2015-05-10 Runda zasadnicza
KS Toruń - PGE Stal Rzeszów
 
W ramach czwartej kolejki PGE Ekstraligi doszło do konfrontacji KS Toruń z PGE Stalą Rzeszów. Faworytem byli gospodarze, lecz to rywale mieli więcej powodów do zadowolenia u progu sezonu. Wielu obserwatorów żużla uważało przed sezonem, że Stal Rzeszów będzie raczej walczyła o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tymczasem pierwsze dwa spotkania w wykonaniu ekipy trenera Janusza Ślączki mogli napawać jej fanów dużym optymizmem. Na inaugurację Żurawie wprawdzie przegrały wyjazdowe spotkanie w Zielonej Górze, jednak porażka dziesięcioma punktami w Winnym Grodzie nikomu wstydu nie przynosi. Greg Hancock i spółka powetowali sobie brak zdobyczy punktowej przed własną publicznością, kiedy to pewnie zwyciężyli drużynę Sparty Wrocław. Wynik 52:37, znakomita forma zdobywcy trzynastu "oczek" i dwóch bonusów Dawida Lamparta oraz dobra dyspozycja liderów ekipy z województwa Podkarpackiego sprawiały, że z rzeszowianami każdy zaczął się poważnie liczyć. Beniaminek Ekstraligi pokazał, że nawet z teoretycznie słabszym na papierze zestawieniem, będzie groźny dla wszystkich zespołów chcących walczyć o najwyższe cele.
Z kolei dla toruńczyków początek ekstraligowych rozgrywek był bardzo trudny. W dwóch pojedynkach Anioły nie potrafiły zainkasować pełnej puli meczowej, mimo, że ścigali się na własnym obiekcie. Obiektywnie jednak trzeba przyznać, że los nie oszczędzał Aniołów. Jeszcze przed pierwszym spotkaniem groźnej kontuzji dłoni doznał Adrian Miedziński, a w trakcie meczu z Wrocławiem ze wstrząśnieniem mózgu i złamanym lewym kciukiem do szpitala został odwieziony Paweł Przedpełski. Pomimo przeciwności losu, torunianie byli blisko zgarnięcia dwóch punktów meczowych. Nic więc dziwnego, że na zespole ciążyła mała presja. Do składu powracał jednak Paweł Przedpełski, który niósł nadzieję na pierwszy tryumf na własnym torze. Do ostatniej chwili z kolei ważyły się losy powrotu Adriana Miedzińskiego, który po kontuzji trenował na Motoarenie, ale jego występ w meczu ciągle stał pod znakiem zapytania, a menadżer Jacek Gajewski tak komentował tę sytuację: Adrian wyjechał na tor po kontuzji i jakoś tragicznie to nie wyglądało. Czymś innym jest jednak jazda samemu niż rywalizacja z trzema innymi zawodnikami spod taśmy. Zobaczymy, jak będzie czuł się po treningu. Torunianie ostatecznie do meczu przystąpili bez Adriana Miedzińskiego. Wprawdzie kontuzjowany zawodnik był w parkingu, ale uznał że zdrowie jest najważniejsze i jeszcze na powrót do poważnego ścigania trzeba poczekać. W składzie za Miedziaka pojawił się Dawid Krzyżanowski, którego na zmianę zastępowali juniorzy - Oskar Fajfer i Paweł Przedpełski.
Pierwsza część meczu pokazała, że ogromnymi atutami gości będą Greg Hancock, Peter Kildemand i Kenni Larsen. Obcokrajowcy Stali w każdym ze swoich wyścigów nawiązywali walkę z rywalami. Widać było, że cała trójka błyskawicznie rozgryzła tajniki toruńskiego toru. Już pierwszy bieg pokazał, że mecz może obfitować w niebywałe emocje, bo szczególnie Larsen pozostawił po sobie dobre wrażenie. Do końca bowiem ścigał Grigorija Łagutę, który od początku swojej przygody z KS Toruń pokazuje, że Motoarena jest jego domowym stadionem w pełnym tego słowa znaczeniu. Łagucie wtórowała świetna para tworzona przez Chrisa Holdera i Kacpra Gomólskiego, a jeśli dodać do tego równie szybkiego Pawła Przedpełskiego, to nikogo nie dziwiło sześciopunktowe prowadzenie gospodarzy po siódmym biegu. To pozwoliło gościom na zmianę taktyczną i trener Żurawi z tego przywileju skorzystał. Mirosława Jabłońskiego zastąpił więc fenomenalny tego dnia Kildemand i dorzucił do swojego dorobku trzecie zwycięstwo. Ostatni do mety dojechał jednak Larsen i nie było oczekiwanego przełamania ze strony gości. Torunianie byli w gazie i na koniec serii powiększyli swoją przewagę do dziesięciu "oczek". Trochę pomogło im w tym wykluczenie Kildemanda, który w dziesiątym biegu za rywali miał bardzo szybkich tego dnia Chrisa Holdera i Kacpra Gomólskiego, którzy znakomicie wystartowali i wysunęli się na podwójne prowadzenie. Na drugim łuku Duńczyk z impetem wszedł jednak pod łokieć "Gingera" i spowodował jego upadek. Całe szczęście obyło się bez złamań, ale zawodnik toruńskiego klubu uskarżał się na ból głowy. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że z powtórki należy wykluczyć Kildemanda.
Przełamania gości nie było też po jedenastym biegu, w którym ponownie zastąpiony został Jabłoński, tym razem jednak przez Hancocka. Janusz Ślączka chciał tym samym uchronić swój zespół przed kolejną stratą czterech punktów, bo w parze z Jabłońskim jechał słaby tego dnia  Dawid Lampart. Hancock spełnił swoje zadanie, bowiem para Doyle - Przedpełski nie była w stanie wyrwać biegowego zwycięstwa Amerykaninowi. Nadzieję swoim kibicom dali rzeszowianie w biegu dwunastym, który miał dwie odsłony. Najpierw gospodarzy na pierwszym łuku na zewnętrzną wypchnął Artur Czaja i razem z Larsenem wyszedł na podwójne prowadzenie. Na drugim wirażu kontrolę nad motocyklem stracił jednak Oskar Fajfer i bieg musiał zostać powtórzony. W kolejnym podejściu rzeszowianie znów dobrze wystartowali i uporali się z osamotnionym Holderem, który robił co mógł, aby rozdzielić solidnie ustawioną parę Żurawi. Ostatecznie jednak Stal wygrała ten bieg podwójnie i zredukowała straty do sześciu punktów. Do biegu trzynastego zawodnicy podchodzili trzy razy. Najpierw Kildemnad nie wytrzymał presji pierwszego łuku i walcząc z Łagutą upadł. Sędzia skorzystał jednak z przywileju pierwszego łuku i nie wykluczył żadnego z zawodników. W powtórce "Pająk" znów słabiej spisał się na starcie i o punkty musiał walczyć na dystansie. Na trzecim okrążeniu Duńczyk próbował objechać po szerokiej Łagutę, który będąc nieco z przodu wynosił się bardzo blisko pod bandę, w efekcie czego Kildemand wystraszył się i ratował się kontrolowanym upadkiem. W tej sytuacji arbiter nie miał wątpliwości i drugi raz w meczu wykluczył Kildemanda. W trzecim podejściu po genialnym biegu Hancock uratował rzeszowianom remis, ale torunianie wciąż utrzymywali sześciopunktową przewagę, co stawiało ich w dość korzystnej sytuacji przed biegami nominowanymi.
W czternastej odsłonie "Żurawie", aby marzyć o zwycięstwie potrzebowały co najmniej remisu, jednak Jason Doyle i Grigorij Łaguta wygrali podwójnie i przypieczętowali pierwsze w sezonie zwycięstwo Aniołów. Ostatni bieg był już formalnością i choć toruńczycy w nim walczyli, było widać, że z zawodników zeszło ciśnienie i goście wygrywając podwójnie ustalili wynik spotkania na 48:42 dla gospodarzy.

Niestety, podczas meczu nie zabrakło zamieszek na trybunach pomiędzy kibicami, a ochroną. W ruch poszedł nawet gaz pieprzowy i ucierpiało kilka osób. Całe zajście miało miejsce w pierwszym łuku, gdzie zasiada najbardziej radykalna grupa fanów "Aniołów". Kibice wywiesili w tym miejscu transparent, który nie spodobał się ochronie i ta wkraczając do sektora dopingującego spowodowała zamieszanie. Zdaniem przedstawicieli firmy ochroniarskiej, interwencja była niezbędna, gdyż Uczestnicy imprezy zaatakowali czynnie pracowników ochrony. Pracownicy firmy zastosowali środki przymusu zgodnie z ustawą. Osobom poszkodowanym przez gaz natychmiast została udzielona pomoc. Zostały sporządzone służbowe notatki, na stadionie ponadto całe zajście rejestrował monitoring, a dwaj najbardziej krewcy kibice zostali przekazani policji.

Podsumowując. Rzeszowianie przegrywając sześcioma punktami nie kryli zadowolenia przed rewanżem, bowiem na torze w Rzeszowie z całą pewnością równie doskonale pojadą Hancock i Kildemand, a druga linia zespołu poprawi swoją siłę rażenia, to z kolei oznaczało, że punkt bonusowy był w zasięgu beniaminka ekstraligi.
W zespole toruńskim panował zgoła odmienny nastrój. Mimo wygranej jazda Aniołów wyglądała słabo. Rzeszowianie postawili spory opór Aniołom, a przecież nie należeli do potentatów ligi, bowiem ich skład był kompletowany niemal na ostatnią chwilę, gdy zapadła decyzja, że wystartują w rozgrywkach. Gdyby Petera Kildemanda nie poniosła fantazja i nie zostałby wykluczony z dwóch biegów, mogłoby być naprawdę nieciekawie dla gospodarzy, bo przecież samo zwycięstwo w kontekście walki o awans do play off to jeszcze mało, bo w przekroju całego sezonu warto myśleć o tak zwanym planie minimum, czyli odniesieniu takiej wygranej, która dawałaby przynajmniej pewność zdobycia punktu bonusowego w rewanżu. Gołym okiem było widać, że bolączką żużlowców z miasta Kopernika, był brak liderów z prawdziwego zdarzenia. A czekanie na to, aż upłynie kara Darcy’emu Wardowi, mogła skończyć się źle, bo Australijczyk na brak ofert nie narzekał i jeśli bowiem torunianie stracą za dużo punktów, Australijczyk w lipcu wybierze zapewne inny klub w którym będzie jeździł w play-off, bo to da mu gwarancję startów w czterech dodatkowych meczach.
Zatem zespół Aniołów musiał wziąć się do pracy już od kolejnego spotkania ze Stalą Gorzów i jechać do piekielnie mocnej Unii z Leszna po "najmniejszy wymiar kary".


Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński - prezes KS Toruń - Sportowo jestem zadowolony, bo wygraliśmy mecz, ale nasi liderzy muszą wygrywać więcej wyścigów. Oni owszem, wygrywają z juniorami i "drugą linią" przeciwników, ale już z lepszymi rywalami zdarza im się to rzadko. Widać to zresztą po bonusach - można to podsumować tak, że wygraliśmy niewiele, a do zapłacenia mamy dużo. Coś z tym trzeba zrobić. O ile jeszcze z postawy Chrisa Holdera jestem zadowolony, to już Grisza Łaguta powinien wygrywać więcej. Ten mecz udowodnił, że nie ma prostej relacji - niższe ceny biletów = wyższa frekwencja. Musimy się zastanowić, co zrobić dalej, bo widać, że osoby, które tak twierdziły, były w błędzie. Mimo że na mecz z rzeszowianami przyszło trochę więcej osób, to mieliśmy mniejsze wpływy do budżetu, niż ze spotkania z wrocławianami.

Jacek Gajewski - menadżer KS Toruń - W pewnym momencie mieliśmy przewagę 10 punktów. Wydawało się, że ją utrzymamy lub nawet powiększymy. Błędy sprawiły jednak, że do czternastego biegu wynik tego spotkania był sprawą otwartą. Nie ukrywam że męczyliśmy się, ale dobrze, że mamy dwa punkty. Jest nad czym myśleć i pracować. Brakuje nam przede wszystkim indywidualnych zwycięstw. Pod tym względem jesteśmy po raz drugi gorsi od rywala - i to na własnym torze. Wygraliśmy tylko sześć biegów, przy dziewięciu Rzeszowa. Całe szczęście, że przywozimy mało zer. Jedziemy równo, ale nie wiem, czy to wystarczy na wyjazdach. Liderzy muszą wygrywać więcej biegów. Na razie cieszymy się z tego, co mamy. Następny mecz mamy w Gorzowie i wygrana Leszna z naszym następnym rywalem nie była dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałem się jednak bardziej zaciętego meczu. Dla gospodarzy problem stanowił tor. Oni jeżdżą na bardziej przyczepnym, a tego dnia było bardzo twardo. Nie mieli przewagi. To mogło mieć wpływ na losy meczu, ale moim zdaniem nie był on decydujący. My jednak nie zwracamy na to uwagi i do Gorzowa jedziemy po jak najlepszy wynik. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, bo Stal jest w bardzo trudnej sytuacji. My mamy jednak rezerwę, bo są szanse na występ Adriana Miedzińskiego. Wierzę, że stan jego zdrowia będzie wystarczająco dobry.

Jacek Krzyżaniak - trener KS Toruń - Oczywiście nie lekceważyliśmy przeciwnika. Wszyscy pojechali na równym poziomie. Szkoda wyścigu piętnastego. Nasi zawodnicy jechali na własnym torze, ale trzeba przyznać, że spotkali się z dwójką bardzo silnych, wręcz topowych zawodników.

Paweł Przedpełski - Toruń - Wróciłem po kontuzji i cieszę się, że wszystko jest w porządku. Nie czuję żadnego dyskomfortu podczas jazdy. Jeździłem codziennie na rehabilitacje, walczyłem z tym palcem i wreszcie się udało. Zdobyłem dziesięć punktów i myślę, że zrobiłem swoje. Jestem z tego występu zadowolony. Przegrałem w zasadzie tylko z Peterem Kildemandem oraz Gregiem Hancockiem. Ten duet był nie do złapania. Próbowałem z nimi walczyć, ale nie dałem rady. Wypadło mi kilka zawodów indywidualnych, ale dziękuję trenerowi Cieślakowi za zaufanie i powołanie do kadry narodowej. Ja będę chciał jeździć jak najlepiej. Fajnie by było pojechać w dorosłej kadrze

Kacper Gomólski - Toruń - Może byliśmy trochę pod presją, ale prawdę mówiąc my, tego nie odczuwaliśmy. Staraliśmy się robić swoje i w końcu wygraliśmy mecz. Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni, bo pomału pniemy się w górę. Jeśli chodzi o mnie to nie było źle do momentu rozegrania ostatniego biegu. W Zielonej Górze było podobnie. Cztery biegi dobre, a w ostatnim wyścigu zero. Trochę szkoda, bo miałem dobre starty. Myślałem więc, że będę jechał z krawężnika, jednak Chris uparł się, że chce pierwsze pole. Miał więcej punktów, tak więc miał pierwszeństwo przy wybieraniu pól startowych. Tak wyszło, że przegraliśmy podwójnie. Ja mimo wszystko cieszę się, że w końcu dobrze pojechałem i mam nadzieję, że będzie to dla mnie taki przełom. Tak naprawdę czekałem na ten mecz w Toruniu, czy będzie dobrze. Na pewno tak jak co roku kupię silnik jakoś w połowie sezonu, ale na to przyjdzie jeszcze czas, bo muszę zdobywać punkty, żeby zarobić na kolejne inwestycje. Teraz przede mną ciągła nauka nowego toru, bo to długotrwały proces. W Tarnowie przez trzy lata uczyłem się tamtejszej nawierzchni. Jestem jednak dobrej myśli, choć mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej i moje zdobycze będą większe. Nie wymaga ode mnie tego klub, ale ja sam przed sobą postawiłem taki cel. Tym bardziej cieszą mnie takie wyniki, jak w tym meczu, szczególnie, że miałem spory wkład w zwycięstwo. Moje biegi z Gregiem mogłyby być trochę ostrzejsze, ale wiadomo - pełen szacunek do niego i zostawiałem miejsce, a Greg akurat tam wjeżdżał i mnie wyprzedzał. Jeszcze trochę nauki przede mną i muszę być jeszcze szybszy na Grega. Tak naprawdę po walce przegrałem tylko dwa biegi i oba z Gregiem Hancockiem. Nie jest to ujma, a na pewno dla mnie spora lekcja. W Rzeszowie z pewnością mu się zrewanżuję.

Grigorij Łaguta - Toruń - Dziesięć punktów z bonusem to na pewno nie jest zły wynik, ale pozostaje pewien niedosyt. W meczach na własnym torze chciałbym zdobywać w okolicach kompletu. Rzeszowianie postawili duży opór, ale w tegorocznych rozgrywkach Ekstraligi jest osiem zespołów i wszystkie są wyrównane i mocne. Jak wróci Adrian to powinno być jeszcze lepiej, bo nie będzie żadnej "dziury" w składzie. Będziemy robili wszystko, aby w następnych meczach jechać jak najlepiej. Wiadomo, że podczas zawodów rotuje się sprzętem. Raz jechałem na jednym motorze, raz na drugim, no i bywało lepiej i gorzej . Miałem problem na pierwszym łuku z małym fragmentem toru, gdzie akurat padał deszcz. Pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją na Motoarenie i momentami zapominałem, że jest tam ślisko, co wpływało negatywnie na moją jazdę. Na sam koniec znów zmieniłem jednak sprzęt i było już dobrze. W trzynastym biegu po walce ze mną, upadki notował Peter Kildemand, wszystko jest jednak między nami w porządku. Za pierwszym razem było ciasno, a Peter trochę przeszarżował i upadł. W drugim przypadku mógł się uratować, bo chciał się wcisnąć tam, gdzie naprawdę nie było miejsca. Ja w jego sytuacji zamknąłbym gaz i dowiózł do mety dwa punkty. Lepsze to, niż być wykluczonym

Jason Doyle  - Toruń -  zawodów był bardzo ciężki. Zmagaliśmy się z brakiem szybkości, a ja sam popełniałem sporo błędów na torze. Miałem w tym meczu kilka ciężkich biegów, ale końcówka w moim wykonaniu nie była zła. Na pewno chciałbym być trochę szybszy, mam z tym spory problem ostatnio i mam wrażenie, że nie poznałem jeszcze wszystkich ścieżek toruńskiego toru. To dopiero trzeci mecz ligowy i cały czas uczę się jazdy w lidze, gdzie każdy pojedynek jest bardzo trudny. Wiem, że stać mnie na więcej. Po pierwszej wygranej, presja jest mniejsza. Musimy trzymać się tego dobrego rytmu. Oczywiście, że czeka nas trudne zadanie, ale przynajmniej po zwycięstwie u siebie zeszło z nas ciśnienie. Jesteśmy gotowi na to wyzwanie i razem z chłopakami damy z siebie wszystko

Janusz Ślączka - trener Stali Rzeszów - Trzech zawodników pojechało bardzo dobrze, ale to za mało. Nasi młodzieżowcy na pewno nie odstawali od rywali, ale zbyt wielu punktów nie przywieźli. Szkoda wyniku, bo mógł być trochę lepszy, ale taki jest ten sport. Toruń był drużyną lepszą i trzeba im pogratulować Decyzja sędziego o wykluczeniu Petera Kildemanda w trzynastym biegu pozostawia wiele do życzenia. Ja tą sytuację widziałem troszeczkę inaczej. Co Peter miał zrobić? Nie wyobrażam sobie bycia na motocyklu w tamtym miejscu, przy takiej prędkości.

Greg Hancock - Rzeszów - Dziękuję gospodarzom za znakomicie przygotowany tor. Prawdopodobnie jest to najlepszy tor żużlowy na świecie. Uwielbiam rzeszowski tor. Jest długi, szybki i z pewnością nie ma takich wiele na świecie. Bardzo się cieszę na możliwość startów w Rzeszowie. Jednak pod względem jazdy oraz widowiska, bardzo ciężko przebić tor w Toruniu. Jest mniejszy, ale za to ma mnóstwo ścieżek do jazdy i jest idealny dla żużla Najtrudniej ma prowadzący, bo może być zaatakowany naprawdę z każdej strony. Oczywiście cieszę się, że ponownie udało mi się zrobić tutaj dobry wynik. Chcę być zawsze w jak najlepszej formie. Zdaję sobie sprawę, że przede mną bardzo długi i ciężki sezon, ale chcę być gotowy na walkę o obronę mistrzowskiego tytułu.

Peter Kildemand - Rzeszów - Mimo że w nocy padał tu deszcz, to organizatorom udało się przygotować naprawdę rewelacyjną nawierzchnię. Nie miałem żadnych problemów żeby się dopasować i dobrze radziłem sobie na dystansie. Myślę, że osiągnęliśmy tu dobry wynik. Mieliśmy bardzo trudne zawody, a ja wygrałem w czterech wyścigach, więc z własnej postawy też powinienem być zadowolony. Było dobrze, ale szkoda, że trafiły się te dwa wykluczenia - powiedział w rozmowie z naszym portalem. Jedno z tych wykluczeń to moja wina. Pierwsza sytuacja, ta z Gomólskim, została w stu procentach spowodowana przeze mnie i nawet nie ma o czym dyskutować. W drugiej jednak nie miałem tak naprawdę możliwości żeby cokolwiek zrobić, żeby się uratować przed upadkiem. Szkoda, że tak się stało.

Źródło: www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl

www.nowosci.com.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt