2019-05-26 runda zasadnicza
Speed Car Motor Lublin - KS Get Well Toruń
     
Po czterech kolejkach spotkań o DMP, Get Well Toruń przegrywał mecz za meczem, ale w klubie nie planowano ruchów personalnych, jednak na spotkanie do Lublina drużyna jechała bez Jacka Frątczaka i Norberta Kościucha. Menadżer swoją absencje tłumaczył względami zdrowotnymi, bowiem po meczu we Wrocławiu musiał skorzystać z pomocy lekarza, który zalecił mu 9-10 dni przerwy od aktywności fizycznej i emocjonalnej. Drużynę w rywalizacji z beniaminkiem miał poprowadzić Karol Ząbik, którego w parku maszyn miał wspierać Adam Krużyński.

Sytuacja z Frątczakiem, była jednak bardzo dziwna. Klub od początku popierał działania menadżera i działacze cały czas byli przekonani, że to nie on ponosi winę za słabą formę zawodników na początku sezonu. Słabym argumentem przeciwko Frątczakowi było także odstawienie od składu Kościucha, bo po pierwszych meczach właściciel klubu Przemysław Termiński sam zachęcał swojego menedżera do odważniejszego postawienia na Jacka Holdera, bez względu na krytykę fanów czy niezadowolenie samego Kościucha. Poza tym w ostatnich tygodniach Frątczak nie zrobił nic bez akceptacji zarządu klubu, więc działacze nie mogli go zwolnić, bo w ten sposób przyznaliby się do swoich błędów. Osobną sprawą pozostawał fakt, że obecnie na rynku nie było zbyt wielu menedżerów, którzy byliby gotowi podjąć się ekstremalnie trudnego wyzwania scementowania Aniołów w drużynę i powalczenie o utrzymanie w lidze. Najbardziej doświadczeni trenerzy mieli już swoje kluby i na pewno nie zamierzali zmieniać swojej pracy, a menedżerowie, którzy dawno nie pracowali w roli opiekuna zespołu, nie chcieli ryzykować angażowania się w tak niepewny projekt jakim był Get Well.
Na drugim biegunie była nieobecność "w składzie na Lublin" Norberta Kościucha, która wynikała z faktu, że w trakcie meczu we Wrocławiu zawodnik publicznie skrytykował menedżera. Klub jednak nie chciał komentować tej decyzji tłumacząc, że to wewnętrzna sprawa klubu. A była to decyzja dziwna i niezrozumiała dla wielu, bowiem Kościuch był jedynym zawodnikiem w drużynie, który w ostatnim czasie ścigał się na lubelskim owalu i mógł wnieść do drużyny znacznie więcej niż Rune Holta. Po odstawieniu leszczyńskiego wychowanka w żużlowym środowisku nie brakowało też głosów, że Get Well powinien zakończyć współpracę z Kościuchem i pozwolić mu na odejście do innego klubu. Adam Krużyński jednak sugerował ostudzenie emocji, bowiem klub nie rezygnował ze współpracy z zawodnikiem, który ciągle miał miejsce w składzie ligowym. Przewodniczący rady nadzorczej spółki Get Well zaapelował również do całego toruńskiego środowiska: "To są trudne momenty dla klubu, więc chciałbym prosić o wyciszenie emocji. Nasza sytuacja sportowa nie jest łatwa. Musimy się skonsolidować, a do tego potrzebne jest wsparcie od wszystkich osób, które mogą nam go udzielić. Mam na myśli sympatyków toruńskiego klubu i wszystkich ludzi, którzy życzą nam dobrze. Proszę o wyłączenie negatywnych emocji i pozostanie z klubem".
Z drugiej strony Kościuch parafując przed sezonem kontrakt wiedział na co się pisał, gdzie przychodzi i jaka będzie jego rola w drużynie. Zapewne zdawał sobie też sprawę, że jeden nieudany bieg może pozostawić go w parku maszyn na dalszą część meczu. Życie jednak zweryfikowało wiele spraw, bo cała drużyna była bez formy, a Kościuch jawił się jako jeździec, który niczym nie ustępował Holcie czy Jackowi Holderowi. Nic więc dziwnego, że zawodnik, który początkowo machnął ręką na pewne zasady i uznał, że udowodni swoją wartość na torze, musiał zderzyć się z twardą rzeczywistością w której beznadziejna jazda całej drużyny zmuszała działaczy do podejmowania trudnych i bolesnych dla niektórych zawodników decyzji. Jednak absencja Norberta była zaskoczeniem dla wszystkich, bo przecież był on jedynym zawodnikiem w drużynie który po ubiegłorocznych startach na zapleczu ekstraligi miał doświadczenie wyniesione z lubelskiego toru zwłaszcza, że przeprawa w Lublinie była jedną wielką niewiadomą zwłaszcza, bo po dwuletnie dopingowej karencji wracał do żużlowego ściganie w lidze polskiej Grigorij Łaguta i w mieście beniaminka wszyscy żyli powrotem Rosjanina, który miał być tym, który przesądzi o utrzymaniu drużyny w Ekstralidze.

Przed meczem wydawało się więc, że gospodarze mają wszystko, aby wygrać i zdobyć niezwykle ważne dwa ligowe punkty, a ich dostarczycielem miał być Get Well Toruń, który oprócz kadrowych nieobecności miał problemów co nie miara. Niejasna była bowiem forma Aniołów, którzy mieli być liderami drużyny. Kluczem do wszystkiego wydawało się jednak zjednoczenie drużyny i dotarcie do dwójki braci Holderów, bo bez ich punktów w Lublinie nie było szans na dobry wynik. Kolejnym problemem była beznadziejna jazda młodzieżowców, którzy byli największą pięta Achillesową teamu z miasta Kopernika. Na domiar złego dla Torunia, beniaminek w konfrontacji z Get Well Toruń miał wystartować w składzie z Andreasem Jonssonem, jednak szwedzkie żużlowiec na torze miał się nie pojawić. Powodem jak poinformował Motor Lublin, była kontuzja. W tej sytuacji lublinianie mieli skorzystać z przepisu o zastępstwie zawodnika za Szweda i Jonssona mieli zmieniać koledzy z drużyny. Stosowanie "ZZ" za Jonssona było o tyle ciekawe, że były wicemistrz świata był aktualnie najsłabszym z seniorów w kadrze Motoru, bo w dotychczasowych spotkaniach Ekstraligi notował tylko 0,882 punktu na wyścig. Wniosek był zatem taki, że bez Jonssona beniaminek dysponował jeszcze większą siłą rażenia, niż ze zdolnym do jazdy Szwedem, bo jego koledzy nie powinni mieć problemów z osiągnięciem średniej meczowej "AJ".

W tej sytuacji wydawało się, że powrót na tor Grigorija Łaguty połączony z zastępstwem zawodnika za Jonssona sprawi, że lubelskie "Koziołki" rozbiją rywala z Torunia w drobny mak. Tak się jednak nie stało. Być może powodem znacznie lepszej postawy było przedmeczowe spotkanie, zarząd klubu z całym zespołem. Wbrew pozorom głównym tematem rozmowy nie były wcale słabe wyniki ostatnich meczów, czy możliwe kary, a jedynie kolejny rywal, czyli Motor Lublin. Zespół spędził ze sobą kilka godziny, a większość czasu zajęła im analiza tegorocznych domowych meczów lublinian. Choć brzmiało to banalnie, ale spotkanie to okazało się niezwykle skuteczne. W większości ekip podobną analizę toru zawodnicy robili indywidualnie, a konkretne kwestie dyskutowali już w trakcie meczu. W Toruniu postanowiono przeanalizować rywala i jego tor z całą drużyną, omawiając każdy metr toru i zobaczyć, jakie ścieżki spisywały się najlepiej w poszczególnych etapach zawodów. W jednej z sal na toruńskim stadionie postawiono duży ekran, a w trakcie odprawy każdy zawodnik mógł podzielić się własnymi przemyśleniami i pomóc tym samym całej drużynie. Dzięki temu zawodnicy nie tylko dowiedzieli się, czego mogą się spodziewać w Lublinie, ale także dostali dokładnie zalecenia co do najkorzystniejszych ścieżek tuż po starcie. Najlepiej z instrukcji skorzystali bracia Holderowie, którzy aż cztery razy wychodzili spod taśmy na dwóch pierwszych miejscach. Torunianie przegrali co prawda 42:48, ale pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie i uwierzyli, że przełamanie złej passy mogło być już bardzo blisko.

W meczu, od początku świetnie punktował młodszy braci z Holderów, kroku nie ustępowali mu Jason Doyle i Niels Kristian Iversen. Menedżer Jacek Ziółkowski miał jednak w odwodzie Roberta Lamberta i postanowił skorzystać z Brytyjczyka w drugiej części zawodów. Młody żużlowiec, startując z rezerwy, udanie zastępował zawodzącego Dawida Lamparta i dołożył niemałą cegiełkę do kolejnego ligowego zwycięstwa.

Powrót Łaguty oraz manewr taktyczny z Jonssonem sprawił, że dwa punkty pozostały w Lublinie. Beniaminek mógł się cieszyć z wygranej, bo ta przybliża zespół do utrzymania w najlepszej lidze świata. Wydawało się jednak, że przed spotkaniem "Koziołki" celowały w wyższe zwycięstwo. Różnica sześciu punktów sprawia, że torunianie w rewanżu ciągle moli liczyć na bonus.

Get Well, choć przegrał w Lublinie, zyskał kilka interesujących wniosków. Potwierdziła się teoria, że zespół zyskuje w momencie, gdy Jack Holder startuje od pierwszego wyścigu. Nie było wówczas niejasności w zespole. Otwarte pozostawało jednak inne pytanie, czy Rune Holta faktycznie jest lepszy od Norberta Kościucha, bo w Lublinie Norweg z polskim paszportem zdobył tylko dwa punkty i bonus. Co ciekawe drużynę pod nieobecność Jacka Frątczaka oprócz wspomnianych Karola Ząbika i Adama Krużyńskiego, poprowadził również menedżer reprezentacji Australii Mark Lemon, który szczególnie pomagał Australijczykom, ale podpowiadał też Nielsowi Kristianowi Iversenowi.

Po zawodach powiedzieli:
Ilona Termińska
- prezes z Torunia - Mogę potwierdzić, że Mark będzie w Toruniu także podczas piątkowego meczu z truly.work Stali Gorzów. Wniósł sporo ożywienia do zespołu, dlatego bardzo zależało nam na przedłużeniu współpracy. Pojechaliśmy naprawdę fajne zawody i w końcu wyglądało to tak jak powinno. Widać, że obrana przez nas strategia jest odpowiednia.

Adam Krużyński - przewodniczący rady nadzorczej Get Well Toruń, w trakcie meczu pełniący rolę menadżera - Wynik w ogóle nas nie satysfakcjonuje. Każda porażka powinna nas martwić i tak jest. Zwłaszcza, że zajmujemy ostatnie miejsce w tabeli, ale na to złożył się splot wielu rzeczy. Terminarz był bardzo trudny. Gorzej rozkładu meczów nie można było sobie wyobrazić, na pewno jest kłopotem, ale nie zwalałbym wszystkiego na tę kwestię. Gdybyśmy mieli juniorów w innej dyspozycji to pewnie nasze zdobycze mogłyby być wyższe. Z Włókniarzem ten wynik mógł być z goła odmienny, gdyby nie upadek Jasona Doyle'a. Jechaliśmy bez lidera, a jego strata akurat powoduje, że zespół traci moc. Dlatego do Lublina przyjechaliśmy po to aby wygrać.
W tym meczy trzeba przyznać, że tor był super przygotowany. Chciałbym, abyśmy wszędzie byli pozytywnie zaskoczeni stanem toru. Szczerze powiem, że problemem zespołu z Lublina były starty. U nas z kolei mamy kłopot z formacją juniorską. W tej rywalizacji przegrywamy jeden do siedmiu. Jednak wydaje mi się, że rozstrzygnięcie zapadło jeszcze przed meczem poprzez wykorzystanie możliwości zastępstwa zawodnika, Lublin wypatrzył to w regulaminie. To spowodowało, że mecz ułożył się nie na naszą korzyść. ZZ-tka dała Motorowi 7+1, dwa zwycięstwa Miesiąca i Griszy. To przeważyło.
Przed meczem była duża mobilizacja, która dała nam dużo. Zespół pracował wspólnie. Chciałbym, abyśmy nie szukali problemów, które nie są najważniejsze. Nie demonizowałbym negatywnej roli Jacka Frątczaka, którą mu się przypisuje. Na pewno ta drużyna sama w sobie, jako grupa ludzi współpracująca ze sobą musi dać z siebie jak najwięcej, przynajmniej tak dużo jak w tym spotkaniu. Byliśmy prawdziwym zespołem. Było widać komunikację na dużo wyższym poziomie niż zawsze. Wynikało to z chęci zawodników, zrozumieli, że będąc razem są w stanie sobie pomóc. Pozytywnie zaprezentowali się bracia Holderowie. Jazda braci była wyjątkowo parowa. Dobrze jechali od początku. Starty nie są bolączką Chrisa. W Toruniu zrobił wielki wynik dzięki świetnym wyjściom spod taśmy. ma trochę problemów ze sprzętem. Gdyby sprzęt był trochę lepszy, to podejrzewam, że pojechałby jeszcze lepiej.
Jeśli chodzi o seniorów z polską licencją to widzimy, że sylwetka na motocyklu Rune Holty nadal jest trochę "kwadratowa" i nie widać typowego luzu. Ale Rune sprzętowo jest przygotowany znakomicie. Dlatego wierzymy, że przyjdzie przełamanie. Kwestia występu Norberta Kościucha w następnych spotkaniach jest otwarta. Nikt mu nie zamknął drogi do składu .
W naszym parku maszyn pojawił się Mark Lemon, trenera reprezentacji Australii, z którym znamy się dość długo. Mamy dobre relacje. Chciałem go zaprosić, aby był bliżej zawodników, żeby lepiej się poczuli. Mieli przy sobie osobę, która im dobrze doradzi. Z Markiem pracowało się świetnie, ma olbrzymie doświadczenie i bardzo wiele rzeczy widział. Rozmawialiśmy o ustawieniach, szczególnie po równaniach. Dołożył swoją cegiełkę do tego, że drużyna wyglądał lepiej, ambitniej. Był to dużo lepszy mecz w naszym wykonaniu. Niestety Mark jest menadżerem Belle Vue Aces i choć chciałbym kontynuować taką współpracę, to będzie ona możliwa jeśli tylko Mark będzie miał czas i będzie dostępny.
Przed kolejnymi meczami paniki nie ma, ale jest zmartwienie, bo sytuacja nie wygląda komfortowo. Wszystkich szans na pewno nie straciliśmy. Możemy odbudować się dwoma, trzema spotkaniami i wrócimy do gry. Na pewno nie poddamy się i zrobimy wszystko, żeby zwyciężać. Wierzę w to głęboko. A tabela może się jeszcze mocno zmienić. Zdobyliśmy w Lublinie 42 punkty i jak najbardziej będziemy w Toruniu walczyli o bonus i będziemy nawet faworytem. Natomiast Motor czeka teraz dwumecz ze Spartą Wrocław i będzie bardzo trudno o punkty z tym zespołem nie tylko na wyjeździe, ale i w Lublinie

Karol Ząbik - trener formacji młodzieżowej z Torunia - Nie mogę być zadowolony z tego wyniku, bo przegraliśmy. Jest iskierka nadziei, ponieważ drużyna wyglądała bardzo dobrze. Uważam, że byliśmy bliscy zwycięstwa. Nie będę się cieszył z 42 punktów, ale też nie ma się co załamywać. Wiadomo, że w meczu jechał Grisza i zdobył bardzo dużo punktów, co miało znaczny wpływ na przebieg meczu i wynik końcowy. Można gdybać, co byłoby, gdyby Griszy nie było, jaki byłby wynik i tak dalej. Wygrał na torze zespół lepszy i tyle. Na pewno możemy być zadowoleni ze swojej postawy. Teraz jesteśmy już skoncentrowani na pojedynku ze Stalą Gorzów u nas na stadionie. Uważam, że w końcu dopniemy swego i wygramy mecz. Współpraca wygląda lepiej. Brakuje punktów juniorów, ale musimy im pomóc jeszcze bardziej. Zdiagnozowaliśmy problemy i postaramy się wyeliminować te błędy, bo właśnie punktów młodzieżowców zabrakło, aby wygrać w Lublinie.

Jason Doyle - Toruń - Tor był bardzo fajny, ale to nie jest najważniejsze, lecz to co tu zastaliśmy. Fani klaskali nam, mimo że byliśmy drużyną przeciwną. Jeździmy po różnych stadionach, ale ci ludzie mają w sobie coś szczególnego. Oni kochają żużel, nawet jeśli drużyna miejscowa przegrywa. Atmosfera tutaj jest niesamowita. Lublin zasługuje na żużel na najwyższym poziomie. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo trudno, tym bardziej z powodu powrotu Łaguty. Jechali bez AJ-a. Łaguta pokazał w sześciu biegach jak wielkim jest zawodnikiem. Byliśmy blisko zrobienia dobrego rezultatu. Pozostawiliśmy dobre wrażenie. Na szczęście bonus pozostaje sprawą otwartą, ale jest duża presja na menedżerze i na klubie. Jednak to my mamy wozić punkty. Teraz nie dopięliśmy swego, choć było blisko. Ten sezon będzie dla nas bardzo trudny, ale miejmy nadzieję wyjdziemy z tego obronną ręką. Wnioski? Tylko jeden, musimy zacząć zbierać punkty. Główna przyczyna naszego położenia jest taka, że nie mamy wyrównanej ekipy. W innych drużynach juniorzy robią po 6-7 punktów, a tym samym u nas piątka seniorów nie ma granicy błędu i musimy wygrywać w każdym wyścigu. Seniorzy też czują na sobie presję, ale nie poddajemy się i postaramy się zwyciężyć z Gorzowem.

Wojciech Żabiałowicz - były zawodnik z Torunia - Nie spodziewałem się innego wyniku. Get Well to drużyna, która przed sezonem została dobrana tak, że nie daje gwarancji końcowego wyniku. Mamy wspaniałych czterech jokerów: dwóch Holderów, Doyle'a i Iversena, a potem jest pustka. Nie chcę krytykować torunian, ale dla mnie to, co działo się na początku sezonu, jest smutne. Sytuacja nie jest jednak dramatyczna. Włókniarz Częstochowa też wtopił dwa mecze u siebie. Get Well ma jeszcze jakieś szanse, jest jeszcze cień nadziei, ale wszystko trzeba w jakiś sposób poukładać, nie załamywać się. Widzę, że tego nie ma, zawodnicy chcą jechać, ale prawa dzielą się tak, że u siebie gospodarz jest mocniejszy. To pokazał Motor Lublin. Paweł Miesiąc ładnie rozgrywał swoje biegi, doszedł Grigorij Łaguta, lepiej pojechała druga linia. Wszystko zagrało tak, że wygrana została w Lublinie. Get Well nie ma juniorów. Cały czas biję w to, że nie wychodzi bieg młodzieżowy, a później, gdy juniorzy jadą z seniorami, nie robią punktów. To daje później negatywny wynik. Tak to widzę. Wszystkie drużyny w pewien sposób mają pary juniorskie, a w Toruniu nie jedzie Kopeć-Sobczyński, Bogdanowicz w Lublinie niby jechał na drugiej pozycji, ale w polu dał się minąć w sposób, w jaki nie powinien. Powinien pilnować punktowanego miejsca, żeby go nie oddać. W parku maszyn pojawił się jednak Mark Lemon który jest australijskim kozakiem i ma kontakt ze swoimi rodakami - Holderami i Doyle'em. Uważam, że wpuścił iskierkę do zespołu. Wydaje się, że w Lublinie dało to pozytywny efekt. Można powiedzieć, że wynik cały czas był otwarty, do 14. biegu mogło być różnie. Uważam, że grupa Ząbik - Krużyński - Lemon w jakiś sposób zna się na żużlu i mogą tej drużynie pomóc. Ale mnie cały czas gnębi sytuacja Holty, który kurczowo trzyma się motocykla, niby pokazał się w dwóch wyścigach, ale to wszystko, na co go stać. Generalnie trudno mi jednak wypowiadać się na temat polskich seniorów, bo nie jestem tak blisko drużyny, nie wiem co dzieje się z Kościuchem i Holtą, widzę to tylko z przekazu telewizyjnego. Nie jestem alfą i omegą, ale wyciągam taki wniosek, że w drużynie trzeba coś poukładać, z tym, że za bardzo nie ma co układać. Nie ma żadnej opcji, no chyba, że można kogoś dokoptować do zespołu. Brakuje świeżej, młodej krwi. Nie będę już mówił, co trzeba zrobić na przyszły sezon, by było lepiej. Jednak z całym szacunkiem do menedżera Frątczaka... Facet może chciał dobrze, ale mu nie wyszło. Co dalej zrobi z nim pan Termiński? To już leży w jego roli. Ja nie chcę zawieszać się na panu Frątczaku i brać odpowiedzialności za pana Termińskiego. Żałuję tylko, że Get Well cały czas pikuje w dół, ale mam nadzieję, że drużyna się odbije i w jakiś sposób zdoła może nie awansować do play-off, ale utrzymać się w Ekstralidze.

Jack Holder - Toruń - To było bardzo ciężkie spotkanie. Jestem szczęśliwy ze swojej postawy, jednak czuje duże rozczarowanie, bo przegraliśmy. Wynik jest w miarę dobre w kontekście punktu bonusowego, więc jest jakiś plus z tego spotkania. Staramy się o jak najlepszą atmosferę, jednak ciężko jest być szczęśliwym, gdy ciągle przegrywamy. Każdy z nas ciężko pracuje, każdy może mieć gorszy dzień i nie być w humorze. Jesteśmy tylko ludźmi. Bardzo chcemy wygrywać, a jak tak będzie to i atmosfera będzie lepsza.

Jakub Kępa - prezes z Lublina - Z przebiegu spotkania uważam, że powinniśmy cieszyć się ze zwycięstwa. Nigdy nie zganiałbym na status meczu zagrożonego, bo tor jest równy dla wszystkich. W Toruniu jednak obudził się Jack Holder. Szczerze, nie spodziewałem się tak zaciętego meczu. Drużyna z Torunia była pobudzona i zależało im na wywiezieniu jak najlepszego wyniku z Lublina.
Nie doszukiwałbym się tutaj drugiego dna w zastępstwie wprowadzonym za Jonssona. Andreas nadal odczuwa skutki upadku. Był na dodatkowych badaniach, ma problem z ręką. Czy zz-tka dużo nam pomogła? Siedem punktów to jest naprawdę dużo w Ekstralidze, to jest wygrany pojedynek.
Do drużyny dołączył Grigorij Łaguta i zanotował występ wyśmienity. Obserwowałem go od dłuższego czasu, wiedziałem, że jest mocny. Na treningach miał bardzo dobre czasy, w pierwszym meczu rekord toru. Stracił trzy punkty, ale Ekstraliga jest najlepszą ligą i tym najszybszym będą zdarzały się wpadki. Ja jestem bardzo zadowolony. Grisza jako człowiek jest bardzo pozytywny i daje dobrego ducha tej drużynie. Cieszy mnie to, rozmawia dużo z chłopakami i im pomaga.
Będziemy na pewno walczyć w rewanżu tak jak Toruń walczył z nami w Lublinie.

Jacek Ziółkowski - menedżer z Lublina - Jeżeli ktoś chce podważać decyzję lekarskie, to życzę mu powodzenia, bo ja tego robić nie będę. "ZZ" można stosować wyłącznie za lidera drużyny. Regulamin stanowi, że na pierwsze siedem kolejek liczy się wynik z zeszłego sezonu. W rundzie rewanżowej będzie już naliczana średnia za siedem tegorocznych kolejek. Traf chciał, że najwyższą średnią w ubiegłym sezonie miał Jonsson, który był wtedy liderem Motoru i to nie jest chyba nasza wina.
Do naszej drużyny dołączył Grisza łaguta. Rosjanin z przytupem wrócił do ścigania w Polsce i wydatnie pomógł w zwycięstwie Motoru. Strach pomyśleć, co by było, gdyby zabrakło Łaguty w tym meczu. Grisza jest zawodnikiem z czołówki. Pojechał bardzo dobre zawody. Nie jeździł długo i czuje głód żużla. Chciał pokazać, że jest nadal tym samym gościem, co był, mimo długiej przerwy. To, co zrobił w tym spotkaniu, było niesamowite

Grigorij Łaguta - Lublin - Słaby ten występ. Liczyłem na komplet. Chciałbym lepiej popracować, aby lepiej mi szło i żebym zdobywał jak najwięcej punktów. Chciałbym jeździć blisko przeciwników i nie bać się, a najważniejsze, żeby drużyna zdobywała jak najwięcej punktów. Mogę powiedzieć tylko jedno, że po pierwszym moim wygranym biegu strasznie mi ulżyło. Naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć tego, co się działo, przekazać tych emocji słowami, później jednak przegrałem, ale najważniejszy jest wynik drużyny, dlatego jestem zadowolony i to bardzo mocno. Myślę, że wszyscy powinni być zadowoleni z tego spotkania i tego wyniku. Każdy wiedział o co jedziemy, dlatego jeszcze większa presja spoczywała też i na mnie. Silniki mam bardzo dobre za co dziękuję moim tunerom. Mam jednostki od Siergieja Mikułowa oraz Anatolija Gawrona. Jestem z nich bardzo zadowolony. Jak jeszcze trochę potrenuję, to przewiduję nawet jakieś fajerwerki. Dużo pracowałem i jak widać przyniosło to efekty Teraz szanse mamy bardzo duże, aby się utrzymać. Musimy dużo pracować i dobrze jechać, a wszystko jest możliwe.

Grzegorz Zengota - kontuzjowany zawodnik z Lublina - Chciałbym jak najszybciej wrócić na tor, bo komu ma zależeć na szybkim powrocie, jak nie mi? Rehabilitacja idzie jednak dość mozolnie. Uraz, którego doświadczyłem, jest z typu tych, które długo się goją. Mimo moich chęci i woli szybkiego powrotu na tor, to nie jest takie proste. Staram się robić wszystko, by przyspieszyć proces rehabilitacji i sprawić, by to wszystko trwało jak najkrócej. Opinie lekarzy nie są jednak najlepsze. Fachowcy uważają, że w tym sezonie trudno będzie mi wrócić na tor. Ja jednak wierzę, że to się uda. Ale biologii i fizjologii nie da się oszukać.

Jacek Gajewski - były menadżer z Torunia - Tonący brzytwy się chwyta. Widzimy jaki ma to wpływ na wynik zawodników z Australii. Ten pomysł z Lemonem nie był głupi. To miało dodać pewności Doyle'owi i braciom Holderom. Zatem to był chyba dobry ruch. Wiemy też, że ma kontrakt w Belle Vue Aces. Ciekawe czy to jednorazowy występ. Jeśli chodzi o klub z Lublina to nie dostanie nominacji do nagrody fair-play, ale regulamin na to pozwala. Wiadomo, że Jonsson nie jechał rewelacyjnie w tym roku, ale jeszcze w czwartek w Szwecji startował. Teraz nagle zachorował. Nie wiem czy w obecnej formie Andreas zrobiłby tyle punktów ile dała lublinianom ZZ-tka.

Michał Aszenberg - były zawodnik, ekspert Przeglądu Sportowego - Podejrzewam, że gdyby Jonsson był liderem z prawdziwego zdarzenia, to jechałby nawet ze złamaną ręką, a już na pewno nie przedstawiałby zwolnienia na 15 dni. Moim zdaniem te przeliczniki są jeszcze za niskie. Ja rozumiem, że trzeba to brać pod uwagę, ale mimo wszystko PGE Ekstraliga powinna zrobić ten przelicznik dużo wyższy, żeby takich sytuacji, jak ta Jonssonem więcej nie było. Warto zauważyć, że na przełomie ostatnich lat, zawodnicy, którzy byli najlepsi w pierwszej lidze, byli potem najwyżej doparowymi w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie było żużlowca, który był najlepszy na zapleczu, a potem był liderem w PGE Ekstralidze. Idealnym przykładem jest tutaj Andrzej Lebiediew, który kilka sezonów temu przeszedł z Lokomitovu Daugavpils do Betard Sparty Wrocław i nie zawojował ekstraligi. Lublinianie wykorzystali średnią Jonssona z poprzedniego sezonu. Tym samym upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu. Jeśli Szwed źle się czuł, to jedno, a poświęcenie się dla drużyny, to drugie. Nikt przecież nie wymusi od niego zwolnienia lekarskiego. Podejrzewam, że jakąś kwotę pieniędzy za taki ruch też mu dali, a przy okazji Jonsson się wykuruje i odpocznie. Nie wiadomo jednak co będzie się działo, jak wróci Jonsson, bo Lambert nie jedzie jakoś oszałamiająco, więc w zespole zacznie się walka o skład.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt