2002-07-28
Unia Leszno - Apator Adriana Toruń
53 : 37



Choć nie mamy już szans na awans do finałowej czwórki, jedziemy do Leszna powalczyć o zwycięstwo - zapowiadał Jan Ząbik, trener żużlowców Apatora Adriany. - Nie zamierzamy nikomu niczego udowadniać. Zależy nam po prostu na dobrym wyniku, dlatego żadnego "odpuszczania" nie będzie. Pojedziemy w najsilniejszym składzie
Niestety Mistrz Polski w kiepskim stylu pożegnał się z rundą zasadniczą, a żużlowcy, zamiast szukać przyczyn porażki, oskarżają się nawzajem o złośliwość na torze. To była ostatnia szansa dla żużlowców Apatora/Adriany, aby udowodnić, że zasługiwali w tym sezonie na coś więcej niż piąte miejsce w ekstralidze. Niestety na  leszczyńskim torze byli bezradni, jak początkujący adepci.
Nie da się ukryć, że żużlowcy Apatora-Adriany spisywali się w Lesznie bardzo kiepsko, no może poza Kowalikiem, który miał coś do udowodnienia sobie i działaczom. Wiesław Jaguś już od kilku tygodni sygnalizuje obniżkę formy i w Lesznie tą tendencję podtrzymał. Tomasz Bajerski, do tej pory najlepszy krajowy zawodnik Apatora-Adriany, z rywali pokonał jedynie Krzysztofa Kasprzaka. Beznadziejnie startował, na dystansie także nie był w stanie dogonić rywali. Zdesperowany żużlowiec w swoim ostatnim wyścigu zrezygnował z własnych motocykli i skorzystał z pomocy juniora Przemysława Kłosa.
Występ Tomasza Chrzanowskiego i juniorów trudno komentować, choć Adrian Miedziński zdołał w biegu nominowanym pokonać znacznie bardziej doświadczonego Łukasza Jankowskiego.
Kibicom zapewne łatwiej byłoby pogodzić się z porażką, gdyby został poniesiona w honorowym stylu. Wszak Unia w tym roku kandyduje do medali i na własnym torze jest bez wątpienia silniejszym zespołem. Żałośnie jednak wyglądały wyścigi, w których torunianie daleko za plecami zaciekle walczyli między sobą o jeden punkt. I nie była to walka prowadzona w atmosferze fair play.

Dlaczego Apator-Adriana nie zakwalifikował się do pierwszej czwórki? Bo wygrał mniej spotkań niż inni kandydaci do medalu - to najprostsza odpowiedź. Ale dlaczego tak się stało? Wszak zespół teoretycznie był mocny, był w stanie wygrać każdy mecz...

Po pierwsze zawodnicy
Sami żużlowcy wiele uczynili, aby w tym roku nie walczyć o medale. A już na pewno żaden z nich nie może sobie dziś powiedzieć, że zrobił wszystko, co było w jego mocy, aby było inaczej. O Rickardssonie powiedziano i napisano już w tym roku wiele. Nie zawsze do końca wywiązywał się z roli lidera teamu, ale jego wkład w wyniki jest rzeczą niepodważalną. Nie można zapomnieć również, że czterokrotny mistrz świata ma dla klubu ogromną wartość marketingową. Mimo kilku zastrzeżeń, w praktyce Szwed jest klubowi niezbędny.
Już przed sezonem było wiadomo, że Apator/Adriana będzie miał dwie dziury w składzie. I faktycznie miał, bo ani początkujący juniorzy ani borykający się z problemami osobistymi Tomasz Chrzanowski nie byli w stanie zdobywać punktów zwłaszcza na wyjeździe. Jednak większość spotkań na obcych torach została przegrana minimalnie i w każdym z tych meczów zawodził przynajmniej jeden z krajowych liderów. Nawet najlepszy w zespole Tomasz Bajerski zaliczył dwie wpadki we Wrocławiu i Częstochowie. Oba mecze torunianie przegrali kilkoma punktami. Wpadki pozostałych seniorów trudno w tej chwili wymienić. Dlatego można zaryzykować stwierdzenie, że nawet bez juniorów i Chrzanowskiego Apator/Adriana był w stanie zająć po rundzie zasadniczej jedno z czterech czołowych miejsc.

Po drugie trener
To smutne, że człowiek niezwykle zasłużony dla Apatora najpierw jako zawodnik, a potem jako trener, stał się dziś najmniej popularną wśród kibiców postacią w klubie. Nikt już nie pamięta o ubiegłorocznym triumfie, który w dużej mierze był zasługą Jana Ząbika. Niestety, pan Jan uczynił ze swej strony wiele, aby ta pamięć zanikła. Mętne zasady przy ustalaniu składu powodowały nerwowość nie tylko u zawodników, ale i kibiców. Trener swych decyzji nie potrafił w jasny sposób argumentować. W połowie sezonu przestał już całkowicie panować nad drużyną, czego efektem był ostry konflikt z najstarszym zawodnikiem Mirosławem Kowalikiem. Zdarzały się także błędy w prowadzeniu zespołu, choćby sławna (a raczej jej brak) rezerwa taktyczna w Gdańsku.
Niesprawiedliwe są jednak głosy kibiców nawołujących trenera do odejścia. Jego sytuacja w tym sezonie była szalenie trudna. Miał w zespole sześciu seniorów, których przewidzieć formę w danym meczu było praktycznie niemożliwe. Poza tym trudno przecenić w klubie rolę Ząbika, choćby biorąc pod uwagę doprowadzenie do sponsorskiej umowy z Adrianą. Może właściwym wyjściem na kolejny sezon byłoby pozostawienie Ząbikowi roli szkoleniowca i jednocześnie utworzenie stanowiska menedżera odpowiedzialnego za skład?

Po trzecie działacze
Ich wina jest chyba najmniejsza. Stabilność organizacyjna, finansowa - to decyduje o powodzeniu bądź klęsce działaczy. Za to się ich rozlicza. I torunianie w tej kwestii nie popełnili żadnego błędu. Włodarze klubu zrobili wszystko, by zawodnicy mieli dobre kontrakty i regularne wypłaty. I tak było, chyba żaden inny klub w Polsce nie stworzył swoim żużlowcom tak komfortowych warunków do pracy. Mimo sportowej klęski Apator/Adriana na pewno nadal będzie w ścisłej czołówce ligi pod względem wiarygodności i rzetelności.
Konto działaczy obciąża jedynie nieudany transfer Roberta Sawiny, choć rzeczywiście w zimie trudno było przewidzieć końcowy efekt tego kroku. Zastrzeżenia można mieć także co do wyboru drugiego obcokrajowca w środku sezonu, ale w przypadku zawodników drugiej linii zawsze jest to loteria. Niestety, nasz los w postaci Stefana Dannoe okazał się pusty.

Co dalej?
Z pewnością sytuacja Apatora/Adriany nie jest obecnie najlepsza, ale także nie jest dramatyczna. Nic raczej nie zagraża trzymanym żelazną ręką prezesa Karwana finansom klubu, który nadal ma oparcie w wypróbowanych sponsorach. Wydaje się jednak, że przed kolejnym sezonem niezbędne są zmiany kadrowe. Obecny skład skostniał i potrzebuje świeżej krwi. O zmianach się myśli, a pewni miejsca w drużynie mogą być jedynie Rickardsson, Bajerski i juniorzy. Jeśli działaczom wystarczy odwagi, aby sprowadzić jednego czy dwóch nowych zawodników, za rok miejsce w szyku toruńskiego speedway'a może być zupełnie inne.

Po zawodach powiedzieli:
Tomasz Bajerski
- zawodnik Apatora - Doskonale widać, kto w tym klubie przeciwko komu jedzie. Nie wiem czemu Wiesiek tak pojechał, to był wyścig o pietruszkę, a ja jechałem po prostu swoim torem. Bardzo chciałem powalczyć, w sobotę udanie pojechałem w turnieju w Ostrowie, ale w Lesznie dopadły mnie defekty sprzętowe. "Padły" mi dwa najlepsze silniki i doszło do tego, że w ostatnim starcie musiałem pożyczyć motor od Przemka Kłosa.

Tomasz Chrzanowski - zawodnik Apatora - Od samego początku nie mogłem "dostroić" swojego sprzętu do toru. Inna spawam, że na "lotnisku", jakim jest tor w Lesznie, zawsze ciężko mi się jeździło. Dziś moje motocykle były bardzo słabe. Przegrywałem już na starcie. Dwa punkty, które zdobyłem nie satysfakcjonują mnie.

Jan Ząbik - trener Apatora - Przegraliśmy zdecydowanie za wysoko. Defekty Bajerskiego i Kowalika, pogubione punkty przez Jagusia i Chrzanowskiego. Tu leży przyczyna porażki. Żużlowcy walczą o pieniądze i oni sami mówią, że sentymentów nie ma. Oczywiście, ja też uważam, że nie powinno dochodzić do takiej sytuacji, że zawodnicy jednej drużyny walczą między sobą o jeden punkt. Ale o tym decydują sami zawodnicy. Oni wyjeżdżają na tor i brama się za nimi zamyka

Wiesław Jaguś - zawodnik Apatora - Niestety, jestem w "dołku" od meczu z Włókniarzem. Jeszcze nie wiem, jak temu zapobiec. W Lesznie liczyłem na lepszy występ.

Marek Karwan  - prezes Apatora - Adriany Toruń
Ile Apator-Adriana straci, jeżdżąc w drugiej czwórce ekstraligi?
Marek Karwan: Trudno to przeliczyć na pieniądze. Już teraz na mecze ligowe przychodziło mniej kibiców, choć sprawa naszego awansu do play-off pozostawała otwarta. Myślę, albo raczej mam nadzieję, że kibice będą przychodzili na stadion w większej liczbie niż na ostatni mecz z Piłą. Klub nie zakończył życia i zawodnicy powinni czuć wsparcie fanów na dobre i na złe.
Stracicie zapewne nie tylko pieniądze, ale także wiele zaufania wśród kibiców.
- Trzeba jednak popatrzeć na cały proces naszej przegranej. Zostaliśmy ukarani limitem KSM, który całkowicie zawęził nam pole działania. Poza tym walczyliśmy do końca. Rywale nie odjechali nam w tabeli, a w sumie zabrakło nam zaledwie dwóch punktów. Proszę fanów, aby nie skreślali nas za szybko. Za rok też będzie sezon i zamierzamy walczyć o najwyższe laury.
Kibice zadają sobie teraz pytanie, jak zareagują sponsorzy klubu?
- Nie ma żadnej negatywnej reakcji.
Myśli Pan już o kolejnym sezonie?
- Oczywiście. Proszę mnie jedynie nie pytać o sprawy kadrowe, bo na to za wcześnie. Choć już w mediach czytałem, że Mirek Kowalik jest przymierzany do Startu Gniezno, więc te rozmowy także się już toczą. Mamy już wizję drużyny, ale musimy poczekać na rozstrzygnięcia regulaminowe. Bez zmian się chyba jednak nie obędzie.

Źródło Gazeta Wyborcza

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt