2016-08-21 Runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - Mr.Garden GKM Grudziądz
 
Spotkanie z Grudziądzem w Toruniu było jubileuszowym, dziesiątym aktem w historii starć toruńsko-grudziądzkich. Po lipcowej wygranej na plus wyszedł walczący o awans do play-off GKM, ale na Motoarenie to gospodarze byli faworytem.

Wygrana GKM-u w pierwszym spotkaniu pozwoliła "Gołębiom" wyjść na minimalne prowadzenie (5-0-4) w ogólnym bilansie derbowych potyczek z torunianami. Get Well oczywiście był upatrywany, jako kandydat do wygranej w rewanżu w Toruniu i szybkiego wyrównania statystyki, ale i tak należało pochwalić grudziądzki klub za to, że potrafił postawić bardziej utytułowanemu, lokalnemu rywalowi poprzeczkę na tyle wysoko, że w Toruniu przed rewanżem wszyscy byli bardzo zmobilizowani, bowiem trzy zwycięstwa Aniołów na własnym torze były przekonujące, ale GKM potrafił raz mecz wyjazdowy rozstrzygnąć na własną korzyść. Było to w sezonie 1998, gdy goście nieoczekiwanie wygrali 48:42, odbijając sobie porażkę na własnym obiekcie odniesioną dwa lata wcześniej. Liderem grudziądzan był wówczas Billy Hamill, który stanowił w tamtym czasie wspólnie z Gregiem Hancockiem o sile reprezentacji USA. Niestety w roku 2016 mistrzowski poziom prezentował już tylko "toruński Kalifornijczyk", a Hamill ścigał się w USA już tylko rekreacyjnie, choć trzeba przyznać, że potrafił wygrywać słabiej obsadzone turnieje.

Przed spotkaniem w Toruniu, podobnie jak w wielu innych polskich miastach, przez cały dzień padał deszcz. Opady - mniej lub bardziej intensywne - na szczęście ustały na około 45 minut przed planowaną godziną rozpoczęcia meczu, a dach nad torem MotoAreny spełnił swoje zadanie i uchronił nawierzchnię przed zmoczeniem. Do tego organizatorzy rozłożyli plandeki na najbardziej zagrożonych miejscach: prostej startowej i pierwszym łuku, dzięki czemu mecz odbył się bez problemu, a w trakcie ostatnich przygotowań tor był nawet polewany.

Do meczu zespoły przystąpiły w najsilniejszych składach. W ekipie gości początkowo, awizowano Petera Ljunga, ale ostatecznie trener Robert Kempiński, postawił na dwuletnie doświadczenie wyniesione z MotaAreny przez Tomka Golloba i ostatecznie w składzie pojawił się polski multimedalista. Co ciekawe bydgoski wychowanej poznał smak derbów w trójnasób, bowiem startował zarówno po stronie "Gryfów" znad Brdy, "Aniołów" znad Wisły i "Gołębi" znad basenu jezior Rudnik, Rządz i Tarpno.
W ekipie gospodarzy Artura Mroczkę, zmienił Kacper Gomólski,
a w miejsce Norberta Krakowiaka, który odpoczywał od żużla i zastanawiał się nad swoją sportową przyszłością wystartował Igor Kopeć-Sobczyński.
Pierwszy bieg rozegrał się pod dyktando gości, bowiem para Vaculik i Gomólski przywiozła tylko dwa punkty. Początkowo wszystko układało się na korzyść Aniołów, ale Lindbaeck i Gollob wyprzedzili jadących z przodu rywali. W drugim biegu gospodarzy nie zawiódł Przedpełski i pewnie pojechał po zwycięstwo. Wszyscy spodziewali się remisu, ale na trzecim okrążeniu defekt zanotował Trzensiok, co przechyliło szale zwycięstwa na korzyść Aniołów. Po drugim biegu drużyny miały na po sześć punków i mecz układał się na remis.
Trzecie starcie zakończyło się korzystnie dla gospodarzy w stosunku 4:2 mimo że lepszy start mieli goście, ale Anioły ustaliły wynik już na pierwszym wirażu, bowiem niemal bezbłędny w meczu Holder nie dał żadnych szans pozostałym zawodnikom, a Adrian Miedziński rozdzielił doskonale współpracująca w poprzednich meczach parę Okoniewski - Buczkowski.
Od tego momentu "Anioły" objęły prowadzenie, które sukcesywnie powiększali do ostatniego biegu. W biegu numer cztery umiejętność jazdy parą zaprezentowali Hancock i Przedpełski, ogrywając podwójnie bezradnych Łagutę i Trzensioka i przed pierwszą przerwą na kosmetykę toru Get Well Toruń wygrywało z Grudziądzem 15:9.
Po przerwie kapitalny bieg pojechał Holder z Miedzińskim. Tuż po starcie "Miedziak" po walce na łokcie z rywalami, dołączył do partnera z pary i wspólnie dowieźli kolejne podwójne zwycięstwo. Szósty i siódmy bieg zakończył się remisem. Najpierw w szóstym biegu zwyciężył Hancock, a za nim przyjechał Buczkowski i Okoniewski. Chwilę później w siódmej odsłonie pierwszy na mecie zameldował się Łaguta, który przywiózł za plecami niezwykle bojowo usposobionego Gomólskiego i Vaculik, dla którego była to jednyna biegowa pomyłka w tym spotkaniu.
Przed drugą przerwą na kosmetykę toru gospodarze prowadzili 26:16, ale w Toruniu znowu zaczął padać deszczu. Jednak spotkanie nie było nawet przez chwilę zagrożone, bo tor skutecznie chronił dach. W biegu ósmym goście pierwszy raz skorzystali z rezerwy taktycznej i za Golloba pojechał Łaguta. Pomimo usilnych starań Rosjanina, to para gospodarzy Hancock - Przedpełski zameldowała się na mecie jako pierwsza. Dziewiąta gonitwa to szybki Vaculik, który objął prowadzenie, ale musiał bronić się przed atakami Buczkowskiego. Z kolei za ich plecami walkę o jeden punkt toczył Gomólski i Okoniewski. Bieg zakończył się ostatecznie tryumfem 4:2 dla gospodarzy, którzy skutecznie punktowali przyjezdnych i powiększali swoją przewagę.
W dziesiątym biegu trener Kempiński skorzystał z drugiej rezerwy taktycznej i za Trzenioska pojechał Nowak, ale i tym razem był to manewr mało skuteczny. Do biegu zawodnicy podchodzili jednak dwukrotnie, bowiem w pierwszej odsłonie na pierwszym łuku upadek zaliczył Miedziński. Powtórka została rozegrana w pełnej obsadzie, a zwycięzcą okazał się Holder, za którym przyjechał Łaguta, a po jedno oczko przypadło "Adikowi".
Przed ostatnią serią części zasadniczej zawodów wynik spotkania brzmiał 39:21, dla Aniołów, ale grudziądzanie nie zamierzali odpuszczać i w biegu jedenastym skorzystali z trzeciej rezerwy taktycznej, desygnując do walki Krzysztofa Buczkowskiego w miejsce Tomasza Golloba. Jednak i tym razem gospodarze odnieśli podwójne zwycięstwo. Para Hancock i Gomólski pewnie wyszła na prowadzenie tuż po starcie, zostawiając parę gości daleko z tyłu. Dwunasty bieg zakończył się remisem, a trzy punkty zgarnął Holder, który wyrastał na króla MotoAreny i jechał po swój drugi pełny komplet punktów meczowych w sezonie 2016.
Przed biegami nominowanymi torunianie byli pewni zwycięstwa, bowiem prowadzili 51:27, ale w pierwszej z nominowanych odsłon para Vaculik z Przedpełskim wyprowadziła nokautujący cios i dojechała do mety jako pierwsza. W biegu tym na trzecim miejscu dojechał Buczkowski, a czwarty był Gollob, który został desygnowany dość niespodziewanie do tej gonitwy. Ostatni bieg to popis Lindbaecka, który odebrał Holderowi radość ze zdobycia kompletu punktów, ale toruńczycy i tak bieg piętnasty zremisowali, bowiem Hancock był trzeci, a Laguta, jadący na końcu, odnotował defekt motocykla.

Podsumowując. W miarę upływu spotkania, widać było, że toruńskie "Anioły" dzielnie bronią swojej areny zmagań i ich tor był twierdzą nie do zdobycia dla drużyn przyjezdnych w rundzie zasadniczej.
W zespole Get Well Toruń, niezawodni liderzy zaliczyli doskonałe starty. Zrehabilitował się za słabą postawę w Poznaniu kapitan Chris Holder, na swoim koncie zgromadził (14pkt.), natomiast Greg Hancock i Martin Vaculik, zakończyli spotkanie z (12pkt.). Paweł Przedpełski, który dzień wcześniej wywalczył Drużynowe Mistrzostwo Świata Juniorów udowodnił jak dużym wzmocnieniem może być dla swojej drużyny. Pomimo starań GKM’u i dobrego początku Antonio Lindbaecka i Tomasza Golloba, goście nie byli w stanie nadrobić straconych punktów. Największą ilość punktów dla teamu z Grudziądza zdobyli Lindbaeck (9pkt.), oraz Artiom Łaguta (9pkt.), ale pozostali jeźdźcy dowozili do mety pozycje znacznie poniżej ich możliwości.
Przegrana oznaczała dla grudziądzan, że musieli czekać na wynik pojedynku z Leszna, gdzie miejscowa Unia podejmowała ekipę wrocławską. Niestety dla GKM-u, Unia przegrała 43:47 co spowodowało, że wrocławianie zajęli na zakończenie rundy zasadniczej czwartą pozycję w tabeli i tym samym to on mogli przygotowywać się do play-off, a dla grudziądzanie musieli cieszyć się z faktu, że na własnym torze wygrali wszystkie spotkania, a piąte miejsce w lidze było najwyższym w historii startów w Drużynowych Mistrzostwach Polski.

Dzięki triumfowi nad Unią Leszno, wrocławianie drugi rok z rzędu awansowali do strefy play-off w której toczyła się walka o medale. System ten przez wielu uznawany za niesprawiedliwy, jest niezwykle medialny i obecny w dyscyplinach drużynowych na całym świecie. W Polsce od lat występuje m.in. w ligach piłki siatkowej i koszykowej czy też w hokeju na lodzie. Co ciekawe w lidze żużlowej po raz pierwszy wprowadzono go w życie w roku… 1952. Po fazie zasadniczej do decydującej części sezonu awans wywalczała pierwsza czwórka, która najpierw ścigała się w półfinałach, a następnie w meczach o miejsca na podium. Taka formuła rozgrywek obowiązywała jednak tylko przez jeden sezon. Powróciła dopiero z w roku 1990, kiedy to cztery drużyny rywalizowały każdy z każdym o miano najlepszej ekipy. Wówczas toruńczycy okazali się po raz drugi w historii najlepszą ekipą w Polsce. Runda finałowa jedna zniknęło ponowie na kilka lat i do rywalizacji w finałach powrócono w ostatnim okresie istnienia I Ligi, jako najwyższego szczebla ligowego, czyli w latach 1996-1999. W istniejącej od 2000 roku Ekstralidze formuła play-off po raz pierwszy pojawiła się pięć lat później, gdy awansem do tej fazy premiowano, aż sześć drużyn. Dwie najlepsze ekipy po rundzie zasadniczej miały automatycznie zagwarantowany udział w półfinale. Pozostałe natomiast rywalizowały w pierwszej rundzie o awans do pierwszej czwórki. Z tegorocznych szczęśliwców w ówczesnej batalii o medale udział brali torunianie i wrocławianie. Drużyna z Zielonej Góry walczyła o utrzymanie, a jej rywal zza miedzy Stal Gorzów startował wówczas w I Lidze.
Po roku przerwy ten kontrowersyjny dla wielu system na stałe wpisał się już w żywot Ekstraligi. Przez pięć kolejnych sezonów (2007-2011) szansę udziału w play-off ponownie otrzymywały zespoły z miejsc 1-6 po rundzie zasadniczej. Rywalizacja była podzielona na trzy etapy: ćwierćfinały, półfinały i finały. Walka w czołowej szóstce co roku była obecna w Toruniu, a poza sezonem 2007 także w Gorzowie i Zielonej Górze. We Wrocławiu z kolei zabrakło play-offów w 2009 roku.
Od 2012 roku zmniejszono liczbę drużyn, którym przysługuje jazda o medale DMP. Podobnie jak pod koniec XX wieku, szansę otrzymuje czwórka najwyżej sklasyfikowanych po fazie zasadniczej. Tylko raz brakowało w tej części "Aniołów" z Torunia i "Myszy" z Zielonej Góry, dwukrotnie nie udawało się to Stali Gorzów, natomiast Sparta Wrocław pierwszy taki awans wywalczyła dopiero przed rokiem.
Zatem dla drużyny Get Well Toruń wrześniowa jazda w play-off miała być dziesiątą, odkąd powołano Ekstraligę i żużlowcy z miasta pierników i astronomii, byli pod tym względem najlepszym zespołem w historii. Drugie miejsce w tej statystyce zajmował ustępujący mistrz Polski z Leszna, mający na swoim koncie osiem takich startów, z którym zrównała się ekipa z Zielonej Góry.

Po meczu dość niespodziewanie swoją karierę zakończył Dawid Krzyżanowski, który w wywiadzie poinformował o swojej decyzji: Początkowo byłem co do tego przekonany i sztab szkoleniowy był zdania, że jakoś się z tego wszystkiego odbiję. Niestety z tego co widziałem i odczuwałem, ta jazda nie była nawet trochę lepsza od tego, co było w poprzednim sezonie. Ten wypadek też swoje zrobił. Lekarze stwierdzili, że z moją głową może być jeszcze gorzej. Jestem uzależniony od mojego zdrowia. Po ostatnim upadku w Częstochowie oraz wcześniejszym z tego sezonu, gdzie możliwe, że również miałem wstrząs mózgu, ale nie zostałem przebadany, wynika, iż mogłem mieć równie dobrze dwa. Byłem na tomografie głowy i od tego czasu mam problemy z pamięcią krótkotrwałą. Nie jest to fajne uczucie, a jeszcze w przyszłym roku mam maturę w szkole. Po tym poważnym wypadku z ubiegłego sezonu, dwa tygodnie z życia mi wypadły kompletnie. Do dzisiaj nie mogę sobie tego przypomnieć oglądając nagrania. Lekarz neurolog ocenił, że przy kolejnym uderzeniu w głowę grozi mi atak padaczki. Jeśli chcę prowadzić w miarę normalne życie, to nie mogę się narazić na kolejny wstrząs głowy. Przy tym sporcie jest to możliwe niemalże na każdym kroku. To mnie wyklucza z bycia żużlowcem.
Ludzie w klubie jak najbardziej rozumieją moją sytuację. Trener mówił, że on wielokrotnie notował złamania. Niestety głowa to głowa. Jestem także po rozmowie z wiceprezesem Jackiem Gajewskim, który doskonale zdaje sobie sprawę, że zdrowie jest najważniejsze. Z wszelkimi formalnościami dotyczącymi rozwiązania kontraktu poczekamy do zakończenia sezonu. Na szczęście mam też duże wsparcie ze strony mojej dziewczyny.
Nie wiem czy wrócę kiedykolwiek? Nie mogę teraz niczego powiedzieć. Oczywiście - chciałbym nadal jeździć, ale nie mam pojęcia, co się wydarzy.

Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński
- właściciel klubu z Torunia - Osobiście liczyłem na pierwsze lub drugie miejsce. Tak była budowana zresztą ta drużyna. Jesteśmy niżej niż planowaliśmy. Uważam, że przesądziła o tym słabsza postawa w pierwszej połowie rozgrywek. To wtedy traciliśmy szanse na bonusy, które inni później zdobywali.
W rudzie zasadniczej Hancock zrobił według mnie swoje od początku do końca. Jeśli chodzi o Martina, to miał słabszy początek. Musiał wgryźć się w nasz tor. Końcówkę rundy zasadniczej miał jednak doskonałą. Krajowych seniorów w sumie tez możńa ocenić pozytywnie. Musimy uwzględnić realia transferowe, które panowały w momencie, kiedy ich kontraktowaliśmy. Oni zostali wzięci do zespołu, jako tzw. druga linia. Nie można, zatem oczekiwać, że będą liderami. Jako uzupełnienie składu w większości wypadków robili swoje.
Można być też zadowolonym z frekwencji, bo jest porównywalna do ubiegłorocznej. Nie jest źle, zwłaszcza na tle innych drużyn, ale mimo wszystko mogłoby być nieco lepiej. Gdyby na każdy mecz przychodziło od 1500 do 2000 osób więcej, to świat byłby dla nas idealny.
W play-off zarówno mi jak i zawodnikom jest wszystko jedno z kim będziemy rywalizować. Stal i Falubaz to silne ekipy. Drużyna z Gorzowa jest najmocniejsza, a zielonogórzanie się rozpędzają. W ich przypadku wiele zależy od tego, jak rozwinie się jazda Hampela i Łoktajewa. Obaj są znakiem zapytania. Mogą pociągnąć ten zespół w obie strony. Nie ma znaczenia, z kim pojedziemy, ale sądzę, że będzie to Faluba, a my pojedziemy o finał

Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Przy takim wyniku trudno czepiać się jakiegoś zawodnika. Wszyscy dorzucili punkty. Takie rezultaty w PGE Ekstralidze zdarzają się rzadko. Drużyny, które jeżdżą na wyjazdach, przekraczają na ogół dość zdecydowanie 30 punktów. Pojechaliśmy dobry mecz i trzeba się z tego cieszyć przed play-off. Ten mecz był ważny, bo wiemy, że walkę w czwórce zaczniemy również na własnym torze. To było dobre przetarcie.
Uważam jednak, że nasz zespół było stać na więcej. Mogliśmy osiągnąć lepszy wynik, ale były słabsze momenty, zwłaszcza na wyjazdach. Straciliśmy też w niefrasobliwy sposób punkty bonusowe. System rozgrywek jest jednak taki a nie inny. Zaczynamy teraz od zera i nikt nie ma większej przewagi. Byłoby fajnie wygrać rundę zasadniczą, ale nie ma też sensu dramatyzować. Nie jesteśmy skazani na porażkę w kluczowej części rozgrywek. W półfinale nie wybieramy sobie przeciwnika. Słyszę różne głosy o spadku formy Gorzowa, ale jedna i druga drużyna jest bardzo mocna, obie mają podobny potencjał. My musimy myśleć, by jak najlepiej jechać i dobrze rozpocząć play-offy. Chcemy finału. Ten zespół stać nawet na to, żeby go wygrać. Czas pokaże, jak wszystko się potoczy. Sukcesem będzie jednak awans do finału, a nie brązowy medal.

Robert Kościecha - trener z Torunia - Dziękuję drużynie z Grudziądza za walkę. My od początku chcieliśmy wygrać za trzy punkty i oczywiście cieszy nasza wygrana. Greg Hancock oraz Chris Holder ponownie potwierdzili swoją dobrą dyspozycję na MotoArenie. Martin Vaculik podobnie i szkoda tylko, że musiał po próbnym starcie przed pierwszym biegiem zmienić motocykl. Chciałbym pochwalić również Pawła Przedpełskiego, który miał za sobą trudne zawody w Szwecji, gdzie zdobył Drużynowe Mistrzostwo Świata Juniorów. Widać, że wraca na wysoki poziom. Jego punkty będą bardzo potrzebne w play off'ach. Adrian Miedziński i Kacper Gomólski przyjeżdżali na 5:1. Zespół pojechał równo. To dobry prognostyk przed fazą play off. Igor Kopeć-Sobczyński jedzie coraz lepiej, walczy, ale widać jak wymagająca jest Ekstraliga.

Chris Holder - Toruń - Jestem zadowolony ze swojego występu i zdobytych punktów, ale najważniejsze jest zwycięstwo drużyny. Mam za sobą trudny tydzień w domu i taka jazda cieszy. Nie polubiłem toru w Poznaniu. W Toruniu czuje się jak u siebie. Dzięki tej wygranej czujemy się mocni. Ktokolwiek przyjedzie tu w najbliższych tygodniach, będzie mieć ciężko. Wykonujemy kawał dobrej roboty, postaramy się to przedłużyć i zdobyć dużo punktów, by mieć szanse w rewanżu

Paweł Przedpełski - Toruń - W spotkaniu wszystko zagrało. Cała drużyna fajnie pojechała i wygraliśmy dosyć wysoko. Najważniejsze, że mamy zwycięstwo i pewne play-offy.. Pocieszające jest to, że nie mamy żadnych problemów. Wiadomo, że każdy ma prawo mieć lepsze i gorsze dni. Teraz poziom drużyny się wyrównuje i będziemy jechali z Gorzoowem lub Zieloną Górą, a to są bardzo mocne w tym roku ekipy i ciężko jest mi wybierać, z kim lepiej nam będzie rywalizować na początku. Na pewno będzie na 100% mega ciężko. Będziemy walczyli obojętnie, na kogo trafimy.

Martin Vaculik - Toruń - Kibice na pewno obejrzeli dobry żużel. Było sporo mijanek i na tym chyba to polega. Każdy z nas daje z siebie wszystko i staramy się wygrywać to, co jest do wygrania. To bardzo fajne zwyciężyć ostatni mecz rundy zasadniczej w domu i to w takim stylu. Jesteśmy bardzo zadowoleni.
W play-off wszystkie drużyny, jakie znalazły zakwalifikowały, są bardzo mocne i mają dużą siłę rażenia. Nie ma co kierować się preferencjami. Jedzie najlepsza czwórka w Polsce i wszędzie będzie trudno. Nigdzie nie jest napisane, że nie możemy wygrać w Gorzowie lub Zielonej Górze. Wszystko jest możliwe. Jesteśmy bogatsi o doświadczenia z tego toru i nie popełnimy błędów, które nam się przytrafiły ostatnio.

Kacper Gomólski - Toruń - Nie ważne z kim pojedziemy w play-off, z każdym trzeba walczyć i wygrywać. W Gorzowie dostaliśmy mocno, w Zielonej Górze trochę mniej, ale zarówno jedni jak i drudzy są mocn. Ja mam nadzieję, że w play-offach będę jechał cały czas, jak w biegach, gdy punktowałem w meczu z Grudziądzem. Muszę jednak podziękować Gregowi Hancockowi, z którym podczas niedzielnego meczu rozmawiałem w zasadzie po każdym wyścigu. Bardzo dużo mi podpowiedział. Gdyby nie on i zmiany w motocyklu, to mógłbym kończyć mecz w zasadzie po dwóch startach. W ostatnim biegu jechaliśmy razem i zrobiliśmy wynik 5:1. To takie małe podziękowanie dla niego.

Greg Hancock - Toruń - to był naprawdę dobry występ drużyny, to kolejne zwycięstwo, wielkie zwycięstwo i nie spodziewaliśmy się aż tak wysokiego. To dobrze dla nas ponieważ dało nam więcej punktów w tabeli, jednak chcieliśmy być w niej wyżej i tego oczekiwaliśmy Fajne zawdy pojechał Paweł Przedpełski, który ma świetny balans, a jego kariera dopiero się zaczyna. Za każdym razem, gdy z nim jadę, on jest lepszy i chce być jeszcze lepszy. Na torze ma wszystko pod kontrolą, jeździ bezpiecznie i cały czas myśli, co jest ważne dla jego kolegów z drużyny. Teraz przed nami play-off, ale jeszcze czekamy na rywala. Bardzo ciężko jednoznacznie stwierdzić, kogo byśmy woleli uniknąć. Musimy być przygotowani na równą walkę ze wszystkimi. Zarówno Stal Gorzów, jak i Ekantor.pl Falubaz Zielona Góra postawią nam bardzo trudne warunki, ale myślę, że na ten moment ci drudzy weszli na nieco wyższy poziom. To mogłoby być decydujące, ale tak czy siak musimy bardzo uważać. Nie możemy się skupiać tylko na jednym z nich. Każdego trzeba pokonać. Ja nieco lepiej czuję się w Zielonej Górze, gdyż jeździłem tam przez kilka lat, ale czasami to zwyczajnie nic nie znaczy.
Cieszy mnie jednak, że cały czas notuję progres na MotoArenie i z każdym kolejnym startem uczę się tego toru i kocham to miejsce. W Toruniu mam do czynienia z najlepszym torem na świecie. Nie musi być bardzo długi żeby dało się na nim wyprzedzać, nie potrzebuje również dużej ilości materiału. To wielka przyjemność ścigać się na takiej nawierzchni.

Robert Kempiński - trener z Grudziądza - przegraliśmy wysoko. Gratuluję Robertowi Kościesze, zawodnikom z Torunia, kibicom oraz prezesom. Taki jest żużel. Na wyjazdach jeździmy trochę gorzej. Zabrakło przede wszystkim zwycięstw biegowych. Mamy w swoim składzie zawodników, którzy potrafią bardzo dużo. Antonio Lindbaeck w piętnastym biegu potrafi wygrać bez problemów, a w innym jest w stanie zawieźć. Na własnym torze często wygrywamy wysoko, ale na wyjazdach jest już dużo gorzej. Zabrakło przede wszystkim zwycięstw biegowych, bo takie mieliśmy tylko dwa. Myślałem, że lepiej pojedzie Tomasz Gollob, który przez dwa sezony startował w Toruniu. "Chudy" został włączony do składu, chociaż wielu spodziewało się ujrzeć w niedzielne popołudnie Petera Ljunga. Obojętnie, kto co myśli, ja biorę to wszystko na siebie. W sobotę też nikt nie postawiłby na dwupunktową zdobycz Petera Ljunga w SEC-u. Gdyby nie jeździł to każdy komentowałby, że przywiezie dziesięć. Po meczu w Toruniu też wszyscy powiedzą, że Peter zrobiłby lepszy wynik od Tomka Golloba, ale takie są zawody. Ja powtarzam, wszystko biorę na klatę. Uważam jednak, że drużyna spisała się w tym sezonie dobrze. Na pewno nikt się nie spodziewał, że będziemy do końca liczyć się w walce o play-offy.

Antonio Lindbaeck - Grudziądz - Cieszę się z tego, że... Brazylia zdobyła tak dużo medali na igrzyskach olimpijskich i że była to tak świetnie zorganizowana impreza. W Toruniu mieliśmy zaś ciężki mecz. Nie byliśmy wstanie nawiązać walki, tak bywa. Gospodarze byli zdecydowanie lepsi, a ja jeździłem raz gorzej, raz lepiej.

Artiom Łaguta - Grudziądz - W Toruniu zawsze było trudno o punkty, bo chłopaki są na tyle dopasowani, że trzeba się namęczyć, aby kogokolwiek wyprzedzić na trasie. Są szybcy, dobrze reagują na zmiany. Ja niektóre biegi miałem dobre, a niektóre gorsze. Staraliśmy się szukać czegoś w ustawieniach i sądzę, że wynik, jaki osiągnąłem, nie jest wcale najgorszy. Nie mamy play-off, ale udało nam się wygrać wszystkie mecze u siebie, co jest bardzo ważne. Dzięki temu walczyliśmy do końca o finały, a przecież dokładnie rok temu staraliśmy się utrzymać w Ekstralidze.
Gdybyśmy awansowali do play-of, to wGrudziądzu zawsze trudno było gościom, bo wszyscy wiedzą jaki to jest twardy tor. A na dodatek nam idzie tam bardzo dobrze. Na pewno są półfinaliści, którzy nie bardzo chcieliby z nami rywalizować.

Krzysztof Buczkowski - Grudziądz - Nie można być zadowolonym, gdy się przegrywa do 31. Ponadto, w niektórych przypadkach praktycznie oddawaliśmy mecz bez walki. Co mogę powiedzieć, szkoda i wielki żal, ale drużyna z Torunia wykorzystała w zasadzie swoje wszystkie atuty. Jeśli chodzi o mój występ to ze startu, było dobrze, ale na trasie już coś nie pasowało. Dowiozłem sześć punktów i nie jest to jakiś oszałamiający wynik. Szkoda, ale nie dysponowałem tego dnia odpowiednią szybkością na torze żeby rywalizować z gospodarzami w kilku biegach.

Źródło:
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl

zuzelend.com

espeedway.pl
nicesport.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt