2017-05-07 Runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - Fogo Unia Leszno
 
Przed czwartą kolejką spotkań Get Well Toruń jako jedyny zespół w  Ekstralidze zdołał odjechać wszystkie trzy spotkania ligowe. Na inaugurację rozgrywek torunianie przegrali na własnym torze z Cash Broker Stalą Gorzów 44:46. Następnie Anioły nie przywiozły punktów z wyjazdów do Zielonej Góry i Wrocławia.
Dla zespołu, który w zeszłym sezonie zdobył srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski, trzy porażki z rzędu na inaugurację rozgrywek były katastrofą. Trudno jednak było się dziwić takim wynikom, skoro wpadki przytrafiły się liderom - Gregowi Hancockowi i Chrisowi Holderowi, a także zawodnikom drugiej linii. Po słabiej inauguracji w Toruniu od składu odstawiony został Paweł Przedpełski, ale zastępujący go Grzegorz Walasek we Wrocławiu nie zdobył punktów.
Na przyzwoitym i równym poziomie jechał jedynie Michael Jepsen Jensen, który był kontraktowany na 7-8 punktów w meczu i z tej roli wywiązywał się z nawiązką.
Atmosfera wśród Aniołów była dobra, a zawodnicy pałali chęcią zwycięstw i przed kolejnym meczem z naszpikowaną gwiazdami Unią z Leszna zapowiadali pierwsze ligowe punkty. Robert Kociecha, przed meczem tak komentował nastroje w drużynie: "Nasi zawodnicy na pewno są przygaszeni porażkami, ale robimy z Jackiem Gajewskim wszystko, by nie wprowadzać nerwowej atmosfery w drużynie. Wprowadzanie presji mogłoby tylko pogorszyć. Na szczęście, mimo porażek, atmosfera w drużynie jest dobra, nikt nie ma pretensji o to, że jest odstawiony od składu. Każdy musiał mieć świadomość przy podpisywaniu kontraktu, że może to przytrafić się akurat jemu".
Zawodnicy musieli jednak zacząć wygrywać, ale do tego potrzebna była lepsza o 2-3 punkty postawa liderów oraz wielki progres Pawła Przedpełskiego, który wracał do składu, zastępując Grzegorza Walaska. Postawa wychowanka toruńskiego klubu była jednak sporą zagadką, bowiem podczas eliminacji SEC w Nagyhalasz spisał się bardzo przeciętnie i przegrał bezpośrednie starcie m.in. z Bułgarem Milenem Manevem, z którym w przeszłości nie miałby najmniejszych problemów, aby pokazać mu numer na plastronie w czasie jazdy. Na swoim torze zapowiadał jednak dużo lepszą postawę. Menadżer i trener nie mieli też łatwego zadania, bowiem nawet jeśli mieli plan wspólnych treningów to mnogość imprez powodowała, że zawodnicy byli w ciągłych rozjazdach. Udało się jednak w piątek i sobotę zorganizować wspólne treningi, by dograć sprawy sprzętowe oraz torowe. Na treningu zabrakło tylko Michaela Jepsena Jensena i Adriana Miedzińskiego, którzy ścigali się we wcześniej zaplanowanych turniejach, ale Greg Hancock i Chris Holder, zdawali sobie sprawę jak wiele zależy od ich postawy i stawili się na MotoArenie, by dopracować szczegóły mające wpływ na ich finalną dyspozycję, bowiem postawa Aniołów, budziła skrajne emocje, również i właściciela drużyny Przemysława Termińskiego, który nie krył obaw, ale i nadziei na końcowy sukces: "Leszno to mocny zespół, ale po tym co Sparta Wrocław zrobiła z Unią jakoś tak inaczej wygląda nasz ostatni wynik we Wrocławiu. Nie odpuszczamy".

W słowach Termińskiego było sporo racji, bowiem historycznie, leszczyńskie Byki prowadziły w ogólnym bilansie spotkań ligowych z torunianami i było to przede wszystkim zasługą dobrej jazdy na wyjazdach. Odkąd jednak żużlowcy z Grodu Kopernika przenieśli się na Motoarenę, unistom trudniej było poprawić statystyki. Na stadionie przy Broniewskiego 98 wygrali bowiem, aż 13 razy, natomiast na nowym obiekcie tylko raz. Triumf przyszedł dopiero w dziewiątym meczu. W rundzie zasadniczej sezonu 2015 Unia Leszno zwyciężyła po emocjonującym meczu 46:44.
Ten słabszy bilans z MotoAreny nie oznaczał jednak, że Unia nie była groźnym rywal, bowiem przed rokiem pomimo fatalnej dyspozycji lesznian na przestrzeni całego sezonu, w Toruniu zaprezentowali się przyzwoicie i obronili punkt bonusowy, przegrywając z Get Well Toruń 41:48. Wówczas wynik w drużynie z Wielkopolski przyjęto spokojem i umiarkowanym zadowoleniem, ale w sezonie 2017 porażka nie wchodziła w grę, bowiem po dość nieoczekiwanej porażce na własnym torze ze Spartą Wrocław (44:46), Byki były bardzo podrażnione i Toruniu planowały zgarnąć całą pulę meczową.
Trener Lesznian, toruński wychowanek Piotr Baron, miał jednak swoje zmartwienia. Po fenomenalnej dyspozycji w meczu z Falubazem Zielona Góra, w którym Unia Leszno triumfowała 64:26, kibice Byków mieli rozbudzone apetyty. Nastroje stonowała Sparta Wrocław, która sprawił niespodziankę, zwyciężając na stadionie im. Alfreda Smoczyka 46:44. Drużyna "Byków" prezentowała się jednak bardzo dobrze i można powiedzieć stanowiła drużynę kompletną z doskonałymi juniorami i solidnym rezerwowym Grzegorzem Zengotą, który czekał na swoją ligową szansę w sezonie 2017. Niestety dla Zengoty, wszyscy zawodnicy spisywali się na porównywalnym poziomie, a zawodnikiem, który mógł być zmieniony mógł być jedynie wychowanek klubu Piotr Pawlicki, ale takiej zmiany kibice w Lesznie nie wybaczyliby swojemu trenerowi, dlatego na spotkanie w Toruniu znalazł się w awizowanym składzie. Gołym okiem było jednak widać, że uczestnik cyklu Grand Prix w sezonie 2017 nie wszedł jeszcze na odpowiednie tory. W dwóch spotkaniach ligowych Fogo Unii wykręcił średnią biegową na poziomie 1,286, co klasyfikuje go dopiero na 40 pozycji w rankingu najskuteczniejszych zawodników rozgrywek.
Poza młodszym z braci Pawlickich, w drużynie gospodarzy wszyscy spisywali się doskonale, a najjaśniejszymi punktami byli Janusz Kołodziej i Emil Sajfutdinow. Swoje punkty przywozili też Nicki Pedersen i Peter Kildemand, choć ten ostatni mocno nadwyrężył zaufanie leszczyńskich działaczy, ale ci wychodzi z założenia, że porażka ze Spartą, była jedynie wypadkiem przy pracy, spowodowanym inną niż zwykle nawierzchnią i nie wszyscy zawodnicy radzili sobie torze, którzy przyjął dzień wcześniej sporo deszczu. Dlatego zadecydowano, że skład który przegrał mecz na własnym torze dostanie szansę rehabilitacji na MotoArenie. To oznaczało, że Grzegorz Zengota, który od początku sezonu pełni rolę rezerwowego, musiał uzbroić się ponownie w cierpliwość w oczekiwaniu na swoją szansę.
Mecze czwartej kolejki były jednak uzależnione od rund eliminacyjnych do GP 2018 w Ejsbergu i Żarnowicy, gdzie startował Piotr Pawlicki i Adrian Miedziński. Jeśli zawody te nie doszłyby do skutku, z uwagi na niekorzystne warunki atmosferyczne rezerwowym terminem był dzień 7 maja 2017 r., a ponieważ zawody w randze międzynarodowej miały przewagę nad rozgrywkami ligowymi mecz w Toruniu zostałby odwołany i rozegrany w innym terminie. Obie imprezy mimo zagrożenia pogodowego doszły jednak do skutku i mecz w Toruniu mógł się odbyć.
Niestety niewiele brakowało, aby na zadaszonym toruńskim obiekcie przy intensywnie padającym deszczu zawody zostały odwołane. Oto bowiem, w ciągu kilkudziesięciu minut od ściągnięcia plandek z niechronionych przez dach części (wejście w pierwszy łuk), nawierzchnia namokła na tyle, że jazda była zwyczajnie niemożliwa. Służby porządkowe po prezentacji z powrotem rozłożyły więc folię, a zawodnicy i kibice musieli czekać, aż przestanie padać. Opady o zacinający deszcz ustały po godzinie i pierwszy bieg mógł wystartować ok. 20:30.
Początek zawodów pokazał, że na Motoarenie decyduje głównie start. Zawodnicy, którzy najlepiej wychodzili spod taśmy, zazwyczaj kończyli wyścigi na pierwszym miejscu. Prym tu wiedli zwłaszcza Michael Jepsen Jensen i Greg Hancock, choć mieli równorzędnych konkurentów po stronie Unii, w postaci Janusza Kołodzieja, Emila Sajfutdinowa i Petera Kildemanda. Zawodnicy jeździli co prawda w kontakcie, ale tylko poważny błąd skutkował utratą wywalczonej po pierwszym łuku pozycji.
W pierwszym biegu już na starcie Sajfutdinow zanotował defekt i nie liczył się w rywalizacji. Zawodnicy Get Well wykorzystali ten fakt i tuż po starcie wyszli na podwójne prowadzenie. Jednak na pierwszym okrążeniu rozdzielił ich Kildemand, który uporał się z Holderem i przez pozostałą część biegu atakował Jensena. Po pierwszym zwycięstwie Aniołów przyszła podwójna porażka w biegu młodzieżowym. Goście wyszli znakomicie ze startu i znaleźli się na podwójnym prowadzeniu, którego nie oddali do mety. Co prawda z Kuberą próbował walczyć Kopeć-Sobczyński, ale niestety nie udało mu się wyprzedzić rywala. W trzecim biegu po kolejnym kapitalnym starcie goście ponownie objęli podwójne prowadzenie. Niestety na trzecim okrążeniu, jadący na drugim miejscu Pawlicki odnotował defekt motocykla i zjechał z toru, a bieg zakończył się remisem. Na zakończenie pierwszej serii startów w końcu znakomicie wystartowali gospodarze. Smektała, który próbował wyjść na prowadzenie, został zablokowany przez Hancocka i .... Pedersena. Anioły wyszły na podwójne prowadzenie, ale nieustępliwy leszczyński junior na trzecim okrążeniu wyprzedził Kaczmarka i dowiózł do mety dwa punkty.
Po równaniu toru pewnie po trzy punkty pojechał Kildemand, a kroku dotrzymał mu Sajfutdinow. Choć trzeba przyznać, że Rosjanin musiał mocno napracować się na pierwszym wirażu, bowiem miał spore problemy z utrzymaniem drugiego miejsca, ale opanował całą sytuację i goście pojechali po podwójne zwycięstwo. Na trzecim miejscu uplasował się Miedziński a czwarty był kompletnie bezbarwny tego dnia Przedpełski. Jednak chwilę później bezkonkurencyjny okazał się Hancock, który znalazł się na czele stawki. Za jego plecami ku zdziwieniu wszystkich na prostej przeciwstartowej Pawlickiego wyprzedził Kopeć-Sobczyński i choć Kołodziej próbował wyprzedzić Grega, a Pawlicki Igora torunianie wygrali 4:2. Na początku siódmego biegu Pedersena zamknął Holder, co wykorzystał Jensen i po zewnętrznej wyszedł się na prowadzenie. Anioły parą jechały na podwójnym prowadzeniu i choć Holder jechał jako drugi i odpierając ataki Pedersena, kolejny raz lepsi okazali się zawodnicy Get Well, którzy wyszli na dwupunktowe prowadzenie w meczu.
Trzecia seria startów to trzecia trójka Hancocka, który przywiózł za plecami rywali z Leszna, a na ostatnim miejscu uplasował się Kaczmarek. Kolejna odsłona to dobry start Kołodzieja, do którego dołączył Pawlicki i mimo nieustannych ataków Jensena i Holdera to leszczyńskie Byki wygrały podwójnie bieg dziewiąty. W biegu przed 10 minutową regulaminową przerwą, z której sędzia zrezygnował z uwagi na opóźnione rozpoczęcie meczu w ekipie lesznian w końcu przebudził się Pedersen, który walczył z Miedzińskim. W biegu tym swoje jedyne punkty meczowe na rywalu zdobył Przedpełski, bowiem na drugim okrążeniu wyprzedzi Smektałę i bieg zakończył się remisem.
W biegu otwierającym serię w której następowało wymieszanie par meczowych od początku na podwójnym prowadzeniu znaleźli się gospodarze. Pierwszy jechał Jensen, a za nim Hancock i para toruńska z każdym okrążeniem powiększała przewagę nad parą gości. W dwunastej odsłonie, wydawało się, że Anioły podtrzymają passę zwycięstw biegowych, bowiem po bardzo dobrym starcie na prowadzenie wyszedł Miedziński, jednak na drugim łuku oszukał go Sajfutdinow, a na trzecim miejscu znalazł się Kubera i w meczu zanotowano remi, który utrzymał się również w biegu kolejnym i wszystko miało rozstrzygnąć się w biegach nominowanych. 
W przedostatniej odsłonie dania kapitalnie wystartował Miedziński, który znalazł się na prowadzeniu i choć próbował do niego dołączyć Holder, para gości nie pozwoliła się wyprzedzić i wynik spotkania był ciągle sprawą otwartą.
W ostatnim biegu na pierwszym wirażu Kołodziej dość bezpardonowo zablokował Hancocka wioząc go daleko na zewnętrzną, a jadącego po starcie na pierwszej pozycji Jensena wyprzedził Kildemand i mecz zakończył się dwupunktowym zwycięstwem gości.

Kibice Unii Leszno kolejny raz nie zawiedli się na swoich zawodnikach, którzy znakomicie rozpoczęli sezon. Niestraszne im spotkania zarówno u siebie jaki i na wyjeździe. Natomiast niepokój może wprowadzać czwarta porażka Aniołów, którzy od początku nie radzili sobie z rywalami. Generalnie cały początek sezonu 2017 nie układał się po myśli Aniołów.
Jednak nie wszystko było jeszcze stracone. Nikt co prawda nie zakładał przegranej z Gorzowem, ale porażki w Zielonej Górze i Wrocławiu były niejako wkalkulowane w przedsezonowe spekulacje.
Przegrana z Unią Leszno była tragedią, ale jeszcze nie katastrofą, a toruńska historia żużlowa pamiętała równie słabe początek sezonu, a było to w rok 1988. W owym czasie pierwsze punkty torunianie zdobyli dopiero w piątej serii spotkań. Wygrali wówczas z Kolejarzem Opole 68:22 i wyprzedzili tarnowską Unię, ale na przedostatniej pozycji w tabeli trwali, aż do półmetka rozgrywek.
Owe cztery pierwsze niefartowne mecze to:
    Bydgoszcz - Toruń 58:32
    Gorzów - Toruń 49:41
    Toruń - Leszno 41:49
    Tarnów - Toruń 52:38
Rundę rewanżową Anioły zaczęły od wygranej u siebie w Derbach Pomorza, ale tylko 49:40. W ekipie rywali z nr 8 na plastronie po raz pierwszy pokazał się w tym meczu pewien młodzian, który przez kolejne sezony wiódł prym w polskim i światowym żużlu. Był to Tomasz Gollob.
Porażki nie cieszyły, ale gołym okiem było widać, że w zespole muszą nastąpić jakieś zmiany. Nikt w Toruniu nie zamierzał jednak robić polowania na czarownice i na siłę szukać winnych, bowiem wynik na torze robili zawodnicy, którzy potrzebowali wstrząsu, ale też spokoju i przede wszystkim szybszych motocykli.

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski
- menadżer z Torunia - Sytuacja jest ciężka i trudna. Jednak musimy sobie uczciwie powiedzieć, że trafiliśmy na początku na bardzo silne zespoły. Drużyny, które, jak widać, są kandydatami do play-off i medali. Niestety, przegraliśmy z nimi i jesteśmy po czterech kolejkach bez punktów. To co się działo przed meczem z Lesznem, też nie wpływało na nas pozytywnie. Ze względu na opady, tor nie był dla nas handicapem. Nie mogliśmy przenosić naszych ustawień z piątkowego treningu. Dlatego też nie mieliśmy tej przewagi własnego toru.
W zasadzie tylko Jensen nie zawodzi. Jedzie dobrze w tym sezonie. W miarę równo od początku punktuje. W niedzielę miał najlepszy występ w lidze do tej pory. Także na pewno jest to duży plus. Gorzej jest z Pawłem Przedpełskim. Nie jedzie tak, jak jechał. Nie ma tego komfortu, który miał wcześniej. Może powstał problem w sferze mentalnej. Widać, że jego jazda i dyspozycja nie jest odpowiednia. Podobnie jest z Holderem. Nierówno jedzie. Ta jego jazda jest, jaka jest. Zdarzają się lepsze i gorsze wyścigi. Przecież był jeden z wyścigów, gdy przebił się jedną akcją z trzeciego na pierwsze miejsce i uratował nam remis w tym biegu. Ta szarża była po zmianie motocykla. Na początku meczu strasznie się męczył. Później było lepiej. W 14 wyścigu prawie rozdzielił parę z Leszna. Wpływ miała także pogoda. Tor nie był dla niego przewidywalny.
Mówi się że problemem tej dwójki są silniki Petera Johesa, ale Hancock przeczy tej teorii, bo jedzie na silnikach od tego tunera i gdyby lepiej wyjechał ze startu lub wybrałby drugie pole, to zdobyłby komplet punktów. Wszyscy widzieli, jak jechał i jak wygrywał. Moim zdaniem silniki od Petera Johnesa nie są przyczyną słabszych wyników. Hancock temu zaprzeczył.
Wszystko wskazuje, że ten zespół czeka walka o utrzymanie. Musimy się na to nastawić, bo nasza sytuacja jest naprawdę nieciekawa. Walka o Play-Off jest uwarunkowana bardzo jazdą tej drużyny. Jazdą w granicach jej możliwości sportowych. W tej chwili musimy patrzeć na dół tabeli, bo czeka nas walka o pozostanie w lidze. Kluczowe będą kolejne mecze. Jedziemy do Częstochowy, która raczej nie myśli o play-off, ale o pozostaniu w lidze. Dla nas będzie to kolejny mecz wyjazdowy i kolejna szansa na zdobycie punktów. Chcemy tam w końcu zdobyć jakieś punkty, żeby zacząć walkę o byt ligowy.
Co będzie dalej nie wiem, bowiem wszystkie decyzje należą do właściciela klubu i rady nadzorczej. Jeśli pojawi się pomysł, żeby w dalszej części sezonu drużynę prowadził ktoś inny, to na pewno nie będę się o to obrażać. Wszystkie decyzje personalne podejmowałem wspólnie z właścicielem klubu. Trzeba jednak pamiętać, w jakiej sytuacji zostaliśmy w pewnym momencie postawieni. Nie mieliśmy w zasadzie wyboru, kiedy Vaculik zdecydował się na odejście do Gorzowa. Rynek zawodniczy był jaki był, a po kontraktach na dużym plusie jest w zasadzie tylko Jensen. Można myśleć o wzmocnieniach, ale nie widzę na rynku żużlowców, którzy mogliby być dla nas wzmocnieniem. Raczej trzeba pracować z tymi, których mamy w tej chwili do dyspozycji.

Robert Kościecha - trener z Torunia - Nasza sytuacja nie jest zbyt ciekawa. Po czterech meczach mamy zero punktów. Każdy mecz jest bardzo ważny, ale ten przegraliśmy po ostatnim biegu. Dla kibiców to było z pewnością bardzo fajne spotkanie. Nie wypowiadam się na razie o zawodnikach, bo nie ma sensu tego robić publicznie. Będziemy rozmawiać. Punkty mówią same za siebie. Jeśli chodzi o juniorów, to Daniel Kaczmarek w piątek stracił swój najlepszy silnik. Igor Kopeć-Sobczyński miał słabszy dzień, ale chyba po prostu zbytnio się napalił. Nigdy nie mamy pretensji do juniorów, są młodzi i cały się uczą.

Michael Jepsen Jensen - Toruń - Jestem rozczarowany, że przegrałem z pierwszego pola startowego w ostatnim biegu, bo zazwyczaj dobrze sobie z niego radziłem. Drużyna pracuje wspólnie bardzo ciężko, aby osiągnąć sukces. Team spirit jest na wysokim poziomie, staramy się sobie pomagać nawzajem. Problem jest taki, że niektórzy tracą punkty. Jeśli chodzi o mnie, to swój występ oceniam pozytywnie, ale chcieliśmy bardzo mocno wygrać.

Greg Hancock - Toruń - Zupełnie nie tak miało być. Czuję się, jakbym przeszedł drogę z bohatera do zera. I to na jednym łuku. To naprawdę boli, bo pracujemy bardzo ciężko, staramy się być coraz lepsi z każdym biegiem, ale to nie ma znaczenia, gdyż wciąż przegrywamy jako zespół. W następnym meczu w Częstochowie po prostu musimy zwyciężyć. Nie ma już miejsca na porażki, sytuacja robi się bardzo trudna Bardzo łatwo jest teraz usiąść i pokazywać palcem winnych, ale jestem zły, bo mam wrażenie, iż sędziowie powinni czasem działać w sposób bardziej zdecydowany, żeby dać nam szansę. Być może nawet mogłem się położyć i poczekać na powtórkę biegu, ale na torze myślę tylko o wygrywaniu.
Wierzę, że Paweł Przedpełski bardzo się stara. Przejście na pozycję seniora przynosi ze sobą ogromną presję i sporą dawkę nerwów. Musi złapać nieco świeżości i wtedy wszystko się odmieni.

Piotr Baron - trener z Leszna - Dziękuję za spotkanie, przede wszystkim drużynie, bo pokazała charakter. Po ostatnim, nieudanym dla nas meczu, chcieliśmy zetrzeć plamę i to nam się w niedzielę udało. Odrobiliśmy punkty i to bardzo cieszy.

Janusz Kołodziej - Leszno - Dobrze mi się jeździło na Motoarenie. Wiadomo, że najbardziej cieszy mnie zwycięstwo drużyny, bo te punkty są niezwykle istotne. U niektórych zawodników było widać zmęczenie, bo jednak w ostatnich dniach jest dużo jazdy. Mogło to mieć spory wpływ na wynik meczu. Z pewnością w niektórych biegach mieliśmy pecha, sytuacje tak się potoczyły, że Piotrek i Emil mieli defekty, ja z Nickim raz straciłem pozycję. Widać zatem, że problemy nas nie omijały, ale staraliśmy się do końca ciągnąć ten wynik i na pewno ten dzień okazał się dla nas szczęśliwym. Ogromnie się cieszę, lecz jednocześnie jestem zmęczony po tym tygodniu.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt