2015-09-06 Runda play-off
KS Toruń - Fogo Unia Leszno
 
W półfinale Ekstraligi KS Toruń trafił na możliwie najtrudniejszego rywala - Unię Leszno. Jednak zawodnicy sami, swoimi ostatnimi wynikami, zgotowali sobie ten los. Pojawiały się jednak opinie, że pojedynek torunian z lesznianami to przedwczesny finał Ekstraligi. W rundzie zasadniczej dwumecz tych drużyn zakończył się remisem. Faworytem półfinału byli jednak Uniści, którzy wygrali z wyraźną przewagą zasadniczą rundę rozgrywek.

Choć torunianie awansowali do play-off w kiepskim stylu, to dla całej Ekstraligi runda zasadnicza, sportowo była to jedna z najbardziej udanych rund ostatnich lat. Do ostatnich meczów ważyły się losy awansu do rundy finałowej, a także pozycje w drugiej części ligowej tabeli. Kibice mieli więc to, czego oczekują od sportu. Nikt nie był w niej outsiderem, a mecze rozgrywane w Grudziądzu i Rzeszowie, na torach beniaminków, trzymały w napięciu. Były też niespodzianki, a główną z nich była pozycja Stali Gorzów. Mistrz Polski zakończył przedwcześnie sezon i chyba nikt się tego nie spodziewał. Zadowalająca była też frekwencja na stadionach, która przekroczyła pół miliona. Zdecydowanie poprawiła się oglądalność telewizyjna, która rok do roku wzrosła o ponad 30 procent. Dlatego żużlowe władze przed finałowym rozdaniem nie chciały zepsuć tego zapowiedziały sielankowego obrazu Ekstraligi i zapowiedziały twarde sędziowanie i bezwzględne karanie zawodników za niebezpieczną jazdę. Swoje stanowisko Prezes Ekstraligi Wojciech Stępniewski uzasadnił tym słowami: Ekstraliga Żużlowa w pełni stosuje się do regulaminu FIM STRC, dotyczącego infrastruktury stadionowej, również w zakresie bezpieczeństwa. Nasze tory uznawane są jedne z bezpieczniejszych na świecie. Trzy lata temu, poprzez instytucję komisarza toru zupełnie wyeliminowaliśmy tą przykrą przypadłość polskiego żużla, jaką było preparowanie torów. Zdarzają się oczywiście jeszcze przypadki cięższych torów, ale to wynika głównie z opadów deszczu. Nie zgadzam się z opiniami wielu ludzi, iż sport żużlowy jako sport ekstremalny i tak będzie pociągał za sobą takie skutki po wypadkach jakie spotkały Darcy'ego Warda. Owszem, to bardzo niebezpieczna dyscyplina, ale obowiązkiem nas wszystkich jest bezustanne podnoszenie standardów bezpieczeństwa i minimalizowanie skutków upadków zawodników. Sprawa dotyczy wyposażenia zawodników, a także infrastruktury stadionowej jak bandy stałe czy bandy dmuchane. Już w sobotę w Rybniku odbędzie się pierwsze spotkanie z Dyrektorem FIM CCP Armando Castagną właśnie w tej materii. Uważam, iż powinien powstać jak najszybciej zespół ekspertów złożony z byłych zawodników, inżynierów, producentów sprzętu i odpowiedniej specjalizacji lekarzy. Wszystko po to, by wypracować rozwiązania dotyczące bezpieczeństwa w żużlu, a następnie swego rodzaju mapę drogową z dojściem do tego standardu przez wszystkie stadiony żużlowe. Dodam, iż jako Ekstraliga chcemy również jak najszybciej przyjrzeć się zabezpieczeniu medycznemu podczas meczów żużlowych. Po ostatnich wydarzeniach mamy w tej materii wiele wniosków i spostrzeżeń w zakresie choćby specjalizacji lekarzy w karetkach czy tzw. lekarzy klubowych. Wiele dyskutowaliśmy na ten temat, ale na dyskusjach się skończyło. Przypomnę, iż Ekstraliga w 2013 roku wprowadziła już obowiązkowe ubezpieczenia, ale zawodnicy tego nie chcieli. To było naprawdę dobre rozwiązanie, firmowane przez londyński rynek ubezpieczeniowy Loyds of London, gwaranta wypłaty odszkodowania. A przy bardzo ciężkich kontuzjach, choćby takich jaka spotkała Darcy'ego odszkodowania były na poziomie milionów złotych, a do tego jeszcze ubezpieczyciel opłacałby leczenie i rehabilitację. Wiem, że świadomość ubezpieczeniowa u zawodników wzrasta - ale oni nigdy nie będą w stanie wynegocjować sobie najlepszych rozwiązań, kiedy będą rozmawiać z ubezpieczycielem tylko w swoim imieniu. Inaczej sprawa by się miała, gdyby ktoś negocjował w imieniu np. 70 zawodników, czy 140, kiedy weźmiemy pod uwagę polskie trzy ligi.
Jednak żadne nawet najbardziej bezpieczne tory i żadne ubezpieczenia nie zastąpią myślenia na torze. Play-off to okres o nasileniu presji na zawodników ze strony kibiców, działaczy i sponsorów. Walka o najwyższą stawkę w sporcie to zawsze jest ogromna presja. Zawodnicy muszą sobie z presją radzić, to ich chleb powszedni. Nie mogą jednak, ze względu na presję, jeździć niebezpiecznie. Żużel to z pewnością nie sport dla panienek, ale też nie dla jeźdźców bez głowy chcących za wszelką cenę wygrywać biegi. Sędziowie, którzy będą sędziować mecze w rundzie play-off muszą używać wszelkich niezbędnych regulaminowych narzędzi, aby ukrócić niebezpieczną jazdę, łącznie z czerwonymi kartkami, bez względu na konsekwencje dla drużyny. Nie medale są najważniejsze, ale bezpieczeństwo!

Najważniejsze dla czterech zespołów Ekstraligi, było jednak to kto zgarnie całą pulę na koniec sezonu.
W ekipie z Wielkopolski nastroje były bardzo pozytywne, bo drużyna z Leszna zdominowała pierwszą cześć sezonu i prezentowała się naprawdę dobrze, co pokazał choćby mecz w Toruniu. Jednak wkradł się element nerwowości, bowiem Lesznianie do końca obawiali się o to, czy na Motoarenę przyjedzie Nicki Pedersen. Duńczyk tydzień wcześnie zanotował groźny upadek podczas Grand Prix w Gorzowie i musiał wycofać się z zawodów. Na szczęście dla Byków trzykrotny mistrz świata wykurował się na czas i przyjechał do grodu Kopernika.
Anioły po tym jak osiągnęły plan minimum w postaci awansu do play-off, szukały dogodnego terminu, aby w jak najszerszym składzie spotkać się na swoim obiekcie na jazdach treningowych i sprawić, aby Motoarena, podobnie jak w poprzednich miesiącach, w końcu była atutem gospodarzy. Niestety wśród Aniołów pojawił się kadrowy element niepewności, bowiem obok niepewnej postawy Jasona Doyla, lider zespołu Paweł Przedpełski, trafił pod obserwację lekarzy, gdyż jeszcze podczas ligowego meczu z Unią Tarnów narzekał na nie do końca zdiagnozowane bóle, dlatego znalazł się pod stałą opieką lekarzy, by zajęli się kompleksowo jego zdrowiem. Problemy związane z bólami wewnętrznymi Pawła zostały ostatecznie zdiagnozowane i rozwiązane.

Początek zawodów pokazał, że gospodarze przygotowali bardzo twardy tor. Nawierzchnia mocno się kurzyła, a zawodnicy robili czasy w okolicach 64 sekund (rekord toru 57,07). To jednak pasowało Aniołom, bo po dość wyrównanym początku, w drugiej serii zaczęli się rozkręcać. Swoją formę sprzed lat prezentował Chris Holder, swoją ścieżkę pod bandą szukał Grigorij Łaguta, a rewelacyjnie spotkanie rozpoczął zawodzący do tej pory Oskar Fajfer. Wśród lesznian nie było z kolei zdecydowanego lidera, zawodnicy mieli wzloty i upadki, a najrówniejszą formę prezentował były zawodnik miejscowego klubu, Emil Sajfutdinow.
Po dwóch seriach gospodarze prowadzili już ośmioma punktami, a spora w tym zasługa Kacpra Gomólskiego, który w gonitwie siódmej wypracował dla swojej drużyny podwójne prowadzenie. Najpierw wywiózł Grzegorza Zengotę, dzięki czemu na pierwsze miejsce wskoczył Chris Holder, a później sam stoczył rewelacyjny bój z dwójką Unistów, po którym na kresce udało mu się wyprzedzić Bartosza Smektałę.
Niestety chwilę później Gomólski został wyeliminowany z rywalizacji przez sędziego zawodów, który chyba najwyraźniej chciał się przypodobać Prezesowi Ekstraligi i nazbyt krytycznie ocenił wydarzenia na torze. Oto bowiem w wyścigu dziewiątym torunianie przespali start i musieli odrabiać pozycje na dystansie. Na jednym z łuków Ginger atakował Piotra Pawlickiego i ostro przyciął do krawężnika, ale młodzieżowiec z Wielkopolski postanowił również zjechać do krawężnika i Kacper spowodował bardzo groźny upadek swój i swojego kolegi. Torunianin niemal natychmiast podniósł się z toru i pobiegł w kierunku kolegi z przeprosinami. Na tor musiała jednak wyjechać karetka, ale całe szczęście wszyscy zeszli do parkingu o własnych siłach. Mimo, że atak Gomólskiego był zdecydowany, arbiter postanowił i ukarać wychowanka gnieźnieńskiego Startu czerwoną kartką. Na nic zdały się tłumaczenia, że wykluczenie jest jak najbardziej zasadne, ale czerwona kartka to przesada. Sytuacja z toru nie podłamała Aniołów, bowiem prowadziły różnicą dziesięciu punktów i cały czas trzymały dwucyfrowy dystans nad rywalem.
Jednak goście nie składali broni i mocno rozpoczęli czwartą serię. Sajfutdinow w końcu wygrał bieg i uporał się z Przedpełskim, który jednocześnie musiał bronić się przed atakami Piotra Pawlickiego i nie był w stanie skutecznie walczyć o prowadzenie z szybkim Rosjaninem. To zwiastowało emocjonującą końcówkę, ale zaraz potem, dość niespodziewanie, para Miedziński - Fajfer podwójnie pokonała Nickiego Pedersena. Zanosiło się na to, że przed biegami nominowanymi Anioły powiększą przewagę o kolejne cztery punkty, ale znów rewelacyjnie spisał się Sajfutdinow i wygrał wyścig.
Żużlowcy z grodu Kopernika prowadzili jednak dwunastoma punktami i pewne stało się, że przed leszczyńskim rewanżem będą mieli zaliczkę. Po ostatniej odsłonie zmalała ona do ośmiu "oczek", bo para Sajfutdinow - Pedersen bez problemu wygrała podwójnie.

Podsumowując. W Toruniu kibice obejrzeli kilka wyścigów, podczas których zawodnicy tasowali się właściwie co łuk. Były też biegi, gdzie żużlowcy dopiero na ostatnich metrach mijali swoich rywali. Brak zdecydowanego lidera tym razem nie był w drużynie Jacka Gajewskiego problemem, bo na takim samym, wysokim poziomie punktowali właściwie wszyscy, z wyjątkiem Jasona Doyle'a i Adriana Miedzińskiego oraz, co oczywiste, wykluczonego Kacpra Gomólskiego.
Wśród podopiecznych Adama Skórnickiego na swoją miarę pojechali jedynie Sajfutdinow i Piotr Pawlicki, choć i oni nie ustrzegli się wpadek. Biorąc pod uwagę nikły dorobek punkty Przemysława Pawlickiego, Grzegorza Zengoty, Tomasa H. Jonassona i przeciętną postawę Nickiego Pedersena, osiem punktów straty i tak wydaje się być korzystnym rezultatem przed leszczyńskim rewanżem.
KS Toruń i  Unia Leszno posiadają jedne z najmocniejszych formacji juniorskich w Polsce. Wielokrotnie w pojedynkach tych ekip kluczową rolę odgrywają młodzieżowcy, którzy w przyszłości będą stanowić o sile polskiej reprezentacji. Wśród Aniołów punkty juniorów składały się na prawie 40 proc. dorobku całej drużyny! Rewelacyjnie spisał się nie tylko Paweł Przedpełski, ale tym razem i Oskar Fajfer. W drużynie Byków tradycyjnie już bardzo dobry występ zanotował Piotr Pawlicki, który dzień wcześniej wywalczył sobie przepustkę do przyszłorocznego cyklu Grand Prix.
Biorąc pod uwagę kiepską postawę Aniołów w ostatnich tygodniach rundy zasadniczej, na zdecydowanego faworyta toruńsko-leszczyńskiego dwumeczu wskazywano Unię. Po pierwszym półfinale sprawa nie była już tak oczywista. Osiem punktów przewagi to dużo i mało, jak mówił po spotkaniu Paweł Przedpełski, jednak należy pamiętać, że KS Toruń jako jedyna drużyna pokonała w tym roku Byki na "Smoku". Poza tym pewne było, że Anioły pojadą do Leszna zdeterminowane i niewykluczone, że rywalizacja o awans do finału Ekstraligi będzie toczyć się do ostatnich wyścigów.

Niestety spotkanie rewanżowe "ustawił" nieco sędzia Artur Kuśmierz, który ukarał Kacpra Gomólskiego czerwoną kartką za faul na Piotrze Pawlickim w dziewiątym wyścigu zawodów. Wina zawodnika gospodarzy nie budziła dyskusji, ale jego wykluczenie z dalszej rywalizacji rodziło już sporo kontrowersji. Tak jak wspomniano na wstępie władze Ekstraligi przed rundą play-off zapowiedziały, że sędziowie będą zdecydowanie karać niebezpieczną jazdę. Jako pierwszy w decydującej części rozgrywek z dalszej rywalizacji wykluczony został właśnie Gomólski, którego zabrakło podczas rewanżowego meczu w Lesznie. Były menadżer Leszna i Torunia Sławomir Kryjom tak komentował całe zajście - Powiem szczerze, że mam wątpliwości co do słuszności tej kartki. Widziałem winę Kacpra, ale nie potrafię doszukać się żadnej premedytacji w jego zachowaniu. Być może należało pokazać mu żółtą kartkę. Sędzia podjął jednak inną decyzję. Faul był, ale złośliwości nie widziałem. Wiele mówi też reakcja żużlowca, który od razu podbiegł do rywala. Inna sprawa, że Kacper i Piotrek to akurat bliscy koledzy. Poza tym mecz jest meczem i nie powinno mieć znaczenia, czy mówimy o spotkaniu w rundzie zasadniczej czy finałowej. Podobnie stanowi zresztą regulamin. Nie mamy osobnych regulacji dla rundy play-off. Być może Ekstraliga podjęła działania prewencyjne po tym, co stało się z Darcym Wardem. Pamiętajmy też o tym, że Australijczyk nie doznał kontuzji po ataku innego zawodnika. To był nieszczęśliwy wypadek.
Niestety całe zajście stawiało toruńczyków w trudniej sytuacji, bowiem zespół nie dysponował kolejnym krajowym zawodnikiem na poziomie Kacpra czy Adriana. Zatem Jacek Gajewski musiał skorzystać z trzeciego juniora w składzie i ograniczyć jego starty do zera. Torunianie nie stali jednak na straconej pozycji, bo 49 punktów to wcale nie była mała zaliczka przed rewanżem.

Kacper Gomólski do władz Speedway Ekstraligi złożył odwołanie od czerwonej kartki nałożonej na niego podczas meczu i tak komentował swoją decyzję: Odwołanie złożyłem samodzielnie, aby podkreślić moje dobre intencje, jedynie wszystkie kwestie prawne zostały dokładnie przeanalizowane przez Kancelarię MKB z Gniezna. Nie chcę ujawniać szczegółów pisma, ale mam nadzieję, że moje argumenty trafią do przedstawicieli władz ligi. Podkreślam, że nie twierdzę, iż jestem niewinny zaistniałej sytuacji, jednak kara jest moim zdaniem nieadekwatna do przewinienia, przez co nie spełnia założonej funkcji. Mając na uwadze atrakcyjność widowiska i jakość produktu jakim jest Ekstraliga uważam, że oba zespoły w meczu rewanżowym powinny wystąpić w najsilniejszych składach i na torze rozstrzygnąć komu należy się miejsce w finale rozgrywek.
Podstawę do nałożenia na zawodnika czerwonej kartki daje artykuł 69 pkt. 3 Regulaminu Zawodów Motocyklowych na Torach Żużlowych, który stanowi:
W przypadku szczególnie nagannej niesportowej lub niebezpiecznej jazdy zawodnika oraz w przypadku szczególnie nagannego zachowania się lub postępowania zawodnika, sędzia wykluczy zawodnika do końca zawodów, przy czym, jeżeli to zachowanie lub postępowanie ma miejsce w czasie innym niż podczas trwania biegu, wykluczenie do końca zawodów jest skuteczne od momentu decyzji sędziego i nie oznacza wykluczenia z zakończonego biegu. W każdym przypadku, o którym mowa powyżej, wykluczenie jest równoznaczne z ukaraniem zawodnika "czerwoną kartką"
Niestety te same przepisy nie sportu żużlowego nie dawały podstawy do złożenia odwołania przy tego typu decyzjach. Nic więc dziwnego, że odwołanie Kacpra Gomólskiego zostało oddalone.

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Krzyżaniak
- trener KS Toruń - Szkoda ostatniego biegu ponieważ należy pamiętać, że przed nami mecz rewanżowy. Ogólnie można powiedzieć, że drużyna jechała bardzo wyrównanie, brakowało jedynie punktów Jasona Doyle'a, który zdobył tylko jeden. Miejmy nadzieję, że w rewanżowym meczu poprawi swoją statystykę. Kacper od razu dostał czerwoną kartkę, może mogła być tylko żółta i wykluczenie z biegu, trudno mi powiedzieć. Wydaje mi się, że osiem punktów przewagi to dużo, gdyż w przypadku przegrywania większą ilością będzie można stosować rezerwy taktyczne i zwykłe.

Chris Holder - Toruń - Myślę, że osiągnęliśmy dobry wynik. Ostatnio kiedy drużyna z Leszna przyjechała tutaj, mecz zakończył się ich minimalną wygraną. Gdyby nam ktoś przed meczem powiedział, że wygramy ośmioma punktami to wzięlibyśmy taki rezultat w ciemno, ponieważ cała drużyna Unii jest bardzo mocna. Teraz oni będą pod presją by nas pokonać. Kiedy przyjechaliśmy na sobotni trening i zobaczyłem ten tor, byłem bliski płaczu. Na szczęście podczas meczu wszystko ułożyło się dobrze dla drużyny, tylko Jason Doyle miał problemy z motocyklami. Jestem pewien, że w Lesznie pojedzie lepiej. Owszem, tor był inny, ale kiedy jest taki jak zazwyczaj, to okazuje się, że my mamy problem. Wszyscy uwielbiają tu jeździć więc tym razem postaraliśmy się ich zaskoczyć i na szczęście się udało. My niestety w rewanżu będziemy bez Kacpra i to z pewnością spory cios. Nie widziałem dokładnie wypadku, ponieważ jechałem w tym samym biegu, ale wydaje mi się, że decyzja była lekko nie fair. Przy takim torze ciężko opanować prędkość, a co za tym idzie łatwo o kontakt z rywalem. W ostatnim biegu przydarzyłoby mi się to samo, ale udało mi się zeskoczyć z motocykla i powstrzymać bieg wydarzeń. To na pewno ciężka sytuacja dla Kacpra, ale sędzia podjął taką decyzję i nie możemy się z nią kłócić.
Niesamowite jest to, jak wielkie tłumy kibiców z Torunia zjawiły się na starym rynku aby okazać wsparcie dla Darcego Warda. To pokazuje, jak wielkim nazwiskiem w środowisku żużlowym jest Ward. To wspaniałe gdy widzi się to całe wsparcie, podpisy oraz koszulki. W sobotę na placu mieliśmy prezentację nas wszystkich w koszulkach. To była dla niego wielka niespodzianka i szczęście. To wszystko co możemy na ten moment zrobić. Darcy mówił, że oglądał ten mecz. Widział i rozumie jakie wsparcie płynie dla niego. Bardzo docenia każdą pomoc.

Paweł Przedpełski - Toruń - tor był trochę twardszy, niż zazwyczaj. Na pewno spory wpływ miały na to nieciekawe prognozy pogody. Gdyby nasz sztab zrobił przyczepny krawężnik, to moglibyśmy mieć problemy żeby dokończyć te zawody. Było jednak twardo i bez problemu odjechaliśmy mecz. Nie do mnie należy decyzja jaki tor przygotujemy na następny pojedynek w Toruniu. Starcie z Unią pokazało jednak, że taka nawierzchnia nam pasuje. Cieszymy się, że zakończyliśmy zawody cało i zdrowo oraz, że mamy osiem punktów przewagi. Mocno walczyliśmy o każdy punkt, wszyscy starali się pokazać pełnię swoich umiejętności i zostawiliśmy serce na torze. Uzyskaliśmy przewagę i to trzeba zapisać na plus. Lesznianie na własnym torze bardzo dobrze sobie radzą więc na pewno będzie ciężko. My daliśmy z siebie wszystko. W rundzie zasadniczej jako jedyna drużyna wygraliśmy w Lesznie, więc dlaczego mielibyśmy tego nie powtórzyć? Jedziemy po to, żeby tam wygrać. Osiem punktów to dużo i mało. Triumf w Lesznie w rundzie zasadniczej dodaje nam skrzydeł, ale wiadomo, że Unia u siebie jest bardzo mocna. Nasze zwycięstwo pokazuje jednak, że nas również stać tam na dobry wynik

Kacepr Gomólski - Toruń - Gratulacje dla chłopaków, za wygranie meczu. Ja mogę przeprosić kibiców, za to, że otrzymałem czerwoną kartkę. Zgadzam się, że powinienem zostać wykluczony, Piotrek był przede mną, ale też skontrował motocykl przez co się szczepiliśmy.
Chciałbym tylko powiedzieć jedną rzecz - Piotr Pawlicki jest moim bardzo bliskim przyjacielem i jednym z najlepszych kumpli i nigdy, ale to nigdy nie wjechałbym w niego z premedytacją, a w obliczu ostatnich sytuacji nie śmiałbym zrobić komuś krzywdę.
Przy okazji gratuluję Piotrkowi oraz Bartkowi awansu do Grand Prix oraz Krzyśka Buczkowskiego za cenne rady podczas tych zawodów.

Adam Skórnicki - menedżer Unii Leszno -Nie jestem bardzo krytyczny wobec moich zawodników. Uważam, że nie zakończyło się to źle, aczkolwiek mogło być dużo lepiej. Gospodarze postawili wysoko poprzeczkę i nie wystarczyło tylko być z przodu po pierwszym okrążeniu, ale trzeba było przez cztery kółka patrzeć co się dzieje i być czujnym. Gospodarze byli w tym aspekcie troszeczkę mocniejsi. Nie załamujemy rąk. Mamy 15 wyścigów do objechania na swoim torze i do odrobienia 8 punktów. Wiedzieliśmy, że w play-off nie będzie leżakowania. Zawodnicy Torunia po rundzie zasadniczej zrobili reset. Odpalił Fajfer, Holder dobrze pojechał, znakomitą robotę, mimo czerwonej kartki, wykonał Gomólski. W siódmym biegu, w którym jechaliśmy na 3:3, po akcjach Gomólskiego zrobiło się 5:1 do tyłu. Później Kacper skasował motocykl Piotra Pawlickiego i ten musiał się przesiadać na inną maszynę. Musiał ją dopasować do toru. Trochę czasu to zajęło. Teraz będziemy mocno trenowali w tym tygodniu i zobaczymy, kto wiedzie do tego finału. To też jest taki rodzaj meczu. Nasi zawodnicy bardzo chcą jeździć szybko, ściągać się, atakować. Zyt szybko wjeżdżali w wiraże, były straty pozycji i w tym należy upatrywać porażki. Przekroczyliśmy delikatnie plan minimum na to spotkanie, ale my lubimy wyzwania. W rundzie zasadniczej rozjechaliśmy wszystkich, więc są konkretne oczekiwania. To jest normalna kolej rzeczy. Rok temu po awansie do play-off było święto. Mieliśmy trwające cztery tygodnie święto, bo mało kto spodziewał się takiego sukcesu. Teraz jednak rozjechaliśmy wszystkich w rundzie zasadniczej, więc oczekiwania są inne. Od początku sezonu wiemy o co jedziemy. Każdy inny wynik jak pierwsze miejsce będzie naszą porażką.

Nicki Pedersen - Leszno - Drużyna z Torunia próbowała oszukiwać, preparując tor. Nie był on zrobiony ani do ścigania ani dla fanów żużla, a to jest okropne. Nawet zawodnicy gospodarzy nie byli zadowoleni z jego stanu. Oni zawsze widzą błędy wszystkich wokół siebie, a przygotowali najgorszy tor jaki w życiu widziałem w Toruniu. Mamy do odrobienia osiem punktów, ale taki jest żużel. W najbliższą niedzielę, kiedy KS Toruń przyjedzie do nas, z pewnością będziemy oglądać tor przygotowany zupełnie inaczej. Jestem pewien, że to pozwoli wygrać lepszej drużynie. Ja po Grand Prix nie jestem w stu procentach zdrowy, ale cieszę się z powrotu. Wydaje mi się, że przyzwoicie wykonałem swoją pracę, chociaż z pewnością mogłem zdobyć kilka punktów więcej. Po wypadku doznałem mocnego wstrząsu i nie pamiętałem co się działo przez pierwsze piętnaście minut. Czasami trzeba jechać ostrożniej.

Emil Sajfutdinow - Leszno - W tych zawodach było zdecydowanie inaczej niż zwykle na Motoarenie. Jeździliśmy jak po asfalcie i nie mieliśmy wielu ścieżek, a co za tym idzie takiej prędkości jaką byśmy chcieli. Musieliśmy dużo szukać w ustawieniach aby skleić nasze motocykle do tego toru. Mogłem zdobyć trochę więcej punktów, jednak zawsze się cieszę z tego co mam. Dwa razy prowadziłem, jednak biegi zostały przerwane i w powtórkach dojeżdżałem na drugim miejscu. Najważniejsze, że bezpiecznie skończyliśmy wszyscy to spotkanie i powalczymy teraz u siebie o finał. Będzie ciężko, ale będziemy walczyć

Grzegorz Zengota - Leszno - Torunianie zaskoczyli nas tym torem. Był on zupełnie inaczej przygotowany, niż zazwyczaj. Postawili nas w trudnej sytuacji, ponieważ musieliśmy szybko znaleźć odpowiednie ustawienia w motocyklach. Zajęło nam trochę czasu, by trafić z przełożeniami. Niestety, pogubiliśmy sporo punktów. Momentami przewaga rywali była dość duża, aczkolwiek w końcówce zaczęliśmy mozolne odrabianie strat i ostatecznie stanęło na ośmiu punktach różnicy. Ja nie uzbierałem zbyt wielu oczek. Oczywiście, liczyłem na lepszy występ w swoim wykonaniu, ale taki jest żużel. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, by być szybszym. Po nieudanych biegach szukałem i zmieniałem. Efekt nie był najlepszy, lecz jestem dobrej myśli. Liczę na to, że w Lesznie moje osiągnięcia będą bardziej okazałe.

Piotr Pawlicki - Leszno - Nawierzchnia była zupełnie inna, ale torunianie nie zaskoczyli nas tym. Przygotowali po prostu tor pod siebie i wykorzystali swój atut. Na szczęście udało nam się zmniejszyć stratę do ośmiu punktów, bo dwanaście to już nie było za dobrze, ale tak szczerze to teraz my mamy przed sobą mecz u siebie i będziemy przygotowywać nawierzchnię, więc na pewno nie będzie tak twardy. W dziewiątym biegu Kacper wjechał ostro w łuk, utworzył się pas na torze, wciągnęło go. Na pewno nic celowo nie zrobił. Ja akurat z zewnętrznej przycinałem do krawężnika i spotkaliśmy się na szczycie łuku. Kacper dostał czerwoną kartkę. Ja nie jestem sędzią i nie decyduję o tym, ale myślę, że decyzja nie była do końca słuszna. Awansowałem do Grand Prix i nikt nie powiedział, że nie chcemy z Bartkiem jechać na najwyższym poziomie tak jak Maciej Janowski. Ja jednak bardziej na to patrzę żeby się nie spinać i sobie nie zawracać głowy tym, że chce być mistrzem świata. Chciałbym być, oczywiście, ale to wszystko wyjdzie w praniu.

Sławomir Kryjom - były menadżer KS Toruń i Unii Leszno - Nie ukrywam, że dla mnie zaskoczeniem była forma Doyle'a na początku tegorocznych rozgrywek. Przez ostatnie dwa sezony zrobił niewiarygodny skok. Mam wrażenie, że to wszystko sprawiło, że nie do końca poradził sobie z organizacją starów. Myślę, że szwankuje logistyka. On jest przemęczony. Ma tego wszystkiego za dużo. Jeździ w Polsce, Anglii, Szwecji, Grand Prix i okazjonalnie w Danii czy Niemczech. Lipiec i sierpień to ten okres, kiedy wielu żużlowców gubi formę. To spotkało Australijczyka. Poprowadził źle swoją politykę startową. W końcówce sezonu w o wiele wyższej formie są Przedpełski, Holder czy Łaguta. Wydaje mi się jednak, że to nie wystarczy, by wjechać do finału i Doyle też będzie do tego potrzebny. Leszno jest cały czas mocną ekipą. Ich ostatnie mecze z wrocławianami czy gorzowianami nie dały dużego dorobku punktowego, ale teraz Byki nie mają wyjścia. Muszą otworzyć mecz we właściwy sposób. Jeśli pierwsze biegi pójdą dla Torunia, to zrobi się nerwówka. To play-off i walka rozgrywa się przede wszystkim w sferze mentalnej. Kluczem do sukcesu torunian będzie też wykorzystanie Pawła Przedpełskiego, który dobrze jeździ na torze w Lesznie. Nie mam jednak wątpliwości, że Jacek Gajewski jest na tyle doświadczonym menedżerem, że sobie z tym poradzi w optymalny sposób.

Źródło: www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl

www.nowosci.com.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt