2016-06-19 Runda zasadnicza
ZKŻ ekantor.pl Falubaz Zielona Góra - KS Get Well Toruń
 
Mecz pomiędzy Zieloną Górą, a Toruniem tak jak i pierwsze spotkanie w sezonie 2016 na MotoArenie, ale i wszystkie inne mecze na przestrzeni kilku ostatnich lat, rodził spore emocje pozasportowe. Kibice już zdążyli się przyzwyczaić, że przed meczem w grodzie Bachusa pojawiały się kolejne doniesienia o finale z roku 2013. Wówczas obie drużyny po czterech latach ponownie spotkały się w wielkim finale Ekstraligi i ponownie rywalizacja naznaczona była negatywnymi emocjami. Unibax odmówił startu w meczu rewanżowym, tłumacząc się tym, że zespół jest porozbijany kontuzjami (dzień przed meczem ciężkiego urazu doznał Tomasz Gollob). Kierownictwo torunian liczyło na przełożenie spotkania, na co nie przystali gospodarze. Mecz w ogóle się nie odbył, Falubazowi przyznano walkower i tym samym złote medale.
W sezonie 2016 powrócił ów finał na usta kibiców, bowiem w dniu 15 czerwca 2016, Sąd Okręgowy w Bydgoszczy wydał nieprawomocny wyrok w sprawie: Klub Sportowy Toruń (poprzednio KST Unibax S.A.) przeciw PZM oraz Ekstralidze Żużlowej. Klub z Torunia domagał się uznania za nieważne orzeczeń dyscyplinarnych Komisji Orzekającej Ligi oraz Trybunału PZM w sprawie nieprzystąpienia do meczu finałowego DMP w roku 2013. Sąd odrzucił wszystkie zarzuty Klubu Sportowego Toruń w zakresie sankcji sportowych (8 ujemnych punktów) i pozostałych rozpatrywanych sankcji dyscyplinarnych, orzeczonych przez KOL oraz zmienionych przez Trybunał PZM, za wyjątkiem jednego.
Sąd uznał, iż dodatkowy środek dyscyplinarny zadośćuczynienia kibicom w Toruniu i Zielonej Górze, w postaci nakazu ustalenia ceny biletów na pierwszy mecz w sezonie na 1 zł oraz ceny za bilety dla kibiców z Zielonej Góry, na meczu w Toruniu w sezonie 2014 także na 1 zł, był zbyt dotkliwy i nakazał wyrównanie strat klubu wynoszących 308.244,61 zł. Zatem łączna suma orzeczonych kar pieniężnych, środków dyscyplinarnych oraz odszkodowania w kwocie 1.040.000 zł, została zmniejszona przez Sąd Okręgowy w Bydgoszczy do kwoty 731.755,39. zł.
Jednocześnie, w ustnych motywach rozstrzygnięcia, sąd wskazał, iż zachowanie Klubu Sportowego Toruń było ewidentnym złamaniem zasad współżycia społecznego i w związku z tym, w części dotyczącej kwestionowanych przez klub sankcji sportowych nie zasługuje on na ochronę prawną. Wyrok nie jest prawomocny, a Ekstraliga Żużlowa i PZM zapowiedziały apelacje.

Po tych swoistego rodzaju wspomnieniach zaczęto szacować siłę poszczególnych zespołów. A było, co analizować, bowiem historia 101 pojedynków obu ekip wywodzących się ze struktur LPŻ była niezwykle ciekawa, ale zarazem burzliwa. I tak pierwszy raz w Zielonej Górze miał miejsce 1959 roku w III Lidze, gdy triumfowali miejscowi (39:33). Przez kilkanaście kolejnych lat żużlowcy z obu miast ścigali się w tej klasie, a także w II Lidze. Pierwszą wyjazdową wygraną toruńska Stal odniosła w 1968 roku (42:36). Kolejnych dziesięć odniosła już w najwyższej lidze, w której startuje nieprzerwanie od 1976 roku. Drugą jednak dopiero w mistrzowskim dla siebie roku 1990, gdy padł wynik 59:31 dla Apatora.
Choć dla zielonogórzan bezwzględnie najważniejszymi meczami w każdej ligowej kampanii są derby przeciwko Stali Gorzów, to jednak bardzo ważne były także potyczki z toruńskimi Aniołami. Odkąd Falubaz na stałe powrócił do krajowej czołówki, co roku toczy z zawodnikami z grodu Kopernika zacięte boje. Od 2007 roku oba zespoły mierzyły się ze sobą cztery razy w rundzie play-off: dwa razy w finale, raz o brązowy medal i raz w półfinale. Mecze Falubazu i Unibaxu elektryzowały jednak żużlową Polskę nie tylko poprzez aspekt sportowy, o którym wspomniano na początku. Warto wspomnieć, że rok wcześniej także towarzyszyły walce obu zespołów wielkie emocje. W sezonie 2012 kwestia brązowych krążków rozstrzygnęła się na... ostatnich metrach. Prezentujący heroiczną postawę kapitan Unibaxu Ryan Sullivan (jadący z kontuzjowanym nadgarstkiem) szaleńczym atakiem tuż przed metą wyprzedził Andreasa Jonssona i zapewnił swojemu zespołowi miejsce na końcowym podium.

W roku 2016 w roli faworyta startowała drużyna Get Well i choć wszyscy przypisywali, co najmniej punkt bonusowy po stronie gości, Falubaz nie stał na straconej pozycji mimo, że stracił atut w postaci zastępstwa zawodnika za Jarosława Hampela. W składzie pozostawali bowiem Protasiewicz, Doyle, Dudek, Karpow oraz juniorzy na czele z Krystianem Pieszczkiem, który wygrał dzień wcześniej pierwszą rundę IMŚJ. Falubaz zdając sobie sprawę, że może mieć spory kłopot z wystawianiem silnej drużyny w najbliższych meczach, postanowił zakontraktować Justina Sedgmena, który choć zdążył zwiedzić w polskiej lidze już trzy kluby, to łącznie wystartował w zaledwie pięciu meczach, zdobywając w nich wraz z bonusami 29 punktów. Innym rozwiązaniem dla Falubazu było posłanie w bój trzech juniorów, kosztem 24-letniego Australijczyka. Jak się jednak okazało Sedgmen dostał swoją szansę. Nowej twarzy w zielonogórskim klubie miał pomóc jego partner z pary - Patryk Dudek. "Duzers" pod kątem średniej biegowej był najskuteczniejszym żużlowcem Falubazu (1,977, 15. pozycja w klasyfikacji najlepszych zawodników PGE Ekstraligi), a więc zestawienie go z Sedgmenem nie mogło nikogo dziwić. Stworzenie pary Dudek - Sedgmen sprawiło, że w drugim duecie wystartowali Jason Doyle i Andriej Karpow, a z juniorem został zestawiony Piotr Protasiewicz.
W zespole toruńskim jeszcze w połowie tygodnia wydawało się, że zespół pojedzie do winnego Grodu w najsilniejszym składzie i na tej bazie właściciel toruńskiego klubu Przemysław Termiński był przekonany o wygranej swojego zespołu. Niestety w kilka dni kontuzje dały znać o sobie, bowiem drugi rybnicki Turniej Zaplecza Kadry Juniorów zakończył się pechowo dla Dawida Krzyżanowskiego. Junior Get Well Toruń po upadku trafił do szpitala z podejrzeniem urazu nogi. Po szczegółowych badaniach złamań i pęknięć nie było, ale zawodnika czekała kilkudniowa przerwa w startach. Tym samym menedżer Get Well Toruń miał problem z drugim juniorem, bowiem cały czas kłopoty ze zdrowiem miał Norbert Krakowiak, z którym działacze i sztab szkoleniowy wiązali duże nadzieje, ale można powiedzieć, że zawodnik więcej "leżał na torze niż po nim jeździł". W tej sytuacji pole manewru toruńczyków było mocno ograniczone i w Zielonej Górze musiał pojechać ktoś z dwójki Igor Kopeć-Sobczyński - Marcin Kościelski.
Na domiar złego Paweł Przedpełski zanotował groźny upadek podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w King's Lynn, kiedy to zahaczył w dwunastym wyścigu o tylne koło Krystiana Pieszczka i z dużym impetem uderzył o tor. Zawodnik Get Well Toruń został na noszach przeniesiony do karetki, a następnie przewieziony do szpitala. Najważniejsza informacja jednak była taka, że lekarze nie stwierdzili u niego żadnych złamań ani pęknięć, a zawodnik był jedynie poobijany. Nie było też przeciwwskazań, żeby wypisać zawodnika ze szpitala. Torunianie częściowo odetchnęli z ulgą. Na dłuższą przerwę w startach u Przedpełskiego się jednak nie zanosiło, bo po powrocie do Polski i badaniach przeprowadzonych przez lekarza klubowego Paweł pojawił się w protokole zawodów i na torze. Wiadomym było jednak, że ciężar walki o punkty na swoje barki musiała wziąć piątka seniorów.

A punkty były potrzebne obu zespołom, choć to zielonogórzanie mieli większą presję, bowiem zdawali sobie sprawę, że starcie było bardzo ważne w kontekście awansu do play-off. Torunianie zajmowali drugie miejsce w ligowej tabeli z bilansem pięciu zwycięstw i dwóch porażek. Falubaz natomiast posiadał na swoim koncie jedną wygraną mniej, a także jedną przegraną więcej.
W pierwszym meczu sezonu 2016 drużyn z Zielonej Góry i Torunia na Motoarenie górą byli gospodarze i wygrali 51:39. Zielonogórzanom nie pomogła nawet świetna dyspozycja Krystiana Pieszczka, który wywalczył wówczas 15 oczek. Nic więc dziwnego, że w opinii wielu, Anioły jechały na ziemię lubuską co najmniej po punkt bonusowy. I wydawało się po dwóch pierwszych wyścigach, w których zgromadzeni na stadionie kibice nie doświadczyli mijanek, gdy torunianie prowadzili 7:5, że przedmeczowe spekulacje okażą się prawdą. Jednak gospodarze nie zamierzali oddawać punktów bez walki i szybko nadrobili jednak straty, by po pierwszej serii wygrywać już 14:10. W trzeciej gonitwie pierwszy łuk świetnie rozegrał Jason Doyle, który zrobił miejsce dla Andrieja Karpowa, znacznie przyczyniając się do podwójnego zwycięstwa zielonogórzan. W czwartym biegu z kolei ładną akcję zaprezentował Piotr Protasiewicz, który po zewnętrznej części toru łatwo poradził sobie z Gregiem Hancockiem.
Po mocnych uderzeniach w postaci zwycięstw w stosunku 5:1 w wykonaniu obu drużyn, fani byli świadkami pierwszego punktu w barwach Falubazu zdobytego przez debiutującego Justina Sedgmena. Australijczyk obronił się przed atakami Pawła Przedpełskiego, a że w wyścigu tym triumfował Patryk Dudek, gospodarze na półmetku spotkania prowadzili 24:18. Jak się później okazało, dla Sedgmena była to ostatnia możliwość zaprezentowania się w meczu z Aniołami, bowiem w kolejnej fazie zawodów nowy żużlowiec Falubazu był zmieniany przez dobrze spisującego się Krystiana Pieszczka.
Gdy wydawało się, że w dziewiąta gonitwa zakończy się indywidualnym zwycięstwem Patryka Dudka i biegowym remisem, "Duzers" tuż przed metą zanotował defekt sprzętu, co bezlitośnie wykorzystał duet gości. Anioły wówczas zbliżyły się do zielonogórzan na różnicę zaledwie dwóch oczek. W kolejnym wyścigu świetną pracę, po raz kolejny, wykonała jednak para Doyle - Karpow, wyprowadzając swój zespół na czteropunktową przewagę.
Przed gonitwami nominowanymi Falubaz wygrywał 43:35 i tak naprawdę w meczu tym możliwy był jeszcze każdy scenariusz. Gospodarze byli bardzo bliscy ligowego zwycięstwa, z kolei torunianie znajdowali się niedaleko od punktu bonusowego.
Decydujące wyścigi były prawdziwą kwintesencją żużla. W czternastym biegu duet zielonogórzan na dystansie minął Martina Vaculika, z kolei w ostatniej gonitwie Falubaz odniósł podwójne zwycięstwo, przez co obok dwóch dużych oczek za ligową wygraną, zgarnął także punkt bonusowy.

Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński
- właściciel klubu z Torunia - nasi zawodnicy lepiej nie potrafią pojechać. Wydawało się, że mamy w składzie przynajmniej czterech zawodników, o których możemy powiedzieć, że są liderami. Tymczasem punktowali oni na poziomie uzupełniających parę. Nie mieliśmy przed meczem żadnych sygnałów, że coś może być nie tak. Wierzę, że zawodnicy pojechali najlepiej jak na ten moment potrafili. Widocznie na więcej nas nie stać. Myślę, że o porażce zadecydowało kilka czynników takich jak przypadek czy forma dnia. Nie demonizowałbym umiejętności trenerskich Marka Cieślaka. Jeżeli zawodnicy jadą dobrze, to nawet mój syn może poprowadzić zespół. Jak nie mają formy, to nawet Marek Cieślak nie pomoże. Nie wybiegamy myślami naprzód. Po meczu w Rybniku wydawało się, że wszystko wróciło do normy. Mecz w Zielonej Górze zweryfikował nasze możliwości. Teraz skupiamy się na pojedynku z Unią Leszno. Na szczęście pierwsze diagnozy się nie potwierdziły. Paweł przeszedł badania, które nie wykazały żadnych złamań i urazów. Podjął decyzję, że chce jechać i mam nadzieję, że w kolejnych meczach będzie wsparciem dla drużyny.

Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Jestem rozczarowany. Z przegraną można było się liczyć, bo w Zielonej Górze nikomu nie jedzie się łatwo. Porażką jest jednak brak punktu bonusowego. Brak lidera czy liderów był w tym meczu największym problemem. Wystarczy spojrzeć, jak punktowali Vaculik czy Holder. Były zera przeplatane z trójkami. Hancock nie wygrał z kolei żadnego biegu. Punkt bonusowy przegraliśmy w 14 wyścigu. Mieliśmy wtedy korzystny układ pól startowych i należało po prostu wygrać. Nie miałem w składzie zawodnika, który byłby zdolny do przekroczenia bariery 10 punktów. W takiej sytuacji trudno było myśleć o zbliżeniu się do wyniku na poziomie 40 "oczek" w całym meczu. Robienie zmian taktycznych to byłoby zwykłe strzelanie. Trudno było przewidzieć, kto może wygrać dany bieg, a kto przyjechać w nim do mety jako ostatni. Tak było między innymi z Holderem. Wygrał, a w kolejnym starcie był czwarty. Wielu dostrzega, że nieźle pojechał Doyle, ale uważam, że w jego przypadku z ocenami należy jeszcze poczekać. W Toruniu doszło do takiej sytuacji, że on sam nie był do końca zainteresowany. Uznałem, że ze względów nie tylko sportowych trzeba zastanowić się nad zmianą. W niedzielę rzeczywiście pojechał dobry mecz, chociaż niektóre biegi były na krawędzi. Był bliski popełnienia faulu, ale na szczęście nie doszło do kolizji. Odejście Doyle'a nie było błędem. Kwestie sportowe i punktowe to jedno. Trzeba także spojrzeć na inne sprawy, które dotyczącą funkcjonowania drużyny i panującej w niej atmosfery. A co do liczby startów, to rzeczywiście był problem. Moim zdaniem w tej chwili aż tak dużo nie jeździ, bo jest mniej meczów w Anglii. To się jednak zmieni. W pewnym momencie sezonu wszystko się skumuluje. Nie ma siły, żeby było inaczej.

Robert Kościecha - trener z Torunia - Chciałbym pogratulować zielonogórskiej drużynie znakomitego spotkania. Mecz był dosyć wyrównany. W pewnym momencie gospodarze uciekli nam na cztery czy sześć punktów. Staraliśmy się nadgonić straty i zbliżyliśmy się wynikiem. Jednak ostatnie trzy biegi okazały się dla nas zabójcze. Wygrali je wszystkie podwójnie przez co uciekł nam punkt bonusowy. Wiadomo było, że będzie to ciężki mecz. Jednak chcieliśmy przyjechać tu po wygraną. Wygląda jednak na to, że byliśmy w tym pojedynku tą słabszą drużyną. Mieliśmy zbyt wiele dziur. Nie udało się wygrać, ale dalej walczymy o play-off.

Martin Vaculik - Toruń - Gratuluję gospodarzom. To były równe zawody. Można było zauważyć, że pierwsze i trzecie pole były lepsze. Czasem przed biegiem było już wiadomo kto dobrze wystartuje, a kto nie. Tor był jednak równy dla wszystkich. Nie ma więc co się tłumaczyć. Jeśli chodzi o mój występ to biegi dobre przeplatałem z gorszymi. Absolutnie zepsułem ostatni występ, ponieważ dobrze wystartowałem, ale jechałem najbardziej niekorzystną ścieżką. Myślałem, że po równaniu będzie to szybka linia. To był mój błąd i przyznaję się do tego otwarcie, żeby nikt nie myślał, że się tłumaczę. W tym sezonie liga jest niesamowicie wyrównana. Zobaczymy po ostatniej rundzie kto spotka się w fazie play-off. My zrobimy wszystko, żeby tam właśnie się znaleźć.

Paweł Przedpełski - Toruń - Przegraliśmy, Falubaz był lepszy i gratulacje dla zielonogórzan. Czego zabrakło? Punktów i startów, bo zostawaliśmy na początku biegu. W polu gospodarze byli naprawdę szybcy i trudno było ich wyprzedzać. Jak już wyskoczyli ze startu, to później trudno było ich wyprzedzać. Ja jechał po upadku, a wiadomo, jak to jest w takiej sytuacji. Jest się poobijanym, więc jazda wielkiej przyjemności nie sprawia. Jak się jednak jedzie, to szczerze mówiąc się o tym nie myśli. Już tak nie bolało i można było jechać normalnie.

Kacper Gomólski - Toruń - Zawsze jadąc do Zielonej Góry wiemy, że będzie ciężko. Wiadomo, że Falubaz u siebie jedzie bardzo dobrze. Naszym jedynym problemem było to, że nie mieliśmy lidera, który zrobiłby dwucyfrowy wynik. Wszyscy jechaliśmy równo, ale nikt nie wyskoczył przed szereg. Równe punktowanie nie wystarczyło, by zdobyć chociaż bonus, a tym bardziej wygrać. Wiadomo, jednak że w każdym meczu jedziemy po to, by walczyć o zwycięstwo i tutaj nie ma co się oszukiwać. W tym spotkaniu lepsi byli zielonogórzanie i gratulacje dla nich. Ja ze swego występu mogę być zadowolony, ale w Zielonej Górze przeważnie dobrze mi idzie. Szkoda mojego ostatniego biegu, bo jechałem trzeci, ale nie chciałem przyjechać też tylko przed Gregiem, próbowałem wyjechać na zewnętrzną, ale dostałem szprycę, stanąłem w miejscu i przyjechałem czwarty. No cóż, bywa.

Igor Kopeć-Sobczyński - Toruń - Zdobyłem punkt na wyjeździe, udało się nawet przez chwilę powalczyć z Pieszczkiem. Nie ma co skakać z radości, bo wiele przede mną, ale cieszę się z pierwszego występu po kontuzji.

Marek Cieślak - trener z Zielonej Góry - Wróciliśmy w przeciągu dwóch tygodni z dalekiej podróży. Wygraliśmy za trzy punkty w meczu ze Spartą, a teraz zwycięstwo z bonusem z ekipą toruńską. Marzyłem o tym, by wygrać to spotkanie. Nie za bardzo myślałem, że uda nam się z kolei wywalczyć bonusa. Jednak chłopcy zrobili w tym pojedynku dobrą robotę, dzięki czemu możemy cieszyć się ze zwycięstwa. Czytałem te proroctwa i opinie, że jesteśmy skazywani na sromotną porażkę. Wynik tej drużyny jest efektem tego, że jest to naprawdę kolektyw, w którym wszyscy ze sobą współpracują. Każdy sobie pomaga, czy jest to Karpow czy Doyle czy ktokolwiek inny. Mamy duże oparcie w kapitanie, który od niedzieli ma ksywę "saper". Przed biegami nominowanymi zapytał mnie dlaczego ustawiam go na czwarte pola. Odpowiedziałem, że on jest niczym saper i musi rozbroić miny. Drużyna jest fajna, a to pomaga. W końcówce spotkania, mieliśmy dobry układ pól startowych. Pola pierwsze i trzecie były lepsze. Jednakże w biegu XIV również startowaliśmy z pola 2 i 4. Jechał tam Doyle z Protasiewiczem. Nasz kapitan nie jest może wybitnym startowcem, ale jak pójdzie po "szerokiej" to liście z drzewa spadają. To było dobre pociągnięcie z naszej strony. Piotr troszkę się krzywił, ale ostatecznie przywieźli podwójne zwycięstwo. W ostatniej odsłonie Patryk z Andriejem dołożyli cegiełkę. To nie był przypadek. Zawodnicy po prostu dobrze pojechali. Przed meczem wszyscy złożyliśmy mu gratulacje za sobotni wynik. Czuję, że ten chłopak zostanie mistrzem świata juniorów. Przed nim zawody w Pardubicach, gdzie tor będzie mu odpowiadał. Ostatni finał ma zaś u siebie w Gdańsku, gdzie zawsze dobrze jedzie. Powiedziałem mu, że nie może być tak, że zdobędzie tytuł, a w lidze nie będzie wiedział kim jest Adrian Gała, bo ten będzie jechał przed nim trzydzieści metrów z przodu. Nie powinno być takiej sytuacji, że taki jeździec, który potrafi jeździć robi jeden punkt w zawodach ligowych. W tym spotkaniu popełnił trochę błędów, ale był to zawodnik, który nam pomógł.
Z kolei Justin Sedgmen wystąpił w dwóch biegach zdobywając w sumie jedno "oczko", ale dla niego to była czarna magia i inny świat w tym pierwszym spotkaniu. Na treningach jechał poprawnie, wręcz nieźle. W drugim biegu był wolny pomimo, iż jechał trzeci. Pieszczek z kolei był agresywny, stąd zastąpił go w dalszej części spotkania.

Piotr Protasiewicz - Zielona Góra - Myślę, że mało było takich niepoprawnych optymistów, przynajmniej ja w drużynie czy klubie takich głosów nie słyszałem. Wszyscy raczej zastanawialiśmy się, czy podołamy i czy uda się zwyciężyć. Wiemy, jaka jest sytuacja kadrowa. Obecne mecze są o wszystko, jeśli chodzi o fazę play-off. Trzy ostatnie biegi były nokautem. Gdy dowiedziałem się długo po ostatnim wyścigu, że mamy bonus, to nie wierzyłem. Myślałem, że to jakieś czary i ktoś mnie wpuszcza w maliny, a tu rzeczywiście się udało. Cała drużyna pojechała naprawdę świetne zawody, zaczynając od Karpowa, który pojechał mecz życia, jeśli chodzi o polską ligę, takie jest moje zdanie. Ja z Patrykiem i Jasonem też przywoziliśmy cenne punkty. Krystian w końcu pokazał czołówkę juniorów na świecie, bo tak trzeba sobie powiedzieć. Już teraz mogę stwierdzić, że jeśli nie wydarzy się nic losowego, to mamy kolejnego mistrza świata juniorów. Zdajemy sobie sprawę, że jeden, dwóch czy nawet trzech zawodników meczu nie wygra. Wiemy, jaka jest sytuacja w Falubazie. Pomagamy sobie, rozmawiamy, nie ma czarowania na treningu czy podczas spotkań. Przekazujemy sobie informacje i jak widać, są one trafne
Justin jechał na moim silniku, który jest dobry. Nie wykopałem tej jednostki, tylko był jednym z moich silników. Staramy się mu jakoś pomagać, byli przy nim mechanicy Jarka Hampela. Z drugiej strony trener Cieślak potrafi zaskakiwać i tu jest prosty przykład: kto przed sezonem postawiłby, że Andriej Karpow w takim meczu zrobi z bonusami 13 punktów? Wszyscy pukaliby się w czoło, a trener po raz kolejny trafił i na tym polega jego fenomen i klasa.

Patryk Dudek - Zielona Góra - Kogo nie było na ty meczu, niech żałuje, bo była fenomenalna atmosfera, fajne ściganie i pokonanie trudnego rywala za trzy punkty. Było wszystko to, co najlepsze. Ja również pojechałem nieźle i byłoby fajnie, gdyby nie ten defekt. On strasznie mnie podrażnił. Na szczęście dobrze odczytaliśmy tor, bo podczas sobotniego treningu męczyłem się, nie miałem takiej prędkości, jakiej sobie wyobrażałem. Zawody były dla mnie pod znakiem zapytania, więc niezmiernie cieszę się ze swojego występu. Szkoda jednak defektu, ale w trakcie biegu wiedziałem, że coś jest nie tak, bo sprzęt zaczął mi defektować już na wyjściu z pierwszego łuku ostatniego okrążenia. Już wtedy szukałem rywali, czy są za mną. Zaryzykowałem, zjechałem w krawężnik. Na środku łuku widziałem, że wszyscy także jadą przy krawężniku, więc chciałem spróbować, aby nie odjeżdżać od wewnętrznej części toru. Dobrze, że dojechaliśmy cało i zdrowo. Takie wpadki się zdarzają.

Andriej Karpow - Zielona Góra - Robiłem to, co potrafię najlepiej. Udało mi się dobrze wystąpić i zapunktować. Tor odpowiadał naszym możliwościom, dzięki czemu jechaliśmy gdzie chcieliśmy. Nie o wszystkim decydował start i można było wywalczyć punkty także na trasie.

Źródło: www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl

www.sportowefakty.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt