stamir cup
26 sierpnia 2001


Żużlowy turniej Stamir Cup rozegranow  niedzielne popołudnie 26 sierpnia. Organizatorem zawodów już tradycyjnie był KS Apator, zaś sponsorami firmy: Stamir, Thyssen Polymer Polska i Press-Glas. Patronat medialny na turniejem objęły ponownie "Nowości" i Radio Toruń.

Podobnie jak w dwóch poprzednich edycjach Stamir Cup, także i tym razem na starcie zgromadził czołowych żużlowców świata. Od początku organizatorzy informowali, że toruńskim kibicom zaprezentują się: Tony Rickardsson, Billy Hamill, Jason Crump, Ryan Sullivan, Todd Wiltshire, Leigh Adams i Mark Loram. Do jednego, wolnego miejsca kandydowali Niklas Klingberg i Nicki Pedersen. Także spośród rodzimych zawodników w Toruniu turniej zgromadził samą krajową elitę, wśród której zaprezentowali się: Tomasz Gollob, Sebastian Ułamek, Piotr Protasiewicz, Piotr Świst i Grzegorz Walasek. Pozostałe dwa miejsca zarezerwowano dla dwóch zawodników Apatora Adriany, kórzy w lidze uzyskali najlepszą Kalkulowaną Średnią Meczową.
Turniej zasadniczy podobnie jak w dwóch poprzednich edycjach rozegrano systemem 20-biegowym. Po zakończeniu rundy zasadniczej rozegrano dwa wyścigi dodatkowe. W 21. spotkali się zawodnicy zajmujący w klasyfikacji miejsca od 3 do 6. Dwóch pierwszych z tego biegu awansowało bezpośrednio do finału A (22. bieg), gdzie będą już czekali dwaj najlepsi zawodnicy po rundzie zasadniczej. Zwycięzca ostatniego wyścigu zdobył Puchar Stamir CUP 2001 i otrzymał w nagrodę 5000 DM. Drugi zawodnik wzbogacił się o 3000 DM, trzeci otrzymał 2500 DM, zaś czwarty - 2000 DM.

Zanim jednak doszło do prawdziwej żużlowej rywalizacji na godzinę przed startem do pierwszego biegu swój 30-minutowy popis rozpoczął Czech Miroslav Lisy, mistrz Europy w trialu motocyklowym. Jeździł on po specjalnie ułożonej piramidzie, a także po... trybunach stadionu. Podczas oficjalnego otwarcia zawodów w górę pofrunęło 1000 baloników oraz flagi trzech firm reprezentujących sponsorów turnieju.

Jednak prawdziwych emocjo dostarczył dopiero sam turniej. Dla większości kibiców , końcowe wyniki były niespodzianką. Mało było osób, które zakładały, że turnieju nie wygra ani Tony Rickardsson, ani Tomasz Gollob, ani żaden z pozostałych zawodników startujących w cyklu Grand Prix. Najlepszym okazał się żużlowiec Apatora Adriany Wiesław Jaguś, który sam był tym zaskoczony.

Przed turniejem nie liczyłem na to, że w pokonanym polu zostawię takie znakomitości jak Tomek Gollob czy Tony Rickardsson - przyznał zwycięzca zawodów, który zainkasował 5000 marek niemieckich. - To sport, w którym na szczęście jest tak, że każdy może wygrać z każdym. Najbardziej jednak cieszę się z tego, że udaje mi się nawiązać kontakt ze ścisłą czołówką światową. I to jest dla mnie w tej chwili najważniejsze. Najtrudniejszy był dla mnie bieg finałowy, w którym wprawdzie zabrakło Rickardssona, ale na starcie stanęli najlepsi tego dnia Gollob, Jonsson i Sullivan. Dodatkową mobilizacją było to, że pokonanie ich wiązało się z wygraniem całego turnieju. Udało mi się. Co by mi dało zdobycie w rundzie zasadniczej 14 punktów, gdybym w finale był czwarty? Wprawdzie przegrywałem starty, które nie są moją najmocniejszą stroną, ale dobrze radziłem sobie przy rozegraniu pierwszego łuku i na dystansie. Dzięki temu mogłem pozwolić sobie na wyprzedzanie rywali, którzy szybciej wychodzili spod taśmy. - powiedział Mały Wojownik

Zanim jednak Jaguś wygrał decydujący bieg, który miał zdecydować czy rewelacyjny tego dnia torunianin pokona jeszcze raz wszystkich rywali, kibice dodawali mu otuchy skandując na stojąco - Wiesław, Wiesław, bowiem Tomasz Gollob, Ryan Sullivan i Andreas Jonsson okazali się być rywalami z najwyższej półki GP.. Filigranowy toruńczyk nie zawiódł publiczności, wygrał finałowy wyścig, a także całą imprezę. Zwycięstwo było jak najbardziej zasłużone. Jaguś dwukrotnie pokonał Golloba, był lepszy także od Tony Rickardssona, lidera klasyfikacji Grand Prix. Jedynej porażki doznał z Andreasem Jonssonem, ale zrewanżował się mu w finale.

Za Jagusiem do mety dojechał właśnie Jonsson, który na dystansie uporał się z Gollobem. Bydgoszczanin był trzeci, a Sullivan czwarty. Szwed po zawodach wyraził również zaskoczenie swoją dobrą postawą

- Cieszę się bardzo ze swojego występu - powiedział po zawodach Szwed. - Miałem swój dzień, wszystko mi się układało. Przede wszystkim idealnie trafiłem ze sprzętem i "wjechałem" się w tor, z którym od samego początku nie miałem problemów. Kluczem do zwycięstw biegowych były wygrane przeze mnie starty.
Obok Jagusia i Jonssona na podium stanął Tomasz Gollob. Wprawdzie mistrz Polski znów dwa razy pokonał głównego rywala z GP Rickardssona, ale do wygrania zawodów to nie starczyło. Minę miał jednak zadowoloną.
- Mimo wszystko bardzo cieszę się z wywalczenia trzeciego miejsca w tych prestiżowych zawodach - powiedział po ich zakończeniu. - W tej znakomitej obsadzie znaleźć się na podium, niezależnie od miejsca, to duży wynik.
Gollob podziękował też publiczności za sportowy doping. Miejsca na podium tym razem zabrakło dla Ryana Sullivana, który dwa lata temu był drugi w Stamir Cup. Australijczyk, do niedawna jeszcze zawodnik toruńskiego klubu, łatwo pogodził się z czwartym miejscem w finale.
- Wiesław Jaguś był dzisiaj zdecydowanie najlepszy - powiedział Ryan Sullivan. - Były to dziwne zawody ponieważ kto wygrywał start, ten najczęściej kończył biegi na pierwszym miejscu. Tor nie pozwalał na prowadzenie większej walki na dystansie. Najlepiej poradził sobie Jaguś, który doskonale zna toruński tor i nie mylił się w ogóle na dystansie. Był tego dnia nie do pokonania.

Zatem kolejność w wyścigu finałowym decydowała o kolejności w całej imprezie, bowiem nie sumowano wcześniej zdobytych punktów. Tak się jednak złożyło, że na pierwszych trzech miejscach uplasowali się zawodnicy, których zdobycz punktowa była zgodna z liczbą punktów zdobytych w poprzednich wyścigach.
Finał był godny całej imprezy, która dostarczyła kibicom wielu emocji. Doborowa stawka zawodników światowej klasy sprawiła, że niemal w każdym wyścigu trwała walka o każdy punkt, a wspomniany pokrótce regulamin imprezy nie odbierał szans nawet na zwycięstwo tym, którzy po XX wyścigach zajmowali owali szóste miejsce, z ośmioma punktami.
W tej stawce udanie poczynali sobie zawodnicy Apatora Adriany, co toruńskich kibiców szczególnie cieszyło. Jaguś był rewelacyjny, Jonsson błyszczał refleksem na starcie i ambicją na dystansie. Nieco rozczarował Rickardsson, w którym upatrywano głównego faworyta turnieju. Dla Szweda zabrakło miejsca w finale, a rozczarowanie bierze się z innych oczekiwań wobec kandydata na mistrza świata. Mieszane uczucia można mieć, oceniając występ trójki Tomasz Bajerski, Robert Kościecha, Mirosław Kowalik.

Po zawodach prezes firmy Stamir tak skomentował całe zwody i przygotowania do imprezy
- Przygotowaniom do tego turnieju towarzyszyło dużo nerwowości - podsumował imprezę prezes firmy Stamir Stanisław Grabowski. - Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że aby przyciągnąć na trybuny kibiców, musimy pokazać coś więcej niż dobrą stawkę zawodników. Jeżeli nam się udało, to bardzo się z tego cieszę. Turniej w miarę czasu nabierał rumieńców, rozwijał się. Kiedy okazało się, że główni faworyci zaczęli gubić punkty, mieliśmy dodatkowe emocje. Niektóre biegi oglądane były nawet na stojąco. Zwycięstwo Jagusia jest pewnym zaskoczeniem. Jednak dobrze, że tak się stało, bo to ambitny zawodnik, który ostatnio nie mógł się odnaleźć. Jeszcze za wcześnie aby mówić o tym, czy dojdzie do kolejnego, czwartego turnieju Stamir Cup. Jeżeli opinie kibiców będą pozytywne, to zrobimy wszystko, aby w przyszłym roku go zorganizować. Może nie powinienem o tym mówić, ale w tym roku w pewnym momencie z czwórki sponsorów zostało tylko dwóch i ciężar tej imprezy musiał udźwignąć Stamir. Podliczymy wszystko i jeśli okaże się, że prestiż naszej firmy wzrósł po tym turnieju, to zapewniam, że w przyszłym roku odbędzie się kolejny turniej.
A o tym, że organizatorzy starali się jak mogli, by zadowolić kibiców, świadczy błyskawiczna akcja znalezienia zastępcy Niklasa Klingberga, którego z powodu nieważnego paszportu nie przepuszczono na granicy. W trybie nagłym, trzy godziny przed zawodami ściągniętą ubiegłorocznego mistrza Polski Jacka Golloba. Zawodnik Polonii Piła o starcie dowiedział się, gdy wypoczywał nad jeziorem. Mimo to nie odmówił.

Źródło: Nowości

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt