2019-08-09 runda zasadnicza
Fogo Unia Leszno - KS Get Well Toruń
     
Na dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej Get Well Toruń był nad przepaścią i praktycznie spadał do pierwszej ligi. Torunianie mieli jednak jeszcze o co jechać w dwóch ostatnich meczach. Anioły miały na koncie raptem 3 punkty, a do końca dwa mecze, w Lesznie i u siebie z Zieloną Górą. Było więc bardzo realne, że torunianie tego dorobku mogą nie powiększyć, a wówczas zostaliby najgorszym zespołem Ekstraligi od 2008 roku, kiedy to Unia Tarnów zdobyła 2 punkty. Zatem zespół walczył o o to, aby "wyprzedzić" Wybrzeże Gdańsk, które w sezonie 2014 wywalczyło 4 "oczka". Spadek i dorobek punktowy Unii i Wybrzeża nie był wówczas specjalnym zaskoczeniem i obie ekipy były pewniakami do degradacji już przed rozgrywkami. Natomiast Get Well Toruń miał w tym roku walczyć nawet o ... medale.
Zatem celem Aniołów w dwóch ostatnich, piekielnie ciężkich meczach, były dwa punkty meczowe, które zmazałyby łatkę najgorszej drużyny Ekstraligi od jedenastu lat! Nie zmieniało to jednak faktu, że dawno w najwyższej lidze nie było drużyny, która przegrała tyle meczów i miała tak mizerny dorobek. O komentarz do tej sytuacji pokusił się Robert Sawina: "sytuacja drużyny to efekt błędów, które w ostatnich latach, czy czasie, zostały popełnione w tym klubie. Teraz już nie powinno się myśleć o tym sezonie, ale o przyszłości. Przede wszystkim należy się zastanowić, co zmienić, aby było lepiej i aby do takiej sytuacji już nie doszło. Trzy punkty rzeczywiście wyglądają w tabeli fatalnie i trudno nawet to komentować. JA przed sezonem wierzyłem w tę drużynę i w życiu bym nie pomyślał, że tak się to skończy i zespół nie dość, że spadnie, to jeszcze tak szybko w zasadzie przegra walkę utrzymanie. Sprawdził się scenariusz, którego w ogóle nie zakładałem. To najgorsza rzecz jaka mogła się przytrafić. Tak fatalny sezon dla toruńskiej drużyny to nie tylko dla mnie duży szok".
I tak faktycznie było. Dyspozycja Aniołów nie tylko dla byłego zawodnika Apatora była szokiem. Get Well z dwunastu rozegranych w tym sezonie meczów w Ekstralidze wygrał tylko jeden, u siebie ze Stal Gorzów (49:40). Torunianie i obronił bonus w przegranym rewanżu (41:49). Pozostałe mecze żółto-niebiesko-biali przegrali. Najbliższej drugiej wygranej byli w pojedynku u siebie z GKM-em Grudziądz (44:46). Było to o tyle smutne, że ostatni raz drużyna z Torunia jeździła na drugim poziomie ligowym w Polsce w ... 1975 roku. W 1976 roku był pierwszy awans do "elity", z której nigdy później już torunianie nie spadli. Na pierwszą degradację zanosiło się po sezonie 2019.

Zupełnie odmienna sytuacja była w Unii Leszno. Wiadomym było, że Byki nie zakończą rundy zasadniczej bez porażki, czym zapisałaby się w historii jako pierwszy taki zespół od czasu reorganizacji ligi w 2000 roku. W niedzielę Byki powstrzymał wciąż aktualny drużynowy wicemistrz kraju Stal Gorzów (46:44). W Lesznie nie było jednak wielkich powodów do niepokoju i tłumaczono, że lepiej by takie spotkanie trafiło się w rundzie zasadniczej niż w decydującej fazie sezonu. Było w tym sporo racji, bo Unia już pokazywała, że na najważniejsze momenty potrafi maksymalnie się zmobilizować. Zanim jednak mistrzowie kraju mieli stanąć do walki w play-off o trzeci z rzędu tytuł DMP, na swej drodze mieli do odjechania mecz we Wrocławiu, którym mieli obronić pierwsze miejsce w tabeli oraz spotkanie najsłabszym zespołem obecnego sezonu Ekstraligi czyli z Get Well Toruń. Potyczkę z Aniołami na własnym torze Byki traktowały treningowo i przed meczem podkreślali, że będzie okazja na sprawdzenie sprzętu, spokojną pracę w warunkach meczowych i być może drobną pomoc dla duetu młodzieżowców, bowiem od początku sezonu Dominik Kubera i Bartosz Smektała lepiej spisywali się na wyjazdach niż u siebie.
Niestety dla drużyn przyjezdnych piątka "Byczych" seniorów jeździła u siebie jak z nut i szukanie argumentów i kluczy, które mogłyby przechylić szalę zwycięstwa na korzyść drużyny przyjeżdżającej do Leszna było trochę jak szukanie igły w stogu siana. Dlatego dla Aniołów gra toczyła się już tylko o zachowanie części twarzy, bo na pełną już nie było szans. Drużyna była rozsypana mentalnie i sprzętowo. Gdyby się dało, to pewnie na dwie kończące sezon regularny serie, zespół z Torunia najchętniej w ogóle już by nie wyjeżdżał.

Niemniej w Get Well nikt się nie poddawał, a myśli działaczy były już nakierowane na kolejny rok i szybki powrót do grona najlepszych drużyn w kraju. Nic więc dziwnego, że przed meczem menadżer Adam Krużyński niewiele mówił o przygotowaniach do spotkania w Wielkopolsce, a raczej wyciągał wnioski z nieudanego sezonu i snuł wizje szybkiego powrotu do ekstraligi: "Jako kibic tej drużyny mam problem, żeby wyobrazić ją sobie poza ekstraligą. To jest dla mnie wręcz niewyobrażalne. Trudno jest pogodzić się z tą sytuacją. Powrót na pewno nie będzie łatwy. Mówimy o zupełnie innym budżecie. Trzeba będzie przebudować zespół i podjąć wiele decyzji, które będą mogły zagwarantować nam lepszy wynik w przyszłości. Przed klubem i jego kibicami zupełnie nowy okres w historii czarnego sportu w Toruniu. Wierzę, że ta sytuacja będzie nas tylko wzmacniać. Może dzięki temu staniemy się mądrzejsi i nie będziemy popełniać błędów, które pojawiły się w tym oraz w poprzednich sezonach Co będzie dalej trudno w tej chwili powiedzieć, ale pewnym jest, że pobyt Torunia w pierwszej lidze powinien być jak najkrótszy. Wszyscy będziemy myśleć, co zrobić, żeby tak się stało. Plan jest taki, żeby po jednorocznym rozbracie z ekstraligą, Toruń wrócił tam, gdzie jego miejsce".

Niestety pojedynek, który jeszcze kilka sezonów rozgrzałby kibiców do czerwoności, tym razem był jednostronnym i można powiedzieć żenującym widowiskiem. Pogodzony ze spadkiem Get Well Toruń nie tylko nie uratował twarzy, ale pogrążył się totalnie w otchłani sportowego upokorzenia. Adam Krużyński przed spotkaniem miał powtarzać słowa z przedmeczowych wywiadów i mówił w parku maszyn, że jego drużyna łatwo się nie podda, ale na torze jego zawodnicy pokazali zupełnie coś innego. Żużlowcy Get Well nawet przez chwilę nie byli w stanie udawać, że wierzą w dobry wynik swojego zespołu. W jednym z wyścigów Emil Sajfutdinow jechał na ostatnim miejscu, ale po chwili bez żadnych problemów ograł na dystansie Jasona Doyle'a i Norberta Kościucha. Goście wyglądali jak juniorzy, którzy dopiero co opuścili żużlową szkółkę. W ekipie przyjezdnych zawiódł nawet dotychczasowy lider i ostoja Get Well - Jason Doyle. Kolejny raz kompletnie zawodził Niels Kristian Iversen. Duńczyk jeździł nieporadnie, był wolny i nie spasowany, a dodatkowo podczas zawodów testował silniki Ashley'a Holloway'a - tunera, który obecnie zdaje się być na topie. Jednak nawet i jego jednostki napędowe na nic się zdały w przypadku miernej formy Iversena, a nad postawą braci Holderów i juniorów lepiej zaciągnąć zasłonę milczenia .
Nic więc dziwnego, że przy takiej dyspozycji liderów, po wyścigu dziewiątym nawet te bardzo mało prawdopodobne matematyczne możliwości pozwalające mieć nadzieję na utrzymanie Ekstraligi zostały utracone, a to oznaczało, że Get Well Toruń po sezonie 2019 pożegna się z najwyższą klasą rozgrywek żużlowych w Polsce. Na domiar złego w obozie gości znowu iskrzyło. W wyścigu trzynastym Norbert Kościuch starł się na torze z Jasonem Doyle'em. Po biegu zdenerwowany Australijczyk ruszył w kierunku boksu Polaka. Miał pretensję o to, jak ten potraktował go chwilę wcześniej na torze. Kto wie, czy nie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie przytomna interwencja Adama Krużyńskiego.
Co ciekawe, najlepiej radził sobie Rune Holta. Norweg momentami przypominał tego błyskotliwe zawodnika, jakiego fani pamiętaliśmy z początku sezonu i trudno się dziwić komentatorom, bo poza Holtą ciężko było szukać jakichkolwiek pozytywów. Unia urządziła przyszłemu spadkowiczowi prawdziwą rzeź, tak jakby chciała udowodnić wszystkim, że nadal jest najmocniejsza w lidze i porażka w Gorzowie była wypadkiem przy pracy. Cała drużyna pojechała albo dobrze albo bardzo dobrze. "Byki" nie miały w swoich szeregach żadnych słabych ogniw. Doskonali byli Emil Sajfutdinow, Janusz Kołodziej i Piotr Pawlicki. Co prawda rywalizacja z Get Well nie była żadnym wyznacznikiem siły, ale taki wynik mógł budzić niepokój rywali, którzy już wkrótce mieli walczyć z mistrzami Polski w play-offach.

Podsumowując.
Spotkanie w Lesznie było doskonałą kwintesencją całego sezonu w wykonaniu drużyny z Torunia, a postawę swoich zawodników ostro podsumował Adam Krużyński (wypowiedź w komentarzach do relacji). I szkoda, że męskie słowa padły tak późno, bo być może wcześniej wstrząśnięte towarzystwo żużlowe z Aniołem na piersi, wzięłoby się do pracy i uratowało ekstraligę dla Torunia, a tak niestety po raz pierwszy w historii klubu z miasta Kopernika spadał z krajowej elity, w której startował nieprzerwanie od 1976 roku. Anioły co prawda miały przed sobą jeszcze jedno spotkanie na Motoarenie przeciwko, ale nie zmieniło to faktu, że po trzynastej kolejce spotkań w sezonie AD 2019, Get Well Toruń oficjalnie spadał z żużlowej elity.
Warto dodać, że przez dwanaście lat, po spadku w 2007 roku Polonii Bydgoszcz, toruński klub dzierżył miano jedynego w historii polskiej ligi żużlowej, który nigdy nie zaznał goryczy spadku, a licznik sezonów spędzonych na salonach zatrzymał się na liczbie 44, w trakcie których żółto-niebiesko-biali zostali czterokrotnym Drużynowym Mistrzem Polski (1986, 1990, 2001, 2008), a w ligowych zmaganiach zdobyli łącznie18 medali. Oprócz wspomnianych złotych krążków na swej szyi wieszali także 7 srebrnych (1995, 1996, 2003, 2007, 2009, 2013, 2016) i 7 brązowych (1983, 1991, 1992, 1993, 1994, 2010, 2012).

Po zawodach powiedzieli
Przemysław Termiński
- właściciel klubu z Torunia - Ciężko podsumować ten mecz, bo to było żenujące widowisko. Dla całego klubu, drużyny. Nie było okazji rozmawiać z zawodnikami o tym spotkaniu. My za ten sezon możemy tylko przeprosić. Najprawdopodobniej żadnego zawodnika z obecnej kadry nie zobaczymy w przyszłym roku. Może jest nam potrzebny taki reset. Wszyscy musimy od nowa zakasać rękawy. To suma naszych win. Wspólnie kompletowaliśmy skład. Mamy dwóch mistrzów świata, uczestników Grand Prix. Nie można było oczekiwać, że pojadą tak słaby sezon. Do tego nie pomagają nam nasi juniorzy, którzy się cofają w rozwoju. Końcówka zeszłego sezonu nas uśpiła, ale wyciągamy wnioski. W kolejnym roku chcielibyśmy mieć wychowanków, jak najbardziej polski skład. Adrian czy Paweł są mile widziani, wbrew temu poglądowi, jakie kreują media. Mogę tylko przeprosić za wcześniejsze moje słowa. Pewne zdania na ich temat zostały wyrwane z kontekstu i za nie mogę przeprosić. Juniorzy to nasza największa bolączka. To jest problem, który musimy zdiagnozować. W przyszłym roku chcemy wystawić dwie drużyny w DMPJ, tak aby one rywalizowały. Jedna będzie polska, druga bardziej światowa. Każda z nich będzie mieć osobnego menedżera, zobaczymy jak to będzie funkcjonować.
Dzika karta dla Torunia, to przeciąganie ligi między Ekstraligą a władzami Lublina, jednak gdyby była taka możliwość, to oczywiście o "dziką kartą" wystąpimy. Jednak takiej szansy nie będzie.

Adam Krużyński - menadżer z Torunia - Na początku chciałbym przeprosić wszystkich kibiców i mieszkańców Torunia oraz wszystkie osoby, którym toruński żużel leży na sercu. Styl w którym się żegnamy z Ekstraligą, nawet dla mnie jest przerażający. Nie mam słów, żeby wyrazić swój żal i rozczarowanie. O tym, że nie zasłużyliśmy na najwyższą klasę rozgrywkową nie pokazał tylko mecz w Lesznie, ale to spotkanie obnażyło wszystkie słabości tej drużyny. Tak naprawdę walczyliśmy nie tylko o matematyczne szanse, ale przede wszystkim o twarz. Dla wielu zawodników był to mecz o ich kariery, nawet jeżeli się żegnamy z Ekstraligą to każdy z jeżdżących w Toruniu powinien pamiętać, że żużel to ich zawód i w każdym zawodzie należy mieć odrobinę szacunku do tego co się robi. Nie ma co tu wiele komentować, bo jest mi przykro i wstyd. Czasami mam wrażenie, że to mi jest bardziej wstyd niż zawodnikom, którzy prezentują się na torze. Jest to dla mnie koszmar, którego w życiu bym się nie spodziewał. Jestem kibicem Apatora od czterdziestu lat i nigdy więcej nie chciałbym oglądać takiej drużyny. Mam nadzieję, że zrobimy wszystko, żeby ta drużyna nie przynosiła więcej wstydu.
Czy zawodnicy się wstydzą? Nie mnie oceniać. Jednak jeżeli oni myślą o swojej przyszłej karierze, to powinni się tego typu występu wstydzić i powinien im dać do myślenia o tym co chcą robić w przyszłości. Oprócz tego, że my żegnamy się z Ekstraligą, to oni jednak powinni chcieć kontynuować swój zawód. W każdej profesji wydaje mi się, że najważniejsze jest próbować wykonywać go dobrze i z pasją, żeby przynosiło im to nie tylko korzyści finansowe, ale również, żeby nie musieli się wstydzić tego co robią. Klub nie będzie wyciągać konsekwencji za słabą postawę, bo zawodnicy ukarali się sami przy zdobyczy 26 punktów, z czego kilka podarowanych, to pewnie nie jest to występ, który wszystkim zawodnikom pozwoli na uzyskanie jakiejś gratyfikacji finansowej, która by ich satysfakcjonowała. Z mojej perspektywy oceniam to raczej negatywnie, dlatego że zabrakło ducha walki poszczególnym zawodnikom. W tym stylu, kiedy żegnają się z Ekstraligą, mogą mieć problem, żeby szybko wrócić do niej z nowymi kontraktami i to powinno też dać im bardzo wiele do myślenia.
Po meczu w Częstochowie mieliśmy zarysowany kształt drużyny na kolejny sezon. Rozmawialiśmy między sobą o konkretnych nazwiskach. Powiem szczerze, że po tym meczu musimy jeszcze jedną czy dwie noce przegadać, bo nie wiem czy ewolucja to jest dobre słowo. Nie wiem czy nie powinniśmy w Toruniu zrobić rewolucji. Drużyna powinna mieć charakter i to na dodatek toruński charakter. Musimy o tym myśleć jak spowodować, żeby ta drużyna była bardziej toruńska i żeby po meczu, który się przegrywa, miała w sobie odrobinę wstydu i będzie walczyła o to, żeby te barwy, które zawodnicy na sobie wożą, były uszanowane w odpowiedni sposób, ich postawą. Dlatego musimy przepracować koncepcję od nowa, bo to, co po Częstochowie wydawało się rozsądne i racjonalne, dzisiaj wydaje mi się już nieaktualne. Taka jest moja ocena tego wszystkiego i razem z właścicielem, który, proszę mi wierzyć, wkłada bardzo dużo serca, własnych pieniędzy, emocji. Czasami może być odbierany jako osoba specyficzna, mająca trochę inne podejście do sportu, bardziej biznesowe. Wszystkie osoby pracujące w klubie, łącznie z właścicielem, mają w sobie bardzo dużo emocji i serca do klubu.
Wstydzimy się wszyscy za to, co wydarzyło się w tym sezonie i myślę, że to też będzie dodatkowym bodźcem, żeby pracować ciężko nad tą drużyną na przyszły sezon i przemyśleć jeszcze raz jej kształt i sposób w jakim będziemy w przyszłym sezonie występować w Toruniu. Na pewno musimy mieć zawodników ambitnych, którzy są "głodni". Tylko tacy będą chcieli odnosić progres, będą chcieli pracować. Tylko tacy żużlowcy mogą gwarantować motywacje, które doprowadzą do lepszego wyniku. Na pewno musimy mieć ludzi, którzy nie są żużlem znudzeni i nie są przez żużel zepsuci.

Mark Lemon - menadżer reprezentacji Australii wspomagający Adama Krużyńskiego w tracie meczów - Moja przygoda w Toruniu to tylko krótki epizod. Przyszedłem tutaj, aby pomóc Adamowi Krużyńskiemu. Dawałem z siebie wszystko. Nie wiem co dokładnie przyniesie przyszłość, ale musimy pamiętać, że jestem menedżerem Belle Vue Aces oraz drużyny Australii. Niemniej jednak to świetne doświadczenie być zaangażowanym w prowadzenie Torunia i Belle Vue.
Toruń ma w tym sezonie wiele słabości, które się stale mnożą. W każdym profesjonalnym sporcie jest tak, że kiedy przegrywasz mecz za meczem negatywne rzeczy rozmnażają się jak wirus w drużynie. Szkoda, że taki klub jak Get Well Toruń jest w mało przyjemnej sytuacji. Wierzę, że nabiorą świeżości i wystartują w przyszłym sezonie jako lepsza drużyna.

Niels-Kristan Iversen - Toruń - Zawaliłem całkiem to spotkanie. W trzech startach nie udało mi się ani razu dojechać do mety na punktowanym miejscu. Gospodarze byli w piątek piekielnie szybcy. Mimo naszych starań nie byliśmy w stanie im zagrozić. Nikt w naszej drużynie nie odniósł nawet indywidualnego zwycięstwa, to z pewnością świadczy o naszej słabości. Osobiście cały mecz strasznie się męczyłem. Nie mogłem kompletnie dopasować się do panujących warunków torowych. Szkoda, że kibice, którzy dość licznie zjawili się na stadionie, obejrzeli takie jednostronne widowisko. Przed nami jeszcze jeden mecz PGE Ekstralidze w tym sezonie. Bardzo chcielibyśmy zakończyć tegoroczny nieudany dla nas sezon wygraną w spotkaniu z Zieloną Górą. Mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć korzystny wynik.
Teraz przygotowuję się do GP. O medalu w tegorocznym cyklu mogę już zapomnieć. Mam obecnie zbyt dużą stratę punktową do prowadzącej trójki. Moim celem na ten sezon pozostaje zatem utrzymanie w cyklu Grand Prix na kolejny rok. W Szwecji postaram się nadrobić parę "oczek" do czołowej ósemki. Na pewno stać mnie na dobry rezultat. Zobaczymy jednak jak się, to wszystko ułoży. Wpływ na mój wynik będzie mieć wiele czynników. Mam nadzieję, że szybko uda mi się dopasować do nawierzchni i odnaleźć odpowiednie ścieżki. Więcej nic nie mogę powiedzieć na ten temat, wszystko będzie tak naprawdę wiadomo, jak wyjedziemy na tor w dniu zawodów.

Jason Doyle - Toruń - Zdecydowanie to nie był mój dzień. Straszenie męczyłem się na torze w tym spotkaniu. Praktycznie przez całe zawody coś mi nie pasowało. Jestem niezadowolony ze swojego wyniku. Pięć zdobytych punktów, to dla mnie bardzo kiepski wynik. Unia postawiła nam bardzo wysoko poprzeczkę. Moim zdaniem ten zespół jest głównym faworytem do złota w Ekstralidze. Leszno nie ma słabych punktów. Na każdej pozycji ma doskonałych zawodników. Szkoda, że ostatni mecz wyjazdowy w Ekstralidze w tym roku tak wysoko przegraliśmy.
Teraz moim celem na sobotni turniej jest minimum półfinał. Mam nadzieję, że po Grand prix Skandynawii "wskoczę" do pierwszej ósemki cyklu. Niestety o medal będzie już niezwykle trudno. Mam za dużą stratę do czołówki. Nie chcę niczego obiecywać, ale jestem optymistycznie nastawiony przed tym turniejem. Wiem, co muszę poprawić, aby ta moja jazda w Grand Prix wyglądała lepiej niż do tej pory. Na pewno stać mnie na dobry wynik, ale zobaczymy czy tor na sobotnie zawody będzie mi odpowiadał. Czasem potrzebuję trochę więcej biegów na dopasowanie się do panujących warunków torowych. Mam nadzieję, że w Szwecji uda mi się szybko uporać z tym problemem.

Rune Holta - Toruń - Nie można powiedzieć, że byłem bohaterem swojego zespołu, kiedy łącznie zdobywamy taką, a nie inną ilość punktów. Przegrywamy i wygrywamy razem, jako zespół. Nasz spadek jest smutny nie tylko dla kibiców, ale także dla klubu. Nadal mamy do odjechania jedno spotkanie. Musimy się na nim skupić i wygrać przed własną publicznością. Pozostało nam już tylko pokazać się z jak najlepszej strony przed naszymi kibicami, którzy wciąż są z nami. Chcemy dać im show na koniec i godnie się pożegnać. Jeśli chodzi o kolejny rok to podejmę decyzję po sezonie odnośnie mojej przyszłości. Nie jestem z nikim w trakcie żadnych rozmów, ponieważ skupiam się na odjechaniu do końca obecnego sezonu.

Norbert Kościuch - Toruń - Jeżdżąc przy takiej publice to super uczucie. Mimo, że przyjechałem z drużyną przeciwną to zostałem bardzo dobrze przywitany w Lesznie. Na trybunach nie było kompletu publiczności, ale trochę fanów zasiadło na trybunach i było mi przyjemnie. Czasami tak się układa mecz. Każdy chce, żeby drużyna wygrywała i dzisiaj szansę dostałem troszkę później. Odjechałem trzy biegi i uważam, że nie było źle. Oczywiście mogłem wywalczyć z dwa punkty więcej i wtedy byłbym już zadowolony.
Mam niedosyt po moim ostatnim wyścigu, nie zostawiłem Jasonowi zbyt dużo miejsca, nie zauważyłem go pod bandą. Słyszałem, że zewnętrzną częścią toru ktoś nadjeżdża, a nie spojrzałem kto to. Myślałem, że to zawodnik z Leszna. Takie sytuacje bywają w żużlu i wyjaśniliśmy sobie ją po biegu. Wiadomo jaki mam sezon. Muszę się skupić na tym, aby mieć jak największą ilość startów przed końcem roku. Potrzebuję jazdy. Na razie naprawdę nie czuję się nawet wjechany w sezon.
Nie myślałem jednak jeszcze o roku 2020. Póki co, pierwsza myśl jaka mi się nasuwa, to chciałbym ten sezon jak najdłużej przejechać. Zostało nam jedno spotkanie i nie chciałbym kończyć sezonu w takim momencie, w którym jestem, tylko skończyć go na fali. Na pewno będę występował w różnych turniejach na tyle ile się da, żeby tych biegów jak najwięcej odjechać. Przyjdzie koniec września i wtedy zacznę coś myśleć. Wtedy będę miał lepszy obraz swojej dyspozycji. Teraz ciężko cokolwiek wywnioskować po paru biegach. Niby biegi lepiej wyglądają, ale jeszcze czegoś brakuje. Na pewno potrzebuję jazdy. Co będzie dalej, usiądziemy i będziemy myśleć

Maksymilian Bogdanowicz - Toruń - Kontrakt w Toruniu to bardzo ciężki temat. Nie ma sensu się cofać. Zupełnie inaczej byśmy rozmawiali, gdyby był wynik lepszy. Po fakcie zawsze jest się mądrzejszym.

Bartosz Smektała - Leszno - Rezultat mojego dorobku punktowego w tym meczu jest całkiem dobry, osiem punktów w czterech biegach. Najważniejsze, że nie było żadnego zera i każdy punkt był wywalczony. Problem w tym, że nie wprowadzałem żadnych zamian, ponieważ ciężko się zmienia cokolwiek po wygranym biegu. W biegu młodzieżowym wykręciłem dobry czas. Wiadomo, że chciało by się wygrywać każdy bieg, ale te jedynki nie były złe, a ta ostatnia była taka na kresce. Nie lekceważyłem przeciwnika w żadnym stopniu, bo w składzie ekipy z Torunia są dobrzy zawodnicy.

Emil Sajfutdinow - Leszno - Mecz pokazał, że rzeczy które testowaliśmy są dobre. Miałem prędkość, miałem dobre starty. W tym w swoim ostatnim starcie musiałem powalić na dystansie, bo ze startu zostałem wypchnięty w płot. Spowodowało to, że musiałem też szukać optymalnych ścieżek. Nie spodziewaliśmy się, że będzie łatwo. Każdy przeciwnik jest mocny, a po meczu z Gorzowem zostało w nas trochę sportowej złości. Byliśmy dziś bardzo skoncentrowani, żeby pokazać osiągnąć dobry wynik. Mam nadzieję, że dalej będziemy fajną drużyną i będziemy prowadzić sporo rozmów. Wtedy uda nam się wywalczyć ten cel jaki sobie zakładamy. Staram się pomóc drużynie aby każdy junior mógł mieć dodatkową szansę do jazdy w meczu. Daje im to szanse na wypróbowanie czegoś w swoim sprzęcie.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt