2017-10-08 baraż nr 2 rewanż
Zdunek GKS Wybrzeże Gdańsk - KS Get Well Toruń
 
Torunianie od 1976 roku nieprzerwanie startowali w najwyższej klasie rozgrywkowej. W tym czasie spadki zaliczały takie drużyny jak Stal Gorzów czy Falubaz Zielona Góra. Aniołom w tym czasie przytrafiały się co prawda słabsze sezony, ale do roku 2017 dwa razy startował w spotkaniach barażowych i nie miał w nich żadnego problemu z odprawieniem rywala. W roku 2017 żółto-niebiesko-biali byli o krok od katastrofy. Jedni twierdzili, że nic jej nie zapowiadało. Inni wytykali błędy i mówiąc, że Get Well jest sam sobie winny, bo pozwolili odejść Martinowi Vaculikowi do Gorzowa i zastąpili go takimi zawodnikami jak Michael Jepsen Jensen czy Grzegorz Walasek.
Klub Przemysława Termińskiego przed sezonem, mimo straty Vaculika, miał i tak ambitne plany. Działacze chcieli włączyć się do gry o medale. Argumentów zresztą nie brakowało, bo w kadrze zespołu znajdowało się nadal dwóch byłych mistrzów świata - Greg Hancock i Chris Holder.
Niestety sportowy koszmar malował się już od pierwszej kolejki. Vaculik od początku rozgrywek szalał w barwach Stali Gorzów, a torunianie przegrywali minimalnie mecz za mecz. Od optymalnej formy daleka była cała drużyna, a najbardziej zawodził wspomniany Holder. Szybko stało się jasne, że z planu jazdy walki o medale nic nie wyjdzie. Nikt jednak nie myślał o tym, że będzie trzeba walczyć o utrzymanie, które po pierwszym meczu barażowym nie było wcale takie pewne. Tylko czteropunktowa zaliczką Aniołów sprawiała, że zespół nie mógł czuć się bezpiecznie przed rewanżem w Gdańsku i klubowi, który jako jedyny w historii całej ligi po awansie, nie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej widmo pierwszej degradacji zaglądało w oczy. A niestety degradacja właśnie po sezonie 2017 byłaby szczególnie niekorzystna. Za rok bowiem pierwsza liga miała być silna jak nigdy dotąd. Wielkich rzeczy chciały dokonać kluby z Rybnika, Łodzi i Lublina. Każda z wymienionych ekip myślała o awansie i wygranie w takim towarzystwie byłoby niezwykle trudnym zadaniem Z drugiej strony, jeśli Get Well udowodni swoją wyższość w takim towarzystwie, to tylko potwierdziłoby, że sezon 2017 był jedynie wypadkiem przy pracy.
Niestety dla gdańszczan wygrana z drużyną z miasta Kopernika i awans do żużlowej elity wcale nie oznaczał sielanki. Na przeszkodzie w rozgoszczeniu się wśród najlepszych miał stanąć regulamin licencyjny i kryteria finansowe. Regulamin licencyjny i kryteria finansowe to jest ten zapis, któremu prezes Zdunek powinien się baczniej przyjrzeć. To tam można było przeczytać, że warunkiem otrzymania licencji jest posiadanie niezbędnych środków finansowych i przejrzystość w prowadzonej księgowości. Nie ma podanych kwot, bo zespół mógł być potraktowany uznaniowo, jak choćby Włókniarz Częstochowa, który musiał zagwarantować przed procesem licencyjnym, że będzie miał budżet na poziomie 7 milionów złotych. Prezes Michał Świącik nie płakał z tego powodu, bowiem miał pod ręką weksel, ale ostatecznie obeszło się bez tego. Najważniejszą kartą przetargową częstochowskiego klubu była gwarancja z miasta, co do wsparcia klubu kwotą 2,5 miliona złotych.
Z Wybrzeżem miało być tak samo, bowiem po wcześniejszych problemach finansowych gdańszczanie byli mierzeni tą samą miarą co również borykający się w przeszłości z brakiem gotówki Włókniarz. GKS zasłużył sobie na to sezonem 2014, po którym stracili licencję za długi. Jednak w przeciwieństwie do drużyny spod Jasnej Góry, ówczesny sponsor, a obecnie szef gdańskiego żużla Tadeusz Zdunek, spłacił 80 procent zaległości, ale zespół licencyjny nadal oczekiwał twardych dowodów finansowych. Nikogo nie przekonywało, to że gdańszczanie z mikro budżetem w porównaniu do budżetu Get Well, walczyli jak równy z równym.
W tej sytuacji pojawiły się oczywiście głosy, że to, co zaczyna się dziać wokół Wybrzeża, to ratunkowa akcja Get Well, który miał wszystko poza dobrą drużyną. Nic więc dziwnego, że Toruń chcąc obalić te bezpodstawne podejrzenia o umizgi przy zielonym stoliku, musiał wziąć się w garść, bowiem mimo, że przewaga psychologiczna była po stronie Wybrzeża, to po pierwszym meczu barażowym to GetWell był bliższy pozostania wśród najlepszych i musiał to potwierdzić w ostatnim meczu sezonu.

Mecz cieszył się sporym zainteresowaniem, ale początkowo żadna telewizja również ta internetowa nie miała pokazać tego spotkania na żywo. Ostatecznie na wysokości zadania stanął toruński Prezydent Michał Zalewski i wspólnie z Przemysławem Termińskim opłacił transmisję internetową, by kibice w Toruniu mogli oglądać na żywo swoich ulubieńców.
A drużyny przystąpiły do meczu w niezmienionych składach, bowiem małe roszady zaistniały tylko w ustawieniu par juniorskich. Na takie spotkanie gdańscy kibice czekali od lat. Działacze Wybrzeża dawno marzyli o takiej frekwencji, na trybunach nie można było wcisnąć nawet szpilki. Fani zgromadzeni na Stadionie im. Zbigniewa Podleckiego liczyli na przynajmniej pięciopunktowe zwycięstwo, co oznaczałoby sensacyjny awans do Ekstraligi i pierwszy spadek torunian po 42 latach. Okazało się, jednak że rozbudzone ambicje nad morzem to było zdecydowanie za mało na bojowo usposobione Anioły i nadzieje gdańszczan zostały bardzo szybko rozwiane przez rywali. Pierwszy cios zadali juniorzy, a na deskach Zdunek Wybrzeże znalazło się po tym, jak Grzegorz Walasek i Michael Jepsen Jensen pokonali podwójnie gdańskich Duńczyków. Przewaga Get Well w dwumeczu wzrosła do dwunastu punktów, co patrząc na dyspozycję torunian wydawało się już nie do odrobienia.
Gospodarze starali się zniwelować straty, jednak mieli w składzie zbyt mało armat. Pierwsze oznaki radości fanom żużlowcy z Gdańska dali w 5. biegu, kiedy Mikkel Bech zwyciężył, a Anders Thomsen dojechał na trzeciej pozycji. To jednak bardziej objeżdżeni w rywalizacji o stawce goście pokazali, że mają wiele argumentów. Kiedy siódmy wyścig wygrał znakomity tego dnia Chris Holder, na tablicy wyników widniał już rezultat 16:26, w dwumeczu było 73:59 dla torunian. W kolejnych biegach zawodzili Anders Thomsen i Troy Batchelor. Obaj dołożyli do dorobku zespołu dużo mniej punktów, niż się spodziewano. Thomsenowi, zaufano do tego stopni, że wystawiono go pod trudnym numerem 12, zakładając, że sobie poradzi. Zapewne gdyby wspomniana dwójka pojechała na takim poziomie jak Kacper Gomólski, mecz potoczyłby się inaczej.

Z kolei żużlowcy z Torunia jechali tak, jak kibice z tego miasta życzyliby sobie przez cały sezon. Szybki był Grzegorz Walasek, a dla Michaela Jepsena Jensena nie było straconych pozycji. To oni pociągnęli w Gdańsku wynik Get Well Toruń, prowadząc swoją drużynę do awansu. Walasek mimo swoich lat w kolejnym meczu barażowym pokazał, że można na niego liczyć. Zupełnie przyćmił Chrisa Holdera, u którego można postawić mały minus. Australijczyk, podobnie jak w całym sezonie, jechał nierówno. Zawodnikowi z takim nazwiskiem nie powinny się przytrafić dwa zera.

Po dwunastym wyścigu drużyna z Ekstraligi zapewniła sobie byt w najwyższej lidze świata. Szesnaście punktów różnicy w Gdańsku i dwadzieścia w dwumeczu, to był nokaut. Torunianie nie musieli śrubować wyniku i spokojnie zwyciężyli w Gdańsku 50:40. Niedzielne spotkanie pokazało, że różnice między ligami są znaczne i ubiegłotygodniowy wyrównany mecz był bardziej wpadką Get Well, niż pokazem sił Zdunek Wybrzeża. Gdańszczan czeka teraz kolejny sezon w Nice 1 Lidze Żużlowej.

Podsumowując barażowy dwumecz, można było odnieść wrażenie, że toruński zespół zgubił grzech sportowej pychy, w którym myśleli, że bez problemu uporają się z pierwszoligowym wicemistrzem. Niestety ten sam grzech zgubił gdańszczan, którzy po nikłej czteropunktowej porażce myśleli, że mecz na własnym torze będzie spacerkiem. Niestety jak się miało okazać po spotkaniu mecz miał mieć swój dalszy ciąg, bowiem na konferencji prasowej wyszły na jaw pewne fakty, które miała wyjaśnić prokuratura.

Po zawodach powiedzieli:
Ilona Termińska - prezes z Torunia - kamień spadł z serca. Emocje biorą w tej chwili górę, ale na pewno się cieszymy. Za nami piekielnie ciężki sezon. Najpierw sprzęt, później kontuzje, a na końcu wszystko się skumulowało. Drużyna się zmobilizowała, wszyscy wiedzieli o co jadą i to jest fajne. Sądziliśmy, że ten pierwszy mecz potoczy się inaczej, szczególnie po pierwszych trzech biegach, ale żadnego przeciwnika nigdy nie należy lekceważyć.
Czeka nas przebudowa drużyny, przebudowa spraw organizacyjnych, ale jest nowy menedżer i będziemy działać. Mamy konkretne plany i mam nadzieję, że nasze przewidywania i chęci się potwierdzą.

Jacek Frątczak - menedżer z Torunia - Denerwowałem się do soboty, potem już nie miałem sił. Wykonaliśmy swoją pracę, pozostał już tylko sport. Czułem, że jestem dobrze przygotowani. W sobotę po treningu zawodnicy sami zauważyli, że pierwszy raz od tygodnia uśmiechnąłem się. Mam wrażenie, że w dwumeczu barażowym żaden klub nie panował nad swoim torem, a te 14 punktów odzwierciedla różnicę w potencjale obu zespołów. Przyznaję jednak, że na Motoarenie dwa biegi źle rozegraliśmy, nie trafił ze sprzętem Jacka Holdera, do tego defekt Chrisa. Trochę nam się wynik rozjechał. A może dobrze, że tak się stało? Gdybyśmy wygrali wyżej, to może bardziej byśmy się rozluźnili przed rewanżem, a tak do końca była pełna mobilizacja.
Jestem już zmęczony po ostatnich tygodniach i marzę teraz o pójściu pod prysznic, pojechaniu do domu i przytuleniu się do dzieci, poduszki i psa. Trochę byłem zaskoczony bardzo negatywnym nastawieniem opinii publicznej. Nie ma jednak żadnego triumfalizmu czy rewanżyzmu, choć kibice z Torunia teraz mogą trochę odreagować. Chcę podziękować klubowi z Gdańska za fantastyczne widowisko sportowe. Można to tak zrobić jak Mirek Kowalik i Jego Kapela. Mamy znakomite relacje osobiste i należy się wspierać, niezależnie jak to będzie wyglądało. Jestem przekonany, że przed kolejnym sezonem odjedziemy z gdańszczanami sparingi i jesteśmy na to otwarci, a Mirka Kowalika widzę zawsze chętnie na stadionie, czy w parkingu. Od samego rana czułem się jak u siebie w domu. Dziękuję moim zawodnikom za to, że uwierzyli, że ten mecz można potraktować interwałowo i stanęli na wysokości zadania. Włożyli w to mnóstwo czasu i nerwów, a moje zadanie polegało na tym, by dać im spokój i komfort jazdy. Przygotowaliśmy się odpowiednio mimo turbulencji torowych i pogodowych, a ja sam jestem osobą ułomną jeśli chodzi o sprawy mentalne i sam mocno pracuję z psychologiem. Grand Prix spędziłem w hotelu, by uzyskać spokój, który przekazałem zawodnikom. Dziękuję kibicom obu drużyn i Tadeuszowi Zdunkowi za to, że jego ekipa zrobiła mistrzostwo świata i w godzinę przygotowała będący w fatalnym stanie tor do jazdy. Duży szacunek dla gdańszczan.
Nam skórę uratował Grzegorz Walasek. Świetnie się przygotował do barażów, ma dobrą końcówkę sezonu, potraktował swoje obowiązki profesjonalnie. Znamy się kilkanaście lat, przeszliśmy wiele razem. Mam dużą satysfakcję, że to on dołożył tak wiele dla drużyny.
Jeśli chodzi o sprawy poza sportowe, to jestem zszokowany słowami prezesa Zdunka. Podobnie, jak cała opinia publiczna będę teraz niecierpliwie czekał na szczegóły

Michael Jepsen Jensen - Toruń - Był to bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Mieliśmy dobre starty i zwyciężyliśmy w tym spotkaniu. Wiedzieliśmy, jakie jest nasze zadanie, bo na Motoarenie nie odnieśliśmy przekonywującego zwycięstwa. Uczulano nas, że to będzie ciężki pojedynek oraz że powinniśmy wycisnąć jak najwięcej z pierwszego startu. Panowała fantastyczna atmosfera, team spirit, pomagaliśmy sobie od samego początku. Ja sam zdecydowanie czuję, że wykonałem dobrze swoją pracę. Oczywiście chciałoby się, żeby było jeszcze lepiej, ale porównując z ostatnim sezonem w Polsce, moja forma była bardziej ustabilizowana i przez to wypadłem lepiej w końcowym rozrachunku. Wierzę, że jestem na właściwej ścieżce.
Bardzo się cieszę, że mogłem ponownie ubrać kevlar klubu z Torunia. Najbliższa przyszłość pokaże co ze mną będzie.

Paweł Przedpełski - Toruń - Dostałem w tygodniu niesamowitą ilość wiadomości różnego typu. Nagonka była straszna, chciano abyśmy spadli z ligi. Ciężko aż sobie to wyobrazić. Cieszę się, że zwyciężył sport. Bardzo fajnie jest utrzeć nosa wszystkim tym, co nam źle życzą. Zawsze się tacy znajdą, więc tym większa jest nasza satysfakcja z tego, co udało się zrobić. Trzeba się cieszyć z osiągniętego celu. Najważniejsze, że teraz już możemy być spokojni. Wcześniej było jednak nerwowo, a według mnie zaważyły te mecze u siebie przegrane 44:46. Tabela przy wygraniu tych spotkań wyglądałaby zupełnie inaczej. Naprawdę nie brakowało dużo, żeby być w dużo lepszym położeniu. Cóż, taki jest żużel. Unia Leszno też miała katastrofalny sezon, a nagle rok później zrobiła mistrza Polski praktycznie niezmienionym składem. Tu nie ma reguł. W sporcie liczy się też szczęście. Ja tego szczęścia w tym sezonie za wiele nie miałem, a wszystko zmierza już we właściwym kierunku i szkoda, że sezon już się kończy. Dopiero co zacząłem fajnie jechać. Wcześniej doskwierał mi brak startów. Od połowy sezonu miałem jednak więcej regularnej jazdy i od razu przełożyło się to na wyniki. To pokazuje, że do walki z najlepszymi konieczna jest duża ilość występów. Dobrze jest kończyć rok z uśmiechem na ustach.

Chris Holder - Toruń - Wygraliśmy i to tyle. Cóż mogę więcej powiedzieć. Cieszę się, ale to był ciężki sezon. Moim problem są silniki. To frustrujące, że ja dysponuję sześcioma jednostkami od Petera Johnsa, a żaden z nich nie działa tak dobrze, jak silniki Zagara. Jeden jest całkiem niezły i to właśnie na nim wjechałem do finału Grand Prix w Teterow. Relacje z Peterem nie zmieniają się, ale po prostu w tym momencie nie mogę odnaleźć się na jego silnikach. Będę startował na sprzęcie od Johnsa do końca sezonu, a potem pomyślę, co będzie dla mnie najlepsze w 2018 rok.

Daniel Kaczmarek - Toruń - Jeżdżąc w Krakowie, też miałem okazję startować pod presją w finałach. Ten mecz barażowy w Gdańsku miał swoje ciśnienie, zresztą tak jak każdy. Jednak mogę go zaliczyć do tych najbardziej stresujących. Chcieliśmy już u siebie zbudować dużą przewagę, by na rewanż jechać w spokoju, ale nie wyszło. Zawaliliśmy, ale na szczęście udało się obronić przewagę w Gdańsku, z czego bardzo się cieszymy. Nawierzchnia pasowała nam chyba nawet bardziej niż ta domowa. Gdańszczanie u nas świętowali, teraz rolę się odwróciły. Pojechaliśmy jak drużyna, każdy dał wszystko od siebie. Tydzień nie był wesoły, nie chciałbym tego więcej przeżywać. Przyjechaliśmy w ciemno, nie patrzyliśmy w przeszłość i udało się.

Krzysztof Cegielski - komentator żużlowy, były zawodnik - Myślę, że było to prawdziwe żużlowe święto. Warto o tym wspomnieć, zwłaszcza w kontekście ostatnich opinii odnośnie tego, po co rozgrywać baraże czy mecze o brąz. Być może rywalizacja gdańszczan z torunianami nie przyćmiła play-offów Ekstraligi, ale na finiszu sezonu było to wydarzenie zdecydowanie numer jeden. Z dużą radością spoglądałem też na wypełnione w Gdańsku trybuny. To kolejny powód, dla którego warto było tę rywalizację zorganizować. Jednocześnie Get Well należą się pochwały, bo zespół z Torunia opanował trudną sytuację po pierwszym meczu u siebie. Jeszcze większe słowa uznania mam jednak dla Wybrzeża. Uważam, że gdańszczanie naprawdę mogą być z siebie dumni. Rzadko się zdarza, by 1-ligowiec napędził aż tak dużego stracha ekstraligowcowi. Byłem na Grand Prix w Toruniu, gdzie rozmawiałem z działaczami czy sponsorami. Była naprawdę duża obawa przed meczem w Gdańsku i brano pod uwagę czarny scenariusz, jakim byłby spadek.
Mimo braku awansu, Wybrzeże może rozpatrywać ten sezon w kategoriach sukcesu. Liczę, że nie pogrążą się w smutku. Nie ma zresztą powodu do narzekań, bo jak widać, wszystko w tym klubie zmierza w dobrą stronę. Na bazie tego, co jest obecnie, można budować coś jeszcze lepszego. Może te baraże będą sygnałem dla miasta i sponsorów, że należy w ten klub jeszcze bardziej zainwestować. W przeciwieństwie do paru innych klubów, gdańszczanie wzięli na swoje barki spłatę części długów i się z tego postanowienia wywiązali. Za to należy się prezesowi Zdunkowi szacunek.

Mirosław Kowalik - trener z Gdańska - Jestem zawiedziony, bo powinniśmy ten mecz wygrać. To jednak toruński zespół się utrzymał. Byłem przekonany, że jesteśmy w stanie tego dokonać, ale nie da się rozstrzygnąć meczu na swoją korzyść mając dwóch punktujących zawodników. Nie było komu jechać z rezerwy taktycznej i słabo wypadliśmy na naszym torze. Oczywiście byliśmy przekonani, że nie będzie to spacer, ale mając dziury w składzie nie da się wygrać.

Kacper Gomólski - Gdańsk - Bardzo chcieliśmy wygrać, ale cóż, chciałbym coś powiedzieć, ale wolę ugryźć się w język. Każdy widział nasz tor i może wyciągnąć wnioski. Na takim samym torze przegraliśmy wysoko z Wandą Kraków. Trzeba było zaryzykować, a nie bać się pogody.

Mikkel Bech - Gdańsk - Jak bym wiedział, co zrobić, by było lepiej, to bym to zmienił w trakcie meczu. Nie byliśmy, niestety, odpowiednio skoncentrowani na starcie i nie potrafiliśmy wejść w mecz. Torunianie znów nas pokonali, choć daliśmy z siebie wszystko. Osobiście dla mnie był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie. Czułem się na torze podobnie jak w meczach z Unią i na tym torze jeździło mi się tak samo.

Tadeusz Zdunek - prezes z Gdańska - Na pewno nie jestem w pozytywnym nastroju. Trzy lata budowaliśmy drużynę, a pewni ludzie nam to zakłócili. Naszym największym atutem była atmosfera, której teraz nie ma. Nie wiadomo, czy uda się to odbudować. Niestety przed zawodami atmosfera nie była sportowa. Naszym zawodnikom składano dziwne propozycje. Już w niedzielę podczas meczu było widać, że jeden do drugiego ma mnóstwo podejrzeń. Właśnie atmosfera była naszym największym atutem, teraz wszystko zostało zniszczone. To mocno zniechęca, bo budowaliśmy młody, perspektywiczny zespół po to, by osiągać z nim sukcesy. Wszystko ujawnimy w poniedziałek, bowiem mamy 15 minutowe nagranie rozmowy z propozycją korupcyjną.
W każdym środowisku są tacy co biorą i tacy, co są uczciwi i mają kręgosłup moralny. Rozmawiałem z tym zawodnikiem i zgodziliśmy się co do jednego - do końca kariery miałby łatkę oszusta. Jak ktoś raz weźmie łapówkę, wszyscy myślą, że bierze zawsze

I tak jak powiedział prezes GKS-u się stało. Materiały dowodowe, mające znamiona korupcji zostały przekazane do prokuratury, a gdański klub wydał oświadczenie:
"Szanowni Państwo,
W pierwszej kolejności pragniemy podziękować Państwu za tak liczne przybycie na wczorajszy mecz. Wiara oraz siła, którą daliście Państwo zawodnikom były ogromne i wierzymy, że nasz stadion może tak wyglądać podczas każdych zawodów ligowych rozgrywanych w Gdańsku. Niestety, przeciwnik okazał się lepszy. Z tego miejsca pragniemy pogratulować drużynie toruńskiej zwycięstwa i utrzymania w PGE Ekstralidze.
Na tym zdaniu powinniśmy zakończyć, jednakże w minionym tygodniu miały miejsce wydarzenia, które nie powinny się zdarzać w sporcie i o których zmuszeni jesteśmy Państwa poinformować. W środę jednemu z zawodników zespołu Zdunek Wybrzeże Gdańsk została przedstawiona propozycja gratyfikacji finansowej oraz kontraktu w zespole na sezon 2018 w zamian za słabą postawę podczas meczu barażowego. Zawodnik propozycję odrzucił oraz natychmiast poinformował o zaistniałej sytuacji zarząd GKŻ Wybrzeże. Dzień później propozycja została ponowiona, a zawodnikowi zaproponowano wyższą gratyfikację niż w środę. Oferta ponownie została odrzucona. Na prośbę zawodnika Zarząd klubu wstrzymał się z wszelkimi działaniami w tej sprawie do wczoraj. Naszą intencją było zapewnienie zawodnikom maksymalnego komfortu psychicznego do niedzielnych zawodów. W niedzielę rano podczas wspólnego śniadania pozostali zawodnicy Zdunek Wybrzeże zostali poinformowani o złożonej propozycji i wszyscy jednoznacznie zaprzeczyli, by przyjęli jakiekolwiek oferty tego typu.
Podsumowując pragniemy podkreślić, iż nie mamy żadnych podstaw by twierdzić, że którykolwiek z zawodników Zdunek Wybrzeże Gdańsk zaprezentował w niedzielnych zawodach niesportową postawę, a zespół z Torunia zwyciężył w barażowej rywalizacji w sposób nieuczciwy. Co więcej wierzymy, że wszystko odbyło się w sportowej walce. Jednakże posiadamy niezaprzeczalne, twarde dowody, że propozycja korupcyjna została złożona co najmniej jednemu z naszych zawodników i w naszej opinii jest to sytuacja absolutnie niedopuszczalna i patologiczna. Mamy też podstawy sądzić, że ta sytuacja negatywnie wpłynęła na atmosferę w naszym zespole oraz przygotowanie psychiczne zawodników do meczu. Sprawa wraz z materiałem dowodowym została przekazana policji oraz zostanie dziś przekazana do władz Polskiego Związku Motorowego i PGE Ekstraligi. Wierzymy, że przedstawiciele związku dołożą wszelkich starań, by odpowiednio ukarać sprawców, a sport żużlowy pozostanie wolny od korupcji i niesportowych postaw."
Działacze gdańskiego klubu nie chcą szerzej komentować sprawy i nie będą w najbliższym czasie odpowiadać na żadne pytania dotyczące sytuacji. Sprawą zajęły się już właściwe organy.

Stanowisko w sprawie zajął też Klub Sportowy Toruń
"W związku z ostatnimi wydarzeniami oraz doniesieniami prasowymi dotyczącymi próby wpłynięcia na postawę jednego z zawodników gdańskiego klubu żużlowego przed wczorajszym spotkaniem barażowym, Klub Sportowy Toruń S.A. pragnie poinformować, że nie jest stroną w sprawie i nie ma nic wspólnego z zaistniałą sytuacją. Od początku #GramyFair i jesteśmy przekonani, że wszczęte postępowanie w pełni to potwierdzi.
Jednocześnie Zarząd KS Toruń pragnie podziękować GKŻ Wybrzeże Gdańsk za sportową rywalizację oraz emocje jakich w obu spotkaniach nie brakowało, a także kibicom oraz sponsorom "Aniołów" za wsparcie i wspaniały doping oraz jedność w trudnych chwilach. DO KOŃCA RAZEM!
Zarząd KS Toruń".

Sprawę jednak nie jednoznacznie komentowali prawnicy:
Jerzy Synowiec
- prawnik, były prezes klubu z Gorzowa - Sytuacja jest niezręczna, bo takie wydarzenie z pewnością nie powinno mieć miejsca przed tak ważnym meczem. Do ukarania Get Well droga jest jednak daleka. Tu trzeba udowodnić, że zleceniodawca działał w porozumieniu z toruńskim klubem. Na razie możemy domniemywać, że mamy do czynienia z człowiekiem, który mógł mieć złe intencje i chciał psychicznie wpłynąć na zawodnika. Ekstraliga Żużlowa nie może akceptować takich sytuacji. Z drugiej strony ciężko będzie z tym cokolwiek zrobić. Każdy może zadzwonić do zawodnika i próbować mu robić wodę z mózgu. Tego nie opanujemy. Tak się zastanawiam, czy w tym przypadku nie mieliśmy do czynienia z prowokacją. Ktoś życzliwy Get Well mógł coś takiego zaplanować. Drugiej strony, przy dzisiejszym zaawansowaniu technicznym, łatwo da się ustalić, czy były jakieś powiązania między sponsorem i klubem. Szczegółów wciąż nie znamy, ale mam wrażenie, że to, co się stało, to bąk puszczony w kierunku Ekstraligi Żużlowej. Wydaje mi się jednak, że poza nieprzyjemnym zapachem, nic z tego nie będzie. Przynajmniej na płaszczyźnie prawnej.

Przemysław Nasiukiewicz - radca prawny i specjalista z zakresu prawa sportowego - kluczowe są zapisy znajdujące się w Przepisach dyscyplinarnych sportu żużlowego. Sponsora klubu zgodnie ze słowniczkiem regulaminów sportu żużlowego na 2017 rok jak najbardziej możemy uznać za taką osobę, bo zawierając umowę sponsorską sponsor pozostaje z klubem w bliskim stosunku prawnym, w stosunkach gospodarczych, a także - w części relacji - w bliskich stosunkach faktycznych. Jeżeli materiały dowodowe, które w tej chwili są w posiadaniu policji, potwierdzą złożenie przez jednego ze sponsorów toruńskiego klubu propozycji korupcyjnej, Get Well może mieć bardzo duże problemy. Za tego typu działanie przepisy przewidują rygorystyczne sankcje, jak na przykład przeniesienie drużyny do niższej klasy rozgrywkowej, dyskwalifikację dla klubu czy karę pieniężna do 5000000 zł.

Sławomir Kryjom - były menedżer z Torunia - Tor znacznie różnił się od tego, jaki gdańszczanie mieli w poprzednich, udanych meczach. Było bardziej twardo niż zwykle. Wystarczyło posłuchać wypowiedzi zawodników. Gomólski mówił, że poszedł o dwa zęby niżej niż zwykle. Moim zdaniem, to właśnie tor był największym problemem Wybrzeża w rewanżu z Get Well. A czy korupcyjna oferta mogła wpłynąć na żużlowców? Osobiście nie wierzę w to, że Kacper, po tym, co przeszedł w Get Well, miałby oddać Toruniowi mecz. Zasadniczo sytuacja jest dla mnie bardzo dziwna. Trudno jest mi zrozumieć, dlaczego Wybrzeże, mając wiedzę o korupcyjnej propozycji, trzymało wszystko w tajemnicy i ujawniło całą prawdę dopiero po meczu. Nie pojmuję też, jak prezes Tadeusz Zdunek może wytaczać ciężkie działa, nie zapoznając się z zapisem nagrania, gdzie podobno padły jakieś propozycje. Ja bym nie powiedział czegoś takiego, nie słysząc materiału. Poza wszystkim jeszcze może być i tak, że Get Well będzie się domagał przeprosin. Naruszono dobre imię klubu, bo jednak w świat poszedł konkretny przekaz medialny. Rzucenie hasła o dziwnych propozycjach położyło się cieniem na toruńskiej ekipie. Na szczęście są wyspecjalizowane organy, które pewnie w miarę szybko ustalą, jaka jest prawda. Dla mnie jest oczywiste, że trzeba dowieść, iż człowiek składający ofertę działał w imieniu klubu.

Po tych komentarzach wszyscy zachodzili w głowę jak mogło dojść do takie sytuacji. Osobą, która składała żużlowcowi niezgodną z prawem propozycję, miał być przedstawiciel sponsora klubu zarówno z Torunia jaki i Gniezna, z także żużlowca gdańskiego Wybrzeża. Szybko udało się ustalić, że zawodnikiem, który nie przyjął korzyści majątkowej w zamian za niesportową postawę, był Kacper Gomólski. Niestety sponsor zawodnika, który składał propozycję, milczał. Ale już po dwóch dniach policjanci z gdańskiej komendy wojewódzkiej zajmujący się zwalczaniem korupcji zatrzymali zgodnie z procedurą na 48 godzin czterdziestoletniego mężczyznę podejrzewanego o próbę wręczenia znacznej kwoty pieniędzy w zamian za symulowanie defektu silnika lub celowe wywrócenie się w trakcie meczu żużlowego. Funkcjonariusze informowali, że sprawa ma charakter rozwojowy, a ze względu na dobro śledztwa nie ujawniono personaliów osób zamieszanych w całe zdarzeni. Funkcjonariusze przypominali też o klauzuli niekaralności, w myśl której "Nie podlegał karze sprawca jeżeli korzyść majątkowa lub osobista albo ich obietnica zostały przyjęte, a sprawca zawiadomił o tym fakcie organ powołany do ścigania przestępstw i ujawnił wszystkie istotne okoliczności przestępstwa, zanim organ ten o nim się dowiedział".
Śledztwo w sprawie zostało zainicjowane materiałami zebranymi przez funkcjonariuszy Wydziału do Walki z Korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. W wyniku wstępnego śledztwa ustalono, że przed mającym odbyć się 8 października 2017 roku meczem branżowym pomiędzy gdańskim i toruńskim klubem żużlowym, jednemu z zawodników klubu gdańskiego została złożona obietnica udzielenia korzyści majątkowej oraz osobistej. W zamian za nieuczciwe zachowanie, mogące mieć wpływ na przebieg i wynik meczu. Miał otrzymać 100 tysięcy złotych oraz kontrakt z klubem toruńskim. Na polecenie prokuratora, 10 października 2017 roku w godzinach wieczornych zatrzymana została jedna osoba, która złożyła obszerne wyjaśnienia. Informacje udzielone przez śledczych potwierdziły, że była to osobą, która sponsorowała kluby i zawodników w sezonie 2017. Prokurator podjął decyzje o skierowaniu do sądu wniosku o tymczasowe aresztowanie podjerzanego, a zarzucane mu przestępstwo zagrożone było karą do 8 lat pozbawienia wolności. Zatrzymany opuścił jednak areszt po wpłaceniu kaucji.

Sprawą zajęła się też Komisja Orzekająca Ligi, ale należało pamiętać, że hipotetycznie wywołany skandal korupcyjny w czu barażowym , który wypłynął na światło dzienne, nie był odosobnionym przypadkiem w sporcie, a także w środowisku żużlowym. Oto bowiem w 2007 roku Marcin G., syn sponsora klubu KM Ostrów, zaproponował 100 tysięcy Matejowi Ferjanowi ze Stali Gorzów. KM rywalizował ze Stalą o awans do Ekstraligi. Zawodnik okazał się lojalny wobec gorzowskiego klubu i o wszystkim opowiedział. Klub z Ostrowa został ukarany odjęciem 7 punktów na starcie kolejnego sezonu i musiał zapłacić 400 tysięcy złotych grzywny. Sąd ukarał Marcina G. karą więzienia na 6 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata. Wcześniej wyroki mieli też prezes i trener klubu oraz ojciec Marcina G., ale ostatecznie wszystkich uniewinniono.
Jednak pierwszym głośnym przypadkiem korupcji było zabranie tytułu mistrza Polski Unii Leszno. W ostatnim meczu sezonu 1984 Unia jechała ze Stalą w Rzeszowie. Po 11 biegu lesznianie prowadzili 41:25. Cztery ostatnie wyścigi Stal wygrała po 5:1 i mecz zakończył się remisem, który w sytuacji Unii niczego nie zmieniał, ale Stali dał utrzymanie. Kosztem Polonii Bydgoszcz. Rozpętała się afera, bo to był milicyjny klub.
Dziwne rzeczy działy się też w sezonie 1994. Wojciech Żabiałowicz, trener Apatora Toruń, po sensacyjnej porażce swojej drużyny z Motorem Lublin mówił, że to hańba. Toruńscy kibice krzyczeli, że zawodnicy sprzedali mecz. Jeden z żużlowców Motoru, który wygrywając, utrzymał się w lidze, mówił później, że po spotkaniu zawodnicy obu drużyn spotkali się pod wspólnym prysznicem i stojąc na golasa, dokonali transakcji. Byli zawodnicy Apatora utrzymują, jednak do dzisiaj, że to zdarzenie w ogóle nie miało miejsca.
Starsi działacze z Leszna pamiętali też historię pewnego żużlowego arbitra, którego ścigał komornik. Unia dostała nawet pismo, żeby jego diety słać na konto wskazane przez ściągającego długi urzędnika. Jakiś czas później ten sam komornik napisał, że sędzia wpłacił 200 tysięcy i postępowanie wobec niego zostało umorzone. To działo się przed meczem lesznian z drużyną, która bardzo potrzebowała punktów. Prowadził je właśnie ów arbiter. Ponoć był strasznie nadgorliwy i pilnował, żeby gościom włos z głowy nie spadł.
W przeszłości kaperowano jednak również w bardziej "wyrafinowany" sposób. Swego czasu Greg Hancock spóźnił się na samolot przed meczem WTS-u Wrocław z Unią w Tarnowie. Drużyny walczyły o złoto. Absencja Amerykanina, sprawiła, że WTS przegrał. Hancockowi do dziś to w klubie pamiętają. Jest nawet na krótkiej czarnej liście z nazwiskami zawodników, których klub już nigdy więcej nie zatrudni. Wrocławianie zrobili małe śledztwo i przekonywali, że spóźnienie nie było przypadkowe. Nikt nikogo jednak za rękę nie złapał.
Całkiem niedawno Polskę obiegła wiadomość, że w jednym ze spotkań były podchody pod mechaników, którym oferowano korzyści w zamian za uszkodzenie motocykli ich pracodawców. Klub, którego mechanicy dostali propozycję, zdecydował jednak, że nie będzie nagłaśniał sprawy. Nie było żadnych dowodów - nagrań czy czegokolwiek.
Po 2000 roku coraz większym problemem speedway’a były też zakłady bukmacherskie. Wystarczy wspomnieć historię o dwóch barczystych mężczyznach z dużym karkiem, którzy odwiedzili żonę jednego z zawodników i położyli 10 tysięcy na stół, mówiąc, ile punktów ma zdobyć jej mąż w najbliższym meczu. Zaznaczyli, że nie chcieliby wracać po pieniądze. Zawodnik powiedział o wszystkim klubowi i zasymulował kontuzję na ostatnim treningu przed spotkaniem, w którym ostatecznie nie pojechał. Sporo jest jednak i takich historii, że żużlowcy po niektórych meczach, choć jechali słabo, zarabiają więcej niż w spotkaniach, w których zdobyliby blisko kompletu punktów. To mogło dawać do myślenia.
Oby afera rozpętana przez prezesa gdańskiego klubu Tadeusza Zdunka nie odbiła się czkawką, gdańskiej ekipie, a jeśli faktycznie doszło do propozycji korupcyjnej konsekwencje powinny być bolesne dla nieuczciwych ludzi i klubów zaangażowanych w ten proceder.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt