2018-04-29 runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - Mr Garden GKM Grudziądz
     
Po wygranej ze Spartą Wrocław wydawało się, że Get Well Toruń przepędził z własnego stadionu ubiegłoroczne demony. Jednak w Tarnowie drużyna z mistrzem świata Jasonem Doylem w składzie znowu prezentowała się fatalnie. Liderzy byli niczym zagubione dzieci we mgle. Przez cały mecz szukali optymalnych ustawień, ale niczego mądrego nie wymyślili. Przemysław Termiński, właściciel klubu, napisał po tamtym meczu, że chyba warto zastanowić się, czy jest sens, z taką jazdą, pakować się do play-off. Menedżer Jacek Frątczak nie pytał, lecz szukał sposobu na odbudowanie formy zawodników których sam wskazał jako liderów drużyny. W kuluarach mówiło się, że gdyby tylko Doyle dostał jeden szybki silnik, to sytuacja toruńskiej drużyny diametralnie by się zmieniła, a trzeba przyznać, że sytuacja sprzętowa zespołu nie była najlepsza. Chris Holder posiadał tylko jeden szybki silnik, który oszczędzał na Motoarenę, a pozostali zawodnicy poza Holtą i młodszym z braci Holderów, chyba zupełnie nie wiedzieli na co było stać ich motocykle.

Receptą na derbowy sukces miało być trzydniowe zgrupowanie podczas którego zawodnicy mili testować i optymalizować ustawienia silników i motocykli do toruńskiego toru. Menedżer zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że tylko wysoka wygrana w niedzielę z GKM-em odbuduje morale zespołu. Od czwartku do soboty na Motoarenie trenowali oprócz zawodników miejscowych również Doyle i Rune Holta. Niels Kristian Iversen miał dołączyć do zespołu w sobotę, bowiem miał wcześniej zaplanowaną konsultację medyczną po ubiegłorocznej kontuzji. Punktem kulminacyjnym trzydniowego zgrupowania był piątkowy trening punktowany z drużyną Polonii Piła, niestety nie dostępny dla kibiców i mediów.
Mimo poważnych przygotowań w obozie toruńskim, goście nie byli stawiani w roli faworyta spotkania. Na ich niekorzyść przemawiała nie tylko bieżąca forma sportowa drużyny, ale też historia, w której żółto-niebiescy nie triumfowali w ligowej delegacji od września 2014 roku. Ubiegłoroczne spotkanie wydawało się jednak naprawdę dobrą okazją, by wreszcie się przełamać, zmazać plamę z dwóch poprzednich występów w Toruniu (dwie porażki po 31:59), zrewanżować się za czerwcową porażkę u siebie (33:45). Niestety "Gołębie"|nie wykorzystały swojej szansy, bowiem gospodarze mimo ogromnego ciśnienia i poważnych osłabień w postaci braku Grega Hancocka i Adriana Miedzińskiego ostatecznie pokonali grudziądzan 49:41, zdobyli trzy duże punkty. Tym samym GKM nadal pozostał z jednym zwycięstwem na ziemi toruńskiej na koncie z roku 1998.

Po pierwszym biegu w sezonie 2018 wydawało się, że sytuacja ta może ulec zmianie, bowiem spotkanie rozpoczęło się od niespodzianki i kontrowersji. W pierwszym biegu na drugim okrążeniu Paweł Przedpełski, jadąc po wewnętrznej części toru chciał pokonać pierwszy łuk wchodząc tuż przy krawężniku, ale w dość sprytny dojechał do niego Przemysław Pawlicki i upadł na tor. Sędzia dał się nabrać na cwaniactwo grudziądzanina i wykluczył zawodnika Get Well. Wzbudziło to sporo kontrowersji wśród kibiców, ale całą sytuację zinterpretował szef kolegium sędziów Leszek Demski: "Przyznaję, że nasze pierwsze wrażenie było takie, że sędzia się pomylił. Pozornie wyglądało to tak, że Przedpełski jedzie swoim torem, a Pawlicki kładzie się na niego i upada. Żeby jednak lepiej zrozumieć, to co się stało, trzeba się cofnąć. Zwykle bywa tak, że zawodnik wyjeżdżający z łuku przejeżdża prostą szeroko, przez trzecie, czwarte pole startowe. Paweł wyszedł jednak z łuku wąsko, przejechał przez drugie pole, a Pawlicki poruszał się szerzej. Zawodnik GKM wchodząc w kolejny łuk, prowadził, dyktował warunki, więc choć Paweł faktycznie jechał swoim torem, to jednak 60 procent winy było po jego stronie".
W powtórce kibice przecierali oczy ze zdumienia, bo książkową jazdę parą zaprezentował duet GKM-u, który bez problemu pokonał podwójnie osłabionego i wolnego Nielsa Kristiana Iversena. Na Motoarenie zapachniało niespodzianką, na szczęście dla Aniołów tylko na chwilę, bo w dalszej części meczu choć nie grudziądzanie nie odpuszczali pola walki to spuścili nieco z tonu i zaczęli szybko tracić dystans do gospodarzy. Po czterech biegach przegrywali już różnicą sześciu punktów. Torunianie nie byli jednak w stanie jednak pójść za ciosem i odskoczyć na większą zdobycz punktową od rywala. GKM był ciągle w grze, bo nieosiągalny dla torunian był Przemysław Pawlicki, a poza tym rozkręcał się Artiom Łaguta, nic więc dziwnego, że kolejne biegi były niezwykle wyrównane. Wszystkie wyścigi od piątego do dziesiątego zakończyły się wynikiem 3:3 i było 33:27. Najciekawiej było w dziewiątej gonitwie. W tym biegu po raz pierwszy kibicom zaprezentował się Jack Holder. Australijczyk najlepiej wyszedł spod taśmy, ale stoczył fantastyczny pojedynek o trzy punkty z Krzysztofem Buczkowskim. Ostatecznie Kangur zwyciężył, ale jadący cały bieg na trzeciej pozycji Iversen został wyprzedzony na ostatnich metrach przez Artioma Łagutę.
W jedenastym biegu młodszy z braci Holderów kolejny raz zastąpił Pawła Przedpełskiego i okazało się, że to była dobra decyzja menadżera Get Well. Jack zwyciężył, a trzeci do mety dojechał Rune Holta i gospodarze prowadzili już ośmioma punktami. Zwycięstwem zakończyły się również kolejne dwa wyścigi. Dlatego Get Well przed biegami nominowanymi wygrywał 46:32 i zapewnił sobie zwycięstwo w tym meczu.
W przedostatnim starciu w końcu ktoś znalazł sposób na Jacka Holdera. Niepokonany dotąd Australijczyk został powstrzymany przez Przemysława Pawlickiego, z którym z kolei poradził sobie na ostatnich metrach "starszy Holder" i Get Well zwyciężył 4:2. W ostatnim wyścigu nieoczekiwanie 5:1 wygrali goście i ostatecznie Toruń zwyciężył z Grudziądzem 51:39.

Nie wszyscy w Toruniu byli jednak zadowoleni i potrafili docenić kunszt menedżera. Kiedy na trybunach trwała radość ze zwycięstwa, przed kamerami pojawił się Paweł Przedpełski, który ostro skrytykował Jacka Frątczaka. Wychowanek toruńskiego klubu miał pretensje, że został niesłusznie odsunięty od jazdy po swoich dwóch pierwszych biegach. Decyzje menedżera Przedpełski określił śmiesznymi, a nieświadomy niczego Frątczak szalał w parku maszyn i co rusz unosił ręce w geście triumfu.

Sytuacja z pierwszego biegu stała się tematem dość długiej dyskusji w pomeczowym studiu żużlowym.
Szef sędziów, Leszek Demski twardo bronił decyzji sędziego, z która nie do końca zgadzali się pozostali zaproszeni do studia goście.
"Przemek wchodząc w ten łuk, jakby się zawahał"
- mówił zawodnik Falubazu Zielona Góra - Grzegorz Zengota.
"Ale Pawlicki jechał swoim torem jazdy" - kontrował Demski.
Do dyskusji szybko wtrącił się jeszcze wrocławski menadżer Rafał Dankiewicz, który poparł zdanie Zengoty, sędzia jednak obstawał przy decyzji swojego kolegi.

Podsumowując.
Toruń wygrał, ale po raz kolejny zawiodła formacja juniorska oraz liderzy zakontraktowani przed sezonem
, a przede wszystkim Iversen, który cały czas był cieniem zawodnika z ubiegłego sezonu. Nie dość, że w niedzielę nie pomógł drużynie, to jeszcze jej przeszkadzał. Nie lepiej wypadł Przedpełski, który pojechał nieco lepiej, ale przed kamerami nie powinien wylewać swoich pretensji do menadżera.
Na plus można zapisać widoczna poprawę u Doyla, ale i u niego podobnie jak u Iversena do ubiegłorocznej formy ciągle była daleka droga. Australijczyk klasę pokazał w dwóch wyścigach. W pozostałych wprawdzie punktował, ale był zdecydowanie wolniejszy od liderów GKM-u, a na tle Artioma Łaguty i Przemysława Pawlickiego wypadł dość przeciętnie. To czego od nich oczekiwano wykonali Holta z Chrisem Holderem, a cichym bohaterem derbów był jego młodszy brat Jack, który zaliczył prawdziwe wejście smoka w trzeciej serii i był prawdziwym liderem w ekipie Jacka Frątczaka. To dzięki niemu Get Well posłał GKM na deski i zapewnił sobie zwycięstwo.
W ekipie gości nie zawiódł tylko Pawlicki i Łaguta. Fatalnie spisała się natomiast formacja juniorska, a Lindbaeckowi wystarczyło mocy w motocyklach tylko na jeden bieg. Z kolei Krzysztofowi Buczkowskiemu nie można było odmówić woli walki, zaangażowania, sportowej złości i oddania drużynie. Niestety nie przełożyło się to na punkty. Widać, że kapitan starał się jak najlepiej wywiązać ze swej roli, ale był bardzo wolny na tle gospodarzy. Trzeba jednak przyznać, że rywalizacja Buczkowskiego z Jackiem Holderem była naprawdę elektryzująca. Obaj zawodnicy przez długi czas tasowali się na dystansie tak często, że trudno było przewidzieć, kto ostatecznie okaże się lepszy.

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak
- menedżer z Torunia - Dziękuje przede wszystkim drużynie przeciwnej i to nie jest wymuszona kurtuazja. Stworzyliśmy ciekawe widowisko. Od początku mówiłem, że tor na Motoarenie musi być torem do ścigania. Po to tutaj przychodzą kibice, a telewizja chce to pokazywać. Jeśli chodzi o ten mecz, wniosków jest naprawdę dużo. W czwartek, piątek i sobotę trenowaliśmy na Motoarenie. Starałem się wyciągnąć razem z całym zespołem wnioski dotyczące przegranej w Tarnowie. Punktów już nie da się przywrócić. W trakcie meczu miałem zupełnie inny ogląd sytuacji. Jacka miałem na miejscu od czwartku, widziałem jak jest szybki i nie wahałem się go użyć. To spotkanie było ostatnim momentem kiedy można było zaatakować. Dziękuje temu chłopakowi. On po raz kolejny ratuje mi tyłek. To świetny zawodnik, mam do niego ogromny sentyment, z resztą jak do każdego. Dziękuje także kibicom obu drużyn za stworzenie widowiska na trybunach.
Sport to wojna, więc muszą być ofiary. Padło na Pawła, który potem niepotrzebnie wychylił się przed kamerami, ale nie będę go za to rozliczał. Mnie ta jego postawa cieszy, bo przez niego przemawiała ambicja i taka sportowa złość. Mamy zespół siedmiu charakternych zawodników z mocnym rezerwowym, więc to naturalne, że tu będzie iskrzyć. Nie ma żadnych kwasów, ale każdy chce jeździć. Można powiedzieć, że Paweł, teraz wiem, że trochę niesłusznie, padł ofiarą bezdusznej decyzji menedżera, ale ostatecznie najważniejszy jest wynik. Decyzja była dobra, wygraliśmy mecz, mamy cztery duże punkty, walczymy dalej - kolejny mecz w Zielonej Górze. Są to moje rodzinne strony, więc nie mogę się doczekać!

Jack Holder - Toruń - Ciężki mecz, ale bardzo się cieszę, że udało nam się go wygrać. Nie były to łatwe zawody. Jazda pod numerem osiem jest bardzo trudnym zadaniem - wyjeżdżasz na tor dopiero w biegu siódmym lub nawet później. Jest na prawdę ciężko, ale tym razem wszystko zagrało. Ustawienia mojego sprzętu były bardzo dobre. Co ciekawe, podszedłem do tego identycznie jak do pierwszego meczu na Motoarenie. Sam nie wiem co się zmieniło, ale wyszło bardzo dobrze. Mamy zwycięstwo, co jest najważniejsze. Wygrana jest wygraną. Niektórzy by chcieli, żebyśmy zgnietli przeciwnika, ale to nie jest takie proste. Każdy przeciwnik w tej lidze jest bardzo mocny.

Paweł Przedpełski - Toruń - Cieszę się, że drużyna wygrała. Najważniejsze, że chłopacy dali radę. Ja w pierwszym wyścigu chciałem wyprzedzić Przemka Pawlickiego, doszło do sytuacji żużlowej, a na końcu do wykluczenia. Zgadzam się z decyzją sędziego. Z kolei w drugim moim biegu byłoby spokojnie 5:1, gdyby nie nieporozumienie ze strony Nielsa Kristiana Iversena. Nie uważam, żebym coś źle zrobił w tym wyścigu. Skutecznie zamknąłem Artioma Łagutę, ale zostałem wywieziony pod płot. Nie mówię, że to jest celowe. Tak wyszło. Zostałem jednak odstawiony od dalszych startów. Nie wiem czym się ktoś tutaj kieruje. Tym bardziej, że nie jestem wolny. Naprawdę dla mnie to jest śmieszne

Niels Kristian Iversen - Toruń - Naprawdę nie wiem co powiedzieć. Na ten moment jest po prostu źle. Muszę sam dojść do tego, co jest przyczyną i spróbować rozwiązać problem. Dobrze, że miał mnie kto zmienić i cieszę się z ważnej wygranej, ale ode mnie się wymaga znacznie więcej. Taką mam rolę w zespole i zdobycze punktowe muszą być bardziej okazałe. Nie mogę pozwalać na to, żeby drużyna zacierała po mnie złe wrażenie. Muszę pracować, aby na domowym torze czuć się lepiej. Na wyjeździe było po prostu lepiej.

Rune Holta -Toruń - Trzy pierwsze wyścigi były perfekcyjne. Właściwie nie wiem co się później stało. Czułem, że tracę moc w moim sprzęcie. Będziemy testować motocykle, musimy rozebrać silnik i wszystko dokładnie sprawdzić. Myślę, że każdy z nas zaczyna czuć się pewniej niż na początku sezonu. Wszyscy trenujemy bardzo ciężko i potrzebujemy więcej jazdy. Pracujemy nad sobą oraz nad odnalezieniem prawidłowych ustawień sprzętu. Jesteśmy profesjonalistami, wiemy co robić. Z biegiem czasu będziemy czuć się lepiej, punktować skuteczniej i na pewno wygramy jeszcze jakieś spotkania wyjazdowe.

Robert Kempiński - trener z Grudziądza - Na pewno widoczny jest progres względem ostatniego spotkania. Chciałbym pogratulować wygranej zawodnikom z Torunia. Obu zespołom była potrzebna ta wygrana. Wam się to udało. Kto oglądał zawody ten widział, że zabrakło punktów Antonio Lindbaecka, Krystiana Pieszczka. Nie wspomnę już o juniorach. W tym meczu dobrze jechało tylko trzech zawodników, dlatego też wykorzystaliśmy wszystkie rezerwy taktyczne. Innych zmian już nie mogliśmy dokonać.

Przemysław Pawlicki - Grudziądz - Było ok, zawsze tutaj jeździ mi się dobrze. Jest to związane z geometrią toru oraz jego przygotowaniem. Można tutaj powalczyć, ścigać się. Chciałbym pogratulować przeciwnikom, zawodnikom i trenerowi, dobrego meczu. Nam nie udało się wygrać, ale walczymy dalej.

Jacek Gajewski - były menadżer z Torunia - Takich spraw jak komentowanie decyzji menadżera czy jazda zawodników, nigdy nie należy załatwiać przed kamerami. To nie jest dobra droga do prowadzenia dialogu z menedżerem czy z kimkolwiek innym z klubu. Jeśli są problemy, to jak najbardziej należy je załatwić, ale od tego jest szatnia. W swoim drugim biegu Paweł Przedpełski na pewno prezentował się lepiej od Iversena. Dobrze rozegrał start i tak naprawdę to Duńczyk przeszkodził mu wtedy w zwycięstwie. To nie była jego wina, że został zablokowany przez kolegę, który wyjechał zbyt szeroko. Gospodarze mogli ten bieg wygrać nawet 5:1, ale Iversen wyprowadził na pierwszą pozycję Łagutę. Paweł może tylko zadawać pytanie: dlaczego ja a nie Iversen? Nie mówiłbym jednak o błędzie, bo wejście Jacka Holdera dało dużo dobrego drużynie toruńskiej. Dzięki niemu Get Well zbudował przewagę. Zgadzam się jednak z Pawłem, że drugi bieg z jego udziałem zawalił nie on, lecz kolega z pary.

Sławomir Kryjom - były menadżer z Torunia - Po meczu napisałem Tweeta, bo choć Jacka i Pawła bardzo szanuję, to trochę się zapomnieli. Jeśli Paweł miał problem, to powinien go załatwić w szatni, nie przed kamerami. Natomiast Jacek nie powinien padać na kolana przed zawodnikami. Powtarzam, obaj się zapomnieli, bo takich rzeczy nie załatwia się za pośrednictwem mediów. To nie był pierwszy tego typu przypadek w Get Well w tym sezonie. Już raz Holta wyhamował Kaczmarka, który wychodził na czystą pozycję. O tym też było głośno, bo Daniel mówił o tym w mediach. Tamta sprawa została jednak zbagatelizowana. Wyszło na to, że nic się nie stało. A tu przecież trzeba usiąść i ustalić reguły gry, żeby każdy miał jasność.
Wszystko to jednak wynika z tego, że nie punktują ci co mieli punktować. Iversen ma koszmarne problemy sprzętowe. Rok temu miał to samo. Doyle’owi dałbym trochę czasu. Kraksa z pierwszej kolejki wybiła go z rytmu. On jednak dojdzie do siebie. Potrzeba mu czasu i cierpliwości. Wiem, że kolejki uciekają, każdy się niecierpliwi, stąd też pewnie jakieś niesnaski, ale Get Well ma naprawdę silny zespół. Jeśli jednak menedżer Frątczak pewne tematy poukłada, a wierzę, że sobie poradzi.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt