2019-04-28 runda zasadnicza
Betard Sprata Wrocła - KS Get Well Toruń
     
Dwa mecze, dwie porażki tak wyglądał bilans drużyny prowadzonej przez Jacka Frątczaka. Porażka we Wrocławiu miała mieć smutne konsekwencje dla menedżera, bowiem szanse na play-offy spadały do zera i przyszłość Frątczaka w klubie stawała pod znakiem zapytania. Niestety spotkanie w pierwszym terminie nie doszło do skutku. Na przeszkodzie stanęła pogoda, bowiem już dwa dni wcześniej Wrocław nawiedziły mocne opady deszczu, które z nie ustępowały w kolejnych dniach, a na domiar złego w żużlową niedzielę, na niespełna dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania deszcz ponownie zaczął padać. Gospodarze odpowiednio zadbali o stan toru i choć nie wyglądał on najgorzej, opady nie ustały, a jedna z prognoz przewidywała, że po godz. 19.00 w okolicach Stadionu Olimpijskiego deszcz będzie jeszcze bardziej dokuczliwy. Dlatego też sędzia Artur Kuśmierz podjął decyzję o odwołaniu zawodów. Co prawda Jacek Frątczak optował za próbą toru, ale ostatecznie zaniechano tej propozycji i GetWell miał ponownie zawitać na Stadion Olimpijski 19 maja i tak też się stało.

Przed ponowną odsłoną potyczki Spartan z Aniołami, liga odjechał czwartą kolejkę spotkań, która zmieniła zupełnie podejście obu drużyn do meczu we Wrocławiu. Oto bowiem torunianie podjęli na swoim obiekcie Włókniarza Częstochowa i zanotowali kolejną bolesną porażkę. Z kolei wrocławianie pojechali do Grudziądza, gdzie oprócz nieplanowanej porażki i straty dwóch meczowych punktów, stracili swojego kapitana, Macieja Janowskiego, który doprowadził do upadku swojego i Krzysztofa Buczkowskiego i doznał kontuzji barku. Była to smutna wiadomość dla Sparty, bo w kolejnym meczu w Gorzowie oraz w zaległym meczu z GetWell Toruń, musieli startować osłabieni. Drużyna jednak mimo porażki poradziła sobie doskonale w starciu ze Stalą, a koledzy z drużyny godnie zastępowali swojego kapitana. Torunianie jednak upatrywali swojej szansy w nieszczęściu rywala i liczyli na nawiązanie wyrównanej walki i zainkasowanie pierwszych punktów meczowych na torze kandydata do play-off. Niestety w ekipie Aniołów trudno było znaleźć jakieś pozytywy, które by przemawiały na ich korzyść. Na domiar złego Bogdanowicz i Kościuch zmagali się z drobnymi urazami, które przy ich słabej dyspozycji, dawały nikłe nadzieje na wywalczenie jakichkolwiek punktów, a niestety bez wsparcia drugiej linii i juniorów, nierówna trójka liderów nie mała co marzyć o końcowym trumfie. Nic więc dziwnego, że wielu pokładało nadzieję w Rune Holcie, który wrócił do składu w starciu z Częstochową, ale wyraźnie brakowało mu jazdy. Tydzień przerwy między spotkaniami miał dać Norwegowi z polskim paszportem dodatkowe treningi i większą pewność w jeździe.
Niestety jeśli ktoś miał przed meczem nadzieję na odmianę toruńskiego teamu, to srogo się zawiódł, bo kolejne spotkanie Aniołów zakończyło się kompromitacją i sportową katastrofą, a atmosfera w drużynie zaczyna się robić coraz bardziej napięta. Z kolei Wrocław pokazał swoją moc oraz to ile wart jest dla swojej drużyny Maciej Janowski. Kontuzjowany kapitan nie mógł pojawić się na torze, ale w parku maszyn zrobił chyba więcej niż zdziałałby w niedzielę na torze. Wrocławianin pożyczył swoje silniki Maksowi Fricke i Jakubowi Jamrogowi, a dzięki pomocy obaj pojechali swoje najlepsze mecze w sezonie, a to spowodowało, że osłabienie ekipy Dariusz Śledzia nawet przez moment nie było widoczne.

Spotkanie rozpoczęło się od potyczki obecnego i byłego mistrza świata. Z rywalizacji tej górą wyszedł Tai Woffinden i choć zawodnicy uzupełniający pary byli tłem dla championów, to różnicę na remis dla swojej drużyny zrobił Norbert Kościuch który przyjechał trzeci. Bieg juniorski zgodnie z przewidywaniami był dla gospodarzy, bo po doskonałym starcie tryumfował bez problemów Maksym Drabik. Niestety z pary toruńskiej, która uchodziła za najsłabszą w lidze, tylko Kopeć-Sobczyński potrafił nawiązać walkę z Liszką, który bez problemu na drugim łuku pierwszego okrążenia uporał się z Bogdanowiczem, który na domiar złego robiąc próbny start do tego biegu upadł. Po tym biegu wielu toruńskich kibiców zastanawiało się czy w końcu szansę na starty w kolejnym meczu dostanie np. Nizgoski. Bieg trzeci początkowo układał się na podwójne zwycięstwo dla gości. Doskonale pierwsze pole wykorzystał Rune Holta, do którego momentalnie dołączył Chris Holder i torunianie próbowali jechać parą, blokując rywali. Za wygraną nie dawał jednak Gleb Czugunow, który najpierw minął Holdera, a później zdezorientowanego obrotem sprawy Holtę czym uratował biegowy remis dla Spartan. W biegu kończącym pierwszą serię para Drabik – Fricke, wyprowadziła pierwszy nokautujący cios w kierunku gości, wygrywając z ogromną przewagą z Iversenem i Bogdanowiczem i torunianie podobnie jak w poprzednich spotkaniach już po czterech biegach mogli korzystać z rezerw taktycznych, bo przegrywali 6 punktami.

Druga seria startów nie odmieniła obrazu meczu, bo goście poza Doylem nawet nie próbowali kąsać rywala, a gospodarze konsekwentnie punktowali przeciwnika i zdobywali punkty, które przybliżały ich do kolejnych dwóch punktów meczowych w sezonie. Spartanie najpierw zremisowali w biegu piątym, przy tryumfie Dyla, bowiem jadący z rezerwy taktycznej Chris Holder nie sprostał ponownie niezwykle szybkiemu Czugunowiwi oraz Milikowi. Po biegu tym wielu fanów miało żal do Frątczaka o to, że ten zmienił Kościucha już po pierwszym wyścigu, mimo iż jeździł bardzo ambitnie i wygrał z Jakubem Jamrogiem. Wielu oskarżało menedżera o złe relacje z Polakiem, a faworyzowanie Jacka Holdera, który nie był w najlepszej dyspozycji w poprzednich meczach. Jednak z perspektywy samego menedżera sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Frątczak przed meczem poszedł na rękę Kościuchowi i dał mu okazję do wyjazdu na próbę toru. Przy okazji mierzył jednak czasy zawodnika, a te okazały się najgorsze spośród czterech żużlowców testujących nawierzchnię wrocławskiego owalu. Mimo to Kościuch dostał szansę występu, a po samym wyścigu menedżer był zadowolony ze swojego podopiecznego. Chwilę później pojawił się komunikat, że sędzia bardzo obawia się, że z kłębiących się nad stadionem ciemnych chmur, może spaść deszcz. Zawody przyspieszono, a także zdecydowano się odwołać kosmetykę toru po czwartym wyścigu i zorganizować ją dopiero po ósmej gonitwie. Torunianie przegrywali sześcioma punktami, a mając z tyłu głowy informację, że spotkanie może zostać zakończone wcześniej, chcieli jak najszybciej wykorzystać rezerwy taktyczne, a to oznaczało, że trzeba kogoś zmienić. Najsłabiej z zawodników zaprezentował się Kościuch, dlatego został zastąpiony przez - szybkiego w pierwszej serii - Chrisa Holdera. Rezerwa taktyczna tak jak wspomniano wcześniej nie wyszła, bo torunianie strzelili "ślepym nabojem" i możliwości taktyczne na kolejną część meczu były nieco mniejsze. W szóstej gonitwie, pokaz skutecznej jazdy po wrocławskim owalu ponownie pokazał Fircke wraz z juniorem Przemysławem Liszką, bo bez problemu ograli Holtę i Holdera, których jazda przyprawiała o łzy rozpaczy toruńskich kibiców. Trzeci cios na szczękę gości wyprowadzili gospodarze w biegu siódmym, wygrywając ponownie 5:1. Początkowo na prowadzeniu jechał Iversen, ale odważnym atakiem Jamróg odsunął Duńczyka pod bandę na czym skorzystał Woffinden i wrocławianie pognali parą do mety, dając kolejne pięć punktów swojej drużynie, zwiększając czternastopunktową przewagę nad rywalami. Z uwagi na nadciągające opady deszczu bez kosmetyki torowej wystartował bieg ósmy w którym Jack Holder zmienił Kościucha i choć początkowo zanosiło się na skuteczną rezerwę, bo torunianie jechali na 5:1, ale młodszego z Australijczyków najpierw minął Max Frice, a później Drabik. Jack nie dawał za wygraną i próbował odbić spoją pozycję i przez moment mu się to udało, bowiem wystawił nogę blokując na wejściu w pierwszy łuk trzeciego okrążenia wrocławskiego juniora. Drabik sprytnie na wyjściu z łuku zjechał do wewnętrznej części toru i minął bezradnego zawodnika z Torunia, który przyjechał ostatni. Na domiar złego Jack Holder za nieprzepisowe blokowanie rywala otrzymał żółtą kartkę, co przed niezbyt przekonywująco dla słuchaczy, przed kamerami tłumaczył swoim niskim wzrostem i koniecznością, szukania kontry dla siły odśrodkowej poprzez balans na motocyklu całym ciałem.
Po przerwie na równanie toru, jazda Aniołów nie uległa zmianie, bo bieg dziewiąty ponownie padł łupem gospodarzy i to w podwójnym wymiarze, po tym jak Jamróg wygrał start, a Woffinden szybko przedarł się z ostatniej pozycji na drugą czym wprawił w zdziwienie Holtę, który zamarkował defekt na trzecim miejscu i miał pretensje o atak Woffindena. Niestety bieg ten pokazał, że ekstraliga jeździła szybko czym wprawiała w zdumienie toruńskich zawodników, którzy po tym z jaką łatwością mijali ich rywale myśleli, że ich motocykle defektują. W biegu dziesiątym Kopeć-Sobczyński pojechał za Bogdanowicza, jednak pierwsza odsłona tego biegu była przerwana z powodu nierównego startu. Ostrzeżenie otrzymał Milik za utrudnianie startu, ale nie przeszkodziło mu to ograć na torze toruńskiego juniora. Z przodu jechał jednak Czugunow, który wręcz ośmieszył swoją szybkością i mądrą jazdą, zawodnika Grand Prix Iversena, który na dystansie musiał wyprzedzić Milika. Kolejny bieg to dalsze roszady taktyczne u gości i planowane zmiany w ekipie gospodarzy. Niestety kadrowe zmiany przyniosły ponownie oczekiwane rezultaty tylko w Sparcie, bo wyścig wygrał startujący za Wojdyłę, Max Fricke, za którym przyjechał Jack Holder startujący za Kościucha. Co prawda Holder wygrał start, ale fenomenalnie po zewnętrznej napędził się Fricke i mijał rywali jak stojące tyczki. Z kolei Kuba Jamróg uporał się z Holtą, który jakby stracił ochotę do jazdy w tym meczu.
Bieg numer dwanaście to popisy Doyla, który jako jedyny potrafił wygrywać z gospodarzami i dać swojej drużynie biegowe remisy, bo tylko On od biegu trzeciego kończył swoje wyścigi remisowo. Być może Jason dał sygnał do podjęcia rękawicy, bo bieg trzynasty również skończył się remisowo, bo tryumfował Woffinden, za plecami którego przyjechał startujący za brata w ramach rezerwy zwykłej Jack Holder oraz Iversen, który na trasie ograł fenomenalnego tego dnia Czugunowa.

Biegi nominowane były już tylko formalnością i choć torunianie nawiązali walkę remisując za sprawą Doyla w biegu czternastym oraz wygrali bieg piętnasty, który był jedyny wygranym biegiem po stronie Aniołów, to w przekroju całego meczu osłabiona brakiem wrocławskiego kapitana i lidera Macieja Janowskiego, Sparta upokorzyła bezradne Anioły, które latały na dolnośląskim owalu bez skrzydeł i bez pomysłu na wzbicie się do ligowego lotu.

Niestety po czterech meczach sytuacja toruńskiego zespołu była dramatyczna. Jedynym pewniakiem w jego drużynie był Jason Doyle. Niewiele pokazywali Jack Holder i Niels Kristian Iversen, a reszta drużyny po prostu zawodziła na całej linii. Przed sezonem narzekano na układ spotkań, ale te spotkania były już za Aniołami, a niestety przyszłość nie była wcale ciekawsza niż przeszłość, bo drużynę czekał ich trudny mecz wyjazdowy do Lublina, którego skład miał być po raz pierwszy w tym sezonie wzmocniony, powracającym po dopingowej dyskwalifikacji Grigorijem Łagutą. Używając analogii bokserskiej, to Anioły nie leżały na deskach po ciężkim nokaucie, ale byli już w drodze karetką na ostry dyżur na oddział pod nazwą pierwsza liga żużlowa.

Dla odmiany w drużynie Sparty, trener Dariusz Śledź mógł być dumny z postawy całego zespołu. Na słowa uznania zasłużyli na pewno juniorzy. Przemysław Liszka i Maksym Drabik zrobili na torze to, co do nich należało. Sparta odjechała w trzy dni dwa spotkania ligowe, bez swojego lidera i pomimo porażki w Gorzowie jasno dała do zrozumienia, że trzeba się z nią liczyć i będą niebezpiecznym rywalem dla wszystkich drużyn Ekstraligi.

Po meczu wielu zadawało sobie pytanie co działo się z toruńską drużyną i czego jej brakowało. A na tak postawione pytanie można było, odpowiedzieć najprościej: torunianom brakowało punktów meczowych. Rzeczywistość, była jednak nieco bardziej skomplikowana, bo problemy z drużyną można było zaobserwować od roku 2016 kiedy to po raz ostatni zespół stanął na podium DMP. Kiepski Get Well był pożywką dla licznych hejterów z innych ośrodków. Toruń był bowiem najbardziej znienawidzonym klubem żużlowym w Polsce. Może przez zwykłą zawiść, może nadal pokutowała ucieczka z finału ligi w 2013 roku? Tak, czy inaczej atmosfera wyczekiwania na spadek torunian była wyczuwalna, można było jej niemal dotknąć. Działacze nie mieli jednak czasu na załamywanie rąk, ale musieli zabrać się poważnie za cementowanie tego co się sypało. Trzeba było podwoić wysiłki, dograć sprzęt, nawierzchnię, szukać jazdy dla zawodników, pomyśleć o wzmocnieniach, by wyjść na prostą. Trzeba było też dopomóc szczęściu, którego ewidentnie brakowało. Absolutnie kluczowe były trzy najbliższe spotkania Get Well: z Grudziądzem, Lublinem i z Gorzowem. Jeśli w Toruniu nie było myśli o pierwszej lidze to Get Well musiał te mecze wygrać. W przypadku trzech porażek Get Well zmierzał drogą ekspresową do spadku z ligi.

Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński
właściciel toruńskiego klubu – (wypowiedź przed meczem) Za nami raptem trzy kolejki, a nasza sytuacja nie jest wcale taka zła. Śmieję się jak czytam opinie ekspertów, że jesteśmy blisko spadku itp. Widzę, że zawodnicy są bardzo mocno zmotywowani i naprawdę się starają. Nie zamierzamy więc ich rozliczać z nieco słabszego początku ligi. Pół Polski życzy nam spadku, ale ja wierzę, że kiedyś im wszystkim dokopiemy. Teraz mamy trochę słabszy okres, ale będzie lepiej, bo w życiu zawsze bilans szczęścia musi wyjść na zero. Emocje wokół naszego klubu zawsze są na najwyższym poziomie, ale zdążyliśmy już do tego przywyknąć. Krytykują Frątczaka, ale chyba sami nie mają pomysłu do czego się przyczepić. Przecież to nie Frątczak ma zdobywać punkty! Jak już nie ma za co, to krytykuje się go za przygotowanie toru, bo ponoć przygotował zbyt dobrą nawierzchnię. To śmieszne. Dlatego nie przesadzajmy. Wszystkie porażki - oprócz tej z Włókniarzem - były wkalkulowane. Z częstochowianami przegraliśmy tylko z powodu kontuzji Jasona Doyle'a. Teraz rywale mogą się nas obawiać, bo wraca Doyle i wygląda na to, że w końcu pojedziemy w pełnym składzie. Niels-Kristian Iversen po ostatnim meczu miał rozmowę w klubie, bo nie może być tak, że taki żużlowiec ma tylko jeden dobry silnik. Jestem przekonany, że drugi taki słaby występ już mu się nie przytrafi. Widziałem prognozy pogody i jestem przekonany, że w rozegraniu meczu nie przeszkodzi deszcz.
(wypowiedź w trakcie meczu) Tego się nie da oglądać! Żal, smutek... Doyle, zawodnik po kontuzji pokazuje ze można. Reszta to dziś raczej statyści. Naprawdę wierzyłem ze we Wrocławiu możemy wygrać. Naprawdę – komentarz na portalu społecznościowym.

Ilona Termińskaprezes toruńskiego klubu - Po niedzielnym meczu w klubie dzieje się bardzo dużo. Na razie nie będę nic mówić, ale to właściwy czas na podsumowanie tego, co stało się do tej pory i przeprowadzenie reorganizacji. Przed meczem we Wrocławiu wydawało nam się, że zawodnicy dostali wszystko czego potrzebowali. Wszystkie pieniądze są wypłacane praktycznie od razu po wystawieniu faktury, a żużlowcy zostali otoczeni opieką. Stworzyliśmy zespołowi naprawdę bardzo dobre warunki i wydawało się, że będą w stanie powalczyć o zwycięstwo z Spartą Wrocław. Teraz teoretycznie moglibyśmy zacząć ich karać, ale przecież oni sami powinni wiedzieć, że jadą źle. Widziałam, że mobilizacja w zespole była bardzo duża. Nie wiem co się dzieje z Chrisem Holderem, bo w poprzednim meczu jechał jak szalony i zdobył 15 punktów, a teraz znów był wolny. Choć może wydawać się to dziwne, to ja wciąż wierzę w ten zespół. Menedżer na razie jest z nami, bo nie wydaje nam się, by zmiana mogła jakoś wpłynąć na zespół.

Adam Krużyńskiczłonek rady nadzorczej w toruńskim klubie - Spokojnie. Na razie nie ma żadnych decyzji personalnych. Potrzeba jest głębsza analiza i rozmowy. W środę, na chłodno, czyli już bez pomeczowych emocji, będziemy mogli powiedzieć więcej. Zasadniczo skupiamy się na przygotowaniach do najbliższego spotkania ze Motorem Lublin.

Jacek Frątczakmenadżer z Torunia - Co tu podsumowywać? Miałem bardzo dużo znaków zapytania. Trzeba mieć jakiś plan, ale też patrzeć na to, jak się zmienia sytuacja, co się dzieje ze sprzętem zawodników. Chris nie był wcale wolny, stąd uruchomienie Chrisa. Można było wstawić od razu Jasona i nie byłoby problemu, ale zawsze te największe działa trzyma się gdzieś na później. W tych zawodach za długo czekałem z Jackiem, a z kolei w poprzednich meczach uruchomienie rezerwy było za szybko. Natomiast w którymś momencie trzeba tą decyzję podjąć. Generalnie jeden zawodnik ciągnął wynik. Doyle jechał fantastycznie. Tor mu nie przeszkadzał, ustawienia mu pasowały. Tak samo Jack Holder. Wiedzieliśmy, że sprzęt sprzed roku mu zagra. Zabrakło jednego zawodnika. Pojechaliśmy tragiczne zawody. Po meczu mieliśmy trzydziestominutową naradę, bo trzeba było na gorąco podsumować pewne rzeczy i pomyśleć co dalej. Skoro Doyle potrafił być królem wrocławskiego toru, to wnioski wyciągnął odpowiednio, choć nie jechał na próbie toru. Wiadomo, że każdy jedzie na innym sprzęcie, ale Jack Holder też był od początku szybki. Jest problem z juniorami. Nie dokładają żadnych punktów. Spodziewałem się też więcej po Iversenie w tym meczu. W sobotę pojechał świetnie w Grand Prix Polski. Przed rokiem we Wrocławiu zdobył 14 punktów. Z kolei Norbert musi zrozumieć jedną rzecz. Ja nie mogę ulegać presji mediów, opinii publicznej, czy kibiców. Jeśli zawodnik dostaje próbę toru i na tej próbie toru rozkręca mu się sprzęgło, to mamy stracony wyjazd. A dostał tę próbę toru tylko dlatego, że nigdy nie jeździł we Wrocławiu. W pierwszym biegu nie zrobił nic złego, ale nie było ewidentnie u niego dobrego startu ani prędkości. Trzeba też powiedzieć, że nie byłem zachwycony jazdą Norberta. On, jak i Jakub Jamróg, byli bardzo wolni w tym wyścigu. Mecz zaczął odjeżdżać. Rune Holta miał bardzo dobry start, więc trudno było go odsunąć, a w którymś momencie musiałem uruchomić Jacka Holdera.
Jestem ostatni, który nie będzie wiedział, co ma zrobić. Mówiąc wprost, do niczego przyspawany nie jestem. Nie spodziewałem się takiego spotkania. Ja na motocykl nie wsiądę za nikogo. Jeśli ktoś nie robi punktów, jest to moja wina, a jak ktoś zdobywa punkty, to już nie jest to moja zasługa? Ja w tym meczu żałuję tylko jednej rzeczy – że nie uruchomiłem Jacka Holdera od pierwszego biegu. Ale gdybym to zrobił, a my byśmy przegrali, to byłyby kolejne argumenty, że ktoś nie pojechał, a mógł. Tutaj nie ma miejsca na błędy. Ja wiem, że Norbert się denerwuje, ale on wie, na co się pisał. Ja miałem tyle dziur, że próbowałem to załatać rezerwami taktycznymi, ale to było niemożliwe. Zdaję sobie sprawę, jakie są realia.
Co do rywala to wydaje mi się, że Maciek swoją nieobecnością pomógł Sparcie. Wzmocnił ją, motywował zawodników, powyciągał im silniki. Chwała gospodarzom, bo pojechali świetne zawody.

Norbert Kościuch - Toruń - Nie decyduję o tym kto jedzie, a kto nie. Nie będę nikogo obwiniać. Każdy ma swoje wewnętrzne problemy. Jestem zawodnikiem, ode mnie się wymaga punktów i jazdy. Też bym chciał jeździć w większej liczbie biegów. Pytanie o to czemu jestem zastępowany powinno być kierowane do osoby, która podejmuje decyzje. Nie żałuję jednak przenosin do ekstraligi. Wiem na co mnie stać. Póki co nie mam szczęścia, by więcej wyjechać na tor. Wiadomo, że Ekstraliga, to nie jest pierwsza liga, bo poziom jest nieco wyższy. Jednak ja potrzebuję jazdy, by pewne tematy poukładać. Po jednym biegu ciężko wywnioskować jak coś się potoczy. We Wrocławiu pozmienialiśmy pewne rzeczy i nie dowiemy się już, jakie by to dało efekty. Mogłoby być dobrze, mogłoby być gorzej. Ciężko mi powiedzieć, wróżką nie jestem.

Jack HolderToruń - My, żużlowcy jesteśmy mali i jak się wyginamy na motocyklu, aby lepiej balansować, to ściągamy tę nogę z haka.

Niels Kristian Iversen - Toruń - Nie wiem co się dzieje i nie mam pojęcia jak to zmienić. Jechałem dzisiaj na tych samych silnikach, co wczoraj w Warszawie podczas GP.

Maksymilian Bogdanowicz - Toruń - Absolutnie nic nie tłumaczy moich rezultatów. Wyników nie było i nadal nie ma. Widocznie muszę skupić się na powrocie do podstaw, bo chyba tylko tak moja forma może ulec poprawie. Postawa na treningach w okresie przygotowawczym zapowiadała obiecujący początek sezonu. Spodziewałem się po sobie, że będzie to wyglądało zdecydowanie lepiej. Trudno zrzucać to jednak na karb różnicy między Ekstraligą a Nice 1.LŻ. Być może to kwestia nastawienia, bo gdy zawodnikowi, potocznie mówiąc, "żre", to wtedy jeździ się zdecydowanie łatwiej. Tak było w ubiegłym sezonie w Car Gwarant Starcie Gniezno. Czasem pojawi się jakieś światełko w tunelu, jak w spotkaniach młodzieżowych, ale Ekstraliga niestety te nadzieje weryfikuje.

Rune Holta - Toruń - Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że wygrał zespół lepszy. Mieliśmy mnóstwo problemów przez cały wieczór. Tylko Jason i Jack koniec końców potrafili znaleźć odpowiednie przełożenia. W ubiegłym sezonie źle zaczęliśmy rozgrywki, często przegrywaliśmy nasze spotkania, aż w końcu przyszły zwycięstwa, które omal nie dały nam play-off. Taki po prostu jest żużel. Musimy być cierpliwi i ciężko pracować, aby zacząć wygrywać. W końcu się to uda, ale im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Pod koniec ubiegłego sezonu odnaleźliśmy naszą formę i wygrywaliśmy w zasadzie mecz za meczem. Oczywiście znów może się to zdarzyć, ale musimy w końcu zacząć punktować. Dobrze, że chociaż Jason jest w tak dobrej formie mimo bolesnej kontuzji.

Dariusz Śledźtrener z Wrocławia - Obawialiśmy się tego meczu, bo wiadomo, że jechaliśmy bez Macieja Janowskiego. Cała drużyna stanęła jednak na wysokości zadania. Mówię cała, bo musimy o tym pamiętać, że Maciek pożyczył trochę swojego sprzętu. Tak zachowuje się właśnie prawdziwy kapitan drużyny. Wydaje mi się również, że mamy dobrą zaliczkę przed rewanżem, która pozwala powoli myśleć o bonusie, a być może nawet o czymś więcej w Toruniu.
Janowski cały motocykla użyczył Australijczykowi, a Kubie silnik. Po ich jeździe na pożyczonym sprzęcie było widać, że czeka ich jeszcze sporo pracy nad własnymi motocyklami. Było widać, że potrafią dobrze jechać, ale żeby osiągać dobre wyniki w Ekstralidze, to trzeba również mieć do dyspozycji dobry sprzęt.
Milik troszeczkę "skakał" ze sprzętem, zmieniał motocykle w trakcie meczu. Widać jednak, że jego jazda wygląda lepiej. Przede wszystkim bardzo chce i to jest bardzo dobry sygnał..
Norbert Kościuch – Toruń - W tym meczu ja mogę to tylko obserwować to co dzieje się na torze. Wrocławianie jadą innymi ścieżkami i tutaj jest główny problem. Teraz jest już za późno, by wyeliminować błędy w tym meczu, ale oby była poprawa w kolejnych spotkaniach, potrzebny jest człowiek, który to wszystko ogarnie! Widać, że nie ma komunikacji. Łączność, delikatnie mówiąc, szwankuje. To nie chodzi o barierę językową. Składa się na to wiele małych czynników

Vaclav MilikWrocław - Wrócił mój silnik z serwisu. Trenowałem tutaj na nim we Wrocławiu i spisywał się dobrze. Miałem jeszcze jeden motor, który bardzo dobrze spisywał i niestety wybrałem, ten drugi. Teraz wiem, że źle zrobiłem. Trzy biegi na nim jechałem w tym spotkaniu. Dopiero na ten ostatni wyścig wziąłem sobie drugi motor, bo nie wiedziałem już co zrobić. Było wówczas dużo, dużo lepiej i powinienem od początku meczu na nim startować. Więc ten silnik na, którym jechałem trzy biegi, odkładam na półkę. Nie będę już na nim jeździł.
Pewnie gdybym poprosił, to Maciek pożyczyłby i silnik. Janowski zawsze nam doradza i pomaga jak tylko może. Szczerze mówiąc, o tym nie myślałem, żeby skorzystać ze sprzętu kolegi. Teraz już wiem, co muszę poprawić. Z meczu z Toruniem wyciągnę dużo odpowiednich wniosków, bo wziąłem sobie silnik, który myślałem, że jest najlepszy. Okazało się jednak inaczej. W swoim ostatnim starcie niedzielnego spotkania jechałem na silniku, z którego korzystałem w trakcie półfinału Speedway of Nations na torze w Landshut (Czech wygrał wówczas aż 7 ze swoich ośmiu biegów!).

Wojciech Stępniewskibyły prezes toruńskiego klubu, prezes Ekstraligi - Nie mi to oceniać, czy to wina Jacka. W moim odczuciu na sytuację Get Well wpływają potężne problemy sprzętowe. Jednak geneza wszystkich kłopotów sięga listopada 2018 roku i kompletowania tej drużyny. Rozumiem na przykład, że to co zrobił w tamtym czasie dla klubu Rune Holta było bardzo ważne. Jednak kontraktowanie zawodnika w takim wieku i po tak ciężkiej kontuzji było olbrzymim ryzykiem. Kościuch? Też przychylam się do opcji dania mu więcej niż jednej szansy. Prezes Termiński musi wyciągnąć wnioski, aby ratować tę drużynę

Leszek Demskiszef kolegium sędziów – Żółta kartka dla Jacka Holdera to była słuszna decyzja.

Sławomir Kryjombyły menadżer z Torunia - Z jednej strony rozumiem Norberta, bo system wynagradzania w żużlu jest powszechnie znany. Poza tym musimy pamiętać, że nie da się zbudować formy zawodnika, kiedy ten siedzi na ławie lub na trybunach. Jack Holder z pozycji rezerwowego mocno szachuje pozycje seniorskie. Najczęściej jest tak, że jeździ za Kościucha. Nie zmienia swojego brata ani Rune Holty. Potrafię także zrozumieć Jacka Frątczaka, który próbuje coś ulepić, ale nie ma za bardzo z czego. Jego decyzje wyglądają dla niektórych dziwnie, bo wszyscy oceniamy menedżera przez pryzmat wyniku po 15 biegach. Wybory muszą jednak zapadać w trakcie spotkania. Teraz można powiedzieć, że błędem było puszczenie Chrisa Holdera jako pierwszego w ramach rezerwy taktycznej. Tylko moim zdaniem starszy z braci w swoim pierwszym biegu wcale nie jechał źle. Po prostu strasznie przeszkadzał mu Rune Holta. Menedżer podjął ryzyko, a później mecz potoczył się tak, że jego wybory wyglądały dziwnie.
Wracając do Norberta Kościucha To bardzo trudne małżeństwo. Na razie wygląda to na beznadziejny związek i może warto byłoby go przerwać. Nie wiem, czy nie byłoby lepiej, gdyby Norbert poszedł na wypożyczenie do innego klubu (zawodnik mógł być wypożyczony jeśli wystartował w nie więcej niż 8 bieegach). Get Well straciłby krajowego seniora, ale przynajmniej wszystkie role byłyby od razu rozdane. Zawodnik także zyska, więc obie strony mogą poczuć ulgę. Im szybciej znajdzie się jakieś rozwiązanie, tym lepiej.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt