którego młode "Anioły" miały dążyć w sezonie AD 2013.
Oto co o kontrakcie Brzozowskiego mówił pomysłodawca – Sławomir Kryjom: Nie ukrywam, że zakontraktowanie Kamila to była moja decyzja. Oczywiście swój wybór skonsultowałem z zarządem spółki, który wyraził zgodę na pozyskanie tego zawodnika. Wiadomo, że w jednym meczu ze względu na KSM nie będzie mogła jechać piątka naszych asów. Do obsady ostatniego miejsca przeznaczonego dla seniora kandydowali bracia Przedpełscy. Uznaliśmy jednak, że warto jeszcze pozyskać doświadczonego żużlowca z KSM 2,50 pkt. Wybór padł na Kamila i wierzę, że będzie zdobywał cenne punkty zarówno na Motoarenie, jak i na wyjazdach. Nie oznacza to, że Brzozowski ma w Toruniu gwarancję startów. O miejsce w składzie będzie musiał walczyć z juniorami. A o tym, kto pojedzie w danym spotkaniu będzie decydowała aktualna dyspozycja, najbliższy rywal, specyfika meczu. Zwiększy to rywalizację w ekipie, co - mam nadzieję - wpłynie pozytywnie na formę żużlowców. By myśleć o zajęciu dobrego miejsca w lidze cała siódemka, która akurat będzie broniła naszych barw w zawodach musi mieć wpływ na wynik zespołu.

Do połowy sezonu Kamil Brzozowski był oczekiwanym wsparciem dla drużyny i motywatorem do rozwoju licznej toruńskiej żużlowej młodzieży. W Toruniu, Kamil nauczył się sporo. Startował bowiem u boku mistrzów świata Chrisa Holdera i Tomasza Golloba. Wiele uwagi młodszemu koledze poświęcał na treningach Tomasz Gollob. Niestety  w drugiej części rozgrywek totalnie się zagubił. W międzyczasie złapał także kontuzję. Nieszczęśliwie podczas meczu w Rzeszowie wypadł mu bark i od tego momentu zanotował spadek formy. Nie był do końca sobą, jak mówił w jednym z wywiadów zupełnie inaczej działało jego myślenie. Zamiast skoncentrować się na jeździe, cały czas zastanawiał się, czy bark znów nie da o sobie znać. Później koszmarna w skutkach okazała się kraksa z Emilem Sajfutdinowem w półfinałowym meczu Ekstraligi z Włókniarzem Częstochowa. Zawodnik jednak w tym biegu nie mógł nic zrobić. Nie miał szans, żeby w jakiś sposób nie wpaść w upadającego Emila. Nawet gdybym miał hamulce, byłoby to nierealne.

Po sezonie Kamil opuścił miasto Aniołów i znalazł zatrudnienie w drugoligowym Ostrowie, gdzie był wsparciem dla zespołu, który wywalczył awans do pierwszej ligi. Po roku jednak, mimo uzyskania przyzwoitej średniej na poziomie 1,838 (18 średnia w pierwszej lidze), zmienia klimat na nadmorski i wraca do drugoligowego Gdańska, który rzutem na taśmę z uwagi na zadłużenie, uchronił się od żużlowej banicji. Nie przeszkodziło to Kamilowi być niezwykle skutecznym i swoją piątą średnią na poziomie 2,163 walnie przyczynił się do awansu Wybrzeża w poczet pierwszoligowców. Niestety zawodnik nie zaistniał w żadnej poważnej imprezie żużlowej, jak też nie wystartował w żadnym finale pod auspicjami federacji polskiej, europejskiej czy światowej. Na sezon 2016 pozostał jednak w Gdańsku i skupił się na ligowej rywalizacji. Jego średnia w pierwszej lidze znacznie spadła (1,638) i w 11 meczach z niezwykłą regularnością przyjeżdżał w lidze na każdej pozycji, bowiem po 11 razy przekraczał linie mety jako pierwszy, drugi i trzeci, a 13 razy dojeżdżał do mety jako ostatni.

Na sezon 2017 nie dogadał się jednak nad morzem i przeniósł się do doskonale znanego mu klubu z Ostrowa. Zawodnik stał się niemal natychmiast liderem drużyny i ze średnią 1,985 okazał się na koniec rozgrywek najlepszym krajowym jeźdźcem. Nic więc dziwnego, że po sezonie wychowanek Stali Gorzów nie żałował, podjętej decyzji po przenosinach do Wielkopolski. Kamil zyskał solidnego sponsora, ustabilizował się zarówno pod kątem sportowym, jak też relacji w ostrowskim klubie. Dobra atmosfera, z kibicami, działaczami sprzyjała realizacji celów zawodnika. Nic więc dziwnego, że po zakończeniu rozgrywek 30-latek zadeklarował chęć dalszej jazdy w Ostrovii, bo jak twierdził: "Bardzo zaaklimatyzowałem się w Ostrowie i na ten moment nie wyobrażam sobie startów w innym klubie. Nie chodzi o żadne finanse, a o cały klimat, który został od podstaw zbudowany. Gdy jadę do Ostrowa, to mam uśmiech na twarzy". Wychowanek gorzowskiego klubu poszedł nawet krok dalej i przeniósł swoją bazę sprzętową do Ostrowa, bowiem korzystał z silników zbudowanych przez ostrowskich tunerów Ryszarda Małeckiego i Jarosława Krawczyka. Niestety w roku 2018 Kamil nieco stracił na swojej skuteczności i nie mógł zaliczyć rozgrywek do udanych. Lepsze występy przeplatał słabszymi i co ciekawe bardziej skuteczniejszy był w meczach wyjazdowych. Zawodnik wystąpił w 14 spotkaniach 2 ligi, zdobył 103 punkty, co przełożyło się na średnią biegopunktową równą 1,689 i 28 miejsce wśród najlepszych zawodników trzeciego szczebla rozgrywek. Po sezonie gorzowski wychowanek, tak oto komentował swoją jazdę w Ostrowie: "Wiadomo, że drużyna wygrywa i drużyna przegrywa. Awans zrobiliśmy razem, bo taki był cel. Ja się bardzo cieszę, że mogłem być częścią tej drużyny i pomóc drugi raz awansować Ostrovii. Myślę, że plan, który był przed nami postawiony został zrealizowany. Miałem jednak jakiś problem, w Ostrowie nie mogłem się spasować. Niby trenowałem, wszystko jest okej, ale na wyjeździe jeździło mi się lepiej niż u siebie. Niby tor ten sam, wszystko to samo, ale ciężko mi się jeździło i właściwie żadne spotkanie nie było tutaj dla mnie udane. Liczyłem na dużo więcej. Po prostu miałem słaby sezon". Niestety po awansie do pierwszej ligi żużlowej, Kamil nie widział dla siebie miejsca w składzie ostrowskiej drużyny i postanowił zmienić barwy klubowe, ale o zawodniku można było powiedzieć, że stał się specjalistą od awansów. W 2011 roku wraz z Wybrzeżem Gdańsk wszedł do Ekstraliga, natomiast cztery lata później pomógł drużynie znad Bałtyku w wywalczeniu prawa do jazdy w I lidze. Będąc zawodnikiem ostrowskiego już po raz drugi mógł świętować awans na zaplecze najlepszej ligi świata: "Wydaje mi się, że Bjarne Pedersen ma więcej awansów. Fajnie, że udało się drugi raz z Ostrowem awansować, a ogólnie to jest bodajże mój czwarty albo piąty awans. Zapisałem się w historii, z tego się cieszę i mogę spokojnie odejść. Dziękuję wszystkim za przyjęcie. Hejterom także dziękuję. Coś się kończy coś zaczyna, jak jednak nie widzę tutaj siebie w składzie na przyszły rok".

Na usługi specjalisty od awansów szybko znalazł się chętny i tym sposobem zawodnik trafił do bydgoskiej Polonii. Niektórych zaskoczyła ta decyzja, ale zawodnik sporo rozmawiał na temat dalszych startów w najniższej lidze i stwierdził, że po nie najlepszym sezonie lepiej będzie zostać wśród drugoligowców i przy dużej liczbie startów z dobrą drużyną odbudować formę sprzed dwóch sezonów. Wstępując w szeregi Polonistów, Kamil liczył, że na jeden z treningów przyjedzie Tomasz Gollob i podpowie mu, jak być szybkim na tym bydgoskim torze. Zawodnik zdawał sobie sprawę z tego, że jazdy "Mistrza Tomasza" na bydgoskim torze nikt nie skopiuje, bo "Mistrz jest tylko jeden", ale był przekonany, że wskazówki od niego byłyby czymś niezwykle cennym i pozwoliłby mu uzyskać średnią biegową na poziomie co 2,000.
Po sezonie okazało się, że sam zawodnik niedoszacował swoich możliwości, bo zakończył sezon na pozycji wicelidera klasyfikacji najlepszych zawodników najniższej polskiej klasy rozgrywkowej, wystąpił w szesnastu meczach Polonii, uzyskując w nich średnią biegową na poziomie 2,256. Jego wyniki na wyjazdach i w Bydgoszczy były bardzo zbliżone, a w całej lidze lepszy wynik od kapitana polonistów okazał się tylko francuz David Bellego. Kamil tym samym stał się jednym z ojców awansu bydgoszczan do pierwszej ligi. Wychowanek Stali Gorzów przez cały sezon był liderem Polonii i oprócz małych wyjątków właściwie nie zaliczał wpadek. Najstarszy zawodnik w szeregach "Gryfów" nie bał się brać na siebie ciężaru zdobywania punktów w kluczowych momentach. Warto podkreślić także, że zawsze był gotów pomagać swoim kolegom, o czym świadczą oddawane przez Brzozowskiego wyścigi na rzecz juniorów Polonii. 32-latek nie chował głowy w piach, także w trudnych momentach sezonu, takich jak właśnie sromotne lanie w 1 meczu finałowym w Poznaniu. Sam prezes Jerzy Kanclerz po rewanżowym spotkaniu przyznał, że właściwie tylko kapitan wierzył w awans. Taki przywódca jest potrzebny każdej drużynie i można powiedzieć, że Polonia nareszcie doczekała się kapitana z prawdziwego zdarzenia.
Nic więc dziwnego, że działacze Polonii szybko doszli do porozumienia z zawodnikiem i Kamil pozostał nad Brdą na sezon 2020.

Niestety sezon dla Kamila podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji kontraktów, a także przemodelowano instytucję zawodnika startującego jako "gość", co oznaczało, że zawodnicy z niższej ligi mogli startować w lidze wyższej. I Kamil "gościnnie" powrócił do klubu, który go wychował czyli do Stali Gorzów. Zawodnik nie próżnował jednak w okresie, gdy nie mógł się ścigać i tak mówił o powrocie do Gorzowa i swoich sposobach na walkę ze sportową bezczynnością: "Bycie zawodnikiem Stali Gorzów - nawet jako gość - to dla mnie duża satysfakcja. Stawiałem przecież w tym klubie swoje pierwsze żużlowe kroki. Dobrze znam się z trenerem Chomskim. Prowadził mnie jeszcze przed licencją. Miałem 15 lat, kiedy rozpocząłem treningi i egzamin zdawałem pod jego okiem. Fajnie, że dopełniliśmy formalności. Dziękuję prezesowi Kanclerzowi za pozwolenie. Jestem naprawdę zadowolony z tego ruchu. Nie było żadnych problemów. Pewnego dnia zadzwoniłem do prezesa Kanclerza i zapytałem się, czy jest taka możliwość. Odpowiedział, że musi się przez chwilkę zastanowić. Odpowiedź dostałem po dwóch dniach. Nie musiałem go namawiać. Z takim prezesem zawsze można się dogadać.
Od dawna czujemy głód jazdy, każdy chce pojeździć, ale niestety jest to niemożliwe. Chciałbym wrócić do normalności, czyli chodzić bez maseczek i funkcjonować bez zakazów. Mam nadzieję, że obecny stan szybko minie. Każdy żużlowiec czekał na rozpoczęcie sezonu od października do marca. Przyszedł czas na pierwsze wyjazdy na tor i wszystko nagle stanęło w miejscu. Podejrzewam, że odbije się to na naszej psychice. Ładna pogoda za oknem, zawsze mieliśmy o tej porze kilka spotkań ligowych za sobą. A co robimy teraz? Stoimy i dalej niewiele wiemy. Widziałem, że mamy ruszyć w lipcu, aczkolwiek sytuacja może się zmienić z dnia na dzień. Może być tak, że nie wystartujemy, bo liczba zachorowań diametralnie się zwiększy. Siedzimy na tykającej bombie. A ja nie lubię siedzieć bezczynnie w domu. Jeszcze niedawno wstawałem rano i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Krzątałem się z kąta w kąt, a raczej takie coś nie miało najmniejszego sensu. Dlatego zdecydowałem się pomóc dobremu znajomemu, który buduje pomosty. Po prostu trzeba coś robić, bo od czekania trochę dostawała głowa i dlatego znalazłem sobie dodatkowe zajęcie. Pracuję w firmie Welder niecałe dwa tygodnie. Mieszkam w Gorzowie, a do pracy mam około 130 kilometrów - wstaję o 5 rano, wracam dopiero koło 20. Praca jest dla mnie dobrą odskocznią, mogę sobie odpocząć pod względem psychicznym. Głowa przynajmniej nie myśli o naszych wszystkich problemach. Pojawiają się przecież pytania czy sezon wystartuje, jak to będzie w ogóle wyglądało i czy na trybunach będą kibice. Dodatkowe zajęcie może mi tylko i wyłącznie pomóc. Praca jest fizyczna, więc przy okazji utrzymam formę, którą wypracowałem w okresie zimowym - mam na myśli ciało i mięśnie".

Gdy sezon wystartował zawodnik bronił barw klubu znad Brdy. Niestety nie miał okazji przywdziać plastronu klub znad Warty, bowiem swoimi występami na pierwszoligowych torach nie zachęcał działaczy gorzowskich do skorzystania z jego usług, którzy w trakcie sezonu popisali umowę z Jackiem Holderem. Trzeba jednak przyznać, że kiepska forma zawodnika była zaskoczeniem dla wszystkich. Ubiegłoroczny kreator awansu Polonii Bydgoszcz do pierwszej ligi, rok wcześniej świetnie radził sobie nie tylko na torze, ale także dobrze wywiązywał się z roli kapitana zespołu. Wielu liczyło zatem, że w 2020 roku Brzozowski utrzyma wysoki poziom, będąc jednym z filarów beniaminka. Sezon zweryfikował te założenia brutalnie. Żużlowiec spisywał się dużo poniżej oczekiwań. Spadła na niego krytyka kibiców, a także szefa bydgoskiego klubu Jerzego Kanclerza: "Spodziewałem się po Kamilu więcej. Bardzo liczyłem na niego w meczach u siebie, gdzie zawodnik miał zdobywać więcej punktów. Oprócz meczów z Gdańskiem i z Gnieznem Kamil jednak zawiódł. Nadal na niego liczymy. Nie odstawię też kapitana i zawodnika z problemami na resztę sezonu, gdyż jest to błędem. Żużlowcowi w trudnym momencie trzeba pomóc. Kamil ma po prostu problemy i szuka czegoś, co go odbuduje. W jakimś meczu Kamil jednak odpocznie". I tak jak prezes zapowiedział, tak uczynił. W kilku ostatnich spotkaniach Brzozowski albo w ogóle nie pojawiał się w składzie, albo bardzo rzadko miał okazję stanąć pod taśmą startową, gdyż zastępował go Andreas Lyager. Tym samym można było wnioskować, że kapitan raczej nie zagrzeje miejsca w zespole w kolejnym roku. Domysły i plotki szybko potwierdził sam zainteresowany i po ostatnim biegu meczu Polonii z Ostrovią opublikował post na Facebooku podsumowujący sezon 2020 w jego wykonaniu: "Mój czas w Bydgoszczy minął. Zabieram ze sobą fajne wspomnienia, a klubowi życzę powodzenia w kolejnych sezonach. Jaka będzie moja przyszłość? Tego sam nie wiem. Wiele myśli jest w mojej głowie, ale decyzję na temat swojej przyszłości podejmę niebawem". W sezonie transferowym okazało się, że była to informacja zwiastująca przenosiny do Opola, ale w swym podtekście miała też sugestię na temat końca kariery. Trzydziestoczteroletni zawodnik kontraktowany był do Opola jako jeździec, który miał pomóc Kolejarzowi w awansie do eWinner 1.Ligi, a także miał być talizmanem, bowiem świętował już kilka razy mistrzostwo drugiej ligi z różnymi klubami. Jego Kolejarz wygrał co prawda rundę zasadniczą i był na dobrej drodze do awansu, ale sam Brzozowski legitymował się dopiero 34 średnią wśród drugoligowców - 1,405 i był to wynik dużo poniżej oczekiwań klubu jak i zawodnika, który po sezonie powiedział: "Jak już nie idzie, to pora zakończyć karierę, bo żużel nie sprawia wtedy takiej radości. W zasadzie pierwsze myśli pojawiły się już po poprzednim sezonie. Zadzwonili do mnie jednak działacze z Opola, którzy namawiali mnie, żebym jeszcze spróbował. To jednak nie było już to. Nie cieszyło mnie to. Czułem, że się męczę. Pojechałem na zawody do Daugavpils. W pierwszym wyścigu przyjechałem czwarty. W drugim jechaliśmy na 5:1, ale popełniłem jeden błąd, drugi błąd i przyjechałem znowu ostatni. Wiedziałem, że mam jechać gdzieś indziej, a głowa podpowiadała coś innego. Zjechałem do parkingu i powiedziałem: To były moje ostatnie zawody. Sprzęt miałem nie najgorszy. Myślę, że pod ty, względem byłem bardzo dobrze przygotowany. Nawet w trakcie sezonu zakupiłem silnik od Bartosza Zmarzlika. Po prostu głowa się już wypaliła. Na treningach było wszystko w porządku. Nawet menedżer Piotr Mikołajczak mówił, że byłem mistrzem treningów. Przychodziły zawody i czułem w środku jakiś paraliż. Ręce miałem jakby z "betonu". Wtedy zrozumiałem, że to jest najwyższy czas, żeby powiedzieć sobie dość".  Tym samym po nieudanym indywidualnie sezonie skończyła się kariera sympatycznego zawodnika, który na niższych poziomach rozgrywkowych był zawsze solidnym ligowcem.

Zawodnik jednak nie miał zamiaru zrywać z żużlem i wcześniej zadbał o stosowne dokumenty uprawniające go do pracy trenerskiej, którą po sezonie podjął w Ostrowie, jako prowadzący zawodników w lidze U-24. Decyzja ta była przez zawodnika dobrze przemyślana, bowiem w mariażu z klubem, który reprezentował ostatni raz w roku 2018, dostrzegał cały szereg korzyści dla siebie na początku trenerskiej drogi: "Bardzo się ucieszyłem na możliwość współpracy w Ostrowie z trenerem Mariuszem Staszewskim. Od razu powiedział mi, że jak się prowadzi drużynę i ma się w niej nawet kolegów, trzeba oddzielić te sprawy. Muszę patrzeć przez pryzmat całego sezonu, a nie nawet dobrego kolegi z toru. Myślę, że będę czerpał z wiedzy i doświadczenia trenera Staszewskiego. Zamierzam uczestniczyć w przygotowaniach kondycyjnych w okresie zimowym. Sam spędziłem wiele lat, trenując zimą i mam jakieś pojęcie. Wiem, że nie polega to na dźwiganiu dużych ciężarów, a na krótkich, intensywnych ćwiczeniach. Nie chodzi to, by nabrać nie wiadomo jakiej masy mięśniowej, a wyrobić kondycję. Będę temu wszystkiemu się przyglądał i pomagał. Chcę być na razie trochę z boku, słuchać rad Mariusza Staszewskiego niż rzucać się samemu od razu na głęboką wodę".

10 marca 2022 PZM poinformował, że Kamil zyskał uprawnienia instruktora sportu żużlowego, a wspólnie z nim swoje licencje odebrali również trenerzy sportu żużlowego Rafał Dobrucki oraz Stanisław Chomski i Robert Kempiński oraz inni instruktorzy Waldemar Cisoń, Piotr Świderski oraz Robert Ruszkiewicz. Kamil z miejsca znalazł zatrudnienie w Ostrowie, gdzie powierzono mu prowadzenie zajęć z zawodnikami w klasie 250ccm. Główną myśl szkoleniową wcielał w życie jednak Mariusz Staszewski wspierany przez Kamila Glickiego - kierownika zespołu. Trio to doskonale się rozumiało, a gorzowski wychowanek nie krył satysfakcji z wykonywanej pracy oraz wyników jakie osiągali jego młodzi podopieczni: "Człowiek się przywiązuje do tych chłopaków. Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu, bo treningi, praca przy sprzęcie, czy w busie podczas wyjazdów. Czas pokaże, bo na razie jest mi dobrze w Ostrowie. Zżyłem się z chłopakami, bo jak jeździmy w tym busie, to dużo rozmawiamy na każde tematy i można powiedzieć, że czasem jestem dla nich drugim tatą. Ja nie chciałbym pracować z pierwszą drużyną, bo nie sprawia mi to przyjemności. Jest też większa presja, stres, a wiem, co się dzieje z Mariuszem, jak się denerwuje, czy czasem do nocy robi tor. Praca z młodzieżą jak najbardziej, a szczególnie z taką, co chcą coś osiągnąć w tym sporcie, a nie tylko jeździć na motocyklu. Bardzo lubię dzieci, ale to też może dlatego, że nie mam swoich i przekłada się to na fajny, wspólny język".

Jak widać doświadczenie wyniesione z toru Kamil doskonale potrafił przekazać młodym adeptom speedwaya, a ponieważ Ostrów stał się uznaną marką w zakresie szkolenia, młody trener zaczynał być uznanym szkoleniowcem na żużlowym rynku?
Czy w przyszłości, Kamil zmieni zdanie i zechce poprowadzić pierwszy zespół? Czas pokaże.

Osiągnięcia

MDMP

2004/2; 2005/6; 2007/2; 2013/2
MIMP 2007/14; 2008/17
MPPK 2008/6; 2017/7; 2018/7; 2019/2
MMPPK 2005/3; 2007/2
BK 2004/8; 2005/8
SK 2008/15
ZK 2014/13; 2020/14
IME - SEC 2020/R23
IMŚJ 2008/R

Kluby w lidze polskiej
2003-
-2006
2007-
-2011
2011-
-2012
2013 2014 2015-
-2016
2017-
-2018
2019-
-2020

2020(gość)
2021

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon mecze biegi punkty bonusy Średnia
biegowa
Miejsce w
ligowym rankingu
2013 21 74 55 7 0,838 61

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt